Bohdan Petecki - Strefy zerowe

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Strefy zerowe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1983, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Strefy zerowe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Strefy zerowe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bohdan Petecki pisał powieści kryminalne i science fiction skierowane głównie do młodzieży. Mimo upływu lat i zmiany ustroju (który jest widoczny w jego książkach) są to pozycje przyciągające czytelników. Ciekawa fabuła, interesujący bohaterowie i wartka akcja czynią z książki Strefy zerowe trzymającą w napięciu lekturę.

Strefy zerowe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Strefy zerowe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Granat firmamentu spłowiał i roztopił się w słonecznej bieli, ale zanim to nastąpiło, gwiazdy zaczęły filować. Pierwszy sygnał, że nie jest się już w próżni. Pode mną rozpostarł się dywan chmur jak powierzchnia mlecznego jeziora lekko zmarszczona od wiatru. Ułamek sekundy i ich strzępy, nagle rozpłomienione, przeleciały wzdłuż iluminatorów.

Teraz, na jedno mgnienie, uderzyłem dyszami głównego ciągu.

Zaraz potem zmieniłem napęd na chemiczny. „Kwark” ciężkim łukiem wyrwał się z lotu koszącego i przeorawszy niższe warstwy obłoków wszedł w niemal poziomy ślizg.

Srebrzystą łuską lśniła powierzchnia oceanu. W oddali zarysowała się regularna, aż zbyt regularna linia brzegu. Już byłem nad nią. Szybkość lotu wciąż jeszcze za duża dla jakichkolwiek bezpośrednich obserwacji. Pomimo to przybliżyłem i powiększyłem obraz na bocznym ekranie. Szczyty, przełęcze, niteczki rzek i nagle pierzchające obrzeża dolin przewalały się barwnymi pasami. Góry pociemniały, po czym raptem zapadły w głąb. Otwarła się nieobjęta wzrokiem równina. Leciałem prosto na wschód, wzdłuż równoleżnika, odpowiadającego mniej więcej ziemskiemu zwrotnikowi Koziorożca. Ponownie wpadłem w noc. Przez najkrótsze mgnienie, tam gdzie planeta wygasała wąskim, jakby narzuconym na powierzchnię pasem cienia, wypatrzyłem mrowisko drobniutkich świateł. Wyglądało z góry jak jedna lampka, przykryta miniaturową siatką na motyle. Nie inaczej przedstawiają się ziemskie miasta na nocnej półkuli, kiedy podchodzi się do lądowania. Potem, już w zupełnym mroku, który bezskutecznie usiłowały rozproszyć tarcze dwóch księżyców, dających w sumie mniej światła niż nasza Luna, kilkakrotnie jeszcze mignęły mi podobne skupiska świetlików. Ale postanowiłem już, że będę lądował przy tym pierwszym, tam gdzie teraz jest świt, zaraz za linią gór odgradzających brązową miedzą rozległą równinę od przymorza.

Kiedy promienie słońca ponownie trafiły w soczewki iluminatorów i przestrzeliły ekrany, znajdowałem się na wysokości nie przekraczającej dwunastu tysięcy metrów. Minąwszy brzeg oceanu poszedłem w dół, aby przemknąwszy nad czubami górskiego pasma uderzyć pionowym słupem w niebo. Bezbłędnie. „Kwark” znieruchomiał, zawisł jak wyrzucona w powietrze wieża, ziejąc ogniem otwartych dysz rufowych prosto w niewielką kotlinę, pośrodku której widniały wypiętrzenia smukłych zabudowań.

Schodziłem spokojnie, nie przyspieszając, jakbym dawał pokaz pilotażu. Ściany kabiny jęczały, obudziło się w nich wibrujące granie, z wytłumieniem stanowczo nie było najlepiej, ale mimo to w pewnej chwili uderzyła mnie nagle niezwykła cisza. Chwilę wytężałem słuch, wreszcie zrozumiałem. Niepojęte dla ziemskich komputerów sygnały nadajników, jakimi posługiwali się mieszkańcy układu Alfy, sygnały, do których przywykliśmy tak, że żaden z nas już ich w gruncie rzeczy nie słyszał, urwały się jak nożem uciął. Wiedzą — przemknęło mi przez myśl. Tak jakbym potrzebował i tego jeszcze sprawdzianu. Ogłosili ciszę radiową. Dokładnie tak samo postępujemy w naszych bazach planetarnych lub satelitarnych, kiedy grozi niebezpieczeństwo i kiedy cały eter czeka na jeden jedyny sygnał alarmu lub komunikat odwołujący pogotowie.

Lądowałem. W ekranach widziałem już wyraźnie czarne smugi, rozbiegające się z miejsca trafionego odrzutem. Jeszcze jedna, ostatnia korekta wprowadzona przez zespoły kierunkowe neuromatu, tak nieznaczna, że ktoś mniej obyty z lotami nie byłby w stanie niczego zauważyć i z hukiem plazmowego huraganu zmieszał się dźwięk, zawsze przyjazny: zgrzyt wypuszczanych z kadłuba kratownic z ogromnymi teleskopowymi amortyzatorami. Wszystkie ekrany zasnuły się w jednej chwili kłębami ognia i dymu, grunt był tuż, niemal fizycznie czułem, jak drży, darty strumieniem gazów, wreszcie nadszedł ten jeden cios, krótki, pewny, jak uderzenie ołowianej kuli padającej na piasek. Stałem.

Natychmiast, nie spuszczając oka z okienek wskaźników, z palcami lewej dłoni zawieszonymi nad kontaktami, wysłałem kod Snaggowi. Odbierze, jak dobrze pójdzie, za kilkanaście minut. Ale nie pozwoliłem mu potwierdzać odbioru. Nie chciałem ani na sekundę tracić z pola widzenia tego, co działo się tutaj.

Na razie jednak nie działo się nic. Chmura wzniecona przez odrzut siadającej rakiety opadała szybciej, niż mogłem przypuszczać. Ekrany przecierały się z każdą chwilą, błysnął najpierw skrawek nieba, błękit, czysty, bez żadnych domieszek, potem ukazały się chmury, wreszcie pod nimi zalśniły promienie słoneczne, odbite od szczytów strzelistych, powleczonych jakby barwnym szkliwem budowli. Mogłem sobie postawić niezłą notę. Siadłem mniej więcej półtora kilometra od pierwszych konstrukcji miasta.

Znałem to miasto. Może nie to. Takie miasto.

Taka sama kwiecista łąka. Bez śladu linii przesyłowych, torów i dróg. Ścieląca się do stóp olbrzymich, odwróconych stożków lub owalnych, lecz niesłychanie wydłużonych wież, opasana niskimi górami, jakby związanymi promieniście z wierzchołkami napowietrznych konstrukcji. Po mistrzowsku wkomponowano to miasto w krajobraz. Łąka, dokładnie tak jak na obrazie wyświetlonym nam wówczas w podziemiach, przemykała pod nim, opływała punktowe podstawy budowli i biegała szerokim prześwitem dalej, nie tracąc nic ze swojej soczystej bujności i świeżości kolorów.

A jednak było to inne miasto. Film, jeśli program wprowadzony w projektory pozostawione na drugim satelicie można nazwać filmem, zrobiono z tej samej mniej więcej perspektywy, z jakiej teraz „patrzyły” kamery „Kwarka”. Ale tamto miasto było większe, jego wieże i stożki wznosiły się wyżej, więcej łączyło ich dróg, przypominających fantazyjnie rozrzucone karnawałowe serpentyny. Oczywiście nie liczyłem na to, że odnajdę oryginał obrazu wybranego przez mieszkańców planety, aby reprezentował ich cywilizację. Nie było mi to zresztą do niczego potrzebne.

Wydawało się oczywiste, że rozwinęli tylko dwa rodzaje komunikacji: powietrzną i podziemną. Jakieś koleje grawitacyjne i tym podobne. Mniejsza z tym. Obchodziło mnie tylko to, jaki użytek zrobią ze swojej łączności. Byłoby z mojej strony szczytem naiwności szukać miejsca, gdzie trzymali Ustera. Nawet gdybym tam wreszcie jakimś cudem trafił, musiałoby mi to zająć lata. Planeta jest mniej więcej rozmiarów Marsa.

Nie. Niech mi go przyślą tutaj, gdzie wylądowałem. Z powietrznej komunikacji nie zechcą chyba skorzystać. Podczas obydwóch okrążeń globu ani razu nie dostrzegłem śladu maszyn latających. Przyczaili się. Proszę bardzo. Nie moja rzecz, jak to zrobią.

Na szczęście miałem do czynienia ze społeczeństwem zintegrowanym. Nawet jeśli w swojej ekspansji kosmicznej nie przekroczyli dotychczas progu własnego systemu słonecznego, to choćby tylko ze sposobu zasiedlenia okolicznych planet przebijała prawda o ich dynamice społecznej. Zupełnie inaczej poczynałaby sobie rasa skłócona lub podzielona wewnętrznie. A skoro tak, to dla mieszkańców miasta, przed którym akurat stałem, porozumienie z ośrodkiem, gdzie przebywa Uster, będzie tylko kwestią czasu. Oczywiście, jeśli żyje. Gdyby miało być inaczej…

Wolałem o tym nie myśleć. Na razie.

Nie śpiesząc się, wstałem i przeszedłem do śluzy. Przygotowałem wszystko jeszcze przed odejściem z orbity Dziewiątej. Jeden podręczny generator laserowy i projektor holowizyjny z pełnym zestawem kontaktowym. Ważył chyba z dziesięć kilo, ale umieściłem go na stelażu butli tlenowych. Te przynajmniej nie były tu potrzebne. W śluzie nie odezwała się ani jedna sprężarka. Nad górną krawędzią włazu świecił napis: „Ziemia”. Oto, jak łatwo oszukać automaty. Trochę helu, trochę argonu, szczypta dwutlenku węgla, niemal połowa tlenu — i zaraz „Ziemia”. Ale automat brał pod uwagę jedynie przydatność powietrznej mieszanki dla pęcherzyków płucnych człowieka. A atmosfera była tutaj, trzeba przyznać, bez porównania lepsza niż na naszej macierzystej staruszce.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Strefy zerowe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Strefy zerowe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Strefy zerowe»

Обсуждение, отзывы о книге «Strefy zerowe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x