Bohdan Petecki - Strefy zerowe

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Strefy zerowe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1983, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Strefy zerowe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Strefy zerowe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bohdan Petecki pisał powieści kryminalne i science fiction skierowane głównie do młodzieży. Mimo upływu lat i zmiany ustroju (który jest widoczny w jego książkach) są to pozycje przyciągające czytelników. Ciekawa fabuła, interesujący bohaterowie i wartka akcja czynią z książki Strefy zerowe trzymającą w napięciu lekturę.

Strefy zerowe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Strefy zerowe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dwoje z nich tylko zostawiłem w nawigatorni. Ann i Thornsa. Ten ostatni zachował stosunkowo najwięcej przytomności umysłu. A poza tym odniósł najpoważniejsze ze wszystkich obrażenia. Nie byłem specjalistą. Nie na tyle, żeby mieć pewność, czy hibernacja będzie dla niego wskazana. Wolałem nie ryzykować.

Co do Ann, ona również nie czuła się dobrze. Jej rany nie przestawały krwawić. Ale nie byłbym szczery twierdząc, że powodowała mną wyłącznie troska o stan jej zdrowia, kiedy zdecydowałem, że zostanie z nami.

W każdym razie nawigatornia opustoszała. Odnieśliśmy na miejsca pożyczone z kabin fotele. Ann i Thorns drzemali, obstawieni pomocniczą aparaturą.

Wezwałem Rivę. Poinformowałem go krótko o tym, co zrobiłem i powiedziałem, że pojedzie teraz z Krosvitzem po resztę. Ten ostatni, słysząc to, bez słowa wstał i zaczął się ubierać. Po chwili zniknął w szybie, prowadzącym do śluzy. Dwie minuty później na pulpicie w sterowni zapaliła się czerwona lampka. Czujnik dawał znać, że właz osobowy statku został otwarty.

— Melduj teraz — rzuciłem do Rivy.

Moment był krytyczny. Jak długo „Phobos” znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie „Proximy”, nie mogłem zablokować automatów celowniczych w pozycji pierścieniowego ostrzału ciągłego. Z kolei, aby zabrać Krosvitza, Riva musiał podjechać pod windę i zatrzymać się. Wystarczyłaby teraz jedna czarna piguła, podrzucona po przeciwnej stronie statku, w polu zakrytym przed „oczami” celowników pojazdu, a cała zabawa mogła się zacząć od nowa.

— Właz otwarty — donosił Riva. — Klatka w ruchu. Podjeżdżam. Widzę Krosvitza. Jest już na dole. Stopuję.

Wstrzymałem oddech. Chwilę panowała cisza. W nawigatorni coś się poruszyło. To Thorns sięgnął po kubek z płynem.

Pomyślałem, że operacja trwa odrobinę za długo. I w tej samej chwili usłyszałem spokojny głos:

— Ustal kierunek na radarze. I zajmij się centralką.

Odruchowo wyciągnąłem rękę w stronę pulpitu. Równocześnie przebiegłem spojrzeniem ekrany. Uśmiechnąłem się. Teraz dopiero dotarło do mojej świadomości, że słowa Rivy nie były skierowane do mnie. Krosvitz zajął już miejsce w kabinie „Phobosa”. Pojazd wrócił na swoją naziemną „orbitę”. I nic się nie stało.

— Odchodzę na północny zachód — zabrzmiał nagle nowy głos. — Podaję współrzędne…

Kiedy na ekranie radaru ukazał się rąbek seledynowej nitki, wytyczającej drogę pojazdu, zająłem się celownikami. Wreszcie mogłem spokojnie odetchnąć. Ludzie na pokładzie byli bezpieczni. Jeśli w sąsiedztwie statku pojawi się najmniejsza kruszyna, ślad jakiegokolwiek podejrzanego ruchu, celowniki „Proximy” w ciągu tysięcznych części sekundy prześlą miotaczowi sygnał otwarcia ognia. A nie ma takiej konstrukcji, białej czy czarnej, płaskiej czy kulistej, która oparłaby się antyprotonom. W całym naszym wszechświecie.

Wstałem, raz jeszcze odruchowo sprawdziłem blokadę i przeszedłem do dużej salki. Udałem się prosto do stołu. Zdawało mi się, że znajduję jakiś nowy smak w znanych do znudzenia kostkach koncentratu. Wypiłem chyba dwa litry płynu. I, o dziwo, przy milczącej aprobacie butlera.

O Rivę mogłem się nie martwić. Mały miotacz był trafnie zaprogramowany. Ludzie, kiedy do nich dotrą, będą tak samo odrętwiali i półprzytomni jak ci tutaj. Komory „Phobosa” pomieszczą bez trudu całą dziewiątkę. Pozostanie tylko jeden newralgiczny moment: wprowadzenie pojazdu przez właz transportowy do wnętrza „Proximy”. Ale tym będę się kłopotał w stosownym czasie.

Od strony, gdzie leżał Thorns, znowu dobiegł jakiś dźwięk.

Odwróciłem się. Zawieszony oburącz na lewej poręczy, usiłował podciągnąć się i usztywnić oparcie. Podszedłem i pomogłem mu. Spojrzał na mnie nieprzytomnie i uśmiechnął się blado.

— Masz miłą pracę — wyszeptał.

Położyłem palec na ustach.

— Musisz jeszcze odpocząć — powiedziałem. — Później pogadamy.

Uniósł się trochę i spojrzał mi w oczy.

— Mogę mówić — oświadczył. Jego głos zabrzmiał odrobinę raźniej.

Przytaszczyłem fotel spod pulpitu i usiadłem koło niego.

— Jak się czujesz? — spytałem.

Było to jedno z celniejszych, pytań, jakie udało mi się w życiu zadać.

— Poczekaj — szepnął. Sięgnął do pomocnika po kubek z płynem, omal nie strącając przy tym całego zbiorniczka. Nie poruszyłem się. Pozwoliłem, żeby sam sobie poradził. Potrzebował tego teraz bardziej, niż czegokolwiek innego.

Pił długo, drobnymi łyczkami. Grdyka poruszała mu się tak, jakby za chwilę miała wyskoczyć z wychudłej, pomarszczonej szyi. Wreszcie odstawił kubek.

— Chodź bliżej — powiedział, robiąc ruch głową. Pochyliłem się. Milczał jeszcze przez chwilę. Kiedy w końcu przemówił, jego głos zabrzmiał niemal normalnie:

— Cywilizacja rozwinięta… typu technologicznego. Starsza od naszej o jakieś pół miliona lat. Robiłem pomiary, zanim… — urwał. Odwrócił wzrok i mówił dalej:

— Łączność podprogowa. Mają… mają… — zaciął się.

— Daj spokój — powiedziałem. — Wiem, co mają. Widziałem.

I tak na razie nic nie możemy zrobić. Wszystko dokładnie omówimy. Mamy mnóstwo czasu. Bite sześć lat. Obecnie musicie jak najprędzej przyjść do siebie. Będę ci wdzięczny, jeśli mi w tym pomożesz — uśmiechnąłem się.

Znowu uniósł się o kilka centymetrów. Niemal usiadł. Przez chwilę przyglądał mi się badawczo, po czym poważnie skinął głową. Rozejrzał się.

— Gdzie reszta? — spytał.

— Śpią w hibernatorach — powiedziałem. — Cali i zdrowi.

— Zostawiłeś… tylko mnie?

— I Ann — mimo woli zniżyłem głos. — Poczekamy, aż wasze rany się zabliźnią.

Znowu omiótł wzrokiem nawigatornię. Uniósł brwi.

— Gdzie ona jest?

— W sterowni. Śpi — wyjaśniłem.

Pomyślał chwilę i spuszczając wzrok, wyszeptał:

— Czy… czy ona pamięta?

Wyprostowałem się. Położyłem mu rękę na ramieniu.

— Nie wiem, o czym mówisz — powiedziałem z naciskiem. — Ale nie pamięta. Żadne z was nie pamięta niczego. Ty też. Poza faktami, dotyczącymi tutejszej cywilizacji. A tych zdobyliście, niestety, niewiele.

Chwilę wpatrywał mi się w oczy, jakby sprawdzał, czy mówię serio. Jego wzrok stopniowo łagodniał. Mruknął coś, czego nie dosłyszałem, uniósł lewą rękę i położył dłoń na mojej, spoczywającej na jego prawym ramieniu. Poczułem lekki uścisk wychudłych palców.

— Jesteś porządny chłop, Thaal — powiedział bez uśmiechu. — Cieszę się, że to właśnie ty…

Urwał i uniósł twarz, jakby sobie o czymś przypomniał.

— Byłeś na „Heliosie”? — spytał innym tonem.

— Uhm. To twój skafander?

— Tak.

Wolałem o więcej nie pytać. Jasne, że nie rozdarł go przełażąc przez płot.

— Przed tobą był tam Areg. Wiedziałeś o tym?

Przytaknął ruchem głowy.

— Sam go tam posłałem. Ale nic nie wskórał. Nie mógł.

— Nie mógł — zgodziłem się. — Nie męczy cię mówienie?

— Męczy mnie cisza.

— Znaleźliśmy Collinsa. Niestety, nie żył. Pochowaliśmy go w pobliżu ich bazy. Tam jest całe podziemne miasto…

— Wiem — przerwał. — Byłem tam.

A więc jednak.

— Uległ wypadkowi… — szepnął Thorns, patrząc mi przenikliwie w oczy. Zrozumiałem. Przyjął moją grę. To znaczy, że nie myliliśmy się. Gospodarze bazy nie mieli nic wspólnego z „wypadkiem” Collinsa.

— Krosvitz pojechał z Rivą, moim towarzyszem z Korpusu, po resztę — powiedziałem. — Niedługo powinni wrócić. Zaraz potem będziemy startować. Możesz być potrzebny w czasie manewrów. Wobec tego teraz powinieneś się jednak przespać. Weźmiesz tabletki?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Strefy zerowe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Strefy zerowe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Strefy zerowe»

Обсуждение, отзывы о книге «Strefy zerowe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x