— W czasie następnej obserwacji spróbujmy ich odnaleźć i dokonać zdjęć w różnych zakresach promieniowania.
— A więc wstępujesz do naszego zespołu! To dopiero ucieszy się Zina.
— Muszę w pełni sprawdzić swoją hipotezę.
— To już chyba nie jest hipoteza?
— Nie wiem. Stajemy wobec nowych zagadek, a więc rodzą się i nowe hipotezy.
— O czym myślisz?
— Toliman nie jest gwiazdą zmienną. Co się tam dzieje w jego wnętrzu i z jakiej przyczyny? A może nie tylko we wnętrzu. Neutrino biegnie stamtąd blisko 55 dni. Połowa tego czasu to właśnie cykl zakłóceń…
Przez chwilę panowała cisza. Słychać było tylko rytmiczne dzwonienie. To Zoe w zamyśleniu uderzała końcem trzymanego w palcach pisaka w stojącą na biurku szklankę.
Naraz odwróciła głowę, kierując obiektyw na Nyma.
— Wpadł mi do głowy nieco dziwaczny pomysł — rozpoczęła z wahaniem. — Może będziesz się śmiał ze mnie, bo tu chodzi o „kocią muzykę”.
Nym spojrzał na nią z niekłamanym zaciekawieniem.
Zanim jednak Zoe zdążyła wyjaśnić, co ma na myśli, rozległ się sygnał i na ścianie ukazała się twarz Rity.
— Przyjdźcie zaraz do centrali! Musimy się naradzić nad sytuacją. Sejsmografy na Urpie zanotowały znów trzęsienie ziemi. Właśnie tam, w okolicach bazy.
Nym bez słowa ruszył ku drzwiom, za nim Daisy.
W centrali radiotelewizyjnej na ekranie widoczna była zaczerwieniona od płaczu twarz Ziny.
— Nie wiemy już sami, co robić!… — odezwała się spostrzegłszy przybyłych. — Przed godziną wróciła trzecia sonda z aparaturą nadawczo-odbiorczą. Niestety, taśmy są czyste.
— Kiedy wysłaliście tę sondę? — Nym z trudem usiłował zachować spokój.
— Dziewiętnastego. Przebywała blisko dziewięć dni pod ziemią. Nastawiona była na głębokość przeszło dziesięciu kilometrów.
— Już 20 dni… — westchnęła Daisy. — Notatki Suzy z ostatniej iglicy wysłanej ze statku miały datę 9 kwietnia, a dziś jest już 28.
— Ognisko to samo? — spytał Nym.
— Niestety…
— Kiedy przylatuje Mary?
— Pojutrze rano. Przed chwilą nadałam jednak depeszę z prośbą, aby ze względu na sytuację przyśpieszyła swój przylot.
— Istotnie, sytuacja jest groźna, a środki bardzo ograniczone. Zęby choć udało się zlokalizować miejsce, gdzie znajduje się Dżdżownica.
— Ostatecznie w razie uszkodzenia statku można rozpocząć drążenie szybu ratunkowego.
— A jeśli statek uległ zagładzie? Jeśli przesuwające się w czasie trzęsienia ziemi warstwy skalne rozerwały Dżdżownicę? Zapanowało milczenie.
10 kwietnia sejsmografy w bazie na Urpie zarejestrowały płytkie trzęsienie ziemi. Tak się jakoś złożyło, że wcale nie zwrócono na nie uwagi. Jaro był w tym czasie na Sel, a Zina robiła z powietrza prześwietlające zdjęcia bazaltowej płyty. 11 kwietnia wyszła na powierzchnię ostatnia iglica wysłana z Dżdżownicy. Igor i Suzy donosili pod datą 9 kwietnia, że znajdują się na głębokości 8 kilometrów, w pobliżu większych zbiorników płynnej magmy. Następny meldunek miał nadejść trzynastego, ale jedno- czy dwudniowe spóźnienia zdarzały się dość często, więc brak meldunków nie wydawał się czymś groźnym. Po sześciu dniach zaczęto się niepokoić. Zina połączyła się z Mary, która przebywała na Temie. Uczona pocieszyła ją, że żyły magmowe mogą znacznie opóźnić powrót sond, poleciła jednak przestudiować sejsmogramy. Okazało się, że słabe trzęsienie ziemi zarejestrowano 18 kwietnia. Dalsze badania taśm wykazały, że również 10 kwietnia nastąpił poważny wstrząs, a słabsze powtarzały się przez kilka dni.
Natychmiast wysłano cztery specjalne sondy w okolice, gdzie w dniu 9 kwietnia przebywała Dżdżownica. Sondy te zaopatrzone były w urządzenia odbiorczo-nadawcze do automatycznego nawiązania łączności ze statkiem. Nadajnik nieustannie wysyłał wezwania radiowe i ultradźwiękowe, które powinna odebrać załoga statku, jeżeli znajdował się on w niedużej odległości od sondy. Odbiornik mógł zarejestrować na taśmie odpowiedź. Gdyby sondy nie odebrały sygnałów w ciągu pięciu dni od osiągnięcia wyznaczonej głębokości, same miały wrócić na powierzchnię.
Minęło znów kilka dni pełnych niepokoju. Igor i Suzy nie dawali znaku życia. Na wszystkie sposoby usiłowano sobie tłumaczyć przyczynę milczenia. Brak dalszych sond z Dżdżownicy dawał zarazem pewnego rodzaju gwarancję, że statek nie jest zniszczony. W razie katastrofy bowiem specjalne urządzenia wysyłały automatycznie trzy tak zwane sondy alarmowe. Raczej należało przypuszczać, jak sądziła Mary, że statek w wyniku trzęsienia ziemi znalazł się w niebezpiecznym położeniu i dopóki nie wygasną wstrząsy, Igor obawia się wysyłania sond.
Jednak minął drugi tydzień, a statek podziemny milczał. Wreszcie 27 kwietnia wyszły na powierzchnię dwie iglice, a 28 trzecia z aparatem nadawczo-od-biorczym, i okazało się, że nie można nawiązać łączności ani drogą radiową, ani też ultradźwiękową. Czyżby statek znajdował się daleko poza terenem objętym trzęsieniem ziemi? Dlaczego wobec tego nie wysyła sond? Jeśli zaś znajduje się jeszcze w rejonie objętym bezpośrednio wstrząsami, to czyżby miał uszkodzone aparaty nadawczo-odbiorcze? Może w tej chwili Igor i Suzy, śmiertelnie zagrożeni, bezskutecznie oczekują pomocy?
— Czy wysłałaś dalsze iglice? — przerwała milczenie Zoe. — Może trzeba zbadać większy teren?
— Już nie wiemy sami, co robić — rozległ się głos Brabca, który pojawił się na ekranie obok Ziny. — A jeśli nasze sondy wywołują te wstrząsy? Mary ma przylecieć dopiero 30 kwietnia, aby przejrzeć części Dżdżownicy II przed ich transportem z Sel na Temę. Trzeba by…
— Uwaga, sygnał! — zawołała Daisy wskazując na czerwoną lampkę, która zapłonęła nagle nad jednym z pulpitów centrali.
— To z Temy!
Rita pośpiesznie włączyła drugi ekran. Ukazała się na nim twarz Mary.
— Przed chwilą otrzymałam waszą depeszę — rozległ się głos uczonej. — Istotnie, sprawa wygląda poważniej, niż sądziłam. Wylatuję za pół godziny. Powinnam być u was nad ranem. Niech Jaro rozpocznie wysyłkę części Dżdżownicy II, ale nie na Temę, lecz na Urpę. Natychmiast przystąpcie do montażu. Trzeba będzie rozpocząć systematyczne poszukiwania. Boję się, że ulegli jakiemuś poważniejszemu wypadkowi.
Dokładna analiza sejsmogramów wskazywała, że ognisko wstrząsów znajduje się nie dalej niż w odległości kilometra od miejsca, z którego wysłana była ostatnia sonda Dżdżownicy. Po przybyciu na Urpę Mary natychmiast przystąpiła do montażu i wysłania specjalnych trzech sond automatów poszukiwawczych, których zadaniem było dotarcie do zaginionego statku. Każdą z tych sond zaopatrzono w specjalne fotoelektryczne „oczy”, automaty kierownicze zaś trzymały tę podziemną „torpedę” na kursie wyznaczonym śladem pokruszonych skał, pozostawionych przez sondę wysłaną ze statku 9 kwietnia. W ten sposób sonda poszukiwawcza powinna dotrzeć do szlaku, którym posuwała się Dżdżownica, a następnie podążyć jej śladem. Po zetknięciu się z powierzchnią statku sonda miała zmienić położenie i skierować się pionowo w górę, wyznaczając w ten sposób miejsce przypuszczalnej katastrofy.
Minął jednak tydzień, a żadna z trzech sond nie powróciła na powierzchnię, mimo iż nastawione były na maksymalną prędkość. Wyjaśnienie mogło być tylko jedno: ślad urywał się w jakimś zbiorniku płynnej magmy. Żyła magmowa mogła być niezbyt gruba i istniało prawdopodobieństwo odnalezienia dalszej drogi, tu jednak automat już nie wystarczał. Co prawda, można było wyprodukować bardziej uniwersalny przyrząd, a nawet rozpocząć budowę specjalnej linii przesyłowej do kierowania sondą, ale odwlekłoby to poszukiwania o parę tygodni, co uznano za zbyt ryzykowne. Mary liczyła się zresztą od początku z koniecznością wysłania na pomoc drugiego statku podziemnego, nawet gdyby sondy odnalazły miejsce katastrofy. Wszak budowa szybu ratowniczego na głębokość 8—10 kilometrów zajęłaby kilkakrotnie więcej czasu niż wysłanie nowej Dżdżownicy. Dlatego polecono Brabcowi, by zgromadził na Urpie elementy Dżdżownicy II, przygotowane do wysyłki na Temę, i natychmiast przystąpiono do montowania statku podziemnego.
Читать дальше