Bohdan Petecki - Bal na pięciu księżycach

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Bal na pięciu księżycach» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1988, Издательство: Nasza Księgarnia,, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bal na pięciu księżycach: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bal na pięciu księżycach»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Wtedy to do akcji niespodziewanie wkroczył Din. Błyskawicznie wyciągnął z kieszeni cudem uratowany aparat Irka, przyklęknął na jedno kolano i zawołał:
— Jeszcze krok, a strzelę! Mam miotacz!
Zbir stanął. Ale Din mimo to strzelił. Strzelił i trafił. Zdjęcie, które wtedy powstało, krążyło potem po bazach i osiedlach planetarnych, dostarczając wszystkim niezrównanej uciechy.”

Bal na pięciu księżycach — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bal na pięciu księżycach», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Kto idzie? — jego głos brzmiał coraz wyraźniej. — Co tam robicie? Nic wam się niestałe? — Long zjechał windą na dół i zaczął biec w ich stronę.

Nikt mu nie odpowiedział. Ocaleni z katastrofy wędrowcy w tym właśnie momencie zrozumieli, o czym to Bob rozmawiał z czuwającym w bazie Svenssonem. Tam gdzie zwykle bielały kopuły małych laboratoriów, teraz wznosiła się szeroka piramida głazów. Lawina pokryła grubą warstwą oba budyneczki. To dlatego Bob żałował, że nie ma ciężkiego sprzętu.

Ale nie wiedział jeszcze najgorszego. A mianowicie, że wewnątrz góry, która zawaliła się jak domek z kart, pozostali Maia i Irek. Pozostali odcięci od świata lub… martwi.

Maia opadła na kamienie i leżała bez ruchu. Irek przymknął oczy. Próbował sobie wyobrazić, że siedzi w pokoju i że kiedy tylko uniesie powieki, ujrzy słoneczny park. A w parku, na tle kolorowej kuli przedstawiającej Ziemię, sylwetki ojca, Ini, Mammy, Dutoura. Nawet Dina…

Westchnął i otworzył oczy. Każdemu, kto znajdzie się w trudnej sytuacji, wolno pomarzyć… byle te marzenia nie przesłoniły mu rzeczywistości i nie odebrały woli działania.

Westchnął ponownie i oparł się na łokciach. W tym samym momencie Maia podniosła się także. Ten ruch spra wił, że światło reflektora przymocowanego do jej kasku pomknęło w górę.

— Czekaj!!! — krzyknął Irek, zapominając, że nie ma zbyt wielkiego sensu zachęcać do czekania kogoś, kto znajduje się w pułapce bez wyjścia. Ale w tym rzecz, że wyjście było! A przynajmniej mogło być. — Czekaj — powtórzył. — poświeć w górę… Nie, bardziej na lewo…

Ujął kask dziewczyny w dłonie i delikatnie skierował reflektor w tę stronę, gdzie wysoko nad osypiskiem głazów dostrzegł czarną szczelinę. Tak jest! Tam właśnie był dalszy ciąg korytarzyka prowadzącego pod ocalałą skalną ścianą!

— Chodźmy — powiedział.

Mijały minuty. Minęło ich już wiele, a każda następna była gorsza od poprzedniej. Do zauważonego przez Irka otworu musieli wspinać się, czołgając po sypkich kamieniach. Co chwila to jedno, to drugie zjeżdżało w dół, tracąc zdobywane z takim trudem metry. Mimo to powoli, ale uparcie posuwali się w górę. Skalny strop wisiał teraz tuż nad ich głowami, a piarżysty prześwit pod nim wznosił się coraz bardziej stromo.

— Nie mogę już… — wydyszała w pewnej chwili Maia. Irek zatrzymał się.

— Słuchaj, myślę, że wiem, gdzie jesteśmy — nadal starał się, jak mógł, dodawać dziewczynie otuchy. — Najpierw szliśmy pod starą ścianą w kierunku studni. Potem zagrodziła nam drogę zawalona skała i musieliśmy skręcić. Następnie skręciliśmy jeszcze raz, a więc zaczęliśmy wracać z powrotem, tylko po przeciwnej stronie jaskini. Teraz powinniśmy być znowu niedaleko przejścia, obok którego staliśmy, kiedy zdarzył się ten wypadek… to znaczy, kiedy tak głupio błysnąłem aparatem — rzekł z samozaparciem. — Ale do przejścia nie dojdziemy, bo po tej stronie, przed nim znajdował się wylot bocznego koryta rza, gdzie siedział dysk. Przecież to właśnie z tego korytarza poszła pierwsza fala lawiny. A jednak znaleźliśmy drogę, czyli że teraz idziemy właśnie tą niby ślepą odnogą, gdzie wszystko się zaczęło. Rozumiesz? Ale nie mamy się czego bać. Dysk na pewno zupełnie zasypało… a zresztą musieliśmy już dawno minąć to miejsce, gdzie się znajdował. Chodzi o coś ważniejszego. Pomyśl sama, skąd w ogóle mógł się wziąć tutaj, w jaskini, taki wielki przedmiot, czymkolwiek w końcu był i skądkolwiek pochodził? Przecież nie wędrował podziemiem, tylko przybył z góry. A skoro tak, to korytarzyk, w którym tkwił, a którym my teraz właśnie idziemy, nie może być ślepy! Musi prowadzić na powierzchnię! l my się nim wydostaniemy. No, Maiu…

— Tak, tak, wyjdziemy — usłyszał słaby szept. — Wyjdziemy… — powtórzyła dziewczyna, nie ruszając się z miejsca.

Irek nabrał do płuc powietrza i zatrzymał oddech. Inaczej musiałby głośno jęknąć. Biedna Maia! Na otwartej przestrzeni wziąłby ją po prostu,na barana” i niósł, póki starczyłoby mu sił, ale tutaj było to zupełnie niemożliwe. Ciągnąć ją za sobą? Po ostrych kamieniach?

Nagle wydało mu się, że wpadł na pomysł, jak tchnąć nowe siły w swoją zmęczoną i osłabłą towarzyszkę. Pomysł ten składał się z trzech części.

— Pewnie nie masz już czym oddychać — powiedział zjeżdżając po piargu, żeby znaleźć się obok niej. — Zrobimy teraz to, o czym mówiłem przedtem. Przetoczę połowę mojej butli do twojego pojemnika z powietrzem. Odwróć się.

Maia z trudem wykonała to, o co ją prosił. Wtedy chłopiec przystąpił do realizacji pierwszej części swojego planu. A właściwie pierwszej i drugiej, ponieważ obie musiały być wykonane równocześnie. Odpiął kieszeń skafandra i wyjął jedną z pigułek wyprodukowanych przez uczonegoszczęśnika. Już trzymając w palcach małą ku leczkę, zawahał się W ciemności nie mógł określić jej barwy. Pamiętał jednak, że tam, gdzie leżała rękawica, potoczyły się prawie wyłącznie pigułki różowe. Różowe, a więc wprowadzające człowieka w dobry nastrój. Szybko, jakby się bał rozmyślić, wrzucił kuleczkę do otwartego zaworu pojemnika Mai, do którego zaraz potem podłączył powietrzny przewód własnej butli. Następnie przez chwilę obserwował czujnik wewnątrz swojego kasku. Kiedy ciśnienie wyrównało się, zamknął awaryjny przewód i doprowadził całą aparaturę do jej pierwotnego stanu. Teraz należało tylko poczekać, aż Maia zechce głęboko odetchnąć. Wtedy pigułka wpadnie jej do ust.

Pozostała do wykonania rzecz najtrudniejsza. A w każdym razie najmniej miła. Irek znowu zmagał się z sobą przez parę sekund, ale wreszcie zacisnął pięści i powiedział:

Maia, już.

Dziewczyna przewróciła się z powrotem na wznak. Patrząc pod światło reflektora, chłopiec nie widział teraz jej twarzy. Właściwie była to okoliczność sprzyjająca.

— Maia rzekł nieswoim głosem. — Trzeba iść dalej. Tam czekają twój ojciec i Mamma, i… musiał przełknąć ślinę Din. Din powtórzył głośno i z naciskiem, jakby chciał specjalnie podkreślić zwycięstwo odniesione nad sobą samym. Bo niech kto mówi, co chce, to było zwycięstwo. Chyba nawet większe niż okazanie męstwa w obliczu groźnych dysków, tajemnic Ganimeda i walących się gór.

Plan powiódł się ponad wszelkie spodziewanie. Irek z sercem pełnym żalu i mimowolnego buntu obserwował, jak Maia podnosi się i z zaskakującą energią na nowo podejmuje przerwaną wspinaczkę. Chłopiec byłby pewnie dumny z siebie, gdyby nie uczucie, które nim owładnęło, a które nie miało absolutnie nic wspólnego już nie tylko z dumą, ale choćby zwykłym zadowoleniem. Uczucie to sta(o się wkrótce nie do zniesienia. Odruchowo, nie myśląc, co robi, znów odpiął kieszeń skafandra, wyjął jeszcze jedną pigułkę, otworzył zawór swoich pojemników z powietrzem i umieścił w nim czarodziejską kuleczkę. Następnie zrobił głęboki wdech. Pigułka od razu znalazła się w jego ustach. Połknął ja szybko i ruszył w ślad za dziewczyną. Musi ją wyprzedzić, iść pierwszy. Zdecydowanie podciągnął kolana, wyprostował ręce, szukając przed sobą uchwytu, i… zastygł w tej pozycji.

Niestety. Kulka — przynajmniej ta, którą on sam sobie zaaplikował — wcale nie była różowa.

Światełko reflektora Mai oddaliło się już o parę metrów. Dokoła było czarno. Czarna skała z'boku i nad głową, czarne osypisko czekające na jeden nieostrożny ruch. by na zawsze pogrzebać zagubionego przybysza z Marsa w czeluściach Ganimeda.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bal na pięciu księżycach»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bal na pięciu księżycach» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Bal na pięciu księżycach»

Обсуждение, отзывы о книге «Bal na pięciu księżycach» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x