James White - Szpital kosmiczny
Здесь есть возможность читать онлайн «James White - Szpital kosmiczny» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2002, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Szpital kosmiczny
- Автор:
- Жанр:
- Год:2002
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Szpital kosmiczny: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Szpital kosmiczny»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Szpital kosmiczny — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Szpital kosmiczny», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
O’Mara wolałby być z nimi na finiszu, zamiast siedzieć tu i bawić się w niańkę.
Myśl ta przypomniała mu o kłopocie, który ukrywał przed Waringiem. Malec nigdy jeszcze tyle nie spał; minęło już co najmniej dwadzieścia godzin, odkąd usnął, czy też raczej, odkąd O’Mara wykopał go spać. Owszem, istoty klasy FROB były wytrzymałe, ale może młody Hudlarianin nie spał, ale stracił przytomność wskutek ciosów?
O’Mara sięgnął po książkę, którą przysłał Pelling, i zaczął czytać.
Szło mu ciężko, ale po dwóch godzinach wiedział już co nieco o opiece nad młodymi Hudlarianami i poczuł jednocześnie ulgę i rozpacz. Okazało się, że jego napad wściekłości i kopniaki były dobrą rzeczą; młode FROB-y potrzebowały ciągłych pieszczot. Gdy obliczył, z jaką siłą dorosły osobnik tego gatunku poklepuje swoje młode, okazało się, że jego wściekły atak był zaledwie słabą pieszczotą. W innym miejscu książka ostrzegała jednak przed przekarmianiem i tu O’Mara miał niewątpliwie sporo na sumieniu. Widocznie wystarczyło karmić małego co pięć czy sześć godzin podczas okresu czuwania, a gdy nadal zdradzał oznaki niepokoju lub głodu, uspokajać go poklepywaniem. Okazało się również, że małe osobniki klasy FROB potrzebują dość często kąpieli.
Na ich rodzinnej planecie była to operacja zbliżona do piaskowania, ale O’Mara uważał, że to zapewne z powodu wysokiego ciśnienia i gęstości atmosfery. Innym problemem, który niewątpliwie musiał rozwiązać, był sposób zapewnienia malcowi dostatecznie silnych klepnięć. Miał olbrzymie wątpliwości, czy uda mu się wpaść we wściekłość za każdym razem, kiedy malec będzie potrzebował swojej porcji pieszczot.
Ale przynajmniej okazało się, że ma mnóstwo czasu, by coś wymyślić, w tej samej książce bowiem wyczytał również, że Hudlarianie czuwają przez dwie doby, potem zaś śpią przez pięć.
W trakcie pierwszego pięciodobowego okresu snu malca O’Mara zdołał wymyślić metody zapewnienia pieszczot oraz kąpieli, a nawet zostały mu jeszcze dwa dni na odpoczynek i zebranie sił przed ciężką pracą, która czekała go, gdy malec się obudzi. Dla człowieka o przeciętnej sile byłoby to mordercze zajęcie, ale po pierwszych dwóch tygodniach tego cyklu O’Mara odkrył, że dostosował się do niego zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Pod koniec czwartego tygodnia ból i sztywność nogi ustąpiły zupełnie, a malec nie sprawiał najmniejszych kłopotów.
Na zewnątrz budowa Szpitala dobiegała końca. Ogromna trójwymiarowa układanka była już gotowa, jeśli nie liczyć kilku niezbyt ważnych segmentów na skrajach. Przybył też oficer dochodzeniowy z Korpusu Kontroli i zadawał pytania wszystkim z wyjątkiem O’Mary.
On zaś nieustannie zastanawiał się, czy przesłuchano już Waringa, a jeśli tak, to co powiedział operator. Oficer był psychologiem, nie przypominał zwykłych inżynierów z Korpusu i na pewno nie był głupcem. O’Mara pomyślał, że sam też nie jest głupi: zrobił wszystko, co mógł, i po prawdzie nie powinien niepokoić się wynikiem śledztwa prowadzonego przez Kontrolera. Ocenił całą sytuację i związane ze sprawą osoby i udało mu się przewidzieć ich reakcje. Ale wszystko zależało od tego, co Waring powiedział oficerowi.
Masz stracha! — pomyślał O’Mara, czując do siebie niesmak. Naraz, kiedy twoje ulubione teoryjki zostały wystawione na próbę, boisz się, że nie dadzą wyników. Chciałbyś poczołgać się do Waringa i ucałować mu buty?
Taki gest, o czym wiedział, wprowadziłby ślepą zmienną do układu, który powinien być całkowicie przewidywalny, i z pewnością wszystko by popsuł. Niemniej jednak pokusa była silna.
Na początku szóstego tygodnia wymuszonej opieki nad malcem, gdy O’Mara czytał o niesamowitych i dziwacznych chorobach, na które zapadają młode osobniki klasy FROB, czujnik śluzy dał znać, że ktoś przyszedł. Szybko zsunął się z kanapy i stanął twarzą do wejścia, usilnie starając się sprawiać wrażenie człowieka pozbawionego wszelkich zmartwień.
Ale to był tylko Caxton.
— Myślałem, że to Kontroler — powiedział O’Mara.
— Jeszcze go tu nie było, co? — mruknął kierownik sekcji. — Może myśli, że to strata czasu. Po tym, co mu powiedzieliśmy, uważa pewnie, że sprawa jest jasna. Kiedy tu przyjdzie, weźmie ze sobą kajdanki.
O’Mara tylko popatrzył na gościa. Kusiło go, żeby zapytać, czy Kontroler przesłuchał już Waringa, ale nie była to silna pokusa.
— Przyszedłem — rzekł oschle Caxton — żeby zapytać o wodę. Dział zaopatrzenia mówi, że zamawia pan trzy razy więcej wody, niż mógłby pan zużyć. Założył pan akwarium, czy co?
O’Mara celowo zwlekał z odpowiedzią.
— Czas już na kąpiel malca — rzekł. — Chce pan popatrzeć? — Schylił się, sprawnie usunął jedną z płyt podłogowych i sięgnął do powstałego w ten sposób otworu.
— Co pan robi? — wybuchnął Caxton. — To sieć sztucznego ciążenia, nie wolno panu jej dotykać…
Nagle podłoga przechyliła się o trzydzieści stopni. Caxton runął na ścianę z przekleństwem na ustach. O’Mara wyprostował się, otworzył wewnętrzne drzwi śluzy, po czym ruszył po pochyłości w stronę sypialni. Kierownik poszedł za nim, ciągle upierając się przy twierdzeniu, że O’Mara nie ma ani uprawnień, ani dostatecznych kwalifikacji, żeby dokonywać przeróbek w układach sztucznego ciążenia.
— To zapasowy rozpylacz do pożywienia, którego dyszę zmodyfikowałem tak, żeby dawał strumień wody pod wysokim ciśnieniem — powiedział O’Mara, kiedy znaleźli się w przedziale.
Nastawił przyrząd i rozpoczął demonstrację, oblewając wodą niewielki fragment skóry malca. Obiekt demonstracji zajęty był nadawaniem coraz bardziej nieokreślonego kształtu przedmiotowi, który był kiedyś krzesłem. Ludzi zignorował całkowicie.
— Proszę spojrzeć — kontynuował O’Mara — na ten fragment skóry, gdzie substancja odżywcza stwardniała. To miejsce trzeba co jakiś czas przemywać, stwardniałe pożywienie zatyka bowiem system absorpcyjny Hudlarianina, powodując wstrzymanie dopływu pokarmu. Malec robi się wtedy bardzo nieszczęśliwy i, hm, głośny…
Umilkł. Dostrzegł, że Caxton nie patrzy na malca, ale obserwuje, jak woda odbija się od jego skóry, a następnie spływa po stromo nachylonej podłodze przez całe pomieszczenie prosto do śluzy. Może zresztą dobrze, że nie patrzył na małego, gdyż rozpylacz odsłonił na skórze Hudlarianina jakąś plamę o takiej barwie i strukturze, jakiej O’Mara jeszcze nie widział. Zapewne nie było to nic groźnego, ale lepiej, żeby Caxton nie zobaczył tego i nie zadawał pytań.
— Co to jest? — spytał kierownik, wskazując sufit.
Aby zapewnić małemu konieczną dawkę pieszczot, O’Mara musiał zbudować specjalny zespół dźwigni, bloków i przeciwwag. Całą tę niezdarną maszynerię zawiesił u sufitu. Bardzo był dumny ze swego wynalazku — za jego pomocą mógł wymierzać porządne klepnięcia w dowolne miejsce półtonowego cielska FROB-a. Każde z takich klepnięć momentalnie uśmierciłoby człowieka.
Miał jednak wątpliwości, czy Caxtonowi spodobałby się jego aparat. Zapewne kierownik sekcji uważałby, że urządzenie sprawia dziecku ból, i zakazałby jego stosowania.
O’Mara ruszył w stronę wyjścia.
— To tylko podnośnik blokowy — odpowiedział.
Mokre plamy na podłodze wytarł szmatą, którą cisnął do śluzy, obecnie częściowo wypełnionej wodą. Jego sandały i kombinezon również były wilgotne, więc i je tam wrzucił, po czym zamknął zawór wewnętrzny i otworzył zewnętrzny. W czasie gdy woda, bulgocąc, znikała w przestrzeni kosmicznej, wyregulował sztuczne ciążenie, tak że podłoga była znowu płaska, a ściany pionowe. Następnie, zamknąwszy śluzę od zewnątrz, wydostał z niej sandały, kombinezon i szmatę, które były już suche jak pieprz.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Szpital kosmiczny»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Szpital kosmiczny» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Szpital kosmiczny» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.