Дмитрий Биленкин - Kroki w nieznane - 1970
Здесь есть возможность читать онлайн «Дмитрий Биленкин - Kroki w nieznane - 1970» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1970, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Kroki w nieznane - 1970
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1970
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Kroki w nieznane - 1970: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kroki w nieznane - 1970»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Kroki w nieznane - 1970 — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kroki w nieznane - 1970», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
A skoro pierwsze stadium nie pomaga, zaczyna się stadium drugie. Polega ono na stworzeniu takiej sytuacji, w której drzewo i jego wróg zlewają się w jeden organizm, żyjący jednym życiem. Drzewo i jego wróg muszą moknąć na tym samym deszczu, oddychać tym samym wiatrem, przykrywać się tym samym niebem. Jeśli ktoś uderzy w drzewo — zaboli to i drzewo, i jego wroga. Kłamliwa czy zła myśl wroga jak sygnał wielkiego niebezpieczeństwa wywołuje natychmiast ból, który odczuwa drzewo, i co za tym idzie, jego wróg.
„Ale dlaczego to właśnie ja?” — myśli niekiedy inżynier Machorkin w momentach, gdy przelatuje wielkie stado ptaków. Drzewo wówczas staje się czujne, związki łączące je z człowiekiem ulegają osłabieniu — jestem najzwyklejszym obywatelem, niczego nadzwyczajnego nie dokonałem. Podskakiwałem, to prawda, rozpychałem się łokciami, gardłowałem o nieistniejących wynalazkach. Przytwierdziłem do drzwi mosiężną tabliczkę: „Inżynier Machorkin, wynalazca. Konsultacje z dziedziny konstruowania urządzeń o całkowicie nowych zasadach działania w soboty od 9.00 do 12.00”. A kiedy przyszedł do mnie ten chłopak, to cudowne dziecko, i przejęty zaproponował wykorzystanie przekształceń obrotowych pola magnetycznego do napędzania dźwigów wysięgnikowych, napinałem mu na karteczce: „PV=GRT”. Długo łamał sobie nad tym głowę, nie podejrzewając, że jest to elementarny wzór termotechniczny i przy przypadkowych spotkaniach patrzył na mnie z jeszcze większym szacunkiem uniż przedtem. Ale nie sadza się przecież za małostkowość; za to, że człowiek chciałby się wydawać kimś lepszym, niż jest w gruncie rzeczy, kimś, kim chciał zostać, ale kim nie został, także nie karze się więzieniem. A ja siedzę niewinnie. Sąd by mnie nie skazał, moraliści niewiele mieliby mi do zarzucenia, takich jak ja jest wielu. „Ale cierpię właśnie ja”.
Ptaki odlatują, dzieci idą spać, dobroduszni dorośli wracają ze spaceru do domów. Drzewo jest spokojne. Inżynier Machorkin śpi. Nic mu się jednak nie śni. Drzewo czuwa i człowiek nie snuje własnych snów, tylko doznaje tych wrażeń, których doznaje drzewo.
Jest to drugie stadium. A jesienią, kiedy liście opadną, funkcje życiowe drzewa zostaną przyhamowane, zasoby energetyczne okażą się wystarczające tylko dla organizmu podstawowego, człowiek stanie się niepotrzebnym obciążeniem i, przeobrażony, będzie wreszcie mógł odejść.
Przez całe życie inżynier Machorkin marzył o dokonaniu odkrycia naukowego. Postanowił, że jeśli mu się to nie uda, to w każdym razie zrobi wszystko, aby udawać, że go dokonał. Ale oto jego odkrycie — wielkie odkrycie, co się zowie — zostało dokonane, a on, inżynier Machorkin nie kwapi się z ogłoszeniem go, nie marzy o zajęciu miejsca w prezydium. Uważa, że za wcześnie jeszcze rozgłaszać, jakie są słabe miejsca przyrody. Mogą się bowiem znaleźć tacy, którzy wymyślą coś w rodzaju maski gazowej zabezpieczającej przed promieniowaniem dobroci. Niechże te drzewa zostaną zasadzone wszędzie tam, gdzie żyją ludzie, niechże uczeni badają je stosując swoje normalne metody. Niczego się nie dowiedzą! Inżynier Machorkin zaś to wszystko ogłosi, kiedy odzyska wolność i upewni się ostatecznie, że został przeobrażony.
Inżynier Machorkin siedzi za wysokim drewnianym parkanem z ciemniejących powoli desek i lewą ręką zapisuje w brulionie swoje spostrzeżenia. Dotyczą one najrozmaitszych mało istotnych wydarzeń. Wygląda na to, że drzewo darzy go zaufaniem — w każdym razie inżynier nie odczuwa już tych nieustannych, to słabszych, to mocniejszych wyładowań. Tylko z rzadka w nowym inżynierze dochodzi do głosu stary Machorkin, podnosi głowę, chichocze. Cieszy się ze złośliwą satysfakcją, uszczęśliwia go to, że inżynier Machorkin raz jeszcze okazał się mądrzejszy od wszystkich. Przecież za to, że sobie tu najspokojniej w świecie siedzi, za to, że będzie mógł złożyć swój podpis pod komunikatem o jednym z najdonioślejszych odkryć naukowych wypłacą mu jeszcze w dodatku zasiłek chorobowy. Ale ta radość nie trwa nigdy dłużej niż trzy minuty. Drzewo czuwa — sinusoida bólu przenika ciało inżyniera Machorkina. Inżynier dygoce i natychmiast przestawia się na rozmyślania o występach wielkiej orkiestry symfonicznej Filharmonii z Bostonu.
Przełożyła Irena Lewandowska
III. Fakty, hipotezy, zagadki
Józef Szkłowski
Cłowiek, Ziemia, Kosmos
Uważa się powszechnie, że przewidywanie przyszłości jest wyłączną domeną pisarzy-fantastów. Ale ich wyobraźnia nie zawsze mieści się w ścisłych rygorach naukowej logiki. Zresztą sam rodzaj uprawianej przez nich literatury zwalnia od odpowiedzialności za prawidłowość ukazywanych wizji.
Dzisiaj jednak coraz częściej przepowiadaniem dróg rozwojowych ludzkości zaczynają się zajmować uczeni. Oddajemy głos znanemu radzieckiemu astrofizykowi, członkowi-korespondentowi Akademii Nauk ZSRR, Józefowi Szkłowskiemu.
Na początku wieku XIX angielski duchowny Thomas Robert Malthus stworzył teorię głoszącą, że ludność Ziemi rośnie w postępie geometrycznym (1:2:4:8:16:32 itd.), zaś produkcja dóbr materialnych — w postępie arytmetycznym (1:2: 3:4:5 itd.). Malthus utrzymywał dalej, że wobec tego nieuniknione jest postępujące zubożenie ludzkości i że głód, choroby, wojny i inne klęski zmniejszające liczbę mieszkańców Ziemi należy uznać za błogosławieństwo boskie.
Malthus wyliczył, że ludność Anglii podwajając się co 25 lat osiągnie w roku 1950 siedemset cztery miliony osób, zaś wyżywić w tym czasie będzie można zaledwie 77 milionów ludzi. W rzeczywistości liczba angielskich poddanych zwiększyła się w owym czasie tylko do 51 milionów odżywiających się przeciętnie lepiej niż 11 milionów ich przodków żyjących 150 lat wcześniej.
Oczywiście „nie samym chlebem człowiek żyje”. Na pojęcie poziomu życiowego składa się wiele innych czynników. Jak należy je łącznie ocenić?
Można dla porównania posłużyć się poziomem rozwoju energetyki. Bez zużycia bowiem energii nie do pomyślenia jest zarówno produkcja żywności i wyrób odzieży, jak i budowa mieszkań, ogrzewanie ich i oświetlanie, i wreszcie panowanie człowieka nad żywiołami. Badając sprawę pod tym kątem przekonamy się, że poczynając od końca wieku XVIII do naszych dni produkcja energii zawsze wyprzedzała wzrost liczby mieszkańców globu. Innymi słowy, ten przykładowo wybrany „wskaźnik dobrobytu” wbrew pesymistycznym proroctwom Malthusa nieustannie się podnosił.
Ale czy tak będzie się dziać również i w przyszłości?
Obecnie ludność Ziemi zwiększa się średnio o 2 % rocznie. Zdaniem fachowców z ONZ za 35 lat (około roku 2000) ludność ta się podwoi i przekroczy liczbę 6 miliardów osób. A tymczasem zasoby energetyczne planety mają swoje granice i w niektórych okolicach mogą się wyczerpać już za jakieś 15–20 lat.
Co prawda energetykę może uratować paliwo jądrowe. Bądźmy optymistami i załóżmy, że uda się rozwiązać wyjątkowo złożony problem kontrolowanej reakcji termojądrowej (synteza lekkich pierwiastków z wodoru i jego izotopów). Wówczas surowiec energetyczny będziemy czerpać ze zwykłej wody, a przecież mamy jej na Ziemi pod dostatkiem, całe oceany.
Ale…
Łączna moc reaktorów jądrowych też nie może przekroczyć określonego pułapu. Laureat nagrody Nobla Mikołaj Siemionow, wiceprzewodniczący Akademii Nauk ZSRR, uważa, iż ten pułap wyznaczony jest niebezpieczeństwem przegrzania powierzchni Ziemi i otaczającej ją atmosfery.
Gdyby ciepło wydzielane przy spalaniu paliwa jądrowego osiągnęło wielkość 10 % energii promienistej Słońca padającej na naszą planetę, to taki skromny pozornie dodatek do strumieni kosmicznego ciepła wywoła powszechną zmianę klimatu. Średnia temperatura na Ziemi wzrośnie przypuszczalnie o 7 °C. Rozpocznie się gwałtowne topnienie lodowców arktycznych i antarktycznych, a później może nawet nastąpi światowy potop. Gwałtowne zachwianie istniejących warunków geofizycznych kryje w sobie niebezpieczeństwo trudnych do przewidzenia katastrof.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Kroki w nieznane - 1970»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kroki w nieznane - 1970» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Kroki w nieznane - 1970» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.