Remrath odpowiedział coś niezrozumiale.
— Są jeszcze inne przyjemności — przyznał Gurronsevas. — Szczególnie te związane z prokreacją. Jednak trudno zaznawać ich nieustannie albo nazbyt często bez narażania zdrowia. To samo dotyczy pozostałych ciekawych albo i niebezpiecznych typów aktywności, jak wspinaczka górska, nurkowanie w morzu czy latanie na aparatach powietrznych bez napędu. Ich atrakcyjność polega na tym, że jednostka podejmuje jakieś ryzyko i sprawdza swe umiejętności. Umysłowe i fizyczne warunki potrzebne do takich praktyk pogarszają się wraz z wiekiem, ale z drugiej strony im ktoś jest starszy, tym bardziej potrafi docenić dobre jedzenie i napitki. Są to też przyjemności, które można regularnie powtarzać, a jeśli dobierze się jeszcze właściwy sposób odżywiania i dbać się będzie o trawienie, może to znacząco wydłużyć życie.
— Czy jedzenie tego czegoś, tych surowych warzyw, spowoduje, że moje ciało będzie sprawne i silne?
— Gdyby były spożywane od młodości i przez całe dorosłe życie, pomogłyby ci o wiele dłużej zachować sprawność i siłę. Szczególnie gdybyś stosował wyłącznie dietę roślinną, tak jak ja. Nasi uzdrawiacze zgadzają się co do tego, a i ja mam pewne doświadczenie w gotowaniu dla istot w podeszłym wieku i wiem, że to się liczy. Jednak nie będę cię oszukiwał. Żadna zmiana menu nie sprawi, że będziecie żyli wiecznie.
Remrath spojrzał ponownie na tacę, którą Gurronsevas przygotował z takim pietyzmem.
— Oni nie będą chcieli tego jeść — rzekł z przekonaniem.
Gurronsevas pomyślał, że od przybycia na Wemar został obrażony więcej razy niż przez wszystkie minione lata. Wskazał na tacę i wrócił do tematu.
— Jak wspomniałem, normalny posiłek składa się z trzech dań. Pierwsze, które już opisałem, to przekąska o świeżym smaku, która ma raczej pobudzić, niż zaspokoić apetyt. Potem podaje się główne danie, które jest znacznie bardziej pożywne i skomponowane z większej liczby składników. No i jest go więcej, jak widzisz. Tutaj sposób prezentacji też ma znaczenie. Rozpoznasz na pewno większość warzyw, chociaż nie oglądałeś ich jeszcze w tej postaci. Zostały tylko obgotowane. Każdy rodzaj ułożono osobno na talerzu, co daje ciekawy efekt kolorystyczny i pozwala zachować smaki składników, które oczywiście giną albo zlewają się w twoim stewie. Tam podstawowym warzywem jest orrogne. Wybacz mi to sformułowanie, ale nie spotkałem chyba jeszcze tak pozbawionej smaku, mdłej wręcz jarzyny. Tutaj pokroiłem ją jednak i opiekłem po maźnięciu oliwą z owoców klekrzewu, których nie używacie jako pokarmu. Oliwa zapobiegła przypaleniu się plasterków. Smak orrogne pozostał taki sam, ale z chrupiącą skórką i warstewką oliwy efekt jest znacznie ciekawszy.
— I ładnie pachnie — powiedział Remrath, pochylając się nad tacą i wciągając głośno powietrze.
— Zwłaszcza w połączeniu z tą ciemnoczerwoną galaretką, która też została przygotowana z miejscowego… nie, nie jedz tego łyżką. Użyj szpikulca. Wybierz kawałek warzywa i zanurz go w galaretce. To coś podobnego do kelgiańskiego sarkunu albo mocnej ziemskiej musztardy i pali na języku…
— Pali! — krzyknął Remrath, sięgnął po jeden z dwóch stojących na tacy kubków i opróżnił go niezwłocznie. — Na wielkiego Gorela, mam pożar w ustach! Ale… co ty zrobiłeś z tą wodą?
— Możliwe, że źle oszacowałem wrażliwość waszych podniebień — powiedział Gurronsevas przepraszającym tonem. — Może będę musiał dać nieco mniej utartego korzenia rzezu. Niewykluczone też, że galaretka jest taka ostra, bo bardzo świeża. Płyny zostały zaprawione sokiem dwóch różnych owoców. Jeden jest gorzkawy, drugi lekko słodki i aromatyczny. Nie wiem, jak je nazywacie, bo nie stosujecie ich w kuchni, ale uzdrawiacze na statku powiedzieli, że są niegroźne dla Wemaran.
Remrath nic nie powiedział. Nabił kolejny kawałek smażonego orrogne na szpikulec i ledwo musnął galaretkę. Drugą ręką przysunął kubek do ust, aby w razie czego szybko ugasić kolejny pożar.
— Woda z waszego górskiego źródła jest zimna i czysta i świetnie nadaje się do popijania posiłków. Ale zanim trafi na stół, ogrzewa się, i to już nie jest to. Sok ma sprawić, aby była dobra niezależnie od temperatury, i pobudzić trochę zmysł smaku, tak by sama potrawa została lepiej odebrana. Na wielu światach podaje się w tym celu wino, czyli napój zawierający pewną dozę związku chemicznego zwanego alkoholem. Uzyskuje się go w procesie fermentacji niektórych roślin. Istnieje mnóstwo gatunków wina, które można dobierać tak, aby jak najlepiej pasowały do potrawy, ale na Wemarze natrafiłem na pewne kłopoty z produkcją alkoholu i zrezygnowałem z prób.
Było tu kilka roślin, z których dałoby się zrobić wino, jednak pojawił się problem. Nie chemicznej, lecz etycznej natury. Na ile udało się ustalić, alkohol był dotąd nieznany na Wemarze i wyprawa nie chciała ponosić odpowiedzialności za jego wprowadzenie. Najbardziej wzdragała się przed tym patolog Murchison, która przypomniała, że we wczesnej fazie rozwoju Ziemi subkultura rdzennych Amerykanów została niemal całkowicie zniszczona przez pijaństwo. Nikt nie znał tam wcześniej zgubnych skutków sporej konsumpcji alkoholu, takich jak zaburzenia umysłu czy zmienność nastrojów. Prilicla zgodził się, że obecnie Wemaranie mają dość kłopotów i nie ma co dokładać im nowych.
— Trzecie danie to deser — powiedział Gurronsevas. — Zwykle jest to coś słodkiego. Znowu mniejsza porcja, jakby pożegnalny akcent dla żołądka, który jest już prawie pełen. To tutaj zostało przyrządzone z siekanych łodyg cretto. Gotowałem je tak długo, aż woda wyparowała, i otrzymałem coś o konsystencji gęstej, jednorodnej pasty, całkiem bez smaku. Do niej dodałem kilka drylowanych owoców denu, pokrojone w kostkę matto i jeszcze kilka produktów, których nazw nie znam. Spróbuj, proszę. Nie spali ci języka, ale być może zaskoczy.
— Chwila — mruknął Remrath. Odstawił kubek i zamoczył piąty już kawałek orrogne w galaretce. — Nie wiem jeszcze, jak bardzo tego nie lubię.
— Nie poganiam. Zamiast zimnej sałatki na samym początku można podać ciepłą zupę. Jest to danie o konsystencji w zasadzie płynnej, tak pomiędzy napojem a cienkim stewem. Zawiera drobne kawałki roślin wzbogacone małymi ilościami ziół i przypraw. Nadal eksperymentuję z paroma kombinacjami, które są obiecujące, ale nie chcę prezentować czegoś, co nie jest ukończone. Wydaje się, że nie wiecie, jak wiele jadalnych ziół i przypraw rośnie w waszej dolinie. Większość z nich nasi uzdrawiacze uznali za bezpieczne, a nawet korzystnie działające tak na was, jak i na mnie. Niestety, między naszymi gatunkami występują pewne drobne różnice smaku, muszę zatem dopiero poprosić cię o ich ocenę, abym mógł zaproponować coś więcej.
Remrath odłożył szpikulec i sięgnął po deser. Zjadł ponad połowę głównego dania.
— Wspominałeś, że w kopalni robi się nocą bardzo zimno — powiedział dietetyk. — I jeszcze wilgotno, gdy akurat pada, bo woda dostaje się do środka szybami wentylacyjnymi. Młodym Wemaranom to nie przeszkadza, ale nauczycielom owszem. Proponowałbym między innymi, aby o ile wasze zapasy drew na to pozwolą, podgrzewać wodę podawaną z wieczornym posiłkiem. Pomoże wam trochę się rozgrzać przed spoczynkiem i nakryciem się kocami. Jeszcze lepiej byłoby podawać wieczorem gęstą i mocno przyprawioną zupę, taką gorącą i smakiem, i temperaturą. Z jej pomocą łatwiej byłoby przeczekać te chwile pod nakryciem, kiedy łóżko dopiero się nagrzewa od ciała. Dla was byłaby to drobna zmiana, ale to popularna praktyka na wielu światach. Ułatwia zrelaksowanie się i lepiej się po tym śpi.
Читать дальше