Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej
Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Tu Alauda z Planety Trzeciej» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Katowice, Год выпуска: 1988, Издательство: Śląsk, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Tu Alauda z Planety Trzeciej
- Автор:
- Издательство:Śląsk
- Жанр:
- Год:1988
- Город:Katowice
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Tu Alauda z Planety Trzeciej: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tu Alauda z Planety Trzeciej»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Tu Alauda z Planety Trzeciej — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tu Alauda z Planety Trzeciej», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Ten zniósł oględziny ze stoickim spokojem, może dlatego, że nie towarzyszyły im żadne miny, wydymanie warg, wysuwanie brody i tym podobne przejawy nieukontentowania. Ale nie. Łukasz stawiłby dzisiaj czoła wszystkim najgorszym minom. I nie tylko minom. W wirze wydarzeń nie miał czasu zastanowić się na zaszłą w nim zmianą, czuł jednak, że taka zmiana zaistniała, że sprawił ją jeden wieczór, jedna noc, jeden poranek i jedno zdanie, wypowiedziane czy raczej wykrzyczane przez śliczną dziewczynę, oraz że wspomnienie tego wieczoru, tej nocy, tego poranka i tego zdania, zawsze już będzie go chronić przed niezasłużoną opinią nieśmiałego ponuraka i łajzy. Dostrzegał natomiast z całą ostrością przeobrażenie, jakiemu uległ pan Marek Piotrowicz, a przede wszystkim jego własny ojciec. Niezliczoną ilość razy łapał się na tym, że otwiera usta, aby zawołać: „Tato, to ty?”
Ojciec nie robił niczego nadzwyczajnego. Rzecz nie polegała na tym, że nagle stał się kim innym. Pozostał sobą. Tylko że każdy jego, właściwy mu gest, każde odezwanie się, postawa, sposób trzymania głowy i patrzenia były jakby o odcień jaśniejsze, bardziej określone i bardziej zdecydowane. A także bardziej pogodne. Właśnie pogodnie, krótko i z uśmiechem poinformował syna, że od dziś zabiera się do pisania doktoratu.
Łukasz usłyszawszy to zastanowił się przez chwilę, a następnie spytał półgłosem: — Tato, czy ty tak sobie postanowiłeś po rozmowie z mamą?
Chłopiec wiedział już, naturalnie, że mama została zawiadomiona o jego przygodzie i że kilkakrotnie telefonowała, dopytując się o wyniki poszukiwań. Wiedział także, że choć początkowo wykluczyła możliwość swojego przyjazdu do Górka, to jednak potem zmieniła zdanie. Ale wówczas Alauda zdążył już ogłosić, że „ziemskie dzieci” są całe i zdrowe.
— Nie — odpowiedział spokojnie ojciec. — Wcześniej.
Łukasz nie poruszał więcej tego tematu. Westchnął w duchu i zainteresował się panem Markiem. Ten również nie przestał być sobą. Jego zachowanie stało się jedynie, tak jak u ojca, bardziej pogodne. U ojca oznaczało to wprawdzie coś zupełnie innego, ale efekt był trochę podobny.
Kiedy wczoraj Mira i Łukasz zasnęli wreszcie w pokoikach na piętrze, pan Marek ponownie obejrzał rysunki, które przed katastrofą wykonała jego żona. Następnie przypomniał sobie, że w domu była kiedyś teczka z jeszcze innymi jej pracami, a wśród nich portret Miry. Ojciec Łukasza bez słowa poszedł na górę i przyniósł wspomnianą teczkę.
— Hela musi malować — orzekł wtedy kategorycznie pan Marek, jakby odkrył absolutnie oczywistą prawdę, która choć tak oczywista, jakoś nikomu innemu nie przyszła dotąd do głowy.
A dziadek Klemens?
Dziadek przespał się godzinkę, wstał, przyniósł do dużego pokoju grubą i starą księgę, otworzył ją, znowu przesiedział godzinkę z zamkniętymi oczami, a potem przewrócił kilka kartek i nagle zdecydowanym ruchem odsunął od siebie uczone dzieło.
— Nie mogę czytać — oznajmił. — To co dzieje się w tym domu, jest bardziej zajmujące niż kodeks karny z tysiąc pięćset trzydziestego drugiego roku. Constitutio Criminalis — powiódł palcem po tytule wzgardzonej księgi. — Jeśli zaginięcie pary młodych pomyleńców ma powodować takie skutki, to niech sobie Mira i Łukasz szczęśliwie giną przynajmniej raz na tydzień.
Pani Heleny przy tym nie było. Wcześniej poszła do siebie, żeby czuwać przy łóżku Miry. Nie miał kto powiedzieć: „Niech ojciec tak nie żartuje”.
Dziadek mógł bez przeszkód mówić dalej: — Choć jeśli mamy być sprawiedliwi, to część zasługi musimy przypisać również tym oszustom, kosmitom. Nie wiem, czy uda im się potrząsnąć całą Ziemią, jak sobie wymarzyli, ale na pewno potrząsnęli Piotrowiczami. Piotrowiczami i Polowymi — poprawił się. — Piotrowiczami, Polowymi, rodziną gajowego… A skoro tak, to może jeszcze kimś, kogo nie znamy. Za wcześnie ich osądziłem. Co nie znaczy, że teraz obwiesiłbym ich orderami. Przeciwnie, zasłużyli na… — nie powiedział na co, tylko westchnął i mruknął pozornie bez związku: — Niestety, jestem człowiekiem słabym i pozbawionym zasad. Jako prawnik nadaję się wyłącznie do roli cukiernika w więziennej kuchni. W tej chwili, na przykład, zamiast obmyślać surową karę dla tej bandy awanturników, nie mogę się doczekać ich pożegnalnego występu. Zapowiedzieli niespodziankę, jakby mało ich było do tej pory. A no, zobaczymy…
Wszyscy byli ciekawi, jak też Alauda i jego przyjaciele rozstaną się z Górkiem i Ziemianami. To rozstanie miało nastąpić dzisiaj, w samo południe.
Wczoraj błagali wszystkich, którym z konieczności musieli wyznać kim są naprawdę, żeby ich nie zdradzili przed urzeczonym kosmitami światem.
— Panie profesorze — powiedział Mały. — Niech pan poczeka do jutra. Jeśli potem uzna pan, że należą się nam jedynie cięgi, to sami oddamy się w ręce milicji. Ale gdyby przypadkiem, po naszym ostatnim przedstawieniu, doszedł pan do wniosku, że nie myśleliśmy tak całkiem głupio, to pozwoli nam pan uciec cichaczem z Górka, a ludzi zostawić w przekonaniu, że mieli do czynienia z prawdziwymi mieszkańcami gwiazd, którzy ich opuścili, ponieważ przestraszyli się porządków, panujących na tej planecie. Dobrze?
— Hm… — odrzekł wówczas pan Klemens.
Szosa paliła stopy jak rozpalona blacha. Cień pod nieruchomymi drzewami nie dawał odrobiny chłodu.
Coś wisiało w powietrzu.
Od strony Górka nadjechał duży, luksusowy samochód. Boczne szyby miał opuszczone do samego dołu. Na tylnym siedzeniu gruby mężczyzna szamotał się z wypchaną torbą. Nie zauważył, że mija gromadkę osób, które ciekawie mu się przyglądają.
— Ależ to… — zaczął Łukasz, ale nie skończył. Z samochodu zaczęły wylatywać jakieś bezkształtne przedmioty. Były czerwonoszare jak cegły, lecz kruche. Spadały na jezdnię i rozpryskiwały się w nieregularne odłamki.
Paweł przytomnie uruchomił aparat fotograficzny.
— CD — pan Marek, który znał już z opowiadań historię Kapelusznika i jego jednodniowego lokatora, odczytał litery, umieszczone na tabliczce przy numerze rejestracyjnym. — Korpus dyplomatyczny. Rozumiem — odprowadził wzrokiem znikające w oddali auto. — Więc to był ten szczęśliwy nabywca skarbów, wyrabianych przez szwagra gajowego i spółkę. A oto i owe skarby — schylił się, podniósł duży okruch spieczonej gliny i obejrzał go ze wszystkich stron. — Nic tu nie widzę…
— Trzeba się zwrócić do rzeczoznawcy — zaproponował dziadek. — Pawle, czy w tym kawałku była odciśnięta noga spodka, czy scyzoryk z gwiazd, czy też… Właśnie, co? Rzuć łaskawie okiem.
Paweł skrzywił się, po czym nagle parsknął śmiechem. Inni jakby tylko na to czekali.
— Biedny grubas — zawołał ojciec Łukasza. — Tak bardzo chciał mieć ślady kosmitów.
— Miał je przecież — zachichotała Mira.
Jak ona się ślicznie śmieje — pomyślał Łukasz i raptem spoważniał.
Od kogo wesołek z cudzoziemskim paszportem dowiedział się, że jest posiadaczem sfałszowanych pamiątek? Czy nad Pawłem, a tym samym i Mirą nie zawisła przypadkiem nowa groźba?
Nie — uspokoił się w duchu. Grubas nie piśnie słowa. Musiałby się przecież przyznać do nielegalnych interesów z Kapelusznikiem. No i do tego, że został wystrychnięty na dudka.
— Oto, jak złudne bywają ludzkie zdobycze — rzekł dziadek. — Na zdrowie — dodał uprzejmie, ponieważ Mira skwitowała jego głęboką uwagę srebrzystym,a psik!”
Tak ślicznie…
Pani Helena otarła oczy i rozejrzała się po pustej szosie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tu Alauda z Planety Trzeciej» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Tu Alauda z Planety Trzeciej» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.