Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Kto teraz kupi moje plastykowe spodki!

— Wodzili nas za nos! Złodzieje!

— I tacy mają czelność mówić o Ziemi! O świecie!!!

— Zamknąć ich! Do więzienia!!!

— O, nie! Załatwimy to sami!!! — grupka najbardziej rozwścieczonych wtargnęła na szosę. Alauda cały czas stał bez ruchu, tak jak się zatrzymał. Jedną nogę ciągle miał wysuniętą, jakby właśnie ruszał w dalszą drogę. Ale nawet nie mrugnął.

Z tłumu wyskoczył tęgawy mężczyzna w kraciastej koszuli wypuszczonej na spodnie. W pięści ściskał kamień. Zamachnął się.

— Nie!!! — zawołał rozpaczliwie Łukasz. Głos uwiązł mu w krtani. — Nie!.. — rzucił się ku schodom. Ktoś mocno chwycił go za rękę. — Puść!

— Uspokój się! — krzyknął mu do ucha pan Nowak. — Poczekajcie! — zobaczył, że Paweł i Mira, a za nimi ojciec Łukasza i pan Marek także chcą zbiec na dół, żeby ratować Alaudę. — Stójcie! Zanim dopchacie się do waszego przyjaciela, będzie po wszystkim!

Właśnie. Po wszystkim. Przecież nie wolno do tego dopuścić!

Łukasz targnął się całym ciałem, ale wysoki mężczyzna trzymał go jak w kleszczach.

— Puść!

— Uspokój się — powtórzył pan Nowak. — Kosmici nie są samobójcami. Wiedzą, co robią. A ty. Pawle, fotografuj! Prędko!

Paweł spojrzał na niego nieprzytomnie, po czym odruchowo uniósł aparat i zaczął pstrykać.

Człowiek w kraciastej koszuli rzucił kamieniem, ale nie trafił. Alauda nie drgnął. Na drodze pojawił się znany wszystkim ufolog. Ten zebrał całą garść kamieni.

— To przez takich jak wy nikt nam nie wierzy! — wrzasnął piskliwie i z najbliższej odległości wypuścił grad pocisków prosto w głowę kosmity, który okazał się zaledwie człowiekiem. Teraz Alauda zachwiał się i upadł. Zachwiał się dziwnie, jak potrącona pionowa sprężyna, a upadł też jakoś niezwyczajnie. Runął bezwolnie całym swym ciężarem, nie próbując bodaj wyciągnąć ręki, by osłabić upadek.

Do ufologa podbiegło kilku mężczyzn. Jeszcze kilku. Koło zamknęło się. Leżący na jezdni Alauda zniknął, zasłonięty przez tłum, który utworzył nad nim złowrogie kłębowisko.

Nagle wszystko zamarło. Ktoś krzyknął przeraźliwie. Ktoś inny podniósł wysoko trzymaną za włosy ludzką głowę.

Łukasz poczuł, że robi mu się niedobrze.

Ale…

Ludzką głowę?

Czy ludzka głowa mogłaby mieć druciki i sprężyny sterczące lub zwisające bezwładnie z przerwanej w połowie szyi?

W tym momencie przemówił głos, wobec którego wszystkie poprzednie brzmiały jak dziecinna fujarka przy grających pełną siłą organach.

Odezwało się niebo.

Potężny, wibrujący bas grzmotu, niby ziewnięcie budzącego się olbrzyma, wypłynął spod czerwonego horyzontu i potoczył niespiesznie ku Górkowi. Wstrząsnął powietrzem i ziemią, zadudnił w dachy domów, po czym z majestatycznym westchnieniem opadł na wzgórza, zamykające widok od wschodu.

Ludzie zaczęli się cofać. Powoli, kroczek za kroczkiem, sunęli z powrotem na pobocza, jak manekiny na gumowych kółeczkach. Wszyscy.

Ci, którzy stali najdalej, którym chyba niezbyt podobało się to, co inni robili z Alaudą, ale nie starczyło im odwagi, by wystąpić w jego obronie.

Ci w środku. I ci z pierwszej linii, z mężczyzną w kraciastej koszuli, ufologiem, Bulgotkiem, jego sąsiadem z budki i właścicielem smażalni. Szosa znowu opustoszała. Pozostał tylko skamieniały z przerażenia człowiek, trzymający w podniesionej ręce ludzką i nieludzką zarazem głowę. Pod jego nogami leżał metalowy tułów, ogołocony z zielonego kombinezonu.

Robot.

— Widzisz? — szepnął pan Nowak puszczając rękę Łukasza. — Widzisz… — szybko odchrząknął i dodał: — To spryciarze, ci wasi kosmici.

Paweł zrobił zdjęcie.

Znowu zagrzmiało. Tym razem grzmot nie opadł już leniwie na wzgórza, ale uderzył w nie, odbił się, wrócił za jezioro, jakby dla nabrania rozpędu i natarł ponownie, z niemniejszą furią. Błysnęło. Samotna, nieruchoma postać na asfalcie zalśniła ostrym blaskiem. Mężczyzna z głową, unoszoną jak latarnia, przypominał rzeźbę, stworzoną przez chorego artystę. W świetle błyskawicy ta rzeźba zdawała się płonąć.

— Tu Alauda z Planety Tsieciej — jeśli uprzednio głos „kosmity” stojącego na oczach słuchającego go tłumu poraził ludzi jak trzęsienie ziemi, to w tej chwili spadł na Górek niby wszystkie rozszalałe żywioły razem wzięte. A przecież Alauda mówił spokojnie. Lodowato spokojnie. — Tu Alauda z Planety Tsieciej. Ludzie! Uwieziliście, zie jestem ćłowiekiem? Nie. Ja pochodzę z gwiazd. To, co wam psiedtem powiedziałem, to była ostatnia próba. Ostatni egzamin. Ale wy nie zdaliście tego egzaminu. Zobaćcie, co lezi pod wasimi nogami. To jeden z nasich najprostsich robotów, ale wy myśleliście, zie on jest ćłowiekiem. Jednym z was. Co zrobiliście z jednym z was? Zabiliście go, kiedy powiedział, zie nie pochodzi z gwiazd. Dlaciego? Ci nie miał racji? Mówił wam tylko: „Ludzie, ocknijcie się. Pomyślcie co zrobić, zięby ocaleć”. Ale wy wpadliście we wściekłość, zie tak psiemawia do was jeden z was. Ludzie, my wracamy do siebie. Nie usłysicie mnie już nigdy. Ziegnajcie.

Jakby na potwierdzenie tych słów ponownie błysnęło. Podświetlone niebo rozwarstwiło się. Znad jeziora pędziły spiętrzone chmury. Z każdą chwilą robiło się ciemniej.

Niebo i jezioro były tak intensywnie błękitne, że cały świat nasiąkał tym błękitem jak wysuszona bibuła. Błękitniały świerki na wzgórzach i łąki na zboczach, i nawet cienie na nieruchomej wodzie. Ale świat nie był wysuszony. Był cudownie obmyty letnią ulewą, czysty i świeży jak pewnie wówczas, gdy na Ziemi nie istniały jeszcze miasta ani sklepy, ani samochody, ani autostrady.

Zaraz po burzy podniosły się kłęby białej mgły, ale teraz już dawno wszystkie opadły z powrotem, na pogodę. Słońce stało jeszcze wysoko.

Mieszkańcy domu na zboczu siedzieli rzędem na długim, wygodnym pniu i przyglądali się młodym mężczyznom, którzy zwijali swoje obozowisko w starym kamieniołomie. Nikomu nie chciało się mówić. Zresztą, niewiele zostało do powiedzenia.

Jeszcze jedno pożegnanie. Najosobliwsze z osobliwych. Pożegnanie ludzi z kosmitami.

Nie będzie zbyt wesołe. Gdzieś na dnie uśmiechów pozostawi cieniutki osad lęku i smutku. Na dnie pogodnych spojrzeń obrazy, których nie sposób zapomnieć. Pod zdawkowymi słowami, dotyczącymi najzwyklejszych spraw, echo wcale nie zdawkowych słów, wypowiadanych przez Alaudę, podczas jego przemówień.

Łukasz siedział między ojcem i Mirą. Ojciec objął go ramieniem i milczał. Mira chwilę temu kichnęła. Jej mama szybko powiedziała, żeby włożyła sweter. Dziewczyna mruknęła, że jest jej ciepło, ale na wszelki wypadek przysunęła się bliżej Łukasza.

Z przeciwległego brzegu dobiegł warkot silnika. Jednak na przeciwległym brzegu nie było żadnych samochodów ani maszyn. To tylko strome zbocza odbijały głosy pracujących po tej stronie dźwigów, spychaczy i wywrotek. Te głosy odzywały się rzadko i jedynie właśnie w postaci echa.

W ogóle było bardzo cicho.

— W Górku zrobi się teraz bardzo cicho — powiedział melancholijnie dziadek Klemens. — Sam nie wiem, czy się z tego cieszyć, czy nie. Na stare lata odkryłem w sobie żyłkę zawodowego intryganta. A co może mieć do roboty zawodowy intrygant w warunkach stuprocentowej sielanki? Rodzinnej, towarzyskiej, krajobrazowej…? Nic, tylko się powiesić.

Hej, wy! Rozejrzyjcie się tam, w Krakowie! Jeśli zobaczycie kogoś z zieloną gębą, to od razu przyślijcie go tutaj. Może nawet mieć ogon. Przyzwyczaiłem się…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej»

Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x