Tyle tylko, że lalecznik wcale nie uciekał. Zataczał olbrzymi łuk, zbliżając się do Mówiącego-do-Zwierząt.
— Nie chcę cię zabić — powiedział kzin. — Jeśli chcesz atakować w powietrzu, to nie zapominaj, że zasięg twojego taspu może okazać się dużo mniejszy od zasięgu tego zmodyfikowanego urządzenia do kopania. SNARL!
Morderczy okrzyk kzina zmroził Louisowi krew w żyłach. Ledwo zauważył małą, srebrną kropkę, która odłączyła się od skutera Mówiącego-do-Zwierząt i poleciała w dół.
Zauważył za to otwarte z podziwu usta Teeli:
— Nie mam zamiaru cię zabić — powtórzył, już spokojniej, Mówiący-do-Zwierząt. — Ale chcę uzyskać odpowiedź na kilka pytań. Wiemy, że potraficie kierować gwiezdnymi nasionami.
— Tak — potwierdził Nessus. Jego skuter oddalał się z ogromną szybkością w kierunku, w którym lecieli. Doskonały spokój kzina i lalecznika był tylko złudzeniem wynikającym z tego, że Louis nie potrafił odczytać wyrazu ich twarzy, oni zaś nie umieli oddać swych uczuć intonacją głosu.
Nessus uciekał, jakby chodziło o jego życie, ale kzin nie opuścił swego miejsca w szyku.
— Chcę odpowiedzi, Nessus.
— Twoje domysły są słuszne — powiedział lalecznik. — Badania, jakie prowadziliśmy nad krwiożerczymi, dzikimi kzinami doprowadziły nas do wniosku, że drzemią w was duże możliwości, które mogliśmy spożytkować z korzyścią dla nas. Przedsięwzięliśmy kroki mające na celu doprowadzenie was do takiego stadium rozwoju; w którym będziecie potrafili współistnieć pokojowo z innymi, rozumnymi rasami. Stosowaliśmy metody pośrednie, a przez to bardzo bezpieczne.
— Rzeczywiście. Nessus, to mi się wcale nie podoba.
— Ani mnie — dodał Louis.
Jego uwadze nie uszedł fakt, że obydwaj obcy cały czas rozmawiali w interworldzie. Gdyby używali Języka Bohaterów, treść ich rozmowy zostałaby między nimi. Woleli jednak włączyć do sporu ludzi — i zupełnie słusznie, ponieważ była to także sprawa Louisa Wu.
— Wykorzystaliście nas — powiedział. — Wykorzystaliście nas dokładnie tak samo, jak kzinów.
— Tyle tylko, że ku naszej zgubie — wtrącił Mówiący-do-Zwierząt.
— W wojnie zginęło też wielu ludzi.
— Louis, odczep się od niego! — wkroczyła na arenę Teela. — Gdyby nie laleczniki, wszyscy bylibyśmy niewolnikami kzinów! Powstrzymały ich przed zniszczeniem naszej cywilizacji!
— My TEŻ mieliśmy cywilizację — zauważył ze swoim morderczym uśmiechem kzin.
Jednooka głowa lalecznika przypominała wyblakłego, gotowego do ataku pytona; druga najprawdopodobniej obsługiwała stery skutera, który znajdował się już szmat drogi od nich.
— Laleczniki wykorzystały nas — wycedził Louis. — Wykorzystały nas jako narzędzie do kształtowania rozwoju kzinów.
— I udalo im się!
Odgłos, jaki wydobył się z gardła kzina, mógłby przerazić nawet najodważniejszego tygrysa; teraz już nikt nie pomyliłby grymasu jego twarzy z uśmiechem.
— Udało im się — powtórzyła Teela. — Żyjecie teraz w pokoju. Potraficie ułożyć sobie stosunki z …
— Zamilcz, człowieku!
— … z innymi rozumnymi rasami — dokończyła wielkodusznie. — Nie zaatakowaliście żadnej…
Kzin wydobył „lekko zmodyfikowane” narzędzie do kopania i przytrzymał je przed interkomem. Teela momentalnie przestała mówić.
— To mogliśmy być my — mruknął Louis. Spojrzeli z zainteresowaniem.
— Gdyby laleczniki zechciały dla jakichś swoich celów hodować ludzi, to… — urwał nagle. — O rany. Jasne: Teela.
Lalecznik milczał jak zaklęty.
Teela poruszyła się niespokojnie pod utkwionym w niej spojrzeniem Louisa.
— O co chodzi, Louis? Louis!
— Przepraszam. Właśnie coś mi przyszło do głowy… Nessus, odezwij się. Opowiedz nam o Radzie Ludnościowej i Loterii Życia.
— Louis, zwariowałeś? —
— Rrr… — mruknął Mówiący-do-Zwierząt. — Sam powinienem był na to wpaść. No, i jak, Nessus?
— Słucham — powiedział lalecznik.
Jego skuter był już tyko srebrną kropką, malejącą z minuty na minutę. Niemal nie można już było go dostrzec na tle również srebrnej, błyszczącej plamy, oddalonej jeszcze od nich bardziej, niż jakiekolwiek dwa punkty mogłyby być od siebie oddalone na Ziemi. Przezroczysta, pocieszna, jednooka główka nie mogła należeć od żadnej groźnej istoty. W żadnym wypadku.
— Ingerowaliście w populacyjne problemy Ziemi.
— Tak.
— Dlaczego?
— Lubimy ludzi. Ufamy im. Utrzymujemy z nimi korzystne stosunki handlowe. Pomagając im, działamy na naszą korzyść, bo z pewnością dotrą przed nami do Obłoków Magellana.
— Lubicie nas. Jak to miło. I co z tego?
— Chcieliśmy trochę usprawnić was genetycznie. Ale co mieliśmy poprawić? Na pewno nie inteligencję. Nie na niej opiera się wasza wielka siła: Podobnie jak nie na przezorności, długowieczności czy waleczności.
— Więc postanowiliście obdarzyć nas szczęściem — powiedział Louis i wybuchnął śmiechem.
Dopiero wtedy Teela zrozumiała. Jej oczy zrobiły się okrągłe z przerażenia; spróbowała coś powiedzieć, ale z jej ust wydobył się tylko niezrozumiały skrzek.
— Oczywiście — potwierdził Nessus. — Nie śmiej się, Louis. Twój gatunek miał nieprawdopodobnie dużo szczęścia. W waszej historii aż roi się od szczęśliwych przypadków, od unikniętych o włos katastrof, w wyniku których nie pozostałby po was nawet najmniejszy ślad. Nawet o eksplozji jądra galaktyki dowiedzieliście się zupełnie przypadkowo. Louis, dlaczego ciągle się śmiejesz?
Louis śmiał się, ponieważ cały czas obserwował Teelę. Była zarumieniona aż po uszy. Jej oczy rozglądały się w panice dookoła, jakby poszukując miejsca, w którym mogłaby się schować. To niezbyt przyjemne dowiedzieć się, że jest się drobną cząstką zakrojonego na szeroką skalę eksperymentu genetycznego.
— Zmieniliśmy więc obowiązujące na Ziemi prawo. Wszystko poszło nadspodziewanie łatwo. Nasze zniknięcie ze znanego Kosmosu spowodowało krach na giełdach. W wyniku drobnych manipulacji wielu członków Rady Ludnościowej znalazło się na skraju bankructwa. Tych przekupiliśmy, innych zastraszyliśmy, by potem ujawnić stopień ich skorumpowania i doprowadzić do pożądanych przez nas zmian.
Cała operacja była wręcz niewyobrażalnie kosztowna, ale za to zupełnie bezpieczna; zakończyła się częściowym sukcesem. Ustanowiono Loterię Życia. Mieliśmy nadzieję uzyskać zwiększającą się stopniowo populację szczęściarzy.
— Potwór! — wrzasnęła wreszcie Teela. — Potwór!
Mówiący-do-Zwierząt schował broń.
— Nie wzruszyło cię zbytnio, że laleczniki sterowały rozwojem mojej rasy — powiedział. — Chciały wyhodować łagodnego kzina. Stosowały zwykłe, znane z eksperymentów biologicznych metody: likwidacja nieudanych osobników, rozmnażanie tych, które rokowały jakieś nadzieje. Nie widziałaś w tym nic złego, twierdząc, że odbywało się to z pożytkiem dla ludzkości. Teraz nagle zaczynasz narzekać. Dlaczego?
Teela rozplakała się z bezsilnej wściekłości i wyłączyła interkom.
— Łagodny kzin — powtórzył Mówiący-do-Zwierząt. — Chcieliście wyhodować łagodnego kzina. Nessus, wróć do nas, jeżeli sądzisz, że wam się udało.
Lalecznik nie odpowiedział. Jego skuter zniknął już gdzieś w oddali.
— Nie chcesz się przyłączyć do naszej małej flotylli? Więc jak mam cię bronić przed czyhającymi dokoła niebezpieczeństwami? Chociaż… właściwie masz rację. Twoje obawy nie są pozbawione podstaw.
Читать дальше