Sayshell ucieszył się z klęski wicekróla, którego uważano za tyrana z Imperium, i niemal natychmiast wykorzystał tę okazję, żeby odzyskać na powrót niepodległość. Związek Sayshellski zerwał wszelkie więzy łączące go z Imperium i do dzisiaj obchodzimy rocznicę tego wydarzenia jako Dzień Związku. Jak gdyby odwdzięczając się Gai, zostawiliśmy ją w spokoju na przeciąg prawie całego stulecia, ale w końcu poczuliśmy się sami na tyle silni, że zaczęliśmy myśleć o imperialistycznej ekspansji. Dlaczego nie mamy podbić Gai? Dlaczego by nie ustanowić z nią przynajmniej związku celnego? Tak wtedy myśleliśmy. Wysłaliśmy flotę i ona również została pobita. Potem ograniczyliśmy się do ponawianych co jakiś czas prób nawiązania stosunków handlowych, ale próby te nieodmiennie kończyły się fiaskiem. Gaja nadal trwała w zupełnej izolacji i nigdy — o ile wiadomo — nie zrobiła najmniejszego kroku, żeby nawiązać stosunki handlowe czy choćby skomunikować się z jakimkolwiek innym światem. Ale też nigdy nie uczyniła najmniejszego wrogiego gestu pod czyimkolwiek adresem. A potem…
Quintesetz włączył światło, dotykając kontaktu znajdującego się w poręczy fotela. W jego blasku widać było ironiczny uśmiech na twarzy Quintesetza. — Ponieważ jesteście obywatelami Fundacji, pamiętacie zapewne Muła.
Trevize poczerwieniał. W ciągu pięciuset lat swego istnienia Fundacja została podbita tylko jeden raz. Niewola trwała krótko i nie przeszkodziła poważniej Fundacji w jej wspinaniu się ku Drugiemu Imperium, ale oczywiście nikt, kto nie lubił Fundacji i chciał trochę jej dociąć, nie omieszkał wspomnieć o Mule, jedynym, który ją pokonał i podbił. I było zupełnie prawdopodobne (pomyślał Trevize), że Quintesetz zapalił światło specjalnie po to, żeby zobaczyć, jak przyjęli ten docinek.
— Tak, my w Fundacji pamiętamy Muła — powiedział głośno.
— Muł — mówił dalej Quintesetz — sprawował w swoim czasie władzę nad imperium dorównującym obszarem Federacji, którą kontroluje teraz Fundacja. Jednakże nie miał władzy nad nami. Zostawił nas w spokoju. Raz zjawił się przelotem na Sayshell. Podpisaliśmy deklarację neutralności i pakt o przyjaźni. Nie żądał nic więcej. Byliśmy jedynymi, od których nie żądał niczego więcej, zanim choroba nie położyła kresu jego ekspansji i nie zmusiła go do czekania na śmierć. Wiecie, że był rozsądnym człowiekiem. Nie stosował siły bez rzeczywistej potrzeby, nie był krwiożercą i jego rządy były ludzkie.
— Tyle tylko, że był zdobywcą — powiedział szyderczo Trevize.
— Jak Fundacja — odparł Quintesetz.
Trevize nic wiedział, co odpowiedzieć, więc rzekł z irytacją:
— Ma pan jeszcze coś do powiedzenia na temat Gai?
— Tylko to, co powiedział Muł. Według relacji z historycznego spotkania Muła z prezydentem Kalio, Muł miał powiedzieć, złożywszy swój ozdobny podpis na dokumencie: „Na mocy tego dokumentu jesteście neutralni nawet w stosunku do Gai i powinniście się z tego cieszyć. Nawet ja nie ośmielę zbliżyć się do Gai”.
Trevize potrząsnął głową. — A dlaczego miałby to robić? Sayshell chętnie zgodził się na neutralność, a Gaja nigdy nikogo nie niepokoiła. Muł planował w tym czasie podbój całej Galaktyki, więc nie chciał tracić czasu na drobiazgi. Kiedy podbiłby Galaktykę, miałby czas wziąć się za Sayshell i za Gaje.
— Być może, być może — powiedział Quintesetz — ale zgodnie z relacją naocznego świadka, osoby wiarygodnej, Muł miał odłożyć pióro mówiąc „Nawet ja nie ośmielę zbliżyć się do Gai”. Głos mu się wtedy załamał i dokończył szeptem, ale nikt nie słyszał: „po raz drugi”.
— „Ale nikt nie usłyszał”, mówi pan. No to jak to się stało, że ktoś to jednak usłyszał?
— Bo kiedy położył pióro na stół, stoczyło się ono na ziemię. Nasz rodak machinalnie schylił się, aby je podnieść i jego ucho znalazło się blisko ust Muła, kiedy ten mówił „po raz drugi”. Dlatego to usłyszał. Nic nie mówił, dopóki Muł żył.
— Jak pan może udowodnić, że tego nie zmyślił?
— Całe życie tego człowieka dowodzi, że nie jest prawdopodobne, aby był to jego wymysł. Jego relacja jest uważana za prawdziwą.
— A jeśli nie jest prawdziwa?
— Muł, z wyjątkiem tego jednego razu, nigdy nie pojawił się ani w Związku Sayshellskim, ani nawet w jego pobliżu. Przynajmniej od czasu, kiedy pojawił się na galaktycznej scenie. Jeśli kiedykolwiek był na Gai, to musiało to mieć miejsce, zanim pojawił się na tej scenie.
— A więc?
— A więc gdzie Muł się urodził?
— Nie sądzę, żeby ktoś to wiedział — rzekł Trevize.
— Tu, w Związku Sayshellskim, panuje opinia, że urodził się na Gai.
— Z powodu tych trzech słów?
— Częściowo. Są i inne powody. Muła nie można było pokonać, gdyż dysponował niezwykłą siłą psychiczną. Gai też nie można pokonać.
— To, że Gaja nie została dotąd przez nikogo pokonana, niekoniecznie znaczy, że nie można jej pokonać.
— Nawet Muł nie ośmielił się do niej zbliżyć.
Niech pan przejrzy kroniki jego panowania. Niech pan sprawdzi, czy jakikolwiek inny rejon został przez niego tak łagodnie potraktowany jak Związek Sayshellski. I jeszcze jedno… Wie pan, że nikt, kto kiedykolwiek udał się na Gaje w celach handlowych i w pokojowych zamiarach, stamtąd nie powrócił? Jak pan myśli, dlaczego wiemy o niej tak mało?
— Macie niemal zabobonny lęk przed Gają — rzekł Trevize.
— Może pan to nazwać, jak pan chce. Od czasów Muła usunęliśmy Gaje z naszych myśli. Nie chcemy, żeby oni o nas myśleli. Czujemy się bezpiecznie dopóki udajemy, że jej w ogóle nie ma. Nie jest wykluczone, że rząd celowo wymyślił i rozpowszechnił tę legendę o przejściu Gai do nadprzestrzeni, mając nadzieję, że ludzie zapomną, iż naprawdę istnieje gwiazda o tej nazwie.
— A zatem uważa pan, że Gaja jest światem Mułów?
— To zupełnie możliwe. Radzę wam, dla waszego dobra, żebyście tam nie lecieli. Jeśli polecicie, to już nigdy stamtąd nie wrócicie. Jeśli Fundacja zainteresuje się Gają, to okaże się, że ma mniej rozsądku, niż miał Muł. Może to pan powiedzieć waszemu ambasadorowi.
— Niech pan zdobędzie dla nas współrzędne Gai i natychmiast wyniesiemy się z Sayshell. Polecę na Gaje i powrócę.
— Zdobędę dla was te współrzędne — powiedział Quintesetz. — Wydział Astronomii pracuje oczywiście w nocy i jeśli będę mógł, załatwię wam to zaraz… Ale radzę wam jeszcze raz, żebyście nie próbowali dostać się na Gaje.
— Mam zamiar spróbować — rzekł stanowczo Trevize.
— A więc ma pan zamiar popełnić samobójstwo — rzekł głucho Quintesetz.
Janov Pelorat popatrzył na krajobraz wyłaniający się z ciemności w szarym brzasku przedświtu z dziwnym uczuciem żalu zmieszanego z niepewnością.
— Nie zagrzaliśmy tu długo miejsca, Golan. Ten świat wydaje się zupełnie miły i interesujący. Chciałbym go lepiej poznać.
Trevize podniósł głowę znad komputera i rzekł z wymuszonym uśmiechem:
— A myślisz, że ja bym nie chciał? Zdążyliśmy tu zjeść zaledwie trzy posiłki. Każdy różnił się od poprzedniego, a wszystkie były znakomite. Chciałbym spróbować innych dań. A kobiety? Widzieliśmy ich niewiele i na krótko, a niektóre z nich były bardzo pociągające i w sam raz do… no, tego, o czym myślę.
Pelorat lekko zmarszczył nos. — Ach, drogi przyjacielu, te dzwonki i piszczałki, które nazywają butami, te gryzące się kolory ich ubrań… nie! A co one wyprawiają ze swoimi powiekami! Zauważyłeś, jakie mają powieki?
Читать дальше