Bohdan Petecki - Bal na pięciu księżycach

Здесь есть возможность читать онлайн «Bohdan Petecki - Bal na pięciu księżycach» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1988, Издательство: Nasza Księgarnia,, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bal na pięciu księżycach: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bal na pięciu księżycach»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Wtedy to do akcji niespodziewanie wkroczył Din. Błyskawicznie wyciągnął z kieszeni cudem uratowany aparat Irka, przyklęknął na jedno kolano i zawołał:
— Jeszcze krok, a strzelę! Mam miotacz!
Zbir stanął. Ale Din mimo to strzelił. Strzelił i trafił. Zdjęcie, które wtedy powstało, krążyło potem po bazach i osiedlach planetarnych, dostarczając wszystkim niezrównanej uciechy.”

Bal na pięciu księżycach — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bal na pięciu księżycach», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Truszku, co robisz na niebie?

Dina porwał wicher, który wypadł z głębi jaskini, i przeniósł go jak piórko przez skalny korytarzyk z powrotem do sali skibrytów. Nie wiedział, że krzyczy, bo nie słyszał własnego głosu. Rozpaczliwie wymachując wokół siebie ramionami, szukał jakiegoś uchwytu lub oparcia, by zatrzymać się, zawrócić i pośpieszyć ż pomocą Mai. Prąd powietrza rwał jednak jak rozszalała rzeka, która przerwała tamę. Kiedy w pewnej chwili udało mu się zapalić reflektor, ujrzał, że za falą wichury podąża druga — fala skalnej lawiny sunąca całą szerokością podziemia. Wtedy poczuł, że ktoś chwyta go za rękę i z całych sił ciągnie w kierunku wyjścia.

— Nie! Nie!!! — rzucił się nieprzytomnie do tyłu. Maia! Maia!

To jedno słowo, jedno imię kołatało mu w głowie, głusząc wszystkie myśli, tak jak huk lawiny i wichru głuszył wołanie, jego i tego kogoś, kto usiłował go powstrzymać.

Raptem z czoła lawiny wytrysnął ogień. Jaskrawa, płomienista smuga, za którą w przyćmionym świetle reflektora błysnęło coś srebrnego jak wielka ryba, na moment ukazująca się w słońcu nad lustrem wody. W tej samej chwili ktoś ponownie uwięził w uścisku jego rękę.

— Puść!!! — wrzasnął chłopiec.

Jednak tym razem nie udało mu się wyrwać. Chmura, która go otaczała, znikła na ułamek sekundy i wtedy ujrzał tuż przed sobą światło. Był to reflektor tego właśnie człowieka, który ciągnął go przez ostatnią już podziemną salę w stronę wylotu jaskini nad samotnymi laboratoria mi. Dostrzegł też, że obok nich biegnie jeszcze jedna postać w skafandrze. Ale to na pewno nie była Maia.

— Puść!!! — powtórzył.

Jakimś cudem jego słuchawki wyłuskały ten okrzyk z huku goniącej ich lawiny i przestraszył się brzmienia własnego głosu.

Niebawem jednak uciszyło się trochę. Usłyszał odpowiedź.

— Din! — Dutour dyszał ciężko. — Din!… Maia jest moją córką! Zrozum, teraz nie możemy jej pomóc. Wyjdziemy i zorganizujemy ratunek. Nie opieraj się!

Din przestał się opierać. A niespełna minutę później z najwyższym trudem zahamował na półeczce skalnej, już pod otwartym niebem. Zaraz po nim opuściła podziemia Mamma, a za nią ukazali się Inia i Dutour.

— Dalej, dalej! — wołał ratownik. — Nie stójcie! Nie wiadomo, czy lawina nie runie w dół, po zboczu! Tędy, o! — pokazywał ścieżkę zbiegającą zakosami do podnóża gór i dopiero na płaskim terenie zawracającą w stronę białych kopuł bliźniaczych pracowni.

Była to ta sama ścieżka, którą wczoraj wzgardził Irek, co pociągnęło za sobą brzemienne w skutki wizyty, najpierw u jednego, a potem u drugiego szczęśnika.

Ocalona z katastrofy czwórka skwapliwie skorzystała z bezpieczniejszej drogi. Byli w połowie ścieżki, kiedy za sobą usłyszeli ogłuszający grzmot. Obejrzeli się. Z jaskini buchnął pióropusz dymu. Następnie z otworu zaczęły wylatywać głazy, jakby wystrzeliwane z ogromną siłą.

— Chodźcie kawałek dalej — powiedział Dutour. Schowamy się tam — wskazał miejsce, gdzie ścieżka omijała skalną grzędę, biegnąc przez kilka metrów pod wysokim masywnym okapem, nad którym sterczała prostopadła ściana.

Usłuchali bez słowa.

— Czy tym dwom tam, na dole, nic się nie stanie? spytała Mamma, kiedy zatrzymali się już pod bezpiecznym, kamiennym „dachem”.

— Nie — odrzekł ratownik. — Może ich zasypać, ale to nic groźnego. Na otwartej przestrzeni odkopiemy ich w piętnaście minut. Lawina nie powinna przebić strefy ochronnej, a gdyby nawet, to kopuły laboratoriów wytrzymają z pewnością. Natomiast… — urwał.

Mamma, Inia i Din wiedzieli, co chciał powiedzieć. Szczęśnikom nie grozi niebezpieczeństwo. Ale Maia i Irek…

Głazy i kamienie, wyrzucane z jaskini, nadal toczyły się po zboczu niszczącą grzmiącą rzeką. Nagle stało się coś niewiarygodnego. Czarna chmura w ułamku sekundy rozprzestrzeniła się, przesłaniając widnokrąg, a cały wielki szczyt nad otworem groty jakby ożył. Uniósł się, przez moment trwał w powietrzu niby startująca rakieta, aż wreszcie, opisawszy na niebie szeroki łuk, z potwornym grzmotem runął w dolinę.

Cztery maleńkie figurki skulone pod nawisem skalnym trwały bez ruchu, jak sparaliżowane. Widowisko zaparło dech w piersiach nawet doświadczonemu ratownikowi.

Ale stopniowo burza cichła. Widać zawalenie się góry stanowiło ostatni akt tragedii. Ogłuszający łoskot przechodził powoli w niski, gasnący pomruk, chmura kurzawy zaczęła opadać. Ukazało się brudnofioletowe niebo, błysnęła jedna, druga gwiazda…

Dutour uniósł bezwiednie rękę, jakby chciał otrzeć sobie pot z czoła. Kiedy jego palce trafiły na osłonę kasku, znieruchomiał na moment. Zaraz potem ze świstem wciągnął do płuc powietrze i wyprostował się.

— Wzywam RXjeden, trzy, cztery! Zarządzam alarm! Uwaga, dyspozytornia „Pięciu Księżyców”! Uwaga, baza! Jeśli mnie słyszycie, natychmiast przybywajcie z pomocą. Zmobilizujcie cały sprzęt. Nastąpiło obsunięcie się góry. Jaskinia jest zasypana. Fiora Mammavita, Inia Skiba, Din Robinson i ja, Dutour, zdołaliśmy uciec. W za sypanej jaskini pozostali Irek Skiba i moja córka, Maia… Uwaga, dyspozytornia! Uwaga, baza! Ogłaszam alarm…

— Irek…

Szept, który odezwał się w słuchawkach chłopca, brzmiał tak smutnie, że mógł pochodzić jedynie z przykrego snu.

— Irku…

W snach widzi się dziwne rzeczy i słyszy niezwykłe głosy. Ten, który go woła, należy na przykład do Mai. Mai tu nie ma. Gdyby była, on nie mógłby spać. A śpi. Jest ciemna noc…

Zaraz… chwileczkę. Skąd właściwie wie, że jest ciemno, a nie jasno? Jeżeli śpi?…

— Irku, żyjesz?…

Westchnął. Westchnął i w tym samym momencie uświadomił sobie, że jego oczy są szeroko otwarte. A więc ten smutny szept nie miał nic wspólnego z żadnym snem!

Maia! — chciał krzyczeć, wydał jednak tylko przeraźliwie zduszony głos, który zabrzmiał jak zgrzyt noża po szkle. l właśnie ten dźwięk sprawił, że przypomniał sobie wszystko. Byli w jaskini, patrzyli w stronę korytarzyka, gdzie tkwił ów dysk, potem zrobił zdjęcie i…

— Maia! — wykrztusił. — Maia! Próbował się zerwać, ale nie zdołał. Nogi miał uwięzione i bezwładne.

Nagle dostrzegł światło. Blady promyk przemknął po leżących dokoła głazach i zatrzymał się na jego twarzy.

— Mogę się ruszać — powiedziała cicho Maia. — Chyba nic mi się nie stało. A tobie? Czy… — w tym momencie głos wypłatał dziewczynie psikusa. Wzniósł się powyżej wszystkich tonów gamy i umilkł.

— Czuję się bardzo dobrze — zapewnił natychmiast Irek. Coś, co tkwiło mu w gardle i przeszkadzało mówić, nagle ustąpiło. — Tylko nie mogę wstać. Moje nogi…

Światło uciekło z jego twarzy. Chwilę później usłyszał chrzęst odgarnianych kamieni, a następnie głośne westchnienie ulgi.

— Uff — sapnęła Maia.

Równocześnie chłopiec poczuł, że ciężar, który dotychczas przygniatał mu nogi, nagle zniknął. Głęboko wciągnął do płuc powietrze, po czym usiadł.,Sięgnął do reflektora, ale znalazł tylko szczątki jego połamanej obsadki.

— Do licha! mruknął.

— Co się stało?

— Nic takiego — uspokoił pośpiesznie dziewczynę. Rozbiło mi reflektor. Nie ma go…

— Nie szkodzi. Mój ocalał. Widzisz? — strumień światła ponownie przemknął mu przez twarz i pobiegł dalej, vv stronę jego nóg.

Irek skorzystał z okazji, żeby przyjrzeć im się uważnie, Wyglądały nie najgorzej. Wokół nich leżały pryzmy kamieni odgarniętych przez Maię. Miał szczęście. Gdyby tak dostał się pod jakiś blok skalny lub choćby jeden większy głaz…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bal na pięciu księżycach»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bal na pięciu księżycach» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Prosto w gwiazdy
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - W połowie drogi
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Tylko cisza
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Pierwszy Ziemianin
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Messier 13
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Królowa Kosmosu
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki - Strefy zerowe
Bohdan Petecki
Отзывы о книге «Bal na pięciu księżycach»

Обсуждение, отзывы о книге «Bal na pięciu księżycach» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x