Z wolna jednak docierało do niej, że nie chodzi tylko o Khone’a. Obraz obserwowanego z góry połączenia pochodził z umysłu innej jeszcze osoby. Podobnie jak wspomnienia ze statku szpitalnego i różnych akcji jego załogi, a niekiedy nader rozbudowane sceny ze Szpitala. Czyżby O’Mara miał rację? Czyżby oszalała i pogrążała się z wolna w świecie fantasmagorii?
Ale przecież szaleństwo jest zwykle ucieczką od bolesnej rzeczywistości w świat, który byłby mniej dokuczliwy, a tutaj było inaczej.
Nagle zrozumiała, co się dzieje. Khone podzielił się z nią umysłem tak samo, jak wcześniej połączył się z kimś innym…
Conway!
Od dłuższej chwili słyszała w słuchawkach głos Prilicli, lecz nie potrafiła odróżnić i zrozumieć pojedynczych słów. Przeładowany umysł odmawiał współpracy. Nagle jednak poczuła płynące od empaty ciepło, życzliwość i spokój. Ból i zagubienie zmalały nieco i zaczęła rozumieć, co do niej mówią.
— Cha, przyjaciółko, odpowiedz, proszę. Przez kilka ostatnich minut trzymasz kurczowo sierść pacjenta i trwasz nieruchomo, nie odpowiadając na wezwania. Jestem nad tobą i twoje emocje, które odbieram, bardzo mnie niepokoją. Co się stało? Zostałaś użądlona?
— Nie — odparła drżącym głosem. — Nie cierpiałam fizycznie. Jestem przerażona i zagubiona, a pacjent…
— Wyczuwam, co się z tobą dzieje, Cha. Naprawdę, nie ma powodów do niepokoju. Nie masz się czego wstydzić. Już teraz zrobiłaś więcej, niż można było od ciebie oczekiwać. Zbyt łatwo zgodziliśmy się na twój udział w operacji. Możemy stracić pacjenta. Wycofaj się, proszę, i pozwól mi wymyślić coś innego…
— Nie — odparła Cha Thrat. Ciało Khone’a drżało pod jej rękami. Wciąż była połączona z nim telepatyczną więzią i Gogleskanin odbierał momentalnie wszystko, co słyszała, odczuła czy pomyślała. Pomysł, aby obcy potwór miał go operować, wcale mu się nie spodobał, zarówno z medycznych, jak i czysto osobistych powodów. — Dajcie mi chwilę. Zaczynam odzyskiwać panowanie nad sobą.
— Dobrze. Ale pospiesz się.
Paradoksalnie to jej partner szybciej doszedł do siebie. Mając praktykę w walce z cierpieniem, lękami i tęsknotami, nauczył się, jak przy tylu przeciwnościach wykroić czasem dla siebie nieco szczęścia.
— Bardziej wybiórczo! — podpowiedział jej, gdy nie mogła się opędzić przez wizjami monstrualnych pacjentów, którymi zajmował się kiedyś Conway. — Sięgaj tylko po to, co użyteczne.
Dysponowała całą swoją pamięcią, a także pamięcią gogleskańskiego uzdrawiacza oraz wspomnieniami z połowy życia lekarza ze Szpitala. Wraz z nimi pojawiły się olbrzymia wiedza i doświadczenie. Tym bardziej więc nie potrafiła się pogodzić z myślą, że przypadek Khone’a należy do beznadziejnych. Gdzieś w tym oceanie danych powinno się znaleźć coś, co… I rzeczywiście, po jakimś czasie zaświtał jej pewien pomysł.
— Myślę, że obejdzie się jednak bez interwencji chirurgicznej — powiedziała po chwili. — Pacjent zapewne by jej nie przeżył.
— Co ona sobie myśli? — odezwała się ze złością Murchison. — Kto prowadzi tę operację? Prilicla, przywołaj ją do porządku.
Cha Thrat mogłaby odpowiedzieć na oba pytania, ale wolała milczeć. Wiedziała, że przy obecnym statusie nie ma prawa do podobnych stwierdzeń. I tak już odezwała się zbyt autorytatywnie. Ale z drugiej strony nie było czasu na długie wyjaśnienia i uprzejme wstępy. Lepiej byłoby zostawić całą kwestię w spokoju i niechby nawet Murchison uwierzyła po prostu, że Sommaradvanka jest zarozumiała…
— Wyjaśnij — powiedział Prilicla.
Cha odmalowała pokrótce obraz kliniczny i dodatkowo pogarszający się z powodu połączenia stan pacjenta. Wspomniała, że Khone jest obecnie zbyt słaby, żeby znieść cesarskie cięcie, a była tego całkowicie pewna, gdyż opierała swój sąd nie tylko na własnym doświadczeniu, ale i na tym, co myślał Gogleskanin. Tego ostatniego wszelako nie powiedziała głośno. Oświadczyła tylko, że emocjonalne reakcje Khone’a zdają się wspierać jej przypuszczenia.
— Tak — potwierdził empata.
— FOKT — owie należą do jednej z niewielu ras zdolnych wypoczywać w postawie wyprostowanej, chociaż potrafią też się położyć. Ponieważ gatunek rozwinął się w oceanie, przywykł do działania sił grawitacji przede wszystkim wzdłuż osi pionowej, podobnie jak Hudlarianie, Tralthańczycy czy Rhenithi. Przypominam sobie przypadek Tralthańczyka sprzed paru lat. Był analogiczny do obecnego i zdecydowano się wtedy…
— Nie mogłaś usłyszeć o nim od Cresk — Sara — wtrąciła się Murchison. — Na wykładach nie mówi się o przypadkach, w których omal nie doszło do tragedii. W każdym razie nie na pierwszym roku.
— Sama wyszukiwałam materiały w trakcie nauki — skłamała Cha.
Prilicla na pewno wyczuł oszustwo, ale nawet on nie wiedział, czego dokładnie dotyczy.
— Opisz, co proponujesz — zażądał.
— Nim zacznę, zdejmijcie owiewkę z noszy i ustawcie moduły grawitacyjne tak, aby działały w przeciwnych kierunkach. Poprawcie mocowania, żeby pasowały na ciało pacjenta i utrzymały go nawet przy przeciążeniu rzędu trzech g w obu kierunkach. Wyprowadźcie sondę na korytarz, żebym mogła wejść po niej na dach. Proszę, pospieszcie się. W trakcie przenosin wyjaśnię wam, o co chodzi.
Tuląc półprzytomnego Gogleskanina i pilnując, aby nie zerwać z nim kontaktu, wspięła się niezgrabnie na dach. Prilicla unosił się nad nią pełen trwogi, Naydrad narzekała, że jej nosze na pewno nie dadzą się potem naprawić, a Murchison przypominała ciągle, że przecież mają ze sobą technika. Albo kogoś w tym rodzaju.
Sommaradvanka nadal obejmowała Khone’a, podczas gdy Naydrad przypasywała go do legowiska, a Murchison podawała mu tlen. Upewniła się, że pacjent ma w polu widzenia ekran skanera, którego ona, skurczona obecnie w niewygodnej pozycji, nie mogła dostrzec, i dała sygnał, aby zaczynać.
Poczuła, że jej głowa i górne kończyny odciągane są na bok, i utrzymanie równowagi stało się jeszcze trudniejsze, gdyż dolna część tułowia i nogi pozostawały poza sztucznym polem grawitacyjnym. Niemniej Khone był teraz poddawany podwójnemu ciążeniu.
— Puls nieregularny — zameldował nagle Prilicla. — Rośnie ciśnienie krwi w czaszce, ciężki oddech. Mamy lekkie przemieszczenie organów w klatce piersiowej, a płód się nie poruszył.
— Mam zwiększyć moc do czterech g? — spytała | Naydrad.
— Nie — odpowiedziała Cha, chociaż pytanie nie było I skierowane do niej, tylko do empaty. — Zacznij zmieniać raptownie wektor. Musimy wytrząsnąć juniora.
Teraz jeszcze rzucało nią na boki, podczas gdy pacjent doznawał tego samego w pionie. Nadal trzymała go kurczowo, chociaż z wolna zaczęły ją nachodzić mdłości. Całkiem jak w dzieciństwie, kiedy cierpiała na chorobę lokomocyjną.
— Dobrze się czujesz, przyjaciółko Cha? — spytał Prilicla. — Mamy przerwać?
— A mamy czas?
— Nie — odparł empata, po czym krzyknął: — Płód się poruszył!
— Odwróć wektor i daj ciągłe dwa g — rzuciła Cha, stawiając w ten sposób Khone’a na głowie.
— Zwiększa się nacisk na górną część macicy. Płód przestał uciskać nerwy i arterie. Mięśnie zaczynają się kurczyć rytmicznie…
— Wystarczająco, aby wypchnąć płód?
— Nie. Są zbyt osłabione. Poza tym płód nie jest jeszcze optymalnie ułożony.
Cha Thrat zaklęła w dziwnym, nie znanym jej do teraz języku.
— Możemy ustawić płód za pomocą zmian pola grawitacyjnego…
Читать дальше