Nancy Kress - Żebracy nie mają wyboru

Здесь есть возможность читать онлайн «Nancy Kress - Żebracy nie mają wyboru» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1996, ISBN: 1996, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Żebracy nie mają wyboru: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Żebracy nie mają wyboru»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Żebracy nie mają wyboru
Hiszpańskich żebraków
W zaciszu stworzonej przez siebie wyspy opracowują własny porządek świata, od czasu do czasu zadziwiając ludzkość wynalazkami. Ameryka, przytłoczona ciężarem wielomilionowej populacji bezczynnych trutni, wstrząsana nieodpowiedzialnymi eksperymentami genetyków i nanotechników, pogrąża się w chaosie i chyli ku upadkowi.

Żebracy nie mają wyboru — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Żebracy nie mają wyboru», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Po dwóch godzinach roboty obsługi jeszcze raz przyniosły jedzenie i napoje.

— Z pozdrowieniami od senator Cecylii Elizabeth Dawes. Cieszymy się, że możemy gościć państwa u siebie.

Ile sojsyntu może wieźć taki amatorski grawpociąg? Nie miałam pojęcia.

Słońce rzucało długie cienie. Przespacerowałam się w stronę czytającej kobiety.

— Dobra ta książka?

Podniosła na mnie szacujący wzrok. Jeśli Colin wysłał mnie do Sądu Naukowego w Waszyngtonie, to prawdopodobnie wysłał i kilku oficjalnych agentów. A jeśli wielka głowa rzeczywiście jest Bezsennym, to najprawdopodobniej ma już swój osobisty ogon. Jednak coś w twarzy czytającej kobiety przekonało mnie, że to nie ona. Nie była genomodyfikowana, ale nie o to chodziło. Nadal trafiały się rodziny Wołów, które nie uznawały nawet dozwolonych genomodyfikacji, żyły potem sobie wewnętrznie bardzo zintegrowane, za to towarzysko zupełnie na uboczu. Ale ona nie należała i do nich. Była kimś innym.

— To powieść — odpowiedziała obojętnym tonem. — Dziwi panią, że istnieją jeszcze Amatorzy, którzy potrafią czytać? Albo którym się chce?

— Tak — uśmiechnęłam się konfidencjonalnie, ale odpowiedziała mi obojętnym spojrzeniem i powróciła do lektury. Wół-renegat nie wywoływał u niej pogardy ani oburzenia, ani uniżoności. Po prostu i szczerze — nie budziłam jej zainteresowania. Poczułam do niej mimowolny szacunek.

Wygląda na to, że nie znam Amatorów Życia tak dobrze, jak mi się zdawało.

Zachód słońca był porywającym widowiskiem. Niebo stało się najpierw przejrzyste i bezbronne, potem przecięły je pasma subtelnych kolorów. Kolory stawały się coraz bardziej agresywne, a za nimi postępowały blade, pożegnalne pastele. Na koniec zrobiło się zimno i ciemno. Cały królewski romans w jednej półgodzinie. Claude-Eugene-Rex-Paul-Anthony-Russell-David naraz.

Nie zjawił się żaden technik z ekipy naprawczej. Preria stygła w błyskawicznym tempie. Wszyscy wróciliśmy do wagonów, a w pociągu zapalono światła i włączono ogrzewanie. Zastanawiałam się, co by się stało, gdyby oba te systemy — albo roboty obsługi — się zepsuły.

Ktoś się odezwał, niezbyt głośno i jakby w powietrze:

— Mój chip żywieniowy spóźnił się w zeszłym kwartale. Chwila ciszy. Wyprostowałam się na swoim siedzeniu — to było coś nowego. Nie skarga. Coś zupełnie innego.

— W moim mieście zabrakło kombinezonów. Wół ze składu mówi, że braki występują w całym kraju.

Chwila ciszy.

— Jedziemy tym pociągiem, żeby zabrać matkę z Missouri. Centralne w ich bloku się zepsuło i nikt nie chciał jej wziąć do siebie. Staruszka nie ma ogrzewania.

Chwila ciszy.

— Czy ktoś wie — odezwał się jakiś głos — ile stąd do najbliższego miasta? Może dałoby się tam dojść na piechotę.

— Odkąd to mamy chodzić na piechotę? To oni mają naprawić ten pieprzony pociąg! — buchnęła wściekłością i deszczem śliny mamuśka.

I w tym momencie skończyła się spokojna tonacja.

— Zgadza się! To my tu jesteśmy wyborcy!

— Moje dzieci nie będą chodzić do żadnego najbliższego miasta…

— Coś ty, pieprzony Wół, czy jak?

Widziałam, jak wielkogłowy wędruje wzrokiem od twarzy do twarzy.

Nagle holo smagłego mechanika pojawiło się wewnątrz wagonu, w samym środku przejścia.

— Panie i panowie, grawkolej Morrisona jeszcze raz prosi o wybaczenie za opóźnienia w naprawie. Ażeby uprzyjemnić państwu czas oczekiwania, mamy zaszczyt zaprezentować nowy program rozrywkowy, który nie był jeszcze rozpowszechniany w sieciach — z pozdrowieniami od kongresmana Wade’a Keitha Finleya — oto Dan Arlen, Śniący na jawie, w swoim najnowszym koncercie zatytułowanym „Wojownik”. Program oglądać można przez okna po lewej stronie wagonów.

Amatorzy spoglądali po sobie; wściekłość natychmiast ustąpiła wybuchom radości. Widać było, że to nowość wśród rozrywek serwowanych na czas awarii. Przeliczyłam w myślach koszt sprowadzenia wideoprojektora na tyle potężnego, by mógł produkować obrazy widoczne ze wszystkich okien długiego pociągu i dodałam koszt zakupu nie rozpowszechnianego wideo z występem najpopularniejszego wśród Amatorów wykonawcy. Sumę porównałam z kosztem przysłania ekipy naprawczej. Coś mi tu nie gra. Nie wiedziałam nic na temat Hollywood, ale nie publikowany koncert Dana Arlena musi być wart grube miliony. Dlaczego grawkolej wozi go ze sobą tylko po to, żeby w razie czego uspokajać nim niecierpliwiących się tubylców?

Wielkogłowy w milczeniu przyglądał się, jak współpasażerowie przyciskają twarze do okien po lewej stronie wagonu.

Z dachu wagonu tuż przed naszym wysunął się długi pręt. Pręt ten wznosił się pod kątem rozwartym do ziemi, a sięgał prawie do samego pola pszenicy. Z jego końca wytrysnęły promieniście strugi światła, formując wielką piramidę. Dało się słyszeć powszechne „Oooooooo!”. Przenośne projektory nigdy nie dorównują jakością przekazu stałym, ale nie sądzę, żeby tę publiczność obchodziły takie drobiazgi. W samym centrum piramidy pojawił się obraz Dana Arlena i jeszcze raz dało się słyszeć potężne „Ooooooooo!”.

Po cichu wyśliznęłam się z pociągu.

W ciemnościach i z bliska holo prezentowało się jeszcze dziwaczniej — czteroipółmetrowy mężczyzna o rozmazanych konturach siedział w wózku inwalidzkim, za plecami mając całe połacie nie oświetlonej prerii. Nad nim, straszliwie wysoko, połyskiwały chłodno gwiazdy. Z kieszeni kombinezonu wyciągnęłam zwiniętą plastikurtkę.

— Jestem Dan Arlen, Śniący na jawie. Niech spełnią się wasze sny.

Widziałam kiedyś koncert Arlena na żywo, w San Francisco, kiedy z przyjaciółmi włóczyliśmy się po różnych zakazanych dziurach. Byłam jedyną osobą w Sali Koncertowej senatora Paula Jenningsa Messury, na której pokaz nie wywarł najmniejszego wrażenia. „Naturalna odporność na hipnozę — określił to mój lekarz. — W pani mózgu po prostu nie zachodzą odpowiednie subtelne reakcje biochemiczne. Czy pani miewa jakieś sny?”

Nigdy nie udało mi się zapamiętać ani jednego snu.

Piramida światła wokół Arlena nieco się zmieniła i dziwnie zamigotała. Wzorce pobudzające podświadomość zaczęły stapiać się z wolna w jakieś bardzo powikłane kształty. A głos Arlena — cichy, intymny — zaczął snuć jakąś opowieść.

— Dawno temu był sobie człowiek o wielkich nadziejach, ale niewielkiej sile. Kiedy był młody, chciał mieć wszystko. Chciał posiąść moc, która sprawi, że inni ludzie zaczną go szanować. Chciał seksu, który sprawi, że jego kości rozpłyną się w rozkoszy. Chciał miłości. Chciał podniet. Chciał, aby każdy dzień pełen był wyzwań, którym tylko on byłby w stanie stawić czoło. Chciał…

Proszę, nie! Pomówmy raczej o ordynarnym łechtaniu prymitywnych żądz. A przecież nawet niektóre Woły nazywały tego prostaka artystą.

Ale trzeba przyznać, że te jego kształty narzucały się z nieodpartą siłą. Prześlizgiwały się wokół wózka Arlena, zwijały się i rozwijały, niektóre bardzo wyraźne, inne ledwie przebłyskujące na granicy świadomej percepcji. Poczułam, jak krew zaczęła raźniej krążyć w moich żyłach — taki nagły przypływ sił żywotnych, jaki odczuwa się zwykle z początkiem wiosny, po akcie miłosnym lub pojedynku. Nie byłam odporna na te drażniące podświadomość półsekundowe przebłyski. A musiały być naprawdę paskudne w treści.

Zajrzałam do wnętrza wagonu. Amatorzy stali bez ruchu z twarzami przyciśniętymi do szyb. Desdemona patrzyła z szeroko rozwartą buźką jak różowa kieszonka. Nawet w twarzy mamuśki mogłam dostrzec ślad tamtej młodej dziewczyny, jaką była w czasie jakiejś dawno zapomnianej amatorskiej nocy, parę dziesiątków lat temu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Żebracy nie mają wyboru»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Żebracy nie mają wyboru» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Żebracy nie mają wyboru»

Обсуждение, отзывы о книге «Żebracy nie mają wyboru» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x