Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1983, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pierwszy Ziemianin: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pierwszy Ziemianin»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tarcza słoneczna zeszła już za leżące nad widnokręgiem pasemko wieczornych chmur. Dzień miał się ku końcowi. Mój ostatni dzień na Ziemi… bez względu na to, czy Stanza i jego towarzysz doprowadzą mnie szczęśliwie na orbitę Plutona, czy też tropiący ich mściciele z gwiazd zdążą udaremnić wykonanie planu, którego celem miało być przesunięcie zwrotnicy na torze wszechświata. W tym drugim przypadku będzie to mój ostatni dzień nie tylko na Ziemi…

Pierwszy Ziemianin — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pierwszy Ziemianin», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

\! jeszcze jedno. Zanim wyjdę, chciałbym na chwilę wrócić do tego, co pan powiedział o swoim poczuciu odpowiedzialności. Proszę mi wierzyć, że doceniam je w pełni. Rozumiem, że perspektywa rezygnacji z wyprawy „P — G”, dezercji, jak pan to w myślach nazywa, wydaje się panu teraz nie do przyjęcia. Ale, proszę pana, ani ja, ani moi towarzysze nie jesteśmy durniami, choć takie stwierdzenie brzmi zapewne trochę rozbrajająco. Musieliśmy się liczyć z pańskim poczuciem lojalności względem ludzi, z którymi spędził pan ostatnie pięć lat życia, a więc i z pańską reakcją na naszą propozycję. Jeżeli mimo wszystko rozmawiamy teraz w tej hali, jeśli traktujemy pana udział w realizacji naszego planu jako coś niemal Pewnego, to musimy mieć ważkie powody, aby tak mniemać. Przy>- znaję, że z pańskiego punktu widzenia sam termin naszego wystąpienia musi się wydawać co najmniej niefortunny. Ale musieliśmy odczekać, aż zakończy pan pełny cykl szkolenia astronautycznego, co nastąpiło przedwczoraj, a z drugiej strony nie możemy przecież odwlekać sprawy aż do dnia, w którym odleci pan na trzydziestoletnią ekspedycję. Ten punkt jest zatem jasny, prawda?

Natomiast wracając do istoty problemu… no, cóż, prowadząc na przykład duży statek kosmiczny, jest pan odpowiedzialny nie tylko za wszystkich obecnych na pokładzie, lecz także za tych, którzy mogą przypadkiem znaleźć się na waszej drodze. A jednak jeśli będzie pan miał do wyboru zniszczyć miotaczem jednoosobową rakietkę, która na skutek błędu pilota leci prosto w was z. szybkością meteorytu albo też narazić życie, powiedzmy, trzydziestu ludzi, podróżujących wraz z panem, to oczywiście wybierze pan tę pierwszą ewentualność. Człowiek jest odpowiedzialny za siebie, za swoją rodzinę, za całe społeczeństwo, za Ziemię… i za życie w kosmosie. Kolejność stopni tego logicznego ciągu może, a zdaniem niektórych powinna być akurat odwrotna. To sprawa bardzo delikatnej natury. Nasze nadzieje, związane z pana osobą, opierają się nie na czym innym, jak właśnie na pańskim poczuciu odpowiedzialności, tylko że bierzemy pod uwagę, nazwijmy to tak, odpowiedzialność wyższego rzędu. Na razie nie mam nic więcej do powiedzenia. Proszę teraz obejrzeć programy, które przygotowaliśmy dla pana. Nie żegnam się, bo niebawem wrócę.

Skrzydła drzwi zsunęły się za nim bezgłośnie. Zostałem sam.

Chwilę siedziałem bez ruchu, po czym potrząsnąłem głową z mimowolnym niedowierzaniem.

— Szkoda, że ktoś, kto urządzał ten śliczny pokoik, zapomniał o lustrze — powiedziałem półgłosem. — Chętnie stanąłbym teraz przed nim i spojrzał w oczy temu osobnikowi, który pojawiłby się naprzeciw mnie. Miałbym mu niejedno do zakomunikowania. Do zakomunikowania? O, nie! Ja tylko zadawałbym pytania. Jedno po drugim, bez wytchnienia, jakbym wbijał gwoździe w dębową skrzynię, w której udało mi się uwięzić diabła ze starej, słowiańskiej bajki.

Wstałem i omijając biurko podszedłem do pierwszego pulpitu. Przez umieszczone na nim ekrany przebiegały dane liniowe i cyfrowe, w okienkach czujników drgały kolorowe wstążki. Pulpit ciągnął się przez całą szerokość czy też może raczej długość hali, za nim w odległości kilku metrów stał następny, dalej trzeci, czwarty, piąty… Wszystkie mrugały do mnie lśniącymi oczami kontrolnych lampek, przyciągały oczy pastelowymi tarczami ekranów. „Ośrodek” pracował.

Wróciłem do biurka, przysunąłem do niego krzesło, usiadłem i oparłem się opuszkami palców o krawędź blatu. Jakiś czas wpatrywałem się w stojącą teraz dokładnie na wprost mojej twarzy ślepą płaszczyznę holowizora, po czym przeniosłem wzrok niżej. Wprawiona w biurko płytka, którą wskazał mi Stanza, miała przyciski oznaczone cyframi od jedynki do dziewiątki. Przymknąłem na moment oczy, otworzyłem je na powrót, raz jeszcze pomyślałem, że jest absolutnym nonsensem, aby mnie, najspokojniejszego człowieka pod słońcem, spotykały podobne przygody, a następnie szybkim ruchem wcisnąłem pierwszy klawisz.

To nie był zwykły holowizor. Obraz posiadał głębię, jakiej nie potrafiłby zapewnić żaden znany mi typ odbiornika. W jasnogra-natowej pustce obracały się nieskończenie powolnym ruchem trzy półprzeźroczyste srebrnobiałe bryły. Ich kształty wydały mi się zupełnie niedorzeczne, ale nie mogłem im odmówić osobliwego piękna. Przypominały ostro zakończone graniastosłupy gigantycznych górskich kryształów. Jednak kąty załamania ich płaszczyzn, wydłużone rozwidlenia krawędzi, wreszcie gładkie, nieco skośnie ścięte podstawy, tworzące w rzucie poziomym uproszczony rysunek gwiazd o wielkiej liczbie ramion, kazały z miejsca odrzucić możliwość naturalnego pochodzenia tych migocących tworów. Przyglądałem im się dobrą chwilę, nie bez tej autentycznej, choć nieco naskórkowej satysfakcji, która zawsze towarzyszy momentom olśnienia nieskazitelnie doskonałą formą. Ale w tym widowisku nie chodziło o formę. Przekonałem się o tym spostrzegłszy, że otoczenie kryształowych brył ciemnieje, przechodząc z granatu w głęboką czerń, i że zaczynają w nim występować cieńsze od” włosa, złote, świecące nitki. Chwilami układały się w jakieś rysunki, w których odnajdywałem coś znajomego, czego jednak nie potrafiłem zidentyfikować, by niemal natychmiast ulec ponownemu rozproszeniu. Raz biegły prosto, nieregularnie zagęszczonymi wiązkami, to znowu wpadały w płaskie, łuki. Naraz zrozumiałem. Patrzę na gwiazdy. Znajome, „ziemskie”, to znaczy gwiazdy widziane z Ziemi. Konstelacje nieba południowego, wprawione w ruch tak szybki, że mój wzrok rejestrował jedynie ich przemykanie, jak klisze holografu rejestrują w nocy światła rozpędzonych pojazdów. A jeśli tak, to lśniące na ich tle rzeźbiarskie konstrukcje zapewne mają być statkami kosmicznymi. I to tylko one mknęły z niesłychaną chyżością przez niebo, które trwało nieruchomo, a mnie wydawało się rozpędzoną karuzelą jedynie dlatego, że oczy projektora, wyświetlającego program, cały czas „odprowadzały” pokonujące przestrzeń pojazdy.

Proszę. A więc to czymś aż tak pięknym miałbym polecieć w głąb czasu. Jakże kusząca perspektywa! A może się mylę? Nie. Nie pokazywaliby mi jakichś przypadkowo wybranych konstrukcji, choćby najdoskonalszych, ale pozbawionych ścisłego związku z moim ewentualnym udziałem w realizacji ich prześwietnych planów. Widowisko było przecież przygotowane specjalnie i wyłącznie dla mnie.

Z czerni, jakby z najdalszych rejonów kosmosu, wybiegły nagle białe cyferki, szybko urosły do takich rozmiarów, że mogłem je odczytać nie wytężając zbytnio wzroku i zaczęły się mnożyć, tworząc na obrzeżu ekranu coraz bardziej zawiłą sieć skomplikowanych wzorów. Niektóre pojęcia, dotyczące na przykład kursu, temperatury powłoki statków czy gęstości materii, wyrażane uniwersalnymi symbolami, chwytałem w lot, ale i one, tutaj, nie mówiły mi nic. Na domiar złego wzory rozrastały się w iście komputerowym tempie. Jeżeli ten spektaki był pomyślany jako wykład, który miał mi przynieść odpowiedź na najprostsze bodaj pytania dotyczące ich „prac techniczno-konstrukcyjnych”, to Stanza i jego koledzy, kimkolwiek byli, grubo przecenili moje możliwości percepcyjne. Już prawie połowę przestrzennego obrazu zajmowały wielopiętrowe kolumny cyfr poprzedzielanych — lub przeciwnie: połączonych, skąd miałem wiedzieć? — znakami, które widziałem pierwszy raz w życiu. Jakieś ciasne, otwarte z obu stron spirale, jakieś złamane w połowie długości odcinki łuków, bezsensowne drobne fragmenty najprzeróżniejszych brył… w

Obraz się zmienił. Wzory znikły. Z trzech identycznych kryształowych graniastosłupów pozostał jeden, ale powiększony tak, że wy-

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pierwszy Ziemianin»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pierwszy Ziemianin» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Pierwszy Ziemianin»

Обсуждение, отзывы о книге «Pierwszy Ziemianin» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x