Pytanie tylko, ile takich jak ta tutaj stacji nadawczych zainstalowali obcy na Petty? I gdzie ich szukać? Te skalne komory znane były naszym, archeologom od dawna. Uważali je, zdaje się, za miejsca jakiegoś starodawnego kultu, zapewne w okresie szczytowego rozwoju cywilizacji Petty pielęgnowane już jedynie jako pomniki przeszłości. Przypadkiem, działając zgodnie z opracowanym przez siebie planem, weszli dzisiaj akurat tutaj. Ile jeszcze zostało podobnych miejsc na planecie?
Zaraz. Jeśli obcym chodzi rzeczywiście nie o badanie zabytków, lecz o obecnych tutaj ludzi, to liczą się tylko te przekaźniki, które pracują w ich bezpośrednim sąsiedztwie. A zatem trzeba wzmóc kontrolę stanowisk badawczych.
I stale penetrować tereny działalności naukowców.
Połączyłem się z Bessem i przekazałem mu wyniki analizy obcego urządzenia, dokonanej przez aparaturę informatyczną statków. Sam nie próbowałem się nawet z nią zapoznawać. Wiedziałem, że zajęłoby mi to co najmniej dobę i że specjaliści w stacji zrobią to w dodatku lepiej. Następnie zacząłem schodzić w dolinę.
Janus stał tam, gdzie go zostawiłem. Obok niego, przy drzwiach prowadzących do wykutej we wnętrzu góry budowli, zgromadzili się uczeni. Podszedłem do nich, poszukałem spojrzeniem Semowa i powiedziałem:
— Nie chcę wiedzieć, czy Beccari powiedział ci o swoim odkryciu od razu rano. Czy byłeś przy tym, kiedy zamiast wezwać mnie radiem, posyłaliście po mnie Arikę. Inaczej musiałbym i ciebie wyprawić na Ziemię, a wolałbym nie pozbawiać misji jej kierownika. Tylko jeśli taka sytuacja raz jeszcze się powtórzy, zażądam przerwania prac na Petty do momentu wyjaśnienia wszystkich zjawisk, które wam kojarzą się z „odwiedzinami”. Nie chcę tego. Tak jak wy nie chcecie, żeby wam ktoś przeszkadzał. Ale będę musiał. Od dziś nie będziecie rozpoczynali pracy na żadnym nowym stanowisku, zanim go przedtem nie sprawdzimy… ja i moje aparaty. To na razie wszystko.
Nie czekałem na odpowiedź. Zresztą nikt nie kwapił się odpowiadać. Odwróciłem się, podszedłem do mojego pojazdu i jednym skokiem znalazłem się w jego odsłoniętej kabinie. Zapuszczałem już silniki, kiedy poczułem dotyk czyjejś ręki na ramieniu. Zwróciłem głowę w tą stronę. Pod janusem stała Arika.
— Zostawiłam w bazie łazika — powiedziała półgłosem. — Mogę z tobą po niego' wrócić?
Milcząc wskazałem jej fotel. Nie poruszyła się. Wówczas podałem jej rękę. Oparła się na niej, tak jak przedtem, i wspięła do niewysoko zresztą zawieszonej kabinki. Położyłem dłonie na drążkach kierowniczych. Janus zakręcił w miejscu i od razu nabierając szybkości ruszył w powrotną drogę na wybrzeże.
Dłuższą chwilę jechaliśmy w zupełnej ciszy. Wreszcie usłyszałem jej ciche westchnienie. Przyszła mi niedorzeczna myśl, że wysłali ją specjalnie, żeby spróbowała mnie udobruchać. Nonsens. Wiedzieli o nas zbyt wiele. A poza tym nie uciekaliby się do metod ich zdaniem zapewne nieetycznych.
Westchnęła ponownie. Wtedy przestałem udawać, że nie słyszę. Spojrzałem na nią i spytałem, czy coś jej dolega.
Potrząsnęła główką.
— Zastanawiam się… — zaczęła i urwała. Chwilę czekałem, po czym stwierdziłem półgłosem, że sprawa widać naprawdę wymaga zastanowienia.
— Zastanawiam się — powtórzyła nieco bardziej zdecydowanym tonem — czy ty musisz być taki… czy wy wszyscy jesteście tacy? I jak to się dzieje, że ktoś wybiera taką właśnie pracę?
— A jak to się dzieje, że młodziutka modelka zostaje archeologiem… i to pozaukładowym? — odpowiedziałem pytaniem. Nie miałem najmniejszego zamiaru dać się wciągnąć w pryncypialną dyskusję.
— To co innego — odpowiedziała pewnie. — Kwestia zainteresowań. Ale w twoim wypadku zainteresowania nie wchodzą przecież w grę. Wy niczego nie pragniecie poznać… jedyne, o czym myślicie, to broń. Przeciw komu?
W jej głosie tyle było jakiegoś dziewczęcego, rozbrajającego żalu, że mimo woli odpowiedziałem poważniej, niż zamierzałem:
— Dlaczego przeciw? Czy napadam na kogoś? Nie wiesz, o czym mówisz, dziewczyno…
Pomyślała chwilę. Niezbyt długo.
— A na przykład ta aparatura, którą dzisiaj znalazł Beccari. Nie wiem, czy zauważyłeś, że natężenie świateł zmienia się w zależności od obecności ludzi i od tego, co myślą.
— Zauważyłem — burknąłem krótko. Spojrzała na mnie zdziwiona.
— Ale przecież wyłączyłeś ten nadajnik?… — spytała z wahaniem. — Dlaczego?
— Bo przekazywał dane o nas komuś, kogo nie znamy. A ponieważ go nie znamy, nie wiemy także, jakie ma względem nas zamiary. I jak długo nie będziemy tego wiedzieć, tak długo ten ktoś nie powinien nic wiedzieć o nas.
— Dlaczego?
Nie odpowiedziałem. To było beznadziejne. Oni nigdy nie zrozumieją.
Znowu jakiś czas jechaliśmy w milczeniu.
I znowu ona przerwała je pierwsza:
— Zrobiliśmy pewien eksperyment… — zaczęła z wahaniem — nie mówiliśmy ci o tym… nie dlatego, żeby to ukrywać — dodała prędko — tylko nie dałeś nam okazji. Nie wiem, czy wiesz — zacięła się, zamruczała coś pod nosem, następnie odkaszlnęła i niepewnie mówiła dalej: — że Barcew… to znaczy, że Barcew i Lana bardzo się lubią. No, rozumiesz…
— Rozumiem — odparłem chłodno. — Bardzo się lubią.
Zrobiła obrażoną minę, jednak po chwili rozchmurzyła się.
— Semow zauważył, że kiedy Bar mówił do Lany tam, w tej salce, gdzie jest ta obca aparatura, jej światełka… jak by ci to powiedzieć… nie śmiej się — zastrzegła się najzupełniej zbytecznie — łagodniały… stawały się bardziej pastelowe. Za to wypełniały szczelnie wszystkie te rowki… czy jak to nazwać. Sprawdzaliśmy to kilka razy i zawsze było tak samo. Kiedy Warda posprzeczał się z Beccarim, czy próbować wykorzystać ten maszt do wysłania naszych sygnałów, światełka zaczęły mrugać. Całkiem jakby coś wewnątrz przestawało momentami kontaktować… tak to wyglądało. Natomiast kiedy Zamfi wspomniał o tobie, to znaczy… — zająknęła się znowu — o tym, że jesteśmy pod waszą kontrolą, zabłysły i przez chwilę pulsowały bardzo gwałtownie. Potem mówiliśmy jeszcze różne rzeczy… staraliśmy się myśleć o tym czy tamtym… i zawsze to się sprawdzało. Ta aparatura reaguje na nasze myśli… ale także na nasze uczucia… na to, co nawzajem o sobie sądzimy, czy jesteśmy łagodni, skłonni do zgody, czy też przeciwnie, ktoś wzbudza w nas niechęć lub gniew… Och — wykrzyknęła cicho — sama wymyślałam niestworzone rzeczy…
— Pięknie — przerwałem. — Pięknie, że mi to mówisz… teraz. Kiedy już ktoś w kosmosie zabawia się waszymi pomysłami… dlatego czekaliście pół dnia, żeby mnie zawiadomić?…
Nie odpowiedziała.
— Zresztą nie musisz nic mówić — burknąłem. — Sam wiem. Powinienem i ciebie wysłać na Ziemię, razem z Beccarim i Zamfim.
— Nie zrobisz tego!
— Czego? Nie wyprawię ich czy ciebie?
O nich nie mówmy, stracisz tylko czas. A ty możesz być spokojna. Nie żartowałem mówiąc, że przy następnej tego rodzaju zabawie w kotka i myszkę spowoduję, że ludzie odlecą z Petty. Wszyscy. Więc ty sama na razie nie musisz się martwić…
— Dlatego, że ktoś chce wiedzieć, co myślimy? Jesteś… mylisz się — zawróciła z drogi, która w ostatniej chwili wydała jej się pewnie odrobinę zbyt ryzykowna. — Myślisz wyłącznie o zagrożeniu ludzi…
— I Ziemi — przerwałem. — Ziemi. Nie tylko my umiemy poruszać się w nadprzestrzeni. Jeśli ktoś naprawdę zainteresuje się naszą cywilizacją, nietrudno mu będzie dotrzeć do jej źródła.
Читать дальше