Lecimy zatem na Sayshell, gdzie z naturalnych względów powinniśmy się zatrzymać po — raz pierwszy w tej podróży i od razu natykamy się na Compora, który przypadkowo opowiada nam historię Ziemi i jej zniszczenia. Potem zapewnia nas, że leży ona w sektorze Syriusza i nalega, żebyśmy tam polecieli.
— Tu cię mam! — powiedział Pelorat. — Zdajesz się sugerować, że wszystkie okoliczności tak się układają, żeby zmusić nas do lotu na Gaje, a tymczasem — jak sam mówisz — Compor próbował nas przekonać, żebyśmy polecieli gdzie indziej.
— W reakcji na co, przez zwykłą nieufność do niego, uparłem się, żebyśmy trzymali się naszego pierwotnego planu. Nie wydaje ci się, że mogło mu właśnie o to chodzić? Być może powiedział nam, żebyśmy polecieli gdzie indziej właśnie po to, żebyśmy nigdzie indziej nie lecieli.
— To czysta fantazja — mruknął Pelorat.
— Tak? No to idźmy dalej. Skontaktowaliśmy się z Quintesetzem po prostu dlatego, że znajdował się pod ręką…
— Nic podobnego — żachnął się Pelorat. — Znałem to nazwisko.
— Wydawało ci się, że gdzieś się z nim zetknąłeś. Nigdy nie przeczytałeś żadnej jego pracy… w każdym razie nie możesz sobie tego przypomnieć. Więc skąd znałeś to nazwisko?… W rezultacie okazało się, że czytał jakiś twój artykuł i był nim zachwycony. Czy to możliwe? Sam przyznajesz, że twoje prace nie są szeroko znane.
Co więcej, ta kobieta, która prowadzi nas do niego, zupełnie przypadkowo wymienia nazwę Gai i mówi nam, że znajduje się ona w nadprzestrzeni, zupełnie jakby chciała, żebyśmy to sobie dobrze zapamiętali.
Kiedy pytamy o Gaje Quintesetza, zachowuje się tak, jakby nie chciał o niej mówić, ale nie wyrzuca nas z gabinetu — nawet wtedy, kiedy zwracam się do niego obcesowo i niegrzecznie. Zamiast tego zaprasza nas do siebie do domu, a po drodze zadaje sobie trud wskazania nam Pięciu” Sióstr. Upewnia się nawet, że dostrzegamy ciemniejszą gwiazdę w środku tego gwiazdozbioru. Dlaczego? Czy to nie jest zadziwiający zbieg okoliczności?
— Jeśli przedstawiasz to wszystko w taki sposób… — rzekł Pelorat.
— Możesz to przedstawić w jakikolwiek inny sposób, jeśli chcesz — powiedział Trevize. — Ja nie wierzę w zadziwiające zbiegi okoliczności.
— A zatem co to wszystko ma znaczyć? Że ktoś zabiega o to, żebyśmy polecieli na Gaje?
— Tak.
— Ale kto?
— Co do tego nie może być żadnych wątpliwości — odparł Trevize. — Kto potrafi wpływać na myśli innych ludzi, popychać ich w takim czy innym kierunku, sterować rozwojem wydarzeń?
— Chcesz powiedzieć, że to Druga Fundacja?
— No, a czego dowiedzieliśmy się o Gai? Jest nietykalna. Każda flota, która skieruje się w jej stronę, jest niszczona. Ludzie, którym udało się na nią dostać, nigdy nie wracają. Nawet Muł nie ośmielił się wystąpić przeciw niej… a Muł — nawiasem mówiąc — prawdopodobnie właśnie tam się urodził. Wszystko zdaje się wskazywać, że Gaja to Druga Fundacja, a odkrycie jej jest w końcu moim celem.
Pelorat potrząsnął głową. — Ale przecież według niektórych historyków Druga Fundacja powstrzymała Muła przed dalszymi podbojami. Jak byłoby to możliwe, gdyby był jednym z nich?
— Przypuszczam, że był renegatem.
— Ale dlaczego Druga Fundacja miałaby tak zabiegać o to, żebyśmy lecieli właśnie na Drugą Fundację?
Trevize zmarszczył czoło. Jego wzrok błądził po ścianach kabiny.
— Zastanówmy się — powiedział. — Wydaje się, że Drugiej Fundacji zawsze bardzo zależało na tym, aby Galaktyka wiedziała o niej jak najmniej. Najchętniej zatailiby w ogóle sam fakt swego istnienia. Tyle o nich wiemy. Przez sto dwadzieścia lat uważano, że Druga Fundacja już nie istnieje i musiało to im idealnie odpowiadać. A jednak kiedy zacząłem podejrzewać, że nadal istnieją, nie zrobili nic. Compor wiedział o moich podejrzeniach. Mogli kazać mu uciszyć mnie w taki czy inny sposób… nawet zabić. A jednak nic zrobili nic.
— Postarali się o to, żeby cię aresztowano, jeśli to też kładziesz na karb Drugiej Fundacji — powiedział Pelorat. — Zgodnie z tym, co mi powiedziałeś, skutek tego był taki, że mieszkańcy Terminusa nie dowiedzieli się o twoich podejrzeniach. Udało się to Drugiej Fundacji osiągnąć bez użycia siły, a nie wykluczone, że są oni zwolennikami maksymy Sal — vora Hardina, iż „Siła to ostateczność, do której uciekają się nieudolni”.
— Ale utrzymywanie tego w tajemnicy przed ogółem na Terminusie nic im nie daje. O moich podejrzeniach wic burmistrz Branno i — w najgorszym razie — musi się zastanawiać, czy nie mam racji. A więc teraz, jak widzisz, jest już za późno, żeby mogli nam coś zrobić. Gdyby pozbyli się mnie od razu, to dobrze by na tym wyszli. Gdyby zostawili mnie zupełnie w spokoju, to też mogliby na tym dobrze wyjść — wystarczyło tylko, żeby przekonali ludzi na Terminusie, że jestem maniakiem, a może wariatem. Groźba ruiny mojej kariery politycznej spowodowałaby może, że sam bym zamilknął widząc, jakie skutki przynosi głoszenie poglądów takich, jak moje.
Ale teraz jest już za późno, żeby mogli cokolwiek zrobić. Burmistrz Branno nabrała wystarczających podejrzeń, aby wysłać za mną Compora i — nie dowierzając również jemu, co pokazuje, że była mądrzejsza i bardziej przezorna niż ja — umieścić na jego statku nadajnik nadprzestrzenny. Skutkiem tego wie, że jesteśmy na Sayshell. Ostatniej nocy, kiedy spałeś, poleciłem naszemu komputerowi, żeby wprowadził bezpośrednio do komputera naszego ambasadora na Sayshell informację, że jesteśmy w drodze na Gaje. Przekazałem też jej współrzędne. Jeśli teraz Druga Fundacja coś nam zrobi, to jestem pewien, że Branno poleci zbadać tę sprawę, a stać się przedmiotem jej zainteresowania, to na pewno coś, czego nie chcą.
— Czy troszczyliby się o to, żeby nie zwracać na siebie uwagi Fundacji, jeśli są tak potężni?
— Tak — odparł Trevize. — Trzymają się w ukryciu, dlatego że muszą mieć słabe punkty i dlatego, że Fundacja rozwinęła technikę do takiego poziomu, że prawdopodobnie nawet Seldbn nie potrafił tego przewidzieć. Sposób, w jaki starają się nas ściągnąć na swoją planetę — po cichu, prawie ukradkiem — zdaje się świadczyć, że bardzo dbają o to, żeby nie zwrócić na siebie uwagi. A jeśli tak, to już przegrali, przynajmniej częściowo, bo zwrócili na siebie uwagę i wątpię, czy są w stanie coś zrobić, aby zmienić tę sytuację.
— Ale po co robią to wszystko? — rzekł Pelorat. — Dlaczego ściągają na siebie groźbę zguby — jeśli twoje rozumowanie jest prawidłowe — wabiąc nas z drugiego końca Galaktyki? Czego od nas chcą?
Trevize spojrzał na Pelorata i zaczerwienił się. — Janov — powiedział — wyczuwam o co im chodzi. Mam — jak mówiłem — dar wyciągania prawidłowych wniosków z prawie żadnych przesłanek. Czuję w takich przypadkach, że mam rację, jestem pewien, że mam rację — i tak jest też teraz. Otóż czuję, że mam coś, czego potrzebują, i to tak bardzo, że gotowi byli zaryzykować swoje istnienie. Nie wiem, co to może być, ale muszę to odkryć, bo jeśli ja faktycznie mam coś takiego i jeśli jest to takie ważne, to chcę to wykorzystać w celu, który ja uważam za słuszny — wzruszył lekko ramionami. — No i jak, stary druhu, czy teraz, kiedy wiesz już, jaki ze mnie wariat, dalej chcesz lecieć ze mną?
— Powiedziałem ci już, że wierzę w ciebie — odparł Pelorat. — Nadal chcę z tobą lecieć.
Trevize roześmiał się z widoczną ulgą. — Znakomicie! Ponieważ czuję też, że z jakichś powodów również ty grasz ważną rolę w tej całej sprawie. W takim razie, Janov, lecimy na Gaje tak szybko, jak się tylko da. Naprzód!
Читать дальше