Arthur Clarke - Kroki w nieznane - 1976

Здесь есть возможность читать онлайн «Arthur Clarke - Kroki w nieznane - 1976» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1976, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kroki w nieznane - 1976: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kroki w nieznane - 1976»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Kroki w nieznane - 1976 — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kroki w nieznane - 1976», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Jupiii! Jestem! — wrzasnął pokonując błyskawicznie dziesięciomilową przestrzeń dzielącą go od obcego statku. Zanim znalazłem się w miejscu jego lądowania, zdążył już przyczepić się do kadłuba i montował właśnie świder elektryczny.

— Co masz zamiar zrobić? — zapytałem.

— Wyborować dziurę.

— Czyś ty zwariował?… — zacząłem, po czym zniżyłem głos. — Słuchaj, gdyby ci ludzie chcieli do nas wyjść, już dawno by to zrobili. Trzeba mieć trochę taktu. A poza tym nie możesz przecież po prostu wywiercić dziury w czyimś statku! Możesz im wypuścić całe powietrze!

— Nic im nie będzie — odparł niedbale. — Jeżeli są na tyle mądrzy, że potrafią odbywać podróże kosmiczne, to tym bardziej dadzą sobie radę z niewielką dziurką. Zresztą wiercę wyłącznie po to, żeby się przekonać, z czego zbudowany jest ten kadłub.

Z tymi słowy włączył prąd i pochylony nad świdrem przyłożył go do kadłuba.

Przez chwilę przyglądałem się, jak czubek wiertła wchodzi w substancję przypominającą drewno, ale wkrótce ogarnęło mnie niezwykłe uczucie i stwierdziłem, że nie mogę dłużej patrzeć.

Okrążyłem statek, bezmyślnie podziwiając jego dziwną pękatą sylwetkę. Nie wiem dlaczego, ale wypatrywałem kilu — którego oczywiście nie było. Naturalnie ulegałem temu samemu dziwnemu złudzeniu, które mówiło mi, że ten statek płynie w pozycji pionowej.

Płynie? No tak. Tak sobie pomyślałem. Można się chyba wyrazić, że coś płynie w przestrzeni kosmicznej.

Miałem właśnie wrócić do Rima, żeby zobaczyć, jak sobie radzi, kiedy moją uwagę przykuł jakiś ruch. Coś ostrego i błyszczącego wyłaniało się z burty statku.

— Rim! — wrzasnąłem przerażony. — Wiertło przechodzi na drugą stronę!

Czubek wiertła znieruchomiał. — Jak daleko jesteś?

— Będzie z pięćdziesiąt jardów!

Rim zaklął z niedowierzaniem i śmignął w moją stronę. Mało mu oczy nie wylazły na widok metalowego czubka.

— To wiertło ma zaledwie osiem cali długości. Jak mogło wejść na grubość pięćdziesięciu jardów? Idź zobacz — nie, poczekaj!

Dodał gazu i błyskawicznie okrążył statek. l — Wyjmuję wiertło — oznajmił. — Czy czubek się rusza?

— T… tak — bąknąłem obserwując czubek wiertła, który to wychodził, to się chował. — Zrobiłeś dwie dziury zamiast jednej!

— To niemożliwe! No, złap za ten koniec i poruszaj nim trochę, musimy się upewnić.

Po chwili wahania chwyciłem mocno metalowe wiertło. Popychając i pociągając je na przemian pokonywałem opór pochodzący jedynie od Rima. Jego głos ryknął mi w ucho: — Rękojeść! Lata mi w dłoni!

— Ja się boję — wyrażał to zarówno mój ton, jak i moje słowa.

— To chodź tu do mnie, ja też się boję!

Byłem zdumiony, że Rim może się czegokolwiek bać, ale ta świadomość tylko dodała mi skrzydeł. Kiedy jednak się do niego zbliżyłem, Rim najwyraźniej zdążył już wziąć się w garść, chociaż w dalszym ciągu pochylony nad świdrem trzymał go w kurczowym uścisku.

— Wiesz, co ja myślę? — szepnął gapiąc się na mnie. — śe tam w środku nie ma żadnej przestrzeni!

— Jak to, uważasz, że ten statek jest w środku pełny?

— Ależ skąd — potrząsnął głową z rozdrażnieniem. — Słuchaj, pamiętasz, na ile to wiertło wystaje z drugiej strony?

— Na jakieś cztery cale.

— A wiesz, na jaka głębokość je włożyłem? Czterech cali! Czubek wchodzi tutaj i wychodzi natychmiast pięćdziesiąt jardów dalej! Między burtami statku nie ma żadnej odległości! A brak odległości oznacza brak przestrzeni. Wewnątrz tego statku nie ma żadnej przestrzeni.

Na dłuższa chwilę zaległa cisza.

— Wiesz co, wracajmy — powiedziałem niepewnie.

Rim mruknął coś do siebie potrząsając głową, ale wyciągnął świder i wyłączył prąd.

I wtedy nagle świder zaczął się giąć i migotać jak płomień, a nie ciało stałe. Ale to nie wszystko. Ręka Rima, w której trzymał narzędzie, tak samo zaczęła się giąć i migotać, snuć się jak smuga dymu w podmuchach wiatru. Na widok nieprawdopodobnych wprost odkształceń własnej ręki Rim dziko wrzasnął.

Teraz już i część jego wyposażenia kosmicznego zachowywała się podobnie. Wyglądało to tak, jakby nagle zaczęło Rima wsysać do otworu, który wyborował.

— Rim, uciekaj! — krzyknąłem, zbyt przerażony, żeby mu pomóc.

Przez chwilę patrzył z niedowierzaniem, jak jego ciało wydłuża się i faluje, a potem włączył silniczki skafandra i zanim się zorientowałem, co się dzieje, obaj, nie zwracając na siebie nawzajem najmniejszej uwagi, gnaliśmy nieprzytomnie w stronę naszego statku. Oślepiony z pośpiechu, wlazłem do środka i stwierdziłem, że Rim już tam na mnie czeka. — Rim — powiedziałem bez tchu. — Aleś się pospieszy: Nic ci nie jest?

— A co ma mi być! — burknął poirytowany. — Jasne że nic. Przecież to nie mnie zdeformowało, tylko przestrzeń którą ja zajmuję.

Przyjrzałem się bliżej jego ciału, ale nie dostrzegłem najmniejszych odkształceń. Był w dalszym ciągu tym samym krzepkim, odrażającym Rimem.

Zdjął zębami kapsel z butelki i zaczął żłopać piwo, które ciekło mu po brodzie i piersiach.

Ja też sobie wziąłem piwa. Było tak cudowne, że bym się w nim chętnie wykąpał, tyle że nie miałem tego w programie. — Nie rozumiesz, co się stało? — zapytał między jednym a drugim łykiem, rzucając się na leżankę. — Przez ten otwór wlewała się przestrzeń. Tam w środku nie było żadnej przestrzeni. Teraz już wiemy: przestrzeń zachowuje się jak ciecz.

— A ja myślałem, że przestrzeń to jest po prostu nic — odparłem wydając podobne jak on gulgotanie.

— Przestrzeń ma określoną strukturę — stwierdził poważnie. — Kierunki: północ, południe, wschód, zachód, zenit, nadir. Ma także odległość. Rany boskie! — Jego przejrzałe piwne oczy ożywiły się nagle z podniecenia. Zerwał się z leżanki i włączył wszystkie monitory kamer zewnętrznych. — Popatrz! Cały wszechświat gwiezdny zawarty jest w przestrzeni. Wszystko! Z wyjątkiem… — Jego głos znów przeszedł w bełkot. Wypuścił z ręki pustą butelkę i sięgnął po drugą do jednej z piętrzących się wszędzie skrzynek. Powoli znowu opadł na leżankę w ponurej zadumie.

— Jednego nie mogę zrozumieć — zagaiłem. — A mianowicie dlaczego ta rzecz przypomina mi grecką tryremę.

Byłem szczęśliwy, że znów znalazłem się w naszej przytulnej kabinie. Światło mamy zawsze nastrojowe i jeśli nie liczyć gnijących odpadków jedzenia i smrodu, jest naprawdę bardzo przyjemnie. Najchętniej zapomniałbym w ogóle o spotkaniu z tym obcym ciałem — zakłóciło nam tylko spokój. — Nie przejmuj się — powiedziałem pocieszająco. Mieliśmy trudny dzień. Chodź, napijemy się.

Ale Rim nie dał się pocieszyć, więc zaczęliśmy się zalewać w ponurym milczeniu. Nieraz w trakcie tej wyprawy zdarzały nam się takie pijackie wyskoki, zwłaszcza kiedy ogarniały nas wspomnienia naszych niepowodzeń doznanych wśród bliźnich na Ziemi, ale nigdy jeszcze nie widziałem, żeby Rim zalewał się z taką rozpaczą.

W parę godzin później ciężko dysząc zdołał przyjąć pozycję siedzącą.

— Czy ty nie rozumiesz… — powiedział ochryple, z trudem dobierając słowa. — Czy ty nie rozumiesz, na czym polega dowcip z tym statkiem? Przecież on płynie w przestrzeni jak okręt po wodzie. Jest rzeczywiście poza przestrzenią — poza wymiarami. Ale on się na nich unosi i my widzimy tę część, która na skutek ciężaru znajduje się poniżej linii zanurzenia… to znaczy zanurzenia w przestrzeni.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kroki w nieznane - 1976»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kroki w nieznane - 1976» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arthur Clarke - S. O. S. Lune
Arthur Clarke
Robert Sheckley - Kroki w nieznane. Tom 4
Robert Sheckley
Arthur Clarke - Culla
Arthur Clarke
Arthur Clarke - The Fires Within
Arthur Clarke
Henryk Gajewski - Kroki w nieznane - 1971
Henryk Gajewski
Arthur Clarke - Kraj djetinjstva
Arthur Clarke
Arthur Clarke - Kraj detinjstva
Arthur Clarke
Дмитрий Биленкин - Kroki w nieznane - 1970
Дмитрий Биленкин
Отзывы о книге «Kroki w nieznane - 1976»

Обсуждение, отзывы о книге «Kroki w nieznane - 1976» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x