Oczywiście, nieźle byłoby za przykładem klasyka wodzić czytelnika rok, drugi za nos nie spiesząc się z zakończeniem tej historii — ale gdzie tam! Zapomni, pójdzie do kina. Tak więc nie ma rady: zaraz będzie chwytający za serce finał z udziałem bohaterskich pracowników milicji.
„Karaś lubi, żeby go dusić w śmietanie”. Wiedzą to wszyscy oprócz karasi. Nawet się ich nie pyta — nie tylko na okoliczność śmietany, lecz czy lubią one w ogóle być duszone.
Taka jest siła powszechnego przekonania.
K. Prutkow-inżynier
Myśl nr 12
W tym czasie Borys Czekan znajdował się w pobliżu, na bulwarze 250–lecia Akademii Nauk. Siedział na ławce pośród młodych, posadzonych dwa lata temu klonów, lip, wierzb, topoli — i walczył o swoje życie.
Wtedy w pokoju zasypiał z uczuciem skazańca, wiedząc, że się nie obudzi — gasł. Ale kiedy serce zaczęło wolniej bić i wpadać w arytmię zakłócającą przytomność, nie wiadomo skąd wychynęła złośliwa myśl: „Umrę… a potem okaże się, że wszystko jest nie tak: istnieje i życie, i jego sens, i co wtedy?” Prawdopodobnie uratowało go poczucie humoru, będące ponad logiką i powagą. Zebrał całą wolę, podniósł się z tapczanu: — Nie spać! Bronić się!
Nocne powietrze orzeźwiło go, dodało sił. Lecz mimo wszystko było źle. „Czyżby nawet to było zaprogramowane w moim biegu czasu: że będę się starał nie usnąć, wyjdę z domu? Przeznaczenie obejmuje wszystko… Ale dlaczego w tak skomplikowany sposób, jeśli wyrok jest oczywisty!”
W pobliżu akademika znajdował się kiosk, studenci i asystenci kupowali w nim papierosy i alkohol. Borys podszedł, zatrzymał się, sprzedawca wychodząc zasłonił papierem do pakowania półki, żeby nie kusić nocnych łazęgów — lecz on wiedział, co tam stoi. Na szybach kiosku znajdowały się czujniki sygnalizacji przeciwwłamaniowej. „Więc co? — rozważał Czekan. — Rozbić szybę cegłą, szybko wyżłopać butelkę wina i butelkę wódki — i zanim pojawi się milicja, będę już gotów. Noc w izbie wytrzeźwień albo w areszcie, nowe, odwracające uwagę wrażenia… tylko patrzeć, jak się prześpię i oprzytomnieję. I odejdę od fizyki? Przecież mnie z uczelni wywalą, jasna sprawa. Cóż, aby tylko ujść z życiem”.
Pod ścianą sąsiedniego bloku dostrzegł w świetle latarń kawałek cegły odpowiednich rozmiarów, ruszył ku niemu, lecz nagle wstrząsnął nim wstręt: „Czyżby to było wyjście? W odpowiedzi na argumenty najwznioślejszych myśli, aby zamienić się w chuligana, w pijane bydlę… i precz z problemami? Czy to jest lepsze od śmierci? Nie, niedoczekanie”.
Doszedł tak do końca bulwaru, siadł na ławce, zapalił. Dym z papierosa wił się, według Turajewa, zgodnie z przeznaczeniem, w słabym świetle lamp neonowych. Zgodnie z przeznaczeniem szeleściły wokół listowiem drzewa, owiewane znieruchomiałym w czwartym wymiarze wiaterkiem. Zgodnie z przeznaczeniem migotały gwiazdy.
„Jasna logicznie i niesprzeczna hipoteza: świat istnieje w czasie i przestrzeni. Nawet krócej: świat istnieje… przecież zachodzi jedna z dwóch możliwości: albo jest, albo go nie ma — tertium non datur. Lecz przecież istnieje?” Borys rozglądnął się: cztero— i ośmiopiętrowe budynki, asfalt na ulicy i chodnikach na bulwarze, trawniki, drzewa, słupy latarń, gwiazdy — wszystko znajdowało się na miejscu, istniało. Złocista pomarańcza księżyca powoli wytaczała się zza budynku krytego basenu. „A zatem skoro świat istnieje jako całość, to on jest. I to, co było, jest. I to, co istnieje, jest. I to, co będzie, jest. I to, co my wiemy o nim, i to, czego nie wiemy. Całość to jest całość, nie ma co zawracać sobie głowy… I to wszystko?”
Myśl ponownie zamierała i niknęła. Ciało stawało się ospałe. „Nie usnąć, nie usnąć — powtarzał sobie w myśli. — Lecz wcześniej czy później usnę z myślą o tym. Wiewiórka w bębnie wcześniej czy później straci siłę. Psychologiczny chwyt Hodży Nasreddina, który kazał garbusowi, żeby pod żadnym pozorem — jeśli pragnie wyzdrowieć — nie myślał o małpie z gołym zadkiem. I ten z całych sił starał się nie myśleć, nie wyobrażać sobie jej… Tak samo zapewne bronił się, usiłował przezwyciężyć tę myśl Stefan Chwoszcz, aż z powodu silnego napięcia pękły naczynia w mózgu”.
Borysa znowu przeniknęło chłodne logiczne przerażenie. Znów, jak wtedy w pokoju, wydało mu się, że ktoś dostępny tylko myślom, niewidzialny, osaczył go ze wszystkich stron, zawisł nad nim i spokojnie czeka na koniec.
W oddali pojawiło się drgające światełko reflektora. „Motocykl. Dynamika, która w istocie rzeczy jest czterowymiarową statyką.»Nie ma ruchu«— powiedział raz brodaty mędrzec… Motocykliście to dobrze, nie wie, że nie ma ruchu. Ma rację Turajew: co jest warta nasza nauka, jeśli paradoks Zenona do tej pory nie został obalony! Wymyślono motocykle, samoloty, rakiety…»Przecież widzimy, jak one się poruszają, postrzegamy, czujemy!«Lecz jeśli oczy postrzegają jedno, a myśli i wyobraźnia zupełnie coś innego — to co jest prawdą? Oczami i uszami postrzegamy szczegóły. Myślą — uogólnienia. Uogólnienie jest sumowaniem się szczegółów, zrównywaniem. Okazuje się więc, że nawet uznanie ruchu za fakt niczego nie zmienia: wszystkie ruchy i działania, cała krzątanina życia zostaje sprowadzona do zera, do nicości. W ogólnym rozrachunku ruch nie istnieje”.
Czekan odchylił się na oparcie ławki, czując zimny pot na czole. Wyjścia nie było.
Motocykl przejechał obok, zawrócił na skrzyżowaniu, wjechał na bulwar i teraz zbliżał się do Borysa świecąc z bliska reflektorem. „Patrol milicyjny — pomyślał. — Masz ci los!..” Nerwy napięły się: w powietrzu znowu wyraźnie zapachniało przeznaczeniem Turajewa nie hipotetycznie, lecz praktycznie; Czekan przypomniał sobie nawet jego ilustrację,zasady najmniejszego działania” — ruchu strumienia w korycie na przygotowanym dla niego terenie. Nawet godzina nie upłynęła, jak zamierzał się włamać do kiosku, upić się i zostać zabranym na milicję; gdyby to uczynił, to akurat teraz powinien na sygnał alarmu przyjechać po niego patrol. Lecz nie zrobił tego… a patrol tuż — tuż.
„No cóż, można bez kiosku — rozważał Borys. — Zaraz im podpadnę, oni mnie do przyczepy i na komisariat. Tam nastąpi ustalenie tożsamości, protokół, noc w celi w wyszukanym towarzystwie… Rozerwę się, zapomnę o tym problemie i ominie mnie ów puchar. Konieczne jest przezwyciężenie pierwszego wrażenia. Bodajże taka jest rzeczywiście moja kolej losu — czy z kioskiem, czy bez — los sam uchyla przede mną furtkę”.
Wysłanników losu w mundurach było dwóch. Zgasili motor, zsiedli, podeszli. Rozmowę zaczęli zwyczajnie:
— Czemu tu siedzisz?
Czekan już otworzył usta, żeby odpowiedzieć tym samym tonem: „A wam co do tego? Jedźcie sobie!” — i wszystko poszłoby jak po maśle. Lecz powstrzymała go pogarda dla samego siebie: „Tchórzysz zatem? Przed niebezpiecznymi myślami jesteś gotów czmychnąć w dowolną dziurę. Być może to właśnie jest nagrane na mojej magnetofonowej» taśmie — życiu«: zawsze uchylać się, wić się w owadzim lęku sprzeczności i wielkich prawd? Więc lepiej od razu!..” Borys w zamyśleniu patrzył na rosłego sierżanta. Ten wyglądał na niezadowolonego: pół nocy już kręcą się po mieście — i nic godnego uwagi. Wyczuwało się oczywisty zamiar: chociaż tego zabierzemy…..Nie, dziękuję, chłopcy, lecz z waszą pomocą tego zadania nie rozwiążę. Myśli może przeciwstawić się tylko myśl!”
Читать дальше