Bohdan Petecki - Strefy zerowe

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Strefy zerowe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1983, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Strefy zerowe: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Strefy zerowe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bohdan Petecki pisał powieści kryminalne i science fiction skierowane głównie do młodzieży. Mimo upływu lat i zmiany ustroju (który jest widoczny w jego książkach) są to pozycje przyciągające czytelników. Ciekawa fabuła, interesujący bohaterowie i wartka akcja czynią z książki Strefy zerowe trzymającą w napięciu lekturę.

Strefy zerowe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Strefy zerowe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Znałem to wszystko na wylot. Nie, żebym tu tak często przyjeżdżał. Ale technika obsługi baz orbitalnych wchodziła w zakres ćwiczeń na każdym poligonie.

Mimo to robiłem minę jak uczniak, którego pierwszy raz zabrano do pracowni w kraterze Archimedesa. Wreszcie znaleźliśmy zaciszny kąt, w głębi ogrodu, wśród karłowatych drzewek o nieproporcjonalnie szerokich koronach. Ustawiono tu wiatę, skleconą z plastykowych łat, naśladujących liście tropikalnych roślin. Pod nią szynkwas, jakby przeniesiony ze starych filmów z Dzikiego Zachodu. Wszystko razem trąciło szmirą o milę. Ale prócz nas nie było tu żywego ducha. A za boczną ściany kopuły rysowały się ostrymi konturami poszarpane stożki Alp.

Najbardziej ujął mnie chyba jej spokój. I to, jak wyłożyła swoją sprawę. Widziała, co zaszło, w czasie całego tego przedstawienia z pozorowanym lotem. Wiedziała, że dla mnie był to prawdziwy lot i walka, i śmierć. Przyszła prosić, żebym się tak nie śpieszył. Pomimo wszystko. Trzeba do tego trochę odwagi. Nawet, jeśli się to zrobi tak oględnie jak ona. Bez stawiania kropki nad „i”.

Pomyślałem, że nie byłaby najgorszą towarzyszką dla faceta z inforpolu. Oczywiście nie faceta, który wybiera się na trzynastoletni spacer. Nawet, gdyby miał szansę wrócić.

W pewnej chwili umilkła. Jej wzrok powędrował przez płonący, biały płaskowyż ku linii skalnych urwisk. Zamyśliła się. Wstałem i przyniosłem z bufetu dwa owocowe cocktaile. Za bufetem przesuwał się płaski robot, przypominający tarczę w jarmarcznej strzelnicy. Miał na szyi jedwabną apaszkę i srebrną gwiazdę na piersi. Jakby w czasach, z jakich rzekomo pochodził, żaden szeryf nie zajmował się niczym innym, jak tylko podawaniem gościom szklaneczek z jabłkowym sokiem.

Kilka minut siedziała bez ruchu. Wreszcie, nie odrywając wzroku od linii horyzontu, powiedziała jakby do siebie:

— Byłam tu z Krosvitzem.

Nie powiem, żeby to była wiadomość, na jaką czekałem.

— Tak? — mruknąłem uprzejmie.

Odwróciła się do mnie. Chwilę badała mnie spojrzeniem, wreszcie uśmiechnęła się. Był to uśmiech młodej dziewczyny, która domyśliła się nagle czegoś, co dziewczynom nigdy nie sprawia przykrości.

— Mówiłaś mu… o tym samym? — spytałem szybko.

Spoważniała. Zaprzeczyła ruchem głowy.

— Myślałam o tym — szepnęła. — Ale on… — urwała.

Pociągnąłem łyk cierpkiego płynu i odstawiłem kubek.

— Odmówił?

— Nie to — odparła z namysłem. — Nie słuchał po prostu. Chciał… mniejsza z tym zresztą — odwróciła twarz. Zarumieniła się i nagłym ruchem sięgnęła po szklaneczkę z cocktailem.

— Rozumiem — mruknąłem. — Może go tam spotkam. Ale nie będę go lubił.

— Och, nie — zawołała bez przekonania. Uniosła szklaneczkę odrobinę wyżej i spojrzała na mnie przez szkło. — Naprawdę? — spytała. Zabrzmiało to jak zaproszenie do wspólnej zabawy.

Roześmiałem się, wznosząc zachęcająco kubek z sokiem. Poczułem się nagle młody. Jakbym nigdy nie widział błysku anihilacji i nigdy, skazany na śmierć półtora parseka od domu, nie żegnał startujących w kierunku Ziemi towarzyszy.

Odpowiedziała uśmiechem i pogroziła mi palcem. Wstałem i odniosłem kubki do bufetu. Podniosła się także, wygładziła spódniczkę i podeszła do mnie. Stanęła tuż za moimi plecami. Odwróciłem się powoli. Spojrzałem na nią z powagą, marszcząc brwi. Następnie wpatrzyłem się w przestrzeń za kopułą, położyłem palec na ustach i z przejęciem, jakbym odkrył coś niesłychanie ważnego wskazałem ręką w kierunku gór. Kiedy odwróciła twarz w tamtą stronę, pocałowałem ją w policzek. Odskoczyła. Przez moment wydawało mi się, że powie coś, co nie sprawiłoby mi przyjemności. Ale nic nie powiedziała. Jej oczy złagodniały po chwili. Tylko twarz pozostała poważna, odrobinę za poważna. Zbliżyła się do mnie i delikatnie, jakby badając, czy nie mam gorączki, pocałowała mnie w usta. Nie poruszyłem się. Naprawdę zaczynała mi się podobać. Wcale nie dlatego, że była spokojna. I opanowana. W każdym razie nie tylko dlatego.

Bez słowa wzięła mnie za rękę i wyprowadziła z ogrodu. Zjechaliśmy na środkowy poziom. Cały czas czułem na dłoni ucisk jej drobnych palców. W pewnej chwili stanęliśmy przed białymi drzwiami. Dotknęła zamka i kiedy drzwi zniknęły w ścianie, skinęła głową. Puściła moją rękę i weszła pierwsza.

— Chodź — powiedziała spokojnie, lekko ochrypłym głosem. — Muszę cię zbadać.

— Zbadać? — zdziwiłem się.

— Jestem przecież lekarzem.

* * *

Zbudziłem się rano z uczuciem, że siedzę w kabinie rakiety, pędzącej przez atmosferę i że wystawiłem rękę przez iluminator. Uniosłem głowę i rozejrzałem się. Nie było rakiety. Leżałem w pokoju obok dyspozytorni, gdzie wyznaczono mi kwaterę. W zgięciu mojego łokcia jaśniał puszysty kłębek włosów o odcień — zapewne niedostrzegalny, jeśli nie widziało się nas razem — ciemniejszych od moich.

Zamruczała, poruszyła wargami i otworzyła oczy. Chwilę wpatrywała się ze zdumieniem w coś, co leżało na jej ramieniu i co było moją dłonią. Następnie przewróciła się na bok i uniosła głowę. Przyjrzała mi się uważnie, niemal badawczo.

— Jeśli teraz powiesz, że ci się nie podobam — mruknąłem ostrzegawczo — będzie to rekord spostrzegawczości.

Uśmiechnęła się i położyła mi dłoń na ustach.

Trzy kwadranse później stałem pod drzwiami mojego pokoju w kompletnym skafandrze, z pełnym wyposażeniem startowym. Nie uważałem, żebym zrobił coś niewłaściwego. Wszystko, co dotąd powiedziałem o sobie i swojej służbie, nie znaczy, że żyłem jak średniowieczny mnich. Jak to było z Itią?

Ta myśl przyszła nie w porę. Odlatywałem na akcję. I żegnałem się z miłą, ładną dziewczyną, z którą spędziłem noc. Więcej niż noc. Ostatnią wśród ludzi. Spędziłem z nią kilkanaście godzin, w czasie których byłem szczęśliwy. Jeśli dobrze rozumiem, co to jest szczęście. Powiedziałem jej o tym.

— Nic nie mów — odezwała się szeptem. — Jeśli możesz, nie zapomnij o mnie. I o tym, co mówiłam.

Patrzyła mi prosto w oczy. Uśmiechała się; tylko ustami. Nie był to radosny uśmiech.

— Zrozum mnie dobrze — powiedziała odrobinę głośniej. — Nie proszę, żebyś coś zrobił. Tylko, żebyś pamiętał.

Na pewno nie była głupia. Podobała mi się jej szczerość. I takie właśnie postawienie sprawy.

— Bądź zdrowa. Jeśli mogę ci coś poradzić, wracaj na Ziemię. Ale pewnie nie zechcesz. Więc czekaj tutaj. Tylko nie sądź, że to ma jakieś znaczenie.

Potrząsnęła głową.

— To moja sprawa — powiedziała spokojnie. — Zresztą może wrócę. To teraz naprawdę nie ma znaczenia. Ale… — zawiesiła głos.

Odczekałem chwilę. Wreszcie podniosła głowę i uśmiechnęła się. Nie przyszło jej to lekko.

— Mogłabym czekać także na ciebie?

Wyprostowałem się. Nic prostszego. Dla mnie oczywiście. Nie dla niej. Zresztą nieważne. Chodzi o prosty rachunek prawdopodobieństwa. Prościutki.

— Nie — mój głos brzmiał spokojnie. Dotknąłem zamka. Otworzyła się perspektywa korytarza. W głębi, na prawo, widniało wejście do dyspozytorni. — Nie — powtórzyłem i nie oglądając się wyszedłem z pokoju.

Tego samego dnia, punkt dwunasta, tkwiąc w szczelnych kokonach pianolitowych foteli, obserwowaliśmy na ekranach pole startowe bazy w Budorusie, spowite buchającym dymem, w którym pękały krzaczaste rozbłyski, na pozór nie mające nic wspólnego z pracą dysz napędowych rakiety. Metr po metrze czuby wielotonowych cygar dźwigały się wzdłuż widniejących w dali alpejskich urwisk. Najpierw czuje się ciężar rąk, spoczywających bezwolnie na poręczach. Potem zagłusza wszystko szum krwi w skroniach i walka o zaczerpnięcie tlenu. A przecież nie było to przyspieszenie, jakiego wymaga start w polu grawitacyjnym Ziemi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Strefy zerowe»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Strefy zerowe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Strefy zerowe»

Обсуждение, отзывы о книге «Strefy zerowe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x