Larry Niven - Pierścień

Здесь есть возможность читать онлайн «Larry Niven - Pierścień» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1999, ISBN: 1999, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pierścień: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pierścień»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Nagrodzona Hugo Award i Nebulą powieść, którą — na fali sukcesu — Niven rozwinął w czteromową serię powieściową, mieszczącą się w stworzonej przez niego historii przyszłości.
Historia odkrycia i pierwszej eksploracja Świata Pierścienia — najbardziej zadziwiającego tworu w poznanym kosmosie. Pierścień to sztuczny świat, trzy miliony razy większy od Ziemi, gigantyczna konstrukcja opasująca słońce i z niego czerpiąca energię.
Kto zbudował tę nieprawdopodobną konstrukcję i w jakim celu? Czy budowniczowie Pierścienia wciąż jeszcze na nim zyją?

Pierścień — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pierścień», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Teraz pod skuterami przesuwał się obraz zniszczenia. upadając, latające konstrukcje miażdżyły stojące pod nimi budynki, toteż teraz całe połacie miasta były olbrzymim rumowiskiem strzaskanych cegieł, pogruchotanych betonowych płyt i powyginanych w najdziwaczniejsze sposoby stalowych konstrukcji.

Dało to Louisowi sporo do myślenia. Ludzie nie budowali latających zamków; byli na to zbyt ostrożni.

— Musiały spaść wszystkie naraz — zauważył Nessus. — Nigdzie nie widać śladów jakichkolwiek napraw. Bez wątpienia była to awaria centralnego systemu zasilania.

Mówiący, czy kzinowie też budują swoje miasta?

— Nic lubimy wysokości. Ludzie by tak budowali, ale oni zbyt cenią swoje życie.

— Utrwalacz! — wykrzyknął Louis. — To na pewno dlatego. Oni po prostu nigdy nie wynaleźli niczego w rodzaju naszego utrwalacza.

— Tak, to całkiem możliwe. Żyli krótko, więc nie bardzo troszczyli się o to życie — zastanawiał się na głos lalecznik. — To brzmi dosyć złowieszczo. Skoro za nic mieli swoje życic, to z całą pewnością nie będą zbytnio przejmować się naszym.

— Martwisz się na zapas.

— Wkrótce się przekonamy. Mówiący, widzisz ten wysoki budynek? Jasnokremowy, z powybijanymi oknami?

Przelecieli nad nim dosłownie chwilę temu. Louis, pełniący obowiązki pilota eskadry, zawrócił szerokim łukiem w to samo miejsce.

— Miałem rację. Widzisz, Mówiący? — Dym.

Budynek był wysoką na jakieś dwadzieścia pięter, zdobiony bogatymi ornamentami wieżą o okrągłych, czarnych oknach. Większość okien na poziomie gruntu była czymś przesłonięta; z nielicznych otwartych unosił się ku górze rzadki, szarawy dym.

Wieża otoczona była jedno i dwupiętrowymi domami. Cały ich pas został zmiażdżony przez olbrzymi, toczący się cylinder, który spadł z nieba; zanim jednak dotarł do wyniosłej budowli, sam zamienił się w olbrzymią stertę gruzów.

Wieża wznosiła się na skraju miasta; tuż za nią zaczynały się kwadraty pól uprawnych. Kiedy skutery zniżały się do lądowania, ich pasażerowie zobaczyli liczne sylwetki pędzące w stronę miasta.

Budynki, które z wysoka wydawały się prawie nietknięte, z bliska okazały się stojącymi chyba już tylko z przyzwyczajenia ruinami. Awaria systemu zasilania i związana z nią katastrofa musiały nastąpić wiele pokoleń temu. Dzieła zniszczenia dokonały wandalizm, deszcze i korozja. Oraz to, dzięki czemu ziemscy archeologowie mogli tak wiele dowiedzieć się o przeszłości swojej planety.

Mieszkańcy nie odbudowali swego miasta. Nie zdecydowali się również na jego opuszczenie. Po prostu żyli dalej w ruinach.

Na rosnącej z pokolenia na pokolenie warstwie śmieci i odpadków.

Śmieci i odpadki. Puste pudełka. Naniesiony wiatrem kurz i pył. Resztki żywności, kości, niejadalne części roślin. Popsute narzędzia. Wszystko to gromadziło się bez przerwy, ponieważ mieszkańcy ruin byli zbyt leniwi lub zbyt zajęci, by zrobić z tym porządek. Rosły olbrzymie sterty, osiadając pod swoim własnym ciężarem, ubijane niezliczonymi tysiącami stóp.

Pierwotne wejście do wieży już dawno znalazło się pod powierzchnią gruntu. Kiedy eskadra skuterów wylądowała na uklepanej warstwie odpadków, pokrywającej dziesięciostopowej grubości dywanem dawny parking dla pojazdów naziemnych, przez jedno z okien pierwszego piętra wyszło z godnością pięć humanoidalnych postaci.

Okno było podwójne, toteż mała procesja nie miała żadnych kłopotów ze zmieszczeniem się. Nad nim i po obu jego stronach wisiała duża ilość czaszek, bardzo podobnych do ludzkich, Louis nie mógł doszukać się żadnego systemu, według którego mogły być rozmieszczone.

Pięciu tubylców ruszyło w kierunku skuterów. W pewnej chwili zawahali się wyraźnie, nie wiedząc, kto spośród przybyszów jest najważniejszy. Rzeczywiście, byli bardzo podobni do ludzi, ale nie do końca. Z cały pewnością nic należeli do żadnej z wyróżnionych przez antropologów ras.

Każdy z nich był o dobrych sześć cali niższy od Louisa. Ich skóra była bardzo jasna, a w porównaniu z żółtobrązową karnacją Louisa czy jasnoróżową Teeli wręcz trupioblada. Wszyscy mieli krótkie tułowie i bardzo długie nogi. Szli z identycznie założonymi ramionami, palce ich dłoni były nadzwyczaj długie i smukłe. W czasach; kiedy ludzie jeszcze sami wykonywali operacje, mogliby zostać znakomitymi chirurgami.

Jednak dużo hardziej niezwykłe od dłoni były ich popielatoszare włosy i brody; były starannie uczesane, ale z całą pewnością żadnej z nich nigdy nikt nie przycinał. Zza gęstego zarostu widać było tylko oczy.

Nic trzeba dodawać, że wszyscy wyglądali dokładnie tak samo.

— Jacy włochaci! — szepnęła Teela.

— Zostańcie na skuterach — polecił przytłumionym głosem Mówiący-do-Zwierząt. — Poczekajcie, aż się zbliżą i dopiero wtedy zejdźcie. Wszyscy macie komunikatory?

Louis ukrył swój w lewej dłoni. Komunikatory miały połączenie z autopilotem „Kłamcy”. Powinny działać, mimo dzielącej ich od niego odległości. Z kolei autopilot powinien dać sobie radę z każdym nowym językiem.

Jednak o tym, czy tak jest w istocie, mieli się dopiero przekonać. Nie byłoby się czym przejmować, gdyby nie te czaszki…

Na placyk przybywało coraz więcej tubylców. Wszyscy zatrzymywali się na widok rozgrywającej się na środku sceny, toteż niebawem zebrał się duży, ustawiony w szeroki krąg tłum. Zwykle nad takim tłumem unosiłby się szmer rozmów i wymienianych przyciszonym głosem uwag; tutaj panowała jednak zupełna cisza.

Być może obecność tylu widzów zmusiła wreszcie piątkę dygnitarzy do działania. Zdecydowali się na Louisa Wu.

Z bliska wcale nie wyglądali dokładnie tak samo. Różnili się wzrostem. Wszyscy byli szczupli, ale o ile jeden z nich przypominał wręcz szkielet, to inny miał nawet coś w rodzaju mięśni. Czterech było odzianych w bezkształtne, szarobure szaty, piąty miał na sobie strój tego samego, wyszukanego kroju, tyle że w kolorze bladopomarańczowym.

Odezwał się najszczuplejszy. Wierzch jego dłoni zdobił tatuaż w kształcie ptaka.

Louis odpowiedział.

Wytatuowany osobnik wygłosił krótką przemowę. Mieli szczęście. Autopilot musiał zebrać najpierw nieco danych, zanim mógł rozpocząć tłumaczenie.

Louis ponownie odpowiedział.

Chudy tubylec mówił dalej. Jego czterej towarzysze trwali w wyniosłym milczeniu. Podobnie zebrany dookoła tłum.

Autopilot gromadził słowa i wyrażenia.

Louis miał wrażenie, że ta niesamowita cisza zwali mu się nagle na głowę jakimś najbardziej materialnym ciężarem. Gęsty tłum otaczał szerokim pierścieniem ich czwórkę i pięciu zarośniętych dostojników. Ten z wytatuowanym ptakiem ciągle mówił.

— Nazywamy tę górę Pięścią Boga — wskazał kierunek, z którego przybyli.

— Dlaczego? A dlaczego by nie, inżynierze? — Musiał mieć na myśli olbrzymią górę, którą zobaczyli zaraz po wydostaniu się z wyżłobionej przez „Kłamcę” bruzdy. Stąd nie można już jej było dostrzec.

Louis słuchał i uczył się. Autopilot świetnie sobie radził z tłumaczeniem. Stopniowo w umyśle Louisa tworzył się obraz małej wioski egzystującej w ruinach potężnego niegdyś miasta…

— To prawda, Zignamuclickclick nie jest już tak wspaniałe, jak było kiedyś. Ale i tak nasze domostwa są dużo lepsze od tych, które moglibyśmy sami sobie wybudować. Jeśli zaczyna przeciekać dach, zawsze można zejść piętro niżej i przeczekać złą pogodę. W budynkach łatwo jest utrzymać ciepło. W razie wojny łatwo jest się w nich bronić, a napastnikom trudno je podpalić.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pierścień»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pierścień» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Pierścień»

Обсуждение, отзывы о книге «Pierścień» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x