Przygotowywany przez Murchison anestetyk musiał przejść jeszcze serię testów polegających na stopniowym podawaniu coraz silniejszych dawek. Zamierzali wykorzystać do tego obcego z centrali. Całość miała potrwać do trzech dni, a bez tego żaden patolog nie byłby skłonny zatwierdzić środka do użycia. Prilicla był pewien, że poszukiwany rozbitek nie wytrzyma tak długo, należało więc poszukać innej metody chwilowego wyłączenia pozostałych członków załogi. Szczęśliwie dysponowali dużym zapasem środka uspokajającego. Postanowili dodać go w dużych dawkach do picia i jedzenia w nadziei, że syte i wyciszone nieco istoty uspokoją się również pod względem emocjonalnym, pozwalając empacie usłyszeć słabe echo chorego czy rannego rozbitka.
— Chciałbym podać im to jak najszybciej — oznajmił Prilicla. — Nasz przyjaciel emanuje w sposób charakterystyczny dla inteligentnej istoty, której zdolność myślenia ograniczana jest przez silne cierpienie. Raczej to właśnie niż otępienie właściwe reszcie załogi. Niemniej słabnie coraz bardziej i obawiam się o jego życie.
Wypełniając polecenia empaty, Cha dodała środek do jedzenia i picia i szybko rozniosła posiłki, Prilicla zaś krążył po całym statku, wsłuchując się w najlżejsze nawet ślady emocji. Emanacja nakarmionych załogantów zaczęła słabnąć. Niektórzy nawet zasnęli. Nadal jednak nie udawało się znaleźć nikogo więcej.
— Nie mam żadnego namiaru — powiedział Prilicla, drżąc z rozczarowania. — Ciągle odbieram zbyt wiele zakłóceń od reszty istot. Pozostaje nam teraz tylko wrócić na Rhabwara i pomóc Murchison. Twoi podopieczni nie zgłodnieją zbyt szybko. Idziesz ze mną?
— Nie. Będę dalej szukać tradycyjną metodą.
— Przyjaciółko Cha, muszę ci przypomnieć, że nie jestem telepatą i twoje myśli pozostają twoim sekretem. Niemniej wyraźnie odbieram wszystko, co czujesz, i widzę, że jesteś obecnie przede wszystkim pobudzona przygodą i prawie wcale nie myślisz o zachowaniu ostrożności. To mnie niepokoi. Domyślam się, że chodzi ci po głowie jakaś koncepcja i gotowa jesteś sporo zaryzykować, aby ją potwierdzić bądź obalić. Powiesz mi, o co chodzi?
Najprościej byłoby odpowiedzieć „nie”, ale Cha nie chciała ranić Prilicli tak obcesowym stwierdzeniem. Poszukała więc łagodniejszych słów.
— Możliwe, że to tylko skutek mojej ignorancji, ale nie chciałam mówić nic do chwili, gdy sama przekonam się, czy to coś warte.
Prilicla słuchał jej w milczeniu, wisząc pośrodku pomieszczenia.
— Gdy pierwszy raz przeszukiwaliśmy statek, wyczułeś obecność jeszcze jednego, nieprzytomnego rozbitka, ale nie zdołałeś go zlokalizować, ponieważ inni skutecznie ci w tym przeszkadzali. Teraz są prawie nieprzytomni, ale sytuacja nie poprawiła się, gdyż stan chorego się pogorszył. Obawiam się, że gdy podamy im wszystkim narkozę, wynik będzie taki sam.
— Podzielam tę obawę — przyznał cicho empata. — Ale słucham dalej.
— Nie wiem wiele o twoich zdolnościach, założyłam jednak, że słabe, ale bliskie źródło emocji byłoby równie łatwe do wykrycia jak silne, ale odległe. Gdyby odległość się zmieniała, jestem pewna, że byś to zauważył.
— Owszem. Pod wieloma względami masz rację, lecz moje zdolności też mają ograniczenia. Wyczuwam zmiany odległości i natężeń, jednak w grę wchodzą również inne czynniki. Znaczącą rolę odgrywa poziom inteligencji nadawcy, jego wrażliwość, intensywność odczuwanych emocji, wielkość i złożoność mózgu. No i stopień przytomności. W normalnych warunkach, gdy szukam kogoś znajomego, kto kontroluje swoje uczucia, większość tych czynników jest bez znaczenia. Tutaj jest inaczej. Ale zmierzałaś do czegoś. Jaki wniosek wysnułaś?
— Taki, że poszukiwane źródło jest bardzo blisko znanych nam osobników albo wręcz wśród nich — powiedziała Cha, starannie dobierając słowa. — Zamierzałam właśnie zawęzić obszar poszukiwań do pokładu z kabinami mieszkalnymi, ewentualnie jeszcze ze sprawdzeniem obszarów tuż poniżej i powyżej. Wspomniałeś, że rozmiary mózgu także mają znaczenie. Może więc ten rozbitek jest bardzo mały i młody i ukrywa się blisko pozbawionych inteligencji rodziców?
— Może. Jednak duży czy mały, młody czy stary, jest w bardzo kiepskim stanie.
— Na pewno jest tu wiele zakamarków, takich jak szafki, tunele inspekcyjne czy schowki, do których normalnie nawet dziecko nie zagląda, ale w których ranny mógłby instynktownie szukać azylu. Jestem prawie pewna, że niebawem go znajdę.
— Wiem. Ale to jeszcze nie wszystko. Cha Thrat zawahała się.
— Z całym szacunkiem, ale Cinrussańczycy nie są wytrzymałymi stworzeniami i o wiele łatwiej mogą odnieść jakieś obrażenia niż ja. Niemniej zapewniam, że niezależnie od sytuacji nie zamierzam przesadnie ryzykować. Skoro jednak przedstawiłam szczegółowo swój plan, rozumiem, że możesz zakazać mi go realizować.
— A posłuchałabyś mnie? Sommaradvanka nie odpowiedziała.
— Przyjaciółko Cha, podziwiam cię za niejedno, w tym za odwagę, ale czasem mnie niepokoisz. Już nieraz udowodniłaś, że nie jesteś skłonna wykonywać rozkazów, które wydają ci się niewłaściwe albo niesprawiedliwe. Tak było w Szpitalu, tak było na statku i przypuszczam, że podobne sytuacje zdarzały się również na twojej planecie. Nie jest to cecha, którą najbardziej ceni się u podwładnych. Co zamierzasz ze sobą zrobić?
Cha Thrat chciała właśnie powiedzieć, jak bardzo jest jej przykro z powodu dostarczania zmartwień, jednak zdała sobie sprawę, że empata i tak już to wie.
— Z całym szacunkiem, mógłbyś pozwolić mi działać i poprosić kapitana, aby zamontował na wskazanym obszarze gęstą sieć czujników informujących mnie natychmiast o każdej aktywności.
— Wiesz, że nie pytałem o teraz. Chodzi mi o dłuższą perspektywę. Ale owszem, zrobię, jak sugerujesz. Podzielam odczucia przyjaciółki Murchison. Jest w tym wszystkim coś dziwnego, może nawet niebezpiecznego, jednak nie udaje się nam nawet odgadnąć, co to może być. Naprawdę uważaj na siebie, przyjaciółko Cha, i strzeż po równi swego ciała i umysłu.
Gdy tylko Prilicla się oddalił, Sommaradvanka zaczęła poszukiwania. Najpierw spenetrowała poziom mieszkalny, a potem zeszła niżej. Od początku najbardziej zależało jej wszakże na wejściu do zamieszkanych pomieszczeń. Wiedziała jednak, że jej obecność tam zostanie natychmiast odnotowana przez czujniki i tego, kto akurat będzie pełnił wachtę. Tak też się stało.
W jej słuchawkach zabrzmiał głos samego kapitana.
— Techniku! — rzucił ostrym tonem Fletcher. — Widzę na odczytach, że ktoś o twojej masie i temperaturze ciała wszedł do jednej z kabin. Wynoś się stamtąd natychmiast!
Dyskutować można z kimś takim jak Prilicla, ale nie z kapitanem, pomyślała ze smutkiem Cha Thrat. Otrzymała właśnie jednoznaczny rozkaz, którego i tak nie miała zamiaru wykonać, odezwała się więc w sposób sugerujący, że niczego nie słyszała.
— Weszłam do kabiny i przesuwam się dookoła, cały czas plecami do ściany. Poruszam się wolno, aby nie wystraszyć i nie zaniepokoić rozbitków, którzy wydają się bardzo senni. Dwóch obróciło głowy w moim kierunku, ale nie wykonują groźnych ruchów. Widzę osadzone w ścianie małe, dopasowane drzwi. Zapewne to jakiś składzik, który może być wystarczająco duży, aby FGHJ tam się wcisnął. Otwieram drzwi. W środku widzę…
— Włącz kamerę na hełmie — powiedział ze złością Fletcher. — I nie gadaj tyle.
— …półki, na których leżą chyba przyrządy do czyszczenia toalet. Na wypadek konieczności szybkiego odwrotu zostawiam cięższy sprzęt na zewnątrz i wchodzę tylko z hełmem na głowie. Idę w kierunku przeciwległej ściany, w której też są drzwi.
Читать дальше