Sel obiega Urpę w czasie równym swemu obrotowi wokół osi i stąd, podobnie jak ziemski Księżyc, odwraca się do niej tylko jedną stroną. Ponieważ właśnie po tej stronie założyliśmy bazę, Urpa świeci tu nam stale niemal w zenicie, zmieniając tylko fazy. Jest ona tak blisko, że bez trudu gołym okiem można podziwiać olbrzymie płyty lodowców, morza, a nawet większe jeziora ciekłych gazów — tlenu i azotu.
Obserwuję też często maleńki cień Sel, jak wędruje po powierzchni planety.
Znacznie bardziej od lodowatej Urpy interesuje mnie jednak Tema, gdzie stwierdziliśmy niezbicie istnienie oaz roślinności, i to bogatej. Niestety, na razie możemy podziwiać Temę z daleka, jako jasną wieczorną lub poranną gwiazdę.
Moja praca ogranicza się do sporządzania dokładnych map naszego księżyca. Średnica Sel jest nieduża — wynosi około 200 kilometrów. Powierzchnia wykazuje na każdym kroku ślady gwałtownego krzepnięcia oraz uderzeń meteorytów. Temperatura waha się tu od minus 180 °C do minus 250 °C. W okolicach bazy jest jednak cieplej na skutek pracy naszych przetwórni, a zwłaszcza zespołu surowcowego.
W drugim tygodniu pobytu na Sel zakończyłam sporządzanie map. Teraz przede wszystkim uczę się. Wszyscy zresztą poświęcamy niemal cały wolny czas na pogłębianie naszych wiadomości.
47
W ciągu stu trzydziestu lat naszej podróży nauka, technika i kultura na Ziemi zrobiły kolosalny skok naprzód. Kiedyś poziom Astrobolidu wydawał się dla Celestian nieosiągalną wyżyną wiedzy ludzkiej. Dziś nasz Astrobolid jest w oczach ludzi zamieszkujących Ziemię zabytkiem muzealnym.
Weźmy jako przykład choćby uniwerproduktory. Nawet Brabec i Sokolski tylko ogólnie orientują się w konstrukcji tych nowych automatów produkcyjnych. Otrzymaliśmy z Ziemi całkowicie opracowane plany (a ściślej — instrukcje) dla naszych starych „uniwerów” i budowa nowych odbyła się niemal zupełnie bez udziału konstruktorów. Zadania ich ograniczyły się wyłącznie do wyznaczenia miejsca bazy i przekazywania ogólnych instrukcji. Nawet dostosowania urządzeń do warunków terenowych dokonały automaty.
— Musimy się teraz wiele uczyć od naszych maszyn — śmiał się Wiktor, gdy pytałam go, jak sobie da radę z nową techniką. — Gdyby nie nasz niski poziom fachowy, moglibyśmy ruszyć na podbój Układu Proximy przynajmniej o miesiąc wcześniej.
Nie mniej od działania nowych automatów zadziwia mnie ogromne tempo odrabiania zapóźnień naukowo-technicznych przez mych towarzyszy. Nie mówię już o Andrzeju, Mary lub Igorze, ale weźmy taką Suzy czy Zinę. Chwilami ogarnia mnie strach, że chyba nigdy nie potrafię ich dogonić. A przecież i moja wiedza rozszerza się z każdym dniem niepomiernie. Może przyczyną jest to, że, jak dotąd, nie potrafię zdecydować się w wyborze specjalności naukowej.
Na naszą przymusową jednostronność narzekają często Mary i Igor, gdy po kolacji dyskutujemy nad najnowszymi osiągnięciami nauki i kultury XXVI wieku. Twierdzą, że nawet jeśli w ciągu kilku najbliższych lat zdołamy uzupełnić wiedzę fachową i ogólną, wątpliwe jest, czy potrafimy wczuć się w pełni w atmosferę epoki, i dopiero po powrocie na Ziemię będziemy musieli uczyć się tam żyć.
To mówią oni, dzieci Ziemi, ludzie XXV wieku, a cóż dopiero myśleć o mnie i Deanie — Celestianach.
Sel, marzec — maj 2535
Na skalistym wzgórzu, otoczonym ze wszystkich stron zabudowaniami centralnej bazy, wznosi się w niebo wysmukła, metalowa wieża, zakończona przezroczystą kulą. W kuli tej, podobnej z daleka do bańki mydlanej lub choinkowego cacka, spędzają codziennie długie godziny astrofizycy i planetolodzy wyprawy. Toczą się tam też nieustannie dyskusje i spory wokół coraz bardziej zaskakujących wyników obserwacji i obliczeń dotyczących ruchu planet i planetoid tworzących Układ Proximy. Rzuciły już one nie tylko nowe światło na pochodzenie planetoid, ale także postawiły szereg niepokojących znaków zapytania nad przyszłością układu planetarnego.
W Układzie Proxi” my krąży bardzo wiele planetoid. Orbity wykazują duży rozrzut. Z analizy ruchu kilkuset większych planetoid zdaje się wynikać, iż około 1980 lat temu doszło do rozpadu globu, którego szczątki krążą teraz wokół Proximy. Ale obliczenia wskazują nie na jedno, lecz na trzy miejsca katastrofy i to właśnie jest przedmiotem sporu. Jedno z tych miejsc zlokalizowano w pobliżu orbity Nokty, drugie w okolicach orbity Urpy, trzecie — w bardzo małej odległości od orbity Primy. Sprawa jest wyjątkowo tajemnicza.
Co więcej, nie brak dowodów, że Układ Proximy jest niestabilny. Nie chodzi tylko o oddziaływanie grawitacyjne Primy (blisko dwa razy masywniejszej od Jowisza) na Urpę i Frigidę. Nokta w swej wędrówce przecina orbitę Umbry, i to prawie w tej samej płaszczyźnie. Możliwe jest zderzenie tych dwóch planet po 164 obiegach Umbry, to znaczy — za około 8155 lat obie planety znajdą się w niebezpiecznej odległości od siebie. Te wyniki obliczeń są bezsporne.
Wyliczono również wstecz moment, kiedy planety te znajdowały się w pozycji grożącej zderzeniem, bądź poważną perturbacją. Chodzi o granicę czasu, w ciągu którego Nokta i Umbra krążą po swych obecnych orbitach. Okazało się;
że około 4040 lat temu był taki moment. Istnieje jednak i drugi, bardziej dyskusyjny dowód braku stabilności Układu Prosimy. Tema w punkcie podgwiezd-nym dochodzi niemal do granicy Roche'a [14] W 1848 r. francuski astronom E. Roche wykazał, że istnieje „strefa zakazana” wokół każdej planety. Jeśli w strefie tej znajduje się większy księżyc, zostanie on rozerwany wskutek wydatnej nierównomierności oddziaływania sil przypływowych. Przy jednakowych gęstościach obu ciał kosmicznych — granica Roche'a wynosi 2,45 promienia planety.
i muszą tam działać ogromne siły przypływowe. Trudno sobie wyobrazić, aby Tema krążyła po takiej orbicie przez miliony lat. Powinna się albo oddalić od Proximy, albo ulec katastrofie Andrzej wysunął obiekcję, czy można w tych warunkach lądować na Temie. Ostateczna decyzja ma zapaść po przeprowadzeniu dokładniejszych obliczeń.
Te pasjonujące wszystkich zagadnienia sprawiały, że obserwatorium stało się w tym czasie pracownią najczęściej odwiedzaną przez członków innych zespołów badawczych. Stałym gościem była tam także Zoe. Magnes stanowiło nie tylko zainteresowanie toczonymi tam dyskusjami, lecz również chęć pogłębienia wiadomości z dziedziny astronomii, niezbędnych z praktycznych względów każdemu uczestnikowi ekspedycji.
Ostatnio niemal codziennie zaglądał do obserwatorium Kalina. Nym śmiał się, że Wład bywa tam głównie po to, aby przeszkadzać Zoe w nauce. W rzeczywistości ciągnęło go do wieży coś znacznie poważniejszego niż chęć spotkani?. dziewczyny. W drugim miesiącu po wylądowaniu Astrobolidu na powierzchni Sel Nym dokonał odkrycia, które na długie tygodnie wprowadziło Włada w stan podniecenia.
Tego pamiętnego wieczoru, gdy zasiedliśmy jak zwykle wszyscy razem do kolacji, Wład zjawił się ostatni. Zdarzało mu się to zresztą dość często — kiedy przejął się jakąś pracą, zapominał o całym świecie. Wszedłszy do jadalni, nie zwrócił w pierwszej chwili uwagi, iż zebrani spoglądają na niego jakoś zagadkowo. Usiadł, sięgnął po napój i naraz ręka jego zatrzymała się w pół drogi,
Przed nim, oparta o szklankę, stała fotografia przedstawiająca w powiększeniu barwny obraz widma jakiejś smugi gazu. Władowi krew napłynęła do twarzy.
— Co to? — zapytał zmienionym głosem.
— Meteor węglowy — odrzekł Nym z błyskiem w oczach. Kalina pochwycił łapczywie zdjęcie, zerwał się z krzesła i podbiegł do astrofizyka.
Читать дальше