James White - Szpital kosmiczny

Здесь есть возможность читать онлайн «James White - Szpital kosmiczny» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2002, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Szpital kosmiczny: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Szpital kosmiczny»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Szpital kosmiczny — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Szpital kosmiczny», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Co…? — zaczął O’Mara, ale po chwili dostrzegł, w którą stronę patrzy lekarz. — A nie, to substancja odżywcza. Ten mały łobuz cały czas się wiercił, kiedy go opryskiwałem. Ale skoro o nim mowa, może mi pan powiedzieć…

— Nie, nie mogę — odrzekł Pelling. — I tak mam głowę przeładowaną chorobami i lekarstwami dla własnego gatunku; miałbym jeszcze dopychać sobie hipnotaśmy o fizjologii klasy FROB? Poza tym one są wytrzymałe, nic im się nie może stać! — Głośno pociągnął nosem i skrzywił się. — Dlaczego nie wystawi go pan na zewnątrz?

— Niektórzy mają zbyt miękkie serce — powiedział O’Mara z goryczą. — Przeraża ich tak oczywiste okrucieństwo jak podnoszenie kota za kark…

— Hmmm — chrząknął lekarz prawie ze współczuciem. — No, ale to pański problem, nie mój. Do zobaczenia za parę tygodni.

— Chwileczkę! — zawołał O’Mara pospiesznie, kuśtykając za lekarzem z chwilowo pustą nogawką. — A jeśli coś się stanie? W ogóle powinny gdzieś być jakieś przepisy dotyczące opieki nad tymi stworami, jakieś najprostsze zasady. Nie może mnie pan tak zostawić, żebym…

— Rozumiem — rzekł Pelling. Zastanawiał się chwilę. — Gdzieś w moim przedziale plącze się pewna książka, coś jakby hudlariański poradnik pierwszej pomocy. Ale on jest w języku uniwersalnym…

— Znam uniwersalny — powiedział O’Mara.

Pelling wyglądał na zdumionego.

— Sprytny z pana chłopak. No dobrze, podeślę panu tę książkę. — Skinął głową i wyszedł.

* * *

O’Mara zamknął drzwi sypialni, mając nadzieję, że choć trochę zmniejszy to intensywny zapach pokarmu malca, a następnie ostrożnie położył się na kanapie w drugim pokoju. Cieszył się na myśl o zasłużonym odpoczynku. Ułożył nogę tak, że ból był prawie znośny, i zaczął wmawiać sobie konieczność zaakceptowania istniejącej sytuacji. Udało mu się jedynie nieco uspokoić.

Był jednak tak znużony, że nawet gniew go męczył. Powieki mu opadały, a od dłoni i stóp rozchodziło się powoli ciepłe odrętwienie. O’Mara westchnął, poprawił się na kanapie i zaczął powoli zasypiać…

Ryk, który go poderwał, odznaczał się wrzaskliwą i autorytatywną natarczywością wszystkich syren alarmowych, jakie w życiu słyszał, jego natężenie zaś groziło wyrwaniem z prowadnic drzwi sypialni. O’Mara instynktownie chwycił skafander, a kiedy zrozumiał, co się stało, cisnął go z przekleństwem na ustach i ruszył po rozpylacz.

Mały był znowu głodny!

W ciągu następnych osiemnastu godzin O’Mara przekonał się, jak mało wie o młodych Hudlarianach. Z jego rodzicami rozmawiał wiele razy przez autotranslator, o małym często była mowa, ale jakoś nigdy się nie zgadało o istotnych sprawach. Na przykład o śnie.

Sądząc po ostatnich obserwacjach i doświadczeniach, młode osobniki tej rasy nie spały w ogóle. W zbyt krótkich przerwach między karmieniami FROB pętał się głównie po sypialni i rozbijał wszystkie meble, których nie wykonano z metalu i nie przytwierdzono do podłogi, metalowe zaś giął tak, że przestawały być rozpoznawalne i zdatne do użytku. Kiedy indziej siadał skulony w kącie, rozplątując i ponownie splątując macki. Być może widok ten, który odpowiadał obrazowi dziecka bawiącego się paluszkami, wywoływał okrzyk zachwytu u dorosłych Hudlarian, O’Marę jednak przyprawiał o mdłości i oczopląs.

A co dwie godziny, może kilka minut wcześniej lub później, musiał karmić tego potworka. Jeśli miał szczęście, malec leżał spokojnie, najczęściej jednak trzeba było gonić za nim z rozpylaczem. Zwykle osobniki klasy FROB są w takim wieku zbyt słabe, aby się samodzielnie poruszać, ale jest tak w warunkach wysokiej grawitacji i potężnego ciśnienia na Hudlarze. Tutaj, przy sile ciążenia mniejszej niż jedna czwarta ziemskiego, mały Hudlarianin mógł się poruszać. I bawił się świetnie.

O’Mara zaś wcale: czuł się tak, jakby jego ciało było grubą, ciężką gąbką nasączoną zmęczeniem. Po każdym karmieniu walił się na kanapę i pozwalał śmiertelnie zmęczonemu ciału pogrążać się w nieświadomości. Był tak ostatecznie, tak całkowicie wyczerpany, że — jak wmawiał sobie po każdym spryskiwaniu — nie usłyszy kolejnej skargi potworka, bo będzie zbyt nieprzytomny. Zawsze jednak owa rycząca dysonansem syrena okrętowa podrywała go przynajmniej półprzytomnego i wymuszała jak u pijanej marionetki odpowiednie ruchy, które pozwalały uciszyć ten straszliwy, opętańczy hałas.

* * *

Po prawie trzydziestu godzinach O’Mara wiedział, że jest już u kresu sił. To, czy malca zabiorą za dwa dni czy za dwa miesiące, nie miało już większego znaczenia; w obu przypadkach czekał go dom wariatów. Chyba że w chwili załamania zdecyduje się na spacer w kosmosie bez skafandra. Wiedział, że Pelling nigdy nie pozwoliłby na poddanie go takim męczarniom, ale w sprawach dotyczących klasy FROB doktor był ignorantem. Caxton zaś, tylko trochę mniejszy ignorant, należał do ludzi prostych i bezpośrednich, którzy uwielbiali tego rodzaju głupie dowcipy, szczególnie kiedy ich zdaniem ofiara żartu dostawała to, na co zasłużyła.

Ale przypuśćmy, że kierownik sekcji był bardziej przewrotnym typem, niż to podejrzewał O’Mara? Przypuśćmy, że doskonale wiedział, na co go skazuje, powierzając opiekę nad małym Hudlarianinem? O’Mara ciężko zaklął, ale przez ostatnie dziesięć czy dwanaście godzin naprzeklinał się już tyle, że przestało mu to przynosić ulgę. Potrząsnął gniewnie głową, daremnie usiłując pokonać znużenie, które zaćmiewało mu umysł.

Caxtonowi nie ujdzie to na sucho.

O’Mara wiedział, że jest najsilniejszy na całej budowie, a sił musi mieć znaczny zapas. Wmawiał sobie nieustannie, że całe to zmęczenie i dygot to po prostu wytwór wyobraźni, a parę dni bez snu nie powinno się odbić ujemnie na jego kondycji, nawet po tym wstrząsie, którego doznał w czasie wypadku. W każdym razie kłopoty z malcem nie mogą trwać wiecznie. Sytuacja musi się poprawić. Jeszcze im dołożę, przysięgał sobie. Caxtonowi nie uda się doprowadzić go do pomieszania zmysłów, ani nawet do tego, by zażądał pomocy.

Z uporem wywołanym zmęczeniem wmawiał sobie, że rzucono mu wyzwanie. Dotychczas skarżył się, że żadne postawione przed nim zadanie nie wykorzystywało w pełni jego możliwości. Tu więc miał problem, który wystawiał na próbę jego wytrzymałość fizyczną oraz zdolność rozumowania. Powierzono mu małe dziecko i będzie się nim zajmować, obojętnie, czy potrwa to dwa tygodnie czy dwa miesiące. Co więcej, sprawi, że stan dziecka w chwili, gdy przybędą jego przyszli opiekunowie, będzie świadczył na jego korzyść…

* * *

Czterdzieści osiem godzin od chwili, kiedy obarczono go towarzystwem Hudlarianina, a pięćdziesiąt siedem, od kiedy ostatni raz porządnie się wyspał, takie nielogiczne i wielce płaczliwe myśli wcale nie wydawały się O’Marze dziwne.

I oto nagle w tym, co przywykł uważać za niezmienną kolej rzeczy, nastąpiła zmiana. Poskarżywszy się, malec został jak zwykle nakarmiony, ale nie miał zamiaru się uciszyć!

Pierwszą reakcją O’Mary było urażone zdumienie: to było wbrew zasadom. Dzieci płaczą, daje im się jeść, więc przestają płakać — przynajmniej na chwilę. Zachowanie malca było do tego stopnia nie w porządku, że przez jakiś czas, zbyt tym wstrząśnięty, nie wiedział, jak się zachować.

Hałas przypominał ryk trąb jerychońskich w różnych wersjach. W O’Marę uderzały długie serie dysonansów; co chwila następowała zmiana wysokości i natężenia dźwięku według jakiejś zwariowanej zasady, której nie sposób było odgadnąć, kiedy indziej zaś ryk przechodził w upiorne, zgrzytliwe staccato, jakby tłuczone szkło dostało się do aparatu głosowego Hudlarianina. Były i przerwy od dwóch sekund do pół minuty, podczas których O’Mara kulił się w oczekiwaniu na kolejny wybuch. Wytrzymał tyle, ile zdołał — około dziesięciu minut — a potem ponownie zwlókł z kanapy ciążące jak ołów ciało.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Szpital kosmiczny»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Szpital kosmiczny» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


James White - The Escape Orbit
James White
James White - Jenseits des Todes
James White
James White - Chef de Cuisine
James White
James White - Radikaloperation
James White
James White - Major Operation
James White
James White - Hospital Station
James White
James White - Zawód - Wojownik
James White
James White - Sektor dwunasty
James White
James White - Statek szpitalny
James White
Отзывы о книге «Szpital kosmiczny»

Обсуждение, отзывы о книге «Szpital kosmiczny» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x