Borys przypomniał sobie, że tak właśnie brzmiał ostatni zapis Turajewa, i wewnętrznie zdrętwiał. Teraz on był Turajewem, który trzy noce temu szukał i nie znalazł wyjścia ze ślepego zaułka, do którego sam siebie wpędził myślą… nieboszczykiem Turajewem. Był teraz i Zagórskim, i Chwoszczem, przed którymi tak samo nocą, po przeczytaniu notatek profesora i rozmyślaniach logicznych otwarła się obezwładniająca duszę prawda, że ich życie to nie jest ich życie, ich jako osób mających zainteresowania, dążenia, sprawy, uczucia, ludzi łaknących szczęścia i wszystkiego, co stanowi treść życia — nie ma go i nie było. Nie było również martwego Zagórskiego i Chwoszcza. „Droga twoja jest zakończona…”
„Chwileczkę, ale dlaczego to z tej całej magmy, z bezosobowości wyróżnia się tak wyraźnie mgnienie Teraźniejszości? W niej są skoncentrowane niemal wszystkie nasze przeżycia… Tego Turajew za pomocą swojego» drzewa «nie wyjaśnił. Niedopracowanko. Tutaj… aha, tu pasowałby następujący model: życie to taśma magnetofonowa, na której już wszystko jest nagrane. Kiedy się ją odtwarza, ona»żyje«— żyje teraz, właśnie w tym miejscu, które przechodzi obok głowicy. To jest jej teraźniejszość, a tamto, co przewinęło się na lewą rolkę, jest» przeszłością«, to zaś, co na prawej —»przyszłością«. Taśma również może się uważać za samodzielną istotę (a może głowica?), która» wybiera «i» decyduje«, co dalej zabrzmi z głośników: słowa czy muzyka, a nawet jaka konkretnie… może uważać w samouwielbieniu, że melodie i ich piękne brzmienie ona sama» tworzy«, szumy zaś, zgrzyty, zniekształcenia są żywiołowe lub nawet, że są efektem czyichś intryg. A wszystko zostało nagrane na niej. Tak samo jak w nas, w naszym życiu? Mój Boże!”
Czekan usiadł, powiódł dłonią po twarzy. Okazuje się, że i on wniósł swój wkład do hipotezy Turajewa, chociaż starał się ją obalić. Ależ historia! „Czy pozostawić notatki po sobie?” Spróbował się roześmiać, lecz natychmiast zdławił w sobie niesamowicie brzmiący w ciemności pokoju niestosowny śmiech. Jeśli on rozmyśla o notatkach przedśmiertnych w stylu Turajewa, to już nie jest śmieszne. Oznacza to, że w głębi duszy już pogodził się z nieuchronnym zgonem.
I wydało się nagle Borysowi, że otaczający go mrok, podpowiedziawszy mu ostatni wniosek, teraz cierpliwie i chłodno czeka na koniec.
„O nie, poczekajcie! Ja nie jestem Zagórskim ani Chwoszczem, z pietyzmem chylącym głowę przed wielkim autorytetem! Po kiego diabła powinienem zgadzać się z tym idealnym światem geometrycznym, w który zostaliśmy wpisani w postaci linii — trajektorii w zastygłej materii?… Ach, ta wiara w formuły, ta cześć dla liczb, szkiełka i oka! (W zacietrzewieniu, z jakim Czekan kwestionował hipotezę, kryło się sporo histerycznego lęku). Z tych hipotez wynika, że sterczą ze mnie niby z jeża niewidoczne osie współrzędnych: na lewo — na prawo, do góry — na dół, do przodu — do tyłu i w przyszłość — z przeszłości. A co, jeśli oś przyszłości nie sterczy? Jeśli cała materia, całe istnienie narasta wraz ze mną w kierunku przyszłości? To bardzo proste!.. Chwileczkę: narasta. Oznacza to, że ma dokąd narastać. Czyli że przyszłość już istnieje — przyszłość materialna, jako że innych nie ma. Hm, tak…”
Znowu położył się, zarzucił ręce pod głowę.
„Ale jeśli świat nie jest czterowymiarowy? To przecież tylko my postrzegamy cztery wymiary, choć czwarty jest dla nas jak we mgle… Pięciowymiarowy! Wtedy to, co jest znieruchomiałe w naszych czterech, może swobodnie zmieniać się, rozwijać w piątym. Coś w tym jest! — Borys z ożywieniem oparł się na łokciu, lecz zaraz opadł. — Nic w tym nie ma. Wszystkie rozważania dotyczące pięcio—, sześcio— i w ogóle N—wymiarowego świata są dokładnie takie same jak i dla czterowymiarowego. I nawet dla trój— i dwuwymiarowego. Świat istnieje w pewnej ilości wymiarów — to znaczy że wszystko już w nim jest. Dokonało się. Świat istnieje i tym samym wszystko zostało powiedziane”.
Im bardziej zgłębiał Czekan hipotezę Turajewa (gdyż aby kwestionować, należy najpierw zrozumieć), tym bardziej grzązł w niej myślami, uczuciami i wyobraźnią. Jak mucha w smole. Jak łoś w bagnie, z każdym ruchem pogrążał się coraz głębiej. Wkrótce całkiem stracił siły, nie mógł więcej myśleć swobodnie, kategoriami wszechświata: w głowie pojawiał się to wizerunek czarnego, suchego, rozgałęzionego drzewa w szarej pustce, to znów obraz sieci z taśm magnetofonowych każda przesuwa się po swojej głowicy Teraźniejszości.,I po co dziś zawołałem tego Staszka? — pomyślał Borys z ospałym smutkiem. — E, bzdura: zawołałem Staszka! …Wszystko jest zapisane: moja materialna gałąź—trajektoria przetnie się dziś z trajektorią oznaczoną indeksem» S. Kołomyjec«, wymieni się z nią pewną informacją, a potem zacznie się nieodwracalny proces jej przyswojenia: wspomnienia, przemyślenia, kwestionowanie, uzupełnienia… Próbując obalić, tylko wzbogacił i rozwinął tę myśl — na swą zgubę. Czego ci jeszcze…”
Leżał czując, jak słabnące ciało stygnie, tężeje. Serce biło coraz wolniej. Oddech zamierał. Nie było więcej myśli; obudziło się w nim na moment uczucie litości do siebie samego, lecz i ono zaraz zostało wyparte:,I ta litość też jest zapisana…” Na suficie jak żółty miecz mignął odblask reflektorów samochodowych, za oknem zawarczał silnik. „I to jest zapisane: i samochód, i moje obserwacje jego świateł. I to, że o tym myślę, i nawet to, że myślę, że o tym myślę — i tak dalej, w kółko… Nie ma wyjścia. Rzeczywiście, jakiż to zły, bezmyślny żart — samooszustwo życia. Pora więc zdychać”. Ta ostatnia myśl była spokojna, zwyczajna, oczywista. „Twoja droga jest skończona. W Bogu spokój! Bóg ci da go, ukochany … Na nagrobku zresztą napiszą nie F. Berlaga, ale» B. Czekan «wraz z rokiem urodzenia i śmierci — lecz to też wszystko jedno”. Nie była to wesoła myśl…
Obecnie Borys znajdował się w tym przejściowym, między jawą a snem, stanie sennego zamroczenia, kiedy nasza aktywna „osobowość dzienna” stopniowo zanika, „nocna” zaś — osobowość śpiącej żywej istoty, przejawiająca się w snach — nie uformowała się jeszcze. Ten stan bezosobowości jest, jak wiadomo, najbardziej zbliżony do śmierci.
Staszek Kołomyjec biegł przez nocne miasto plącząc się w połach nie zapiętego płaszcza, szukał światełka taksówki. Było po drugiej w nocy, samochody nie jeździły, tramwaje i trolejbusy tym bardziej, więc to biegiem, to szybkim krokiem pokonywał przecznicę za przecznicą w kierunku miasteczka uniwersyteckiego.
…Wróciwszy do domu po spotkaniu z przyjacielem zamierzał się już położyć, lecz podniecony nie zakończoną sprawą przekartkował podręcznik kryminalistyki. I natknął się na rozdział Urazy psychiczne , wydrukowany petitem, jakim drukuje się fragmenty nieobowiązkowe do nauczenia się. Na uczelni i później Kołomyjec nieraz zamierzał go przeczytać, ale wciąż brakowało mu czasu. Ale teraz zainteresował się nim.
Autorzy rozdziału analizowali przypadki omdleń, napadów histerii i nawet pomieszania zmysłów wywołane nagłymi wiadomościami o nieszczęściach, które przytrafiły się bliskim poszkodowanego lub jego mieniu; rozważali też bardziej interesujące przypadki urazów lub chorób w wyniku sugestii: na przykład dotknięcie skóry wrażliwego człowieka końcem ołówka i uwaga, że jest to zapalony papieros, mogą spowodować, iż na tym miejscu pojawi się u niego ślad po oparzeniu. Autorzy nie pomijali też milczeniem i tych — na szczęście rzadkich — przypadków, kiedy efekt sugestii albo autosugestii doprowadzał do śmierci. („Proszę się tak nie martwić, proszę pani — powiedział młody lekarz starszej, nieufnej kobiecie, cierpiącej na dolegliwości wieńcowe — razem umrzemy, tego samego dnia”. Zdarzyło się tak, że właśnie ów lekarz miał ukrytą wadę serca i z powodu nagłego ataku zmarł podczas dyżuru. Tego dnia kobieta akurat przyszła po zwolnienie, lecz gdy tylko dowiedziała się o śmierci lekarza, umarła na miejscu.)
Читать дальше