Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej
Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Tu Alauda z Planety Trzeciej
- Автор:
- Издательство:Śląsk
- Жанр:
- Год:1988
- Город:Katowice
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
A ja miałem do niego takie zaufanie! — zaśmiał się znowu i nagle spoważniał. — Bo państwo nie wiedzą jeszcze o jednym. Mianowicie kiedyś, jako student prawa, uczęszczałem na wykłady pana profesora. Były to najpiękniejsze i najmądrzejsze pogadanki, jakie kiedykolwiek słyszałem.
Do końca życia nie zapomnę, czego się wtedy nauczyłem. Nie tylko, jeśli chodzi o sprawy ściśle związane z historią paragrafów…
— To nie należy do rzeczy, młody człowieku! — ofuknął go szybko dziadek Klemens. — Pomylił mnie pan z kimś innym. Wszystko się panu miesza ze strachu.
— Na pewno nie pomyliłem. Daję złodziejskie słowo honoru.
— Co?!
Łukasz nagle zapomniał o swojej przytomności umysłu. Na szczęście w tym właśnie momencie wkroczyła Mira.
— Chciałabym jednak zauważyć — odezwała się marzącym tonem — że przed chwilą Łukasz zamiast „nie” mógł powiedzieć „tak” i wtedy… no, nie wiem, co zrobiliby pana przełożeni, ale wiem, że my na pana widok zawsze odtąd pękalibyśmy ze śmiechu. Bo my, proszę pana, jesteśmy z natury weseli, a niekiedy, w co będzie panu bardzo trudno uwierzyć, bywamy również troszeczkę złośliwi.
— Złośliwi? Wy? Rzeczywiście, nie wierzę. Chociaż… — pan Nowak skupił się i zmarszczył czoło. — Przypominam sobie pewną scenę…
— Lepiej niech pan już sobie niczego nie przypomina — poradziła Mira — tylko… O, pysznie! — popatrzyła z zadowoleniem na brata, który właśnie pstryknął, uwieczniając oblicze oficera w cywilu — Miał akurat doskonałą minę. Zaraz… Co to ja…
— I pomyśleć, że ja tej dziewczyny szukałem przez całą noc — westchnął mężczyzna.
— Ale pan nie znalazł. Znaleźli inni i… I… — Mira zająknęła się nagle. Jej dotychczasowa pewność siebie przepadła bez śladu. Spuściła główkę i powiedziała cicho: — Przepraszam. Czasem zachowuję się okropnie. Bardzo panu dziękuję za to szukanie… i w ogóle…
— To nie należy do rzeczy — pan Nowak prędko powtórzył słowa dziadka Klemensa.
— Ale… bo właśnie ci, którzy nas znaleźli… Oni… A… a…a… — Mira kichnęła znowu ślicznie, choć niebywale głośno.
— Sto lat. Tylko, że nie wszystko zrozumiałem…
— Jej chodzi o ludzi, którzy nas znaleźli. Nie tylko jej. Mnie także. Skoro pan jest…
— Przecież znaleźli was nie ludzie, a kosmici — rzekł podchwytliwie cywil. — W dodatku wy nic nie możecie o tym wiedzieć, ponieważ pozbawili was pamięci. A może jednak nie zapomnieliście wszystkiego?
— Może zapomnieli, a może nie zapomnieli — mruknął Paweł. — Co to? Śledztwo?
— Chyba coś w tym rodzaju — ojciec Łukasza pokiwał głową. — Nasze spotkanie nie jest przecież takie znowu całkiem przypadkowe — zerknął na pana Nowaka, który przybrał obojętny wyraz twarzy i nie odpowiedział.
— Tak sobie pomyślałam, jak tylko pana zobaczyłam — wyznała pani Helena. — Ale jeśli chodzi o kosmitów, to przyłączam się do prośby Miry i Łukasza.
— Jakiej prośby? — bąknął oficer. — Na całe szczęście nikt mnie tu jeszcze o nic nie prosił…
— To tylko kwestia czasu — rzekł pan Marek. — Zresztą, pan już doskonale wie, o co chodzi.
— Nic nie wiem — bronił się słabo nagabywany.
— Nieprawda, że pan nic nie wie — zaprzeczył zdecydowanie dziadek Klemens. — Prawdą jest natomiast, że nie wie pan wszystkiego — wziął swojego byłego studenta pod ramię, odwrócił go twarzą do Górka i prowadził obok siebie. — Zanim moi krewni i przyjaciele załgają się na śmierć — mówił — powiem panu, gdzie pan może spotkać tych, którzy znaleźli Mirę i Łukasza, oraz dlaczego ta dobrana para nietoperzy, nocująca najchętniej w mrocznych dziurach, nie potrafi wykrztusić, czego od pana chce… — dalsze słowa stały się niezrozumiałe, bo dziadek wraz ze swoim towarzyszem odeszli już dość daleko.
— Biedny Alauda — powiedziała półgłosem pani Helena.
— Myślę, że nie musimy się o niego zawczasu martwić — rzekł z namysłem ojciec Łukasza.
— Nie chciałabym, żeby im zrobili coś złego — szepnęła Mira.
— Ani ja.
— Ani ja.
— Co rozumiecie przez „coś złego”? — spytał pan Marek. — Czy to, że ludzie muszą ponosić odpowiedzialność za swoje postępowanie? Przecież, o ile wiem, to właśnie w podobnym duchu przemawiał do Ziemian, wasz ukochany „kosmita”?
Nikt się nie odezwał. Cała grupka ruszyła w milczeniu śladem wysokiego cywila i dziadka Klemensa. Po przejściu kilkunastu kroków pani Helena odwróciła się.
— Drugie pożegnanie — powiedziała.
— Pożegnanie? — zdziwił się ojciec Łukasza, mimo woli spoglądając za siebie.
— Kutynia. Już go nie widać.
— Też mi pożegnanie — mruknął pan Marek. — Kosmici znikną, ceny w Górku spadną i Kutynia wróci tu jak na skrzydłach. Ależ upał — zmienił temat. — Popatrzcie na niebo…
Niebo było nie tyle zachmurzone, co naburmuszone. Po prostu złe.
Miedziane słońce pochylało się groźnie nad ziemią, owiewając ją parzącym oddechem.
Coś wisiało w powietrzu.
Z lewej strony na tle jeziora rysowały się kontury dwóch wysokich dźwigów, pomalowanych na zielono. Z zarośli wystawały daszki spychaczy. Niżej rozciągało się niewidoczne z drogi zwałowisko. Maszyny milczały. Zaginionych odnaleziono zanim zdążyły wgryźć się głębiej w porzucone bryły i płyty.
W przedzie dziadek Klemens cały czas tłumaczył coś panu Nowakowi. W pewnym momencie ten ostatni przystanął i energicznie potrząsnął głową. Pan Klemens mocniej przycisnął jego ramię. Paweł pstryknął.
— Kolekcjonujesz nasze plecy? — zagadnął go ojciec.
— Masz coś przeciwko plecom? — spytała Mira. Pan Marek spojrzał na córkę podejrzliwie. Wiadomo, że wyraz,plecy” bywa używany nie tylko w celu określenia części ciała.
— Chodźmy prędzej, bo nam uciekną — zauważyła pojednawczo pani Helena, patrząc na oddalającego się coraz bardziej dziadka i jego towarzysza. Ale właśnie wtedy ci zatrzymali się znowu. Dziadek puścił łokieć pana Nowaka, odstąpił od niego o krok i umilkł. Najwyraźniej czekał na odpowiedź.
Cywil długo myślał.
— Będzie mnie pan mieć na sumieniu — rzekł wreszcie, kiedy pozostała z tyłu grupka była już tak blisko, że mogła usłyszeć jego słowa. — Ale niczego nie obiecuję — zastrzegł się.
— Wcale nie proszę, żeby pan coś obiecywał — odparł dziadek. — Ja w ogóle od tej chwili umywam ręce. Zrobi pan to, co pan sam uzna za słuszne.
— Pewnie — mruknął z wyrzutem blondyn. — Umywam ręce. Po tym, co mi pan powiedział… — zamyślił się ponownie. Postał jeszcze chwilę, a następnie, patrząc pod nogi, ruszył powoli przed siebie. Nie ulegało wątpliwości, że dziadek dał mu jakiś wyjątkowo twardy orzech do zgryzienia.
Parę minut później już wszyscy razem minęli ostatni zakręt i weszli między zabudowania Górka. Na szosie, na chodnikach, na placykach z budkami, a także wokół szkoły, panował taki sam ścisk jak wczoraj i przedwczoraj. Tylko ludzie poruszali się jak muchy w miodzie. Upał paraliżował nawet sprzedawców. Pan Bulgotek i jego konkurent przypominali malutkie fortece, oblężone przez zbyt liczne armie. Podobnym wzięciem cieszyły się lody. Nieco mniej gości przyciągały smażalnie. Za to zapachy były wręcz przygniatające. Wydawało się, że można je wziąć w ręce i miesić jak ciasto.
Mira kichnęła z obrzydzeniem i powiedziała,kwiczoł”, wzbudzając przelotne zainteresowanie rodziny, wysokiego blondyna i ojca Łukasza.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.