Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej
Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Tu Alauda z Planety Trzeciej
- Автор:
- Издательство:Śląsk
- Жанр:
- Год:1988
- Город:Katowice
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Reksio przerwał pakowanie i wyprostował się.
— Panie profesorze — rzekł z niezwykłą u niego powagą. — Jest pan dla nas zawstydzająco miły. Ale my już wiemy, że postępowaliśmy źle. Nie wolno było robić aż takiego zamieszania i aż tak denerwować ludzi. Może to się wydać dziwne, jednak w pełni zdaliśmy sobie z tego sprawę dopiero dzisiaj, kiedy tłum zaatakował robota. A właściwie człowieka. W języku prawniczym takie postępowanie nazywa się prowokacją.
Prawda?
Dziadek również spoważniał. Zastanowił się i powiedział: — Prowokacja. Zapewne. Dopuściliście się klasycznej prowokacji, trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Ale jeśli rozmawiamy całkiem serio i jeśli mam być do końca szczery, to muszę wyznać, że mnie osobiście w tym waszym finałowym popisie znacznie bardziej nie spodobało się coś innego. Gdybyście chociaż zapowiedzieli, że niby to wrócicie, powiedzmy za pięćdziesiąt lat. Choćby za sto. Gdyby ze słów Alaudy wynikało, że rozumiecie ludzi… że bodaj próbowaliście ich zrozumieć. Odjeżdżalibyście stąd w przyjemniejszych nastrojach, a skutek waszego podstępu byłby jeszcze lepszy.
Bo teraz wyszło tak, jakby zdaniem supermądrych mieszkańców kosmosu nie było już dla tego naszego biednego świata żadnej nadziei? A to przecież fałsz. Gdybyście wy sami uważali, że na Ziemi nie da się już niczego naprawić, to nie budowalibyście tekturowych spodków ani przemyślnych reflektorów, tylko leżelibyście na ciepłym piasku i radowali się, że dzień jest ładny, bo skoro wszystko ma pójść w drzazgi, to pozostaje jedynie cieszyć się tym dzisiejszym dniem. Zapomnieliście o innych ludziach, myślących i czujących podobnie jak wy. Jest ich mnóstwo. Spróbujcie działać razem z nimi, a nie sami, z ukrycia, w obcej skórze. I nigdy nie starajcie się zabijać w człowieku nadziei… Przepraszam — dziadek odetchnął. — Strasznie się rozgadałem…
Reksio stał ze spuszczoną głową i słuchał. Jego koledzy zakończyli zwijanie obozu. Cała czwórka,kosmitów” stanęła teraz w równym szeregu przed pniem pełniącym rolę ławki.
Pierwszy podniósł się Paweł, dając przykład innym. Naprzeciw jednego szeregu ustawił się drugi, jak do uroczystej zmiany warty.
Opuszczający Górek sprawcy nieziemskich awantur mieli na sobie jedynie spodenki kąpielowe. Tym śmieszniej wyglądała olbrzymia broda, którą przyniósł Mały.
— Bądźcie zdrowi, chłopcy — zaczęła pani Helena. — Jeszcze raz gorąco wam dziękuję za Mirę i za Łukasza.
Mały wystąpił z szeregu i wręczył zaskoczonemu Łukaszowi fałszywą brodę. Chłopiec przyjrzał się pożegnalnemu upominkowi z niepewną miną.
— Nie będzie mi już potrzebna — wyjaśnił były szpieg. — W nocy muszę tu jeszcze po cichu wrócić, żeby pościągać z drzew nasze głośniki.
Nie do wiary, jak bardzo broda przeszkadza w chodzeniu po drzewach…
— Ciekawe — zdziwił się pan Klemens. — Są stworzenia…
— Mówiłem o brodzie. Nie o sierści — ubiegł dziadka Mały.
— Prawda.
Paweł zrobił jeszcze jedno zdjęcie. Następnie powiedział: — Ja też wam dziękuję… i chciałbym spytać… chciałbym… no, czy my się jeszcze kiedyś zobaczymy?
— Co roku przyjeżdżamy nad to jezioro. Może… — Reksio poruszył bezradnie ramionami.
— W takim razie do widzenia — rzekł dziadek Klemens. — I tego… w gruncie rzeczy miła z was banda.
„Kosmici” zrobili w tył zwrot.
— Panie Alauda! — zawołał za nimi pan Marek.
Japończyk zatrzymał się.
— Czy panu także podoba się u nas w Górku?
— Bardzo. Ciemu pan o to pyta?
— Gdyby pana ojciec przyjechał znowu do Polski, niech go pan zaprosi w naszym imieniu. W domu jest dosyć miejsca. Będzie nam miło gościć was tak długo, aż się wam nie znudzimy.
— Najmocniej dziękuję. Napisie do ojca.
— Tylko niech go pan nie prosi o nowego robota — mruknął dziadek.
Ciężko wyładowana łódź powoli odpływała od brzegu.
— Do widzenia! — Mira zerwała się i podbiegła na krawędź niewysokiego urwiska. — Do widzenia! Naprawdę przyjedźcie! Wszyscy! Koniecznie!
— Dziękujemy — odpowiedział z jeziora męski kwartet.
— Dziękuję — dodatkowo ćwierknął solo Alauda.
Alauda znaczy przecież: skowronek.
Za skałą, zamykającą kotlinkę od strony Górka, zachrobotały kamienie. Wysoki mężczyzna wstał, otrzepał spodnie i poszedł w stronę brzegu. Przez chwilę odprowadzał wzrokiem znikającą w błękicie łódkę, po czym odwrócił się. Z długiego pnia spojrzało na niego siedem par oczu.
Jedno z nich mrugnęło.
— Ścierpły panu nogi? — spytał współczującym tonem dziadek Klemens.
— Ścierpły.
— Długo pan siedział za tym kamieniem i podsłuchiwał?
— Długo.
— Czemu pan siedział za kamieniem i podsłuchiwał? — pani Helena popatrzyła na przybysza z łagodnym wyrzutem.
— Ponieważ albo ja przyszedłem za wcześnie, albo oni odpłynęli za późno — wyjaśnił pan Adam Nowak. — Nic dziwnego. Na ich miejscu także bym się nie śpieszył, gdyby mi ktoś tak pięknie i mądrze tłumaczył, żebym nie tracił nadziei. A potem zapraszał do siebie na zachwycające wakacje.
— Dlaczego pan do nas po prostu nie podszedł? — nadal nie rozumiała pani Helena.
— Ten pan jest osobą urzędową — rzekł dziadek. — Gdyby przypadkiem spotkał oszustów, podających się za kosmitów, musiałby ich natychmiast aresztować. Za naruszenie porządku, niepotrzebne alarmowanie władz i opinii publicznej… Za mnóstwo różnych rzeczy. A tak, co może zrobić? Spóźnił się, nieborak. Uciekli. Nie ma kogo wsadzić do ciupy. Pech.
— Panie profesorze, pan mnie wpędzi do grobu. I wtedy wreszcie zaaresztują pana.
— Zostawię testament…
— Niech ojciec tak nie żartuje… — zorientowała się w końcu pani Helena. — Proszę pana — uśmiechnęła się do tajemniczego mężczyzny — jest pan bardzo miłym, dobrym i mądrym człowiekiem.
— Co znowu! — zmieszał się Nowak. — Nawiasem mówiąc, z tego, że teraz tak się haniebnie spóźniłem, nic jeszcze nie wynika. Niestety, wiem, gdzie ich szukać…
— I co? Będzie ich pan szukać? — spytał pan Marek.
Mężczyzna westchnął.
— Proszę mnie nie ciągnąć za język. Ja także nie działam bez porozumienia z milicją, jak pewien profesor. W tym wypadku oznacza to, że podzielę odpowiedzialność z moimi przełożonymi. Oni zadecydują.
— Słusznie — powiedział dziadek, posuwając się na pniu, żeby zrobić mu miejsce. — Wobec tego teraz przestańmy już tłuc się myślami między Alaudą a kryminałem. Niech pan siada i patrzy. Nadchodzi ta jedyna pora między zachodem a zmierzchem. W dole jezioro nie ma już w ogóle dna. W górze słońce i noc bawią się w chowanego, a przy okazji przewracają na siebie buteleczki z farbami. Cienie wędrują po brzegu i zgarniają skały coraz ciaśniej wokół nas…
— Prawda — mruknął cywil siadając obok dziadka. — Zapomniałem na chwilę, że pan pisze książki.
— Tego, o czym mówiłem nie napiszę, bo tego nie da się napisać. Raczej namaluje to moja synowa. Ale to jest. I my to widzimy.
My to widzimy — rzekł sobie w duchu Łukasz.
Księżyc świecił jak oszalały.
Mira kichnęła.
Paweł wstał, wziął od mamy sweter i podał go siostrze.
— Nie chcę — mruknęła i znowu przesunęła się kawałeczek w stronę Łukasza. Paweł spojrzał teraz na niego wzrokiem, jakim porozumiewają się mężczyźni, kiedy rzecz rozbija się o kobiecy upór.
— Niech ona to włoży — powiedział.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.