— Jeszcze tylko jedno pytanie. Jest pani pewna, że wie, co robi?
— Jestem — odparła ponuro. — Ja też przestudiowałam historię Sayshell i wiem, że Gaja nie może być Drugą Fundacją, ale — jak już mówiłam — dostałam pełny raport naszych zwiadowców i z niego…
— Tak?
— Dowiedziałam się, gdzie znajduje się Druga Fundacja. Zajmiemy się i nimi, Liono. Najpierw zajmiemy się Gają, a potem Trantorem.
Minęło wiele godzin, zanim statek ze stacji orbitalnej znalazł się w pobliżu „Odległej Gwiazdy”. Trevizemu czas ten dłużył się straszliwie.
W normalnej sytuacji Trevize próbowałby wysłać w jego kierunku sygnał i czekałby na odpowiedź. Gdyby odpowiedzi nie dostał, postarałby się zejść mu z drogi.
Ponieważ nie było żadnej odpowiedzi, a „Odległa Gwiazda” nie była uzbrojona, nie pozostawało im nic innego jak czekać. Komputer nie reagował .na żadne polecenie odnoszące się do tego, co było na zewnątrz. Przynajmniej wewnątrz wszystko działało bez zakłóceń. System urządzeń podtrzymujących warunki niezbędne dla życia funkcjonował bez zarzutu, więc fizycznie czuli się dobrze. Ale było to niewielką pociechą. Byli co prawda jeszcze żywi, ale Trevizego przytłaczała niepewność tego, co się z nimi stanie. Zauważył z irytacją, że Pelorat jest spokojny. Otworzył sobie puszkę z mięsem kurczęcia, które zaraz po otwarciu zostało podgrzane przez mechanizm znajdujący się w puszce, i teraz zajadał ze smakiem, gdy tymczasem Trevizemu nie w głowie było jedzenie.
— Na Przestrzeń, Janov — powiedział — przecież to śmierdzi.
Pelorat drgnął, spojrzał na niego, a potem powąchał zawartość puszki.
— Ja nic nie czuję — rzekł.
Trevize potrząsnął głową. — Wybacz mi, Janov. Jestem po prostu wytrącony z równowagi. Ale postaraj się jeść widelcem, bo przez cały dzień palce będą ci pachniały kurczakiem.
Pelorat spojrzał z zaskoczeniem na swoje palce. — Przepraszam. Nie zauważyłem. Myślałem o czymś innym.
— Może spróbujesz zgadnąć, co to za istoty znajdują się na — tym statku? — spytał ze złośliwym uśmieszkiem Trevize. Wstyd mu było, że Pelorat jest spokojniejszy niż on. Miał przecież za sobą służbę we flocie wojennej (choć oczywiście nigdy nie widział bitwy), podczas gdy Pelorat był tylko historykiem. A jednak to właśnie Pelorat zachowywał spokój.
— Nie można przewidzieć, jaki kierunek mogła przyjąć ewolucja w warunkach odmiennych od ziemskich. Liczba możliwych wariantów nie jest wprawdzie nieskończona, ale i tak dostatecznie duża, by można było praktycznie przyjąć, że jest ich nieskończenie wiele. Mimo to mogę przewidzieć, że nie zareagują gwałtownie, jeśli nie zostaną do tego zmuszeni i potraktują nas jak istoty cywilizowane. Gdyby było inaczej, to bylibyśmy już martwi.
— Ty przynajmniej potrafisz jeszcze logicznie rozumować i jesteś spokojny. Na moje nerwy to ich uspokajające działanie, któremu nas poddali, jakoś nie działa. Nie mogę usiedzieć na miejscu. Dlaczego nie ma tu jeszcze tego w miotacz kopanego statku?
— Ja, Golan, jestem przyzwyczajony do czekania. Cale życie spędziłem siedząc nad jednymi materiałami i czekając na inne. Ty jesteś człowiekiem czynu i przeżywasz męki, kiedy nie możesz działać.
Trevize poczuł, że z wolna opuszcza go napięcie. — Nie doceniłem twojego zdrowego rozsądku, Janov — mruknął.
— Przesadzasz — odparł pogodnie Pelorat — ale nawet naiwny akademik może czasem rozsądnie spojrzeć na życie.
— A czasem może takiego spojrzenia zabraknąć nawet najsprytniejszemu politykowi.
— Tego nie powiedziałem.
— Ty nie, ale ja… No więc postaram się czymś zająć. Mogę dalej obserwować ten statek. Jest już na tyle blisko, że można o nim powiedzieć coś więcej. Wydaje się dość prymitywny.
— Wydaje się?
— Jeśli to nie jest wytwór ludzkiego umysłu i ludzkich rąk, to to, co wydaje się prymitywne, może w rzeczywistości być po prostu skutkiem tego faktu — powiedział Trevize.
— Myślisz, że to może być produkt nie stworzonej przez człowieka cywilizacji? — spytał z wypiekami na twarzy Pelorat.
— Trudno powiedzieć. Przypuszczam, że aczkolwiek wytwory techniki mogą się bardzo różnić od siebie w zależności od tego, w jakiej cywilizacji powstały, to różnice między nimi nie są tak wielkie jak różnice genetyczne.
— To tylko twoje przypuszczenie. Na razie znamy tylko różne cywilizacje stworzone przez człowieka. Nie znamy żadnych innych istot inteligentnych i nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, jak bardzo mogą się różnić od naszych wytwory ich techniki.
— Ryby, delfiny, pingwiny, kałamarnice, a nawet dwuzgiętki, które nie pochodzą przecież z Ziemi — zakładając, że inne gatunki są pochodzenia ziemskiego — poradziły sobie z problemem poruszania się w środowisku lepkim przybierając kształty opływowe, tak że zewnętrznie nie różnią się od siebie aż tak bardzo, jak można by przypuszczać na podstawie ich wyposażenia genetycznego. Tak — samo może być z wytworami techniki.
— Ramiona kałamarnicy i spiralne rzęski dwuzgiętka — odparł Pelorat — bardzo różnią się od siebie i od płetw, błon pławnych oraz odnóży kręgowców. Tak samo może być z wytworami techniki.
— W każdym razie — rzekł Trevize — czuję się lepiej. Rozmowa z tobą na takie nonsensowne tematy dobrze robi mi na nerwy. A poza tym spodziewam się, że wkrótce dowiemy się, z kim czy z czym mamy do czynienia. Ten statek nie będzie w stanie połączyć się z naszym, wskutek czego ten ktoś czy to coś, co jest na nim, będzie musiało dostać się tu starym sposobem, po linie, albo zmusi nas jakoś, żebyśmy my przedostali się do niego w ten sposób… Chyba że te istoty mają całkiem inny sposób przechodzenia z jednego statku na drugi.
— Duży jest ten statek?
— Skoro nie możemy skorzystać z naszego komputera i obliczyć za pomocą radaru w jakiej odległości jest od nas, to w żaden sposób nie możemy się zorientować jakie ma wymiary.
Z obcego statku wysunęła się lina w kierunku „Odległej Gwiazdy”.
— Albo są na nim ludzie, albo inne istoty używają tego samego urządzenia — powiedział Trevize. — Może nic innego nie nadaje się do tego celu.
— Mogliby używać rury albo poziomej drabiny — rzekł Pelorat.
— Brakuje im giętkości. Przerzucenie rury albo drabiny ze statku na statek byłoby za bardzo skomplikowaną operacją. Do tego trzeba czegoś, co jest jednocześnie mocne i giętkie.
Usłyszeli głuchy odgłos, kiedy lina zetknęła się z kadłubem „Odległej Gwiazdy” i wprawiła go (oraz powietrze wewnątrz niego) w drgania. Było to skutkiem normalnego w takich razach ześlizgiwania się liny, gdyż obcy dostosowywał swą prędkość do prędkości „Odległej Gwiazdy”, ale lina przez ten czas była nieruchoma w stosunku do obu statków.
Na kadłubie obcego statku pojawił się ciemny punkt, który następnie rozszerzył się jak źrenica oka.
— Otwierająca się diafragma, zamiast płyty obrotowej — mruknął Trevize.
— To nie ludzie?
— Niekoniecznie. Ale to interesujące.
Z otworu wyłoniła się jakaś postać.
Pelorat zacisnął usta i po chwili powiedział z wyraźnym rozczarowaniem: — Niedobrze. To człowiek.
— Niekoniecznie — rzekł spokojnym głosem Trevize. — Na razie możemy stwierdzić tylko tyle, że ma pięć wybrzuszeń. Jedno to może być głowa, dwie — ręce i dwie — nogi, ale może to być coś innego… Czekaj!
Читать дальше