— Przyjaciółko Cha, dlaczego tak uważasz? Co się z tobą dzieje?
— Nic się nie dzieje — odparła Cha Thrat, dochodząc do siebie po rozczarowaniu. — Złapałam już tego FGHJ. Nie ma co się spieszyć. Nie żyje.
— To wyjaśnia, dlaczego umknął czujnikom — powiedział Fletcher.
— Przyjaciółko Cha, jesteś całkiem pewna? — spytał empata. — Ciągle czuję obecność głęboko nieprzytomnego umysłu.
Cha przyciągnęła załoganta bliżej, aby sięgnąć do niego górnymi kończynami.
— Niska temperatura ciała. Otwarte oczy. Brak reakcji źrenic na światło. Nie wyczuwam zwykłych funkcji życiowych. Niestety, naprawdę nie żyje… — Umilkła, spojrzawszy na głowę istoty. — Ale chyba wiem, co go zabiło! Na karku. Widzicie?
— Niezbyt — odparł Prilicla, czując na pewno jej narastające podniecenie i strach. — To chyba jeden z tych placków.
— Też tak z początku myślałam. Sądziłam, że któryś przyczepił się przypadkiem, ale nie. To coś znalazło się tam rozmyślnie i zakotwiczyło za pomocą wyrostków rosnących na krawędzi dysku. Teraz, gdy im się przyglądam, widzę, że wszystkie mają takie wyrostki, a sądząc po ich długości, potrafią bardzo głęboko zakotwiczyć się w potylicy. To jest albo było żywe i może być odpowiedzialne za…
— Wynoś się stamtąd! — rzucił jej Fletcher.
— Natychmiast! — dodał Prilicla.
Cha Thrat puściła ostrożnie zwłoki, zdjęła kamerę i przyczepiła ją magnetycznymi przylgami do ściany. Wiedziała, że zespół medyczny będzie chciał się przyjrzeć bliżej temu osobliwemu zjawisku, żeby zdecydować, co właściwie z nim zrobić. Potem odwróciła się ku wyjściu, które nagle wydało jej się bardzo odległe.
Dyski unosiły się na jej drodze niczym pole minowe. Niektóre z nich poruszały się ciągle, może pchnięte wcześniej przez nią, może zaś samodzielnie. Widziała je pod rozmaitymi kątami. Gładkie, nakrapiane spody, szare i pomarszczone grzbiety, krawędzie z frędzlami bezwładnych macek…
Tak bardzo zajęta była poszukiwaniami FGHJ — a, że nie obejrzała dokładnie tych obiektów, które wcześniej wzięła za placki albo wysuszone odchody. Nadal nie wiedziała, co to jest, chociaż pojmowała, jakie spustoszenie potrafią wywołać w wysoce inteligentnych umysłach.
Wizja drapieżnika, który nie pożera ofiary, tylko pasie się jej rozumem, była czymś obłąkanym. Cha bała się dotykać dysków, ale było ich za wiele, aby je wszystkie ominąć. Pomyślała jednak, że jeśli któryś wejdzie jej w drogę, uderzy. Uderzy z całej siły.
— Dobrze panujesz nad strachem — rozległ się w słuchawkach głos Prilicli. — Poruszaj się wolno i ostrożnie i nie…
Skrzywiła się, usłyszawszy nagle wysoki pisk informujący, że zbyt wiele osób próbowało rozmawiać z nią równocześnie za pomocą autotranslatora. Zaraz jednak pojęła, że to kapitan przejął kontakt.
— Za tobą! — zawołał. Ale było już za późno.
Skupiona na tym, co działo się przed nią i po bokach, gdzie jej zdaniem czaiło się największe niebezpieczeństwo, zapomniała o tyłach. Gdy poczuła na karku zdumiewająco lekkie dotknięcie, po którym nastąpiło nieznaczne odrętwienie tej okolicy, pomyślała bezwiednie, że widać dysk znieczula ją przed zapuszczeniem macek. Skierowała jedno oko do tyłu i odruchowo uniosła górne kończyny, aby odepchnąć dysk, który oderwał się od martwego FGHJ — a i próbował wrosnąć w nią. Jednak macki tylko zamachały słabo, jakby zabrakło im sił.
Reszta jej ciała też słabła albo zaczynała się zwijać miotana skurczami, jak zdarza się to przy poważnych uszkodzeniach mózgu. Przez głowę przebiegła jej myśl, że musi to być niemiły widok dla jej przyjaciół.
— Walcz, Cha! — rozległ się nagle głos Murchison. — Cokolwiek to robi, stawiaj opór! Jesteśmy już w drodze.
Doceniła troskę w głosie patolog, ale język nie pracował już jak należy, a szczęki zacisnęły się spazmatycznie i nie mogła odpowiedzieć. Całe ciało opanowały mimowolne skurcze, robiło jej się na zmianę zimno i gorąco, czuła ból albo miłą pieszczotę na niektórych obszarach skóry. Wiedziała, że coś bada centralny układ nerwowy, aby dowiedzieć się, jak funkcjonuje jej organizm, i zapewne przejąć nad nim kontrolę.
Stopniowo miotające nią skurcze zanikły i mogła wznowić wędrówkę do wyjścia. Obiektyw kamery podążał za nią. Gdy dotarła do drzwi, zatrzasnęła je i zablokowała doskonale znany sobie nagle zamek.
— Co robisz? — spytał ostro Fletcher.
Przecież widać, że zablokowałam drzwi od środka, pomyślała ze złością Cha. Zapewne kapitan zamierzał spytać, dlaczego to zrobiła. Chciała odpowiedzieć, ale nie mogła wykrztusić słowa. Bez wątpienia jednak zrozumieją, że nie życzy sobie… że oboje nie życzą sobie, aby im przeszkadzano.
Znowu wszyscy próbowali mówić do niej równocześnie i musiała zsunąć nieco słuchawki, bo pisk nie pozwalał jej zebrać myśli. Kamera nadal podążała za nią i w końcu musieli zrozumieć, co robi, bo hałas umilkł i rozległ się tylko jeden głos.
— Przyjaciółko Cha, wysłuchaj mnie uważnie. Zostałaś zaatakowana przez jakiegoś pasożyta, który wczepił się w ciebie. Twoja emanacja emocjonalna zmienia się. Postaraj się oderwać, zanim zrobi się jeszcze gorzej.
— Wszystko w porządku — zaprotestowała Cha. — Naprawdę, nic mi nie jest. Zostawcie mnie samą, aż…
— Jednak twoje myśli i odczucia nie należą już do ciebie — przerwała jej Murchison. — Walcz, do cholery. Nie trać kontroli nad swoim umysłem. Albo postaraj się chociaż otworzyć drzwi, byśmy nie marnowali czasu na ich przepalanie.
— Nie — sprzeciwił się kapitan. — Przykro mi, ale żadne z tych stworzeń nie opuści statku.
Wywiązała się sprzeczka, która znowu przeładowała obwody autotranslatora, nie mogła im więc odpowiedzieć. Nadal jednak słyszała to i owo, szczególnie gdy Fletcher odzywał się swoim głosem władcy.
Kapitan przypominał im obowiązujące w takich przypadkach reguły ścisłej kwarantanny i co chwila wzywał Priliclę, aby ten potwierdził jego słowa. Dowodził, że napotkali nową formę życia, istotę wchłaniającą pamięć, inteligencję i osobowość ofiary, a zostawiającą tylko pustą skorupę, bezrozumne zwierzę. Co więcej, sądząc po zachowaniu Cha, był to pasożyt zdolny do szybkiej adaptacji i przejmowania kontroli nawet nad nie znanymi sobie organizmami.
Po paru chwilach nikt już nie próbował mu przerywać.
— To znaczy, że nie jest to organizm z planety FGHJ. Mógł się dostać na pokład wszędzie po drodze i potrafi obezwładnić każdą inteligentną rasę Federacji! Nie wiem, co nim kieruje ani dlaczego wysysa rozum swoich ofiar, zamiast żywić się ich ciałem, i nie chcę nawet o tym myśleć. Ani o tym, jak czy w jakim tempie potrafi się rozmnażać. W tamtym pomieszczeniu znajdują się tych istot dziesiątki, a przy tym są one na tyle małe, że mogą się ukryć w dowolnym zakamarku statku. Dopóki nie dotrze do nas odpowiednio chroniony i wyposażony zespół dekontaminacyjny, muszę zamknąć szczelnie rękaw i pilnować, żeby nikt go nie otworzył. To coś całkiem nowego, co wymyka się naszemu doświadczeniu. Możliwe, że Szpital zaleci nawet zniszczenie całego statku razem z zawartością. Jeśli pomyślicie chwilę — dodał wyraźnie przygnębiony — sami zrozumiecie, że nie możemy ryzykować przeniesienia tej formy życia na nasz statek ani tym bardziej do Szpitala.
Zapadła dłuższa cisza. Załoga trawiła słowa kapitana, Cha zaś zastanawiała się nad dziwnym zdarzeniem, które stało się jej udziałem. Czuła, że to jeszcze nie koniec…
Читать дальше