— Wcale nie wiadomo, kto go wynalazł pierwszy — wymamrotał bez przekonania Lin i utkwił wzrok w Kapitanie.
Kapitan wstał, podszedł do Atosa i dał mu kuksańca w brzuch.
— Brawo, Atos — powiedział. — A ja, głupi, myślałem, że się obijasz.
— Obijasz! — oburzył się Atos i szturchnął kapitana pod żebro. Przeprosiny przyjął.
— Hej, chłopaki! — oznajmił Kapitan. — Trzymać kurs na Atosa!
Astronauci, strzeżcie się legennych przyspieszeń. Uważajcie na zwierciadło. Pył znosi w lewo. Hurra!
— Hip, hip, hurra! — ryknęła załoga „Galaktykonu”.
Kapitan odwrócił się do Lina.
— Inżynierze pokładowy Lin, są jakieś pytania na temat geografii?
— Nie ma — zaraportował inżynier.
— A co mamy jeszcze na dzisiaj?
— Algebrę i warsztaty — powiedział Atos.
— Zgadza się! Dlatego zaczniemy od walki. Pierwsza para: Atos-Lin. A ty, Polly, trenuj przysiady, masz słabe nogi.
Atos zaczął się szykować do walki.
— Nie zapomnij schować materiałów — powiedział. — Wszystko porozrzucaliście, jeszcze nauczyciel zobaczy.
— Dobra, i tak jutro ruszamy.
Paul siadł na łóżku i odłożył książkę.
— Nie napisano, kto wynalazł oksyton.
— Al Jenkins — odparł Kapitan bez zastanowienia. — W siedemdziesiątym drugim.
Nauczyciel Tienin przyszedł do osiemnastki jak zawsze o godzinie szesnastej. W pokoju nie było nikogo, ale w łazience lała się woda, słychać było parskanie, chlapanie i triumfalne okrzyki: „Hip, hip, hurra!” Załoga „Galaktykonu” myła się po zajęciach w warsztatach.
Nauczyciel przeszedł się po pokoju. Wyglądało tu normalnie. Lin jak zwykle porozrzucał ubranie po całym pokoju. Jeden jego klapek stał na stole Atosa, udając jacht. Maszt miał z ołówka, żagiel ze skarpetki. To oczywiście robota Pola. Lin na pewno będzie gniewnie burczał: „Nie wyobrażaj sobie, że to takie dowcipne, Polly…” System przezroczystości ścian i sufitu rozregulowany… to sprawka Atosa. Pilot leżał przy wezgłowiu jego łóżka; jak się kładzie spać, bawi się nim. Leży i naciska, a w pokoju albo robi się zupełnie ciemno, albo pojawia się nocne niebo i księżyc nad parkiem. Zazwyczaj, jeśli Atosa nikt w porę nie powstrzyma, pilot się psuje. Dzisiejsze zadanie Atosa: naprawić system przezroczystości.
Na stole Lina jak zawsze bałagan; nic się na to nie poradzi. To jeden z tych przypadków, gdy zawodzą wszelkie pomysły pedagoga i bezsilna okazuje się dziecięca psychologia.
Z reguły wszystkie nowinki, jakie pojawiają się w pokoju, mają coś wspólnego z Kapitanem. Dzisiaj na jego stole leżą szkice, których wcześniej nie było. To coś nowego, trzeba będzie nad tym pomyśleć. Nauczyciel Tienin lubił wszelkiego rodzaju nowości. Usiadł za stołem Kapitana i zaczął oglądać szkice.
Spod prysznica dobiegały wesołe głosy:
— Dodaj no zimnej, Polly!
— Nie trzeba! Już i tak zimno! Przeziębię się!
— Trzymaj go, Lin, niech się hartuje!
— Atos, daj gąbkę…
— Gdzie jest mydło, chłopaki?
Ktoś z hukiem rąbnął o podłogę. Rozległo się:
— Który głupek rzucił mydło pod nogi?
Śmiech, okrzyki „hura”.
— Bardzo śmieszne! Jak zaraz strzelę…!
— No, no! Wciągnij manipulatory, ty…!
Nauczyciel przejrzał szkice i odłożył je na miejsce. Ciągle ta sama pasja, pomyślał. Teraz wzbogacacz tlenowy. Chłopcy na serio zainteresowali się Wenus. Wstał i zajrzał pod poduszkę Polly. Leżało tam Wprowadzenie do … porządnie zaczytane. Nauczyciel w zadumie przekartkował strony i odłożył książkę na miejsce. Nawet Paul, pomyślał. Dziwne.
Teraz zauważył, że na stole Lina nie ma bokserskich rękawic, które walały się tam niezmiennie przez ostatnie dwa lata. Nad łóżkiem Kapitana nie wisiała fotografia Gorbowskiego w skafandrze próżniowym, a stół Paula był pusty.
Nauczyciel Tienin wszystko zrozumiał. Zrozumiał, że chcą uciec i zrozumiał dokąd. Zrozumiał nawet, kiedy. Fotografii nie ma, czyli jest w plecaku Kapitana. Więc plecak już spakowany. To by znaczyło, że wyruszają jutro, wcześnie rano. Kapitan lubi robić wszystko porządnie i nigdy nie odkłada do jutra tego, co może zrobić dziś.
Plecak Paula pewnie jeszcze nie gotowy; Paul woli robić wszystko pojutrze. Czyli wybywają jutro, przez okno, żeby nie niepokoić dyżurnego. Bardzo nie lubią niepokoić dyżurnego. Zresztą, kto lubi?
Nauczyciel zajrzał pod łóżka. Plecak Kapitana był spakowany z godną podziwu starannością. Pod łóżkiem Paula walał się jego plecak. Sterczała z niego ulubiona koszula Paula — bez kołnierzyka, w czerwone paseczki. W ściennej szafie spoczywała spleciona ze znajomością rzeczy drabina z prześcieradeł — niewątpliwie dzieło Atosa.
Tak… Trzeba pomyśleć. Nauczyciel Tienin sposępniał, ale w chwilę potem poweselał.
Spod prysznica wypadł Paul w samych slipkach i na widok nauczyciela zrobił gwiazdę.
— Nieźle, Paul! — pochwalił Tienin. — Tylko nie zginaj nóg.
— Juhuu! — zawył Paul i zrobił gwiazdę w drugą stronę. — Nauczyciel, astronauci! Nauczyciel przyszedł!
Zawsze zapominał się przywitać.
Załoga „Galaktykonu” runęła do pokoju i ugrzęzła w drzwiach. Tienin patrzył na nich i myślał… nie, właśnie nie myślał. Zawsze bardzo ich lubił. Wszystkich. Wszystkich, których wychował i wypuścił w Wielki Świat. Było ich wielu, a najlepsi… cóż, zawsze ci ostatni.
Stali na baczność i patrzyli na niego tak, jak chciał. Prawie tak.
— Ka te te u es te ha de — zasygnalizował nauczyciel. To oznaczało: „Do załogi» Galaktykonu«. Widzę was. Nie ma pyłu na kursie?”
— Ta te ku u ze ce — odpowiedziała załoga.
Oni też widzieli go dobrze, pyłu na kursie prawie nie było.
— Ubierać się! — zakomenderował nauczyciel i popatrzył na swój zegarek.
Załoga w milczeniu rzuciła się do ubrań.
— Gdzie moja skarpetka?! — ryknął Lin i zobaczył jacht. — Nie wyobrażaj sobie, Polly, że to takie dowcipne — warknął.
Ubieranie trwało odrobinę ponad trzydzieści dziewięć sekund, ostatni był gotowy Lin.
– Świństwo, Polly — warczał. — Dowcipniś…!
Potem wszyscy usiedli jak popadło i Tienin oznajmił:
— Literatura, geografia, algebra, warsztaty. Zgadza się?
— I jeszcze odrobina wuefu — dodał Atos.
— Nie wątpię — rzekł nauczyciel. — To widać po twoim spuchniętym nosie. Właśnie, Paul nadal zgina nogi. Sasza, powinieneś mu pokazać.
— Jasne — powiedział Lin z zadowoleniem. — Ale on jest tępy, nauczycielu.
Paul zareagował natychmiast:
— Lepiej być tępym w kolanach niż tępym jak kolano…!
— Trzy z plusem — pokręcił głową nauczyciel. — Niezbyt poprawnie, ale myśl zrozumiała. Do trzydziestki może się nauczysz mówić dowcipy, Polly. Ale nawet wtedy ich nie nadużywaj.
— Postaram się — powiedział skromnie Paul.
Trzy z plusem — nieźle. Za to Lin siedzi czerwony i nadęty. Do wieczora wymyśli odpowiedź.
— Pomówmy o literaturze — zaproponował nauczyciel Tienin. Kapitanie Komow, jak się miewa twoje wypracowanie?
— Napisałem o Gorbowskim — powiedział Kapitan i sięgnął na swoje biurko.
— Cudowny temat, chłopcze! — powiedział nauczyciel. — Byłoby bardzo dobrze, gdybyś sobie z nim poradził.
— Wcale sobie z nim nie poradził — oznajmił Atos. — On uważa, że najważniejsze w Gorbowskim są jego umiejętności.
— A ty co sądzisz?
– Że śmiałość i odwaga.
— Raczej nie masz racji, nawigatorze — powiedział nauczyciel. — Śmiałych ludzi jest wielu, wśród astronautów nie ma tchórzy. Tchórze zwyczajnie wymierają. Ale Desantowcy, zwłaszcza tacy jak Gorbowski, zdarzają się rzadko. Możecie mi wierzyć, ja już to wiem, wy jeszcze nie. Ty też się dowiesz, nawigatorze. A co ty napisałeś?
Читать дальше