Suzy nie zdradzała się ze swymi uczuciami. Była jak przedtem czynna i pozornie wesoła. W dalszym ciągu żywo dyskutowała z Władem nad problemami badawczymi. Niestety, dyskusje te często — najczęściej z jego winy — przeradzały się w kłótnie, które już niewiele miały wspólnego ze sporami naukowymi.
Kiedyś, wyskakując po takiej „wymianie zdań” z laboratorium, wpadł na mnie.
— Znów posprzeczałeś się z Suzy? — zapytałam z dezaprobatą. Wład skinął głową nie patrząc mi w oczy.
— O co wam poszło?
— Ach… ciągle ma jakieś pretensje…
— Nie wiem, o co Suzy chodziło — uśmiechnęłam się. — Ale przypuszczam, że miała rację.
Nie zareagował na zaczepkę.
— Dlaczego dawniej chętnie przyjmowałeś uwagi Suzy, a dziś?… — podjęłam po chwili.
— Zrobiła się nieznośna.
— To ci się tylko zdaje. A poza tym, jeśli będziesz dalej tak z nią postępował, to doprowadzisz do tego, że się ostatecznie na ciebie pogniewa i…
— Nic mnie ona nie obchodzi! — przerwał opryskliwie Wład.
— Chciałam ci jeszcze powiedzieć — zmieniłam pozornie temat — że Andrzej namawia Suzy, aby poleciała w zespole Argo badać giganty. I nie tylko giganty. Igor wystąpił z projektem powołania oddzielnego zespołu do zajęcia się planetoidami. Chce, aby Suzy z nim poleciała.
— No i? — poruszył się niespokojnie.
— Decyzja zależy od samej Suzy… Wydął lekceważąco wargi:
— Nic mnie to nie obchodzi. A zresztą, dokąd ja polecę, tam na pewno poleci i Suzy. Już ja…
Urwał nagle widząc, że daję mu dyskretne znaki, aby zamilkł. Odwrócił głowę i w uchylonych drzwiach laboratorium dostrzegł Suzy. Nie wiem, czy usłyszała jego głupią, bezsensowną przechwałkę. Twarz jej wydawała się obojętna-i spokojna.
W ciągu następnych dni rozmowy między Suzy i Władem ograniczały się tylko do koniecznej wymiany uwag w pracy zawodowej. Zauważyłam jednak, że Wład rzadziej zachodzi do obserwatorium i jakby unika Zoe.
Trzy dni przed startem Bolidu Mary zwołała całodzienną naradę zespołu. Uczestniczyli w niej również Andrzej, Igor i Nym.
Zgodnie z ustalonym harmonogramem prace badawcze mieliśmy rozpocząć od Nokty — najdalszej planety Układu Proximy. Glob ten, przypominający nieco ziemski Księżyc, o masie sto razy mniejszej od masy Ziemi, obiega Proximę w ciągu blisko 83 lat po dość wydłużonej orbicie. Nokta nie jest, w przeciwieństwie do innych planet, pokryta lodem, co znacznie ułatwia przeprowadzanie badań. /
Nim jednak przystąpiliśmy do szczegółowego omawiania programu, Andrzej wprowadził dodatkowy punkt obrad: zmiany w składzie ekip.
Spojrzałam na W^ada. Patrzył z niepokojem na Suzy, która siedziała naprzeciw niego. Andrzej referował wniosek podjęty już poprzednio na zebranii.i kierowników zespołów.
— Tak więc Igor postanowił zająć się przez najbliższe cztery miesiące badaniem planetoid. Ponieważ w ten sposób powołujemy jeszcze jeden zespół, zwróciliśmy się do Suzy, by zrezygnowała z udziału w wyprawie Bolidu i poleciała z Igorem i Czin, tworząc we troje dodatkową grupę badawczą zespołu Argo. Udział Suzy byłby wskazany, gdyż w grupie tej brakuje fizyka specjalisty. Otóż Suzy wyraziła zgodę na tę zmianę.
— Ale przecież oznacza to zdekompletowanie naszej ekipy — nie wytrzymał Wład. — Miały być trzy podzespoły dwuosobowe, a tak… Krawczyk uniósł rękę.
— Jeszcze nie skończyłem. Otóż Suzy wystąpiła ze słuszną uwagą, że w zespole Bolidu brak lekarza. Zoe już trzeci rok studiuje medycynę i w ograniczonym zakresie może pełnić tę funkcję. Ponadto uzupełni swą wiedzę astronomiczną pod kierunkiem Deana. Dziś rano rozmawiałem z Zoe. Bardzo chętnie weźmie udział w wyprawie Bolidu. Nie ma więc w zasadzie żadnych przeszkód. Nie było sprzeciwu i Andrzej poprosił Zoe na salę obrad. Widocznie dziewczyna oczekiwała niecierpliwie na wezwanie, bo zjawiła się natychmiast, witana serdecznymi spojrzeniami. Twarz jej płonęła radością.
— Nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że mogę lecieć z wami — mówiła z przejęciem, sadowiąc się obok mnie. — Co prawda żal mi Temy, ale przecież zdążę jeszcze i tam polecieć. Tylko jedna prośba: pozwólcie mi zabrać Ro!
— Pozwalamy — uśmiechnęła się Mary.
Radość dziewczyny wniosła jakiś świeży, ciepły powiew w nieco napiętą atmosferę narady. Nawet Suzy, którą chyba wiele kosztowała powzięta ostatnio decyzja, uśmiechnęła się na widok egzaltacji Zoe.
Tylko Kalina siedział ponury i milczący. Wreszcie podniósł się z fotela i podszedł do Mary, która spojrzała na jego przybladłą twarz i spytała:
— Co ci jest, Wład?
— Nic. Chciałem cię tylko zapytać, kiedy podjęliście decyzję w sprawie zmian w ekipach.
— Trzy dni temu.
— Taak? I Suzy zgodziła się od razu?
— Oczywiście. Pytaliśmy ją zresztą już wcześniej, na dwa dni przed podjęciem decyzji.
— Czy… Czy Suzy zgodziła się chętnie?
Kalina zapytał tak cicho, że Mary z trudem dosłyszała. Podniosła na niego swe szafirowe oczy.
— Oj, Wład, Wład… — powiedziała z westchnieniem.
W przededniu naszego odlotu zorganizowaliśmy wieczór pożegnalny. Zabawa odbywała się w jednym z pawilonów, mającym w przyszłości stanowić składnicę materiałów zabieranych na Ziemię. Dzięki teleekranom skonstruowanym przez Zinę kulista czasza sufitu przeobraziła się w gwiaździste niebo: najprawdziwsze niebo — takie właśnie, jakie z okolic bazy przedstawia się oczom na wolnej przestrzeni.

Rysunek 4. Orbity Urpy i Sel
Wysoko pośród niejednolicie czarnego tła sufitu wisiał nieruchomo ogromny sierp Urpy. Chylący się ku zachodowi duży, czerwony krąg, w który trudno patrzeć — to Proxima. Na północo-wschodzie jaśniały dwie gwiazdy Toli-mana.
— Szkoda, że nie widać Słońca — powiedział do mnie Dean. — Tak lubię patrzeć w jego złotożółty punkcik.
— Aż trudno uwierzyć, że oglądane z Ziemi jest półtora rażą większe od naszej Proximy — zwróciłam się do siedzącego przy naszym stoliku Włada. — Podobno świeci tak jaskrawo w pogodny dzień, że w ogóle nie można na nie spojrzeć. Czy to prawda?
— Tak — skinął głową, nie patrząc na mnie. Błądził niespokojnym wzrokiem po sali, gdzie tańczyło kilka par, to znów po usianym gwiazdami suficie.
Nastrój Włada udzielił się także i mnie. Chwilami wydawało mi się, że Kalina na kogoś czeka, to znów, że czegoś nasłuchuje. Wówczas i ja odruchowo wytężałam słuch. Lecz na razie tylko z niedużego instrumentu zwanego synorpanem Allan wydobywał dźwięki jakiejś starej, ale pięknej melodii.
Opustoszałe miejsce przy synorpanie zajęła Mary. Popłynęły dźwięki walca. Przede mną stanął Dean. Ujął mnie za ręce i powiódł na środek sali. Przyzwyczajeni do niewielkiego ciążenia na górnych poziomach Celestii dawaliśmy sobie nieźle radę z wirową formą tańca, niełatwą na tak małym globie jak Sel. Nasz taniec bardziej zresztą przypominał pląsy płetwonurków w wielkim basenie niż piruety w sali balowej.
Umilkły ostatnie takty walca. Mary podjęła nowy temat. Usiedliśmy. Kalina trwał w zamyśleniu, jak gdyby nie zauważając otoczenia.
Zoe występowała na zakończenie wieczoru z solowym popisem. Miała niezwykle proporcjonalną budowę ciała i zachwycała płynnością ruchów. Oświetlona blaskiem reflektorów jej postać mieniła się teraz barwami tęczy, wznosząc się w tańcu aż pod gwiaździsty sufit.
Читать дальше