— Bandytów! — nie wytrzymał Wagner.
Braude uśmiechnął się, jakby usłyszał miły komplement, i ani trochę nie zmieszany, kontynuował:
— Moi przyjaciele reprezentują potężną organizację, która stoi na straży europejskiej kultury. Niestety! Nad kulturą tą zawisło śmiertelne niebezpieczeństwo, któremu na imię bolszewizm. Pan jest człowiekiem dalekim od polityki i, być może, nie zdaje pan sobie sprawy z tego, jak potężną broń dałby do ręki tym wrogom kultury pański wynalazek. Oto co skłoniło nas do zamachu na pańską wolność osobistą — w imię cywilizacji, dla dobra całej ludzkości. Panu, jako człowiekowi nauki, także powinna być droga nasza stara europejska kultura. Niech pan ofiaruje jej ten cenny dar! Proszę uwierzyć, że będzie on wykorzystany w najlepszy z możliwych sposobów.
Profesor odchylił się do tyłu w swoim fotelu i słuchał, skierowawszy obydwoje oczu na swego rozmówcę, co zdarzało mu się niezmiernie rzadko.
— Tak, jestem dalekim od polityki człowiekiem nauki — odpowiedział. — Ale myli się pan szalenie, jeśli pan sądzi, że jestem przeciwnikiem władzy radzieckiej. Zresztą, pańska pomyłka jest zrozumiała. Pan zna bolszewizm tylko od strony destrukcyjnej. Ja mam ten okres już za sobą, jak również okres — czego nie ukrywam — zwątpień. W ostatnich latach mogłem jednak obserwować i drugą stronę tego samego „strasznego bolszewizmu” — stronę twórczą. Pan jej nie widzi albo nie chce widzieć. Zadziwia mnie i porywa ten potężny rozmach twórczej energii, rozległość planów, wytężona praca… Nigdy jeszcze tyle ekspedycji naukowych nie przemierzało wzdłuż i wszerz naszego wielkiego kraju w poszukiwaniu bogactw naturalnych. Nigdy nie było w naszym kraju takiego postępu w technice, takiej mechanizacji pracy. Nigdy najbardziej śmiała twórcza myśl nie cieszyła się takim uznaniem i poparciem…
A poza tym, co potrzebne jest uczonym? Przede wszystkim warunki do spokojnej pracy. Kraj mój przeszedł już burzę rewolucji i konwulsje kontrrewolucji. Przed nami już tylko spokojne budowanie. A wy?… Czyż to nie strach przed przyszłymi wstrząsami zmusił was do sprowadzenia mnie tutaj w tak., niedelikatny sposób? Nie, panie Braude, pragnę żyć i pracować w Rosji. Do niej należą moje wynalazki. Nie zdradzę wam sekretu!
Odpowiedź Wagnera została przekazana komitetowi.
— To prawdziwy bolszewik! — wykrzyknął generał z niskim czołem.
— Nie ma się co z nim cackać! — słyszało się głosy.
Tym razem nawet i Goldsack nie odważył się wystąpić przeciwko powszechnym nastrojom.
Nie podjęto żadnej rezolucji, ale wszystko było jasne bez słów: na profesora Wagnera wydano wyrok śmierci.
I Braude miał go wykonać.
Nie bez zmieszania wszedł do gabinetu profesora, czując ciężar browninga w prawej kieszeni. Ale, doskonale panując nad sobą, przywitał się z profesorem ze swoim zwykłym uprzejmym uśmiechem i usiadł w fotelu naprzeciwko, kładąc ręce do kieszeni.
— No i jak, drogi profesorze, nie zmienił pan jeszcze zdania? — zapytał, odnajdując w kieszeni kolbę rewolweru. — Uprzedzam pana, że odmowa może mieć dla pana bardzo przykre konsekwencje!
— Nie, panie Braude, nie zmieniłem i nie zmienią!
Braude położył palec na spuście, wciąż jeszcze nie wyjmując broni z kieszeni.
— Ale mam jedną prośbę, panie Braude.
„Nie spieszy się — pomyślał Braude — zobaczymy, co to za prośba” — i zatrzymał w kieszeni rękę z rewolwerem.
— Do pańskich usług, drogi profesorze.
Profesor był jakiś nieswój. Braudego uderzyło to, że wyglądał na zmęczonego i jego zawsze rumiane policzki pobladły.
— Rzecz w tym — zaczął Wagner jąkając się — że pańscy przyjaciele nie zauważyli podczas rewizji w kieszeni mojej marynarki niewielkiego pudełeczka z pigułkami. To znaczy, może i zauważyli, ale nie zwrócili na nie uwagi, ponieważ na pudełku była niewinna etykietka z napisem „Purgen”. Zwykłe lekarstwo dla ludzi prowadzących siedzący tryb życia. W pudełku tym miałem zapas pigułek przeciwsennych. Niestety, jest puste! Wczoraj zażyłem ostatnią. Jeśli dziś nie ponowią dawki, zasnę. Byłoby to dla mnie straszne… I to zmęczenie… Byłbym panu… bardzo zobowiązany… — profesor mówił coraz wolniej — jeśliby pan dostarczył mi kilka substancji chemicznych według moich wskazówek, i to, jeśli można… j ak naj szyb…
Głowa profesora opadła do tyłu, powieki zamknęły się, zasnął twardym, głębokim snem.
— To ułatwia zadanie! — powiedział głośno Braude, wyjął spokojnie rewolwer i wycelował w pierś profesora.
Ale nie wystrzelił, jakaś myśl powstrzymała go. Szybko wsunął rewolwer do kieszeni i wybiegł z pokoju.
9. SPÓŁKA AKCYJNA „ENERGIA”
— Profesor Wagner śpi! Jest w naszych rękach! — wykrzyknął pospiesznie Braude, wpadając do biura sekretarza komitetu.
— Proszę mówić jaśniej, Braude, o co chodzi?
— Chodzi o to, że Wagnerowi wyczerpał się zapas pigułek przeciwsennych i potrzebuje on surowców do ich produkcji, inaczej mówiąc, potrzebuje nas! Możemy mu dostarczyć wszystkiego, co potrzebuje, ale pod warunkiem ujawnienia sekretu. Wziąłem na siebie decyzję o odłożeniu wykonania wyroku.
— Ma pan rację! Kilka dni nie ma znaczenia. Niech pan spróbuje z nim pertraktować, kiedy się obudzi.
Pertraktować z profesorem Wagnerem nie było łatwo. Jednak Braude nie tracił nadziei. Podejmował on z profesorem wyrafinowaną grę psychologiczną w ciężkich dla niego chwilach — kiedy ogarniała go senność i zmęczenie. Profesor rozpaczał.
— Ile bezpożytecznie straconego czasu! Sen równa się dla mnie śmierci, a śmierć straszna jest tylko dlatego, że to wieczny sen, który przerwie moją prace! Ileż niezakończonych spraw! Ile przepadnie pomysłów!…
Na trzeci dzień osiągnięte zostało porozumienie: „przyjaciele Braudego” dostarcza profesorowi Wagnerowi wszystkich niezbędnych materiałów, a profesor będzie wytwarzał w laboratorium swój cudowny preparat. Nikt nie może być obecny przy tej czynności.
Z ostrożności Braude postawił warunek, aby jedną pigułkę z każdorazowo przygotowanej porcji Wagner połykał pierwszy. Członkowie „Dyktatora” mieli nadzieję, że jeśli staną im się znane składowe elementy preparatu i sam preparat w gotowej postaci, to niemieckim chemikom nie sprawi specjalnego trudu rozwiązanie zagadki jego składu.
Jednak profesor Wagner wyraźnie utrudniał im pracę. Sporządził bardzo długi spis rozmaitych związków chemicznych. Było oczywiste, że wiele spośród nich nie wchodzi w skład jego lamtytoksyny.
Kiedy powstał gotowy preparat, chemicy wykryli w nim polipeptydy i aminokwasy. Odnaleziono też substancje zawierające grupo. C: NH. Ale w preparacie musiała się widocznie znajdować jeszcze jakaś nierozkładalna pozostałość — doświadczenia uczonych nie dawały rezultatów.
Żadne praktyczne kłopoty jednak z tego powodu nie wynikały. Pigułki Wagnera, przyjmowane raz dziennie w czasie posiłku, zawierały w sobie około 0,05 grama czystego preparatu. Kilkoma kilogramami można było zaspokoić zapotrzebowanie całej ludności kraju.
Laboratorium profesora zupełnie dobrze dawało sobie radę z tą produkcją.
Profesor Wagner na jakiś czas pogodził się ze swoim losem. Kiedy produkcja unormowała się, znowu potoczyły się dla niego dni i noce zwyczajnej pracy. Przygotowanie pigułek zajmowało mu nie więcej niż cztery godziny na dobę. Odrobiwszy te „pańszczyznę” pogrążał się w naukowych dociekaniach, nie myśląc więcej o losie „produkcji”.
A tymczasem eksploatacja jego preparatu miała ogromny wpływ na całe życie Niemiec.
Читать дальше