To była jego jedyna szansa — ustrzelić ją z zaskoczenia, licząc na to, że nie spodziewa się po nim dwulicowości, bezpodstawnych zarzutów ani kłamstw. Ufała mu, mimo że sama przez cały czas wyraźnie dawała do zrozumienia, że jej zaufać nie można. Przecież to Jackson: solidny, uczciwy, zaślepiony jej blaskiem. Łatwo go oszukać. Łatwo nim kierować.
Przyglądał się jej uważnie. Była niezła: tylko odrobinę szerzej otwarły się ogromne zielone oczy, nieświadomie zwęziły się błyszczące źrenice. Wystarczyło. Jackson poczuł się nagle, jakby ktoś zdzielił go w żołądek.
— To nieprawda, Jack — odparła beznamiętnym tonem. — Codziennie dostajesz raporty z laboratoriów.
— Są spreparowane. Wszystkie wysiłki zmierzające do wyjaśnienia czynnika trwałości mają na celu wykorzystanie go jako bazy do produkcji narkotyków.
— Nie miałeś dość czasu, żeby dokonać takiej analizy. A gdyby nawet, to i tak się mylisz. Przyjedź do K-C i sam się przekonaj. Thurmond pokaże ci…
— …prawdziwe doświadczenia. Oczywiście, w to nie wątpię. Tych kilka, które trzyma na pokaz. Cazie… jak mogłaś? Wiesz, co ten neurofarmaceutyk zrobił z Amatorami w obozie Vicki. Co może zrobić gdzie indziej. Nikt nie potrafił zaadaptować się do nowych warunków, czy choćby zmienić rozkładu dnia. Kiedy skończą się wszystkie strzykawki Przemiany i dzieci nie będą mogły liczyć na to, że czyściciel komórek zmiecie każdy wrogi organizm, jaki gdzieś złapią, ani na to, że wyżywią ich trofoblastyczne kanaliki, nikt nie będzie w stanie zmienić się na tyle, by od nowa uczyć się z tym żyć! Następne pokolenie…
— Och, Jack, ty się nigdy nie zmienisz, co? Zawsze wpatrzony w swoją wąziutką specjalność, święty model medyczny, i nawet szerzej na to nie spojrzysz. Podnieś wzrok — dosłownie! Amatorzy nie żyją sami na tym świecie, jak jakiś zagrożony gatunek jaszczurki na jałowej pustyni! Mają swoją Mirandę Sharifi, swojego anioła stróża. Z całą bandą Superbezsennych cherubinów i serafinów. Miranda przyleci tu z Selene, jak już będzie całkiem gotowa, spali kilka krzewów, wręczy nam antidotum i po krzyku. K-C nie musi nic dla nich robić. I nie ma też po temu żadnych powodów.
— No cóż, oprócz tego drobnego faktu, że ty mi to obiecałaś.
Cazie popatrzyła teraz na niego. Mój Boże, ależ ona piękna.
Najbardziej godna pożądania kobieta, jaką kiedykolwiek znał. Piękna, bystra, nawet czuła, kiedy miała na to ochotę. Jego żona — w każdym razie kiedyś — w każdym sensie, jaki Jackson przypisywał niegdyś temu słowu. Coś ścisnęło mu się boleśnie pod żebrami. Świadomość, że już nigdy więcej nie będzie trzymał jej w ramionach, sprawiała mu wręcz fizyczny ból.
— Jack…
— Powiedz Thurmondowi Rogersowi, mojemu staremu kumplowi ze studiów, że wprowadzam się do Kelvin-Castner. Natychmiast. Z prawnikiem i komputerowym szperaczem. Osobiście sprawdzę każdy raport i odwiedzę każde biochronione laboratorium i będę go, kurwa, dosłownie tropił z ekspertami i konsultantami. A jeśli…
— Nie możesz wprowadzać obcych do K-C! Klauzula niejawności…
— A jeżeli nie znajdę żadnych naukowo istotnych postępów — codziennie! — zmierzających do odkrycia antidotum, naślę na K-C prawników w sprawie o naruszenie warunków kontraktu i stary Alex nie zdoła dostać swojego patentu przed upływem następnego tysiąclecia! Nawet jeśli po drodze miałbym doprowadzić do bankructwa TenTechu.
Cazie tylko się na niego gapiła. Jacksonowi nagle wydało się, że jego była żona stoi za przejrzystym polem Y — niewidzialnym i nieprzekraczalnym. To jej pole czy może jego? Ponuro zdał sobie sprawę, że to już nie ma najmniejszego znaczenia.
— Tym razem już zerwałeś ze mną na dobre, co, Jack? Na dobre.
— Przekaż Rogersowi, co mówiłem.
— Coś się w tobie zmieniło. Ty naprawdę byłbyś w stanie poświęcić TenTech dla tej odrobiny donkiszoterii. Dlaczego?
— Bo ty nie potrafisz dostrzec, że to nie jest pusty gest.
— Nigdy nie udawałam, że jestem kimś innym, niż naprawdę jestem, Jack — powiedziała, nie ruszając się z miejsca.
— Nie. Nigdy nie udawałaś — potwierdził z bólem.
A ona nieoczekiwanie odrzuciła głowę do tyłu i roześmiała się — głośnym, serdecznym śmiechem, pozbawionym histerii. Wtedy Jacksonowi mignęło w środku jakieś stare uczucie — „nie mogę dać jej odejść” — i poczuł, że dokładnie w tej samej chwili owo uczucie zanika, pozostawiając po sobie pustkę.
— Idę teraz odwiedzić Theresę — rzuciła lekko.
Kiedy wyszła, postał tak jeszcze chwilę, czekając. Teraz wejdzie Vicki z jakąś sardoniczną i prowokującą uwagą na ustach. Tak to właśnie zawsze wyglądało: on kłócił się z Cazie, Vicki podsłuchiwała pod drzwiami, a potem wchodziła i rozdrapywała mu rany. Tak to się właśnie odbywało.
Ale tym razem to nie była tylko kolejna rutynowa kłótnia z Cazie. Po kilku minutach Vicki rzeczywiście weszła, ale nie żeby go drażnić. Wciągała przez głowę sweter tak gwałtownie, że zburzyła sobie fryzurę. Patrzyła nie widzącym wzrokiem.
— Biorę twój helikopter, Jack. Lizzie zniknęła.
— Lizzie? Jak to zniknęła?
— Annie nic nie wie. Ale Lizzie opuściła obóz tydzień temu i od tamtej pory nie dała znaku życia. Zaraz po jej odejściu szukało jej w obozie dwóch genomodyfikowanych obcych. Annie, rzecz jasna, jest tym przerażona.
— Tydzień… Słuchaj, Vicki, nie mogę lecieć z tobą, muszę jechać do Kevin-Castner…
To na moment odwróciło jej uwagę od tamtej sprawy: z twarzy zniknęła na chwilę zimna determinacja, oczy zajaśniały. Ale tylko na jedną chwilę.
— …ale mogę dać ci pistolet — dokończył Jackson. — Laser larsen-colt, który…
— Nie masz nic, co dałoby się porównać z tym, co sama mogę zdobyć — przerwała mu Vicki z tym swoim fachowym chłodem i wyszła, a Jackson pozostał bez słowa w gabinecie zarzuconym wydrukami, których jeszcze nie czytał.
DATA TRANSMISJI: 13 maja, 2121
DO: Bazy księżycowej Selene
PRZEZ: Stacje naziemną enklawy Dallas, satelitę GEO C-1867 (USA), satelitę E-643 (Brazylia)
TYP PRZESŁANIA: Szyfrowane
KLASA PRZESŁANIA: Klasa C, opłacone ze środków prywatnych
POCHODZENIE: Gregory Ross Elmsworth
TREŚĆ PRZESŁANIA:
Pani Sharifi — niewątpliwie wiadomo pani, kim jestem — twierdząc inaczej, obrażałbym pani inteligencję. Obywatele Stanów Zjednoczonych zechcieli odrzucić moją kandydaturę na prezydenta, ale nie oznacza to, że nie jestem gotów nadal służyć temu wielkiemu krajowi najlepiej, jak potrafię. Dlatego jestem skłonny zaofiarować pani miliard dolarów — jedną trzecią moich prywatnych zasobów — w zamian za kompletne naukowe wyjaśnienie pani strzykawek Przemiany, które umożliwiłoby ich przemysłowe powielanie. Informacje te przekażę nieodpłatnie wszystkim zakładom przemysłu farmaceutycznego w Stanach Zjednoczonych. Choć pani zasoby finansowe są bez wątpienia ogromne, nie wierzę, by pozostała pani obojętna na moją propozycję.
Załączam adresy i szyfry, które pozwolą pani skontaktować się z moimi prawnikami.
Sprawmy, by historia wyraziła się o nas obojgu życzliwie.
Z poważaniem,
Gregory Ross Elmsworth
Elmsworth Enterprises International, Inc.
POTWIERDZENIE: Nie otrzymano
Niemożliwe jest, aby istota taka jak człowiek była zupełnie obojętna na dobry czy zły los współziomków i nie była gotowa orzec, samodzielnie i bezstronnie, że to, co sprzyja ich szczęściu, jest dobre, to zaś, co przyczynia się do ich nieszczęścia, jest złe.
Читать дальше