Teraz, od stu dwudziestu lat, Druga Fundacja jest ponownie taka, jak dawniej i kryje się w zakamarkach Trantora. Nie kryje się już przed ludźmi z Imperium, lecz nadal przed Pierwszą Fundacją, która jest niemal tak potężna jak dawne Imperium Galaktyczne, a w dziedzinie techniki nawet potężniejsza niż ono.
Pierwszemu Mówcy zrobiło się ciepło i przyjemnie. Opadły mu powieki i zapadł w ten nieokreślony stan błogiego odprężenia, który nie jest jeszcze snem, ale nie jest już jawą.
Dość już tych ponurych rozważań. Wszystko dobrze się ułoży. Trantor wciąż jeszcze jest stolicą Galaktyki, bo istnieje tu Druga Fundacja, która jest potężniejsza i lepiej panuje nad sytuacją niż jakikolwiek imperator w jego dziejach. Pierwsza Fundacja zostanie okiełznana i tak pokierowana, żeby robiła to, co do niej należy. Choćby miała nie wiadomo jak wspaniałe statki i broń, nie może nic zrobić, dopóki można, w razie potrzeby, sterować myślami jej przywódców.
I w końcu powstanie Drugie Imperium, ale nie będzie ono podobne do pierwszego. Będzie federacją, której poszczególne części będą miały znaczną autonomię, dzięki czemu nie będzie ono stwarzało pozorów siły przy faktycznej słabości, jak to zawsze ma miejsce w scentralizowanych, autokratycznie rządzonych państwach. Nowe Imperium, składające się z luźniej połączonych części, stanie się strukturą bardziej giętką i elastyczną, bardziej odporną na wewnętrzne napięcia, a poza tym zawsze — zawsze — kierować nim będą z ukrycia mężczyźni i kobiety z Drugiej Fundacji. Trantor pozostanie zatem na zawsze jego stolicą, a czterdzieści tysięcy psychohistoryków będzie lepszą gwarancją jego potęgi niż zamieszkujące go dawniej czterdzieści pięć miliardów…
Pierwszy Mówca nagle się ocknął. Słońce było już nisko. Czyżby mruczał coś do siebie? Czyżby coś głośno mówił?
Jeśli Druga Fundacja musiała dużo wiedzieć i mało mówić, to Mówcy, którzy sprawowali władzę, musieli wiedzieć jeszcze więcej i mówić jeszcze mniej, a Pierwszy Mówca musiał wiedzieć najwięcej i mówić najmniej.
Uśmiechnął się krzywo. Zawsze istniało niebezpieczeństwo, że w Drugiej Fundacji rozbudzi się patriotyzm lokalny — że Drugie Imperium stanie się dla niej środkiem dla ustanowienia w Galaktyce hegemonii Trantora. Seldon ostrzegał przed tym. Przewidział to niebezpieczeństwo na pół tysiąca lat przed jego pojawieniem się.
Drzemka Pierwszego Mówcy nie trwała jednak zbyt długo. Było jeszcze dużo czasu do posłuchania wyznaczonego Gendibalowi.
Shandess wiązał z tym spotkaniem w cztery oczy pewne nadzieje. Gendibal był na tyle młody, żeby mieć świeże spojrzenie na Plan, a przy rym na tyle bystry, by dojrzeć to, co mogło umknąć innym. I było zupełnie możliwe, że Shandess może się czegoś od niego nauczyć.
Nikt się nigdy nie dowie ile Preem Palver — r sam wielki Palver — zawdzięczał rozmowie z młodym, nie mającym jeszcze trzydziestki, Kołem Benjoamem, który przyszedł podzielić się z nim uwagami na temat możliwych sposobów pokierowania Pierwszą Fundacją. Benjoam, który został później uznany za największego teoretyka od czasów Seldona, nigdy nie wspominał o tej rozmowie, ale w końcu został dwudziestym pierwszym Pierwszym Mówcą. Byli tacy, którzy wielkie sukcesy osiągnięte przez Drugą Fundację za rządów Palvera przypisywali raczej Benjoamowi niż Palverowi.
Shandess zastanawiał się, co też takiego może mu powiedzieć Gendibal. Zgodnie z tradycją, rokujący duże nadzieje młodzieńcy przedstawiali w czasie swego pierwszego spotkania z Pierwszym Mówcą swój wniosek już w pierwszym zdaniu. I na pewno nie zabiegali o to cenne pierwsze posłuchanie z błahych powodów, dla jakiegoś drobiazgu, który — gdyby został przez Pierwszego Mówcę poczytany za dowód ich niskiej sprawności intelektualnej — mógł zniszczyć ich całą przyszłą karierę.
Cztery godziny później Gendibal stanął naprzeciw niego. Nie zdradzał żadnych oznak zdenerwowania. Czekał spokojnie, aż przemówi Pierwszy Mówca.
— Prosiłeś o prywatną audiencję w sprawie wielkiej wagi — rzekł Shandess. — Czy mógłbyś mi krótko streścić o co chodzi?
— Pierwszy Mówco, Plan Seldona nie ma sensu! — powiedział Gendibal tak spokojnie, jakby opowiadał p tym, co właśnie jadł na obiad.
Stor Gendibal nie potrzebował uznania innych, aby znać swoją wartość. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek miał jakieś wątpliwości co do tego, że jest niezwykłym człowiekiem. Został zwerbowany do Drugiej Fundacji, kiedy miał zaledwie dziesięć lat, przez agenta, który w porę zauważył jego nieprzeciętne zdolności.
Dawał sobie świetnie radę z nauką, a psychohistoria pociągała go tak, jak pole grawitacyjne przyciąga statek. Pociągała go, a on nieuchronnie zmierzał ku niej, czytając prace Seldona poświęcone jej podstawom, podczas gdy jego rówieśnicy próbowali dopiero rozwiązywać równania różniczkowe.
Kiedy miał piętnaście lat, rozpoczął studia na Uniwersytecie Galaktycznym (tak brzmiała oficjalna nazwa uniwersytetu trantorskiego). W czasie rozmowy kwalifikacyjnej przed rozpoczęciem studiów na pytanie o to, jakie są jego plany, odpowiedział zdecydowanie: „Zostać Pierwszym Mówcą zanim dojdę do czterdziestki”.
Nie przejmował się tym, że nie ma odpowiednich kwalifikacji, żeby ubiegać się o taki urząd. To, że w taki czy inny sposób dojdzie do tej godności, było dla niego zupełnie oczywiste. Chodziło mu tylko o to, żeby uzyskać ją w młodym wieku. Nawet Preem Palver został Pierwszym Mówcą dopiero w czterdziestym drugim roku życia.
Twarz egzaminatora drgnęła, kiedy usłyszał odpowiedź Gendibala, ale bystry młodzieniec znał już nieco psychojęzyk i zorientował się, co znaczy to drgnienie. Wiedział już, że w jego aktach znajdzie się krótka uwaga, iż będzie nim trudno kierować. Był tego tak pewien, jakby egzaminator oświadczył mu to wprost.
No i bardzo dobrze.
Gendibal chciał, żeby było nim trudno kierować.
Teraz miał trzydzieści lat. Za dwa miesiące będzie miał trzydzieści jeden, a już był członkiem Stołu Mówców. Zostało mu najwyżej dziewięć lat, żeby zostać Pierwszym Mówcą i wiedział, że nim zostanie. To spotkanie z obecnym Pierwszym Mówcą miało przełomowe znaczenie, więc przygotowując się dokładnie do tego, by zrobić na nim odpowiednie wrażenie, nie starał się nawet dobierać bardziej eleganckich sformułowań psychojęzyka.
Kiedy dwóch Mówców z Drugiej Fundacji komunikuje się ze sobą, to ich język nie przypomina żadnego innego języka. Jest to w takim samym stopniu język ulotnych gestów jak słów, jest to raczej odczytywanie wzorów zmian fal mózgowych u rozmówców niż cokolwiek innego.
Obcy słyszałby z tej rozmowy niewiele lub zgoła nic, a tymczasem umysły pozostające ze sobą w bezpośrednim kontakcie wymieniałyby informacje, które w ich literalnej formie, mogłyby być przekazane tylko innemu Mówcy.
Język Mówców posiadał tę przewagę nad innymi, że umożliwiał bardzo szybkie przekazanie nieskończenie dokładnych, subtelnych i niewyrażalnych w inny sposób informacji, ale jednocześnie miał pewną istotną wadę. Otóż było prawie niemożliwe, posługując się nim, ukryć swój prawdziwy sąd o temacie rozmowy.
Gendibal dobrze wiedział, co sądzi o obecnym Pierwszym Mówcy. W jego odczuciu Pierwszy Mówca miał już za sobą szczytowy okres sprawności umysłowej. Pierwszy Mówca nie spodziewał się — w ocenie Gendibala — żadnego kryzysu, nie miał odpowiedniego przygotowania, żeby mu stawić czoła, gdyby się pojawił, ani koniecznej przenikliwości, żeby mu zaradzić. Przy całej swej dobrej woli i życzliwości Shandess wręcz prowokował katastrofę.
Читать дальше