Quindor Shandess rozmyślał o tym i o innych sprawach, siedząc wygodnie w fotelu w stanie błogiej półdrzemki i pozwalając, by jego mózg snuł sam z siebie przędzę nieskoordynowanych myśli.
Był Pierwszym Mówcą Drugiej Fundacji już od osiemnastu lat i — jeśli jego umysł zachowa sprawność i jeśli dalej będzie w stanie brać udział w rozgrywkach politycznych — może nim pozostać jeszcze przez następnych dziesięć czy dwanaście.
Był analogiem, lustrzanym odbiciem, burmistrza Terminusa, który sprawował rządy w Pierwszej Fundacji, ale różnił się od niego (od niej) pod każdym względem. Burmistrza Terminusa znała cała Galaktyka, a Pierwsza Fundacja była dla wszystkich światów po prostu „Fundacją”, bez żadnych określeń. Pierwszego Mówcę Drugiej Fundacji znali tylko jego towarzysze.
A jednak to właśnie Druga Fundacja, tak za jego czasów, jak i za czasów jego poprzedników, sprawowała faktyczną władzę. Pierwsza Fundacja była potęgą w dziedzinie fizyki, techniki i — broni. Druga Fundacja była potęgą w dziedzinie psychologii, woli i umiejętności wpływania na innych. Gdyby doszło do konfliktu między Fundacjami, to jakie znaczenie miałoby to, iloma statkami i jaką bronią rozporządza Pierwsza Fundacja, skoro Druga mogłaby kierować poczynaniami tych, którzy kierują statkami i dysponują bronią?
Ale jak długo będzie mógł się rozkoszować swą ukrytą siłą?
Był dwudziestym piątym z kolei Pierwszym Mówcą i jego kadencja trwała już nieco dłużej niż przeciętna kadencja. Być może nie powinien już sprawować swej funkcji i dopuścić młodszych kandydatów? Choćby Mówcę Gendibala, najbystrzejszego, mimo że o najkrótszym stażu, uczestnika posiedzeń. Dzisiejszy wieczór mieli spędzić razem i Shandess właśnie go oczekiwał. Czy powinien oczekiwać również tego, by Gendibal zastąpił go pewnego dnia?
Problem w tym, że Shandess nie myślał poważnie o ustąpieniu ze swego stanowiska. Za bardzo je polubił.
Był stary, ale w pełni umysłowo sprawny i doskonale wywiązywał się ze swych obowiązków. Włosy miał już co prawda siwe, ale zawsze miały one jasny kolor, a poza tym strzygł je tylko na cal, tak że kolor niewiele znaczył. Miał wyblakłe niebieskie oczy, a jego ubiór dostosowany był do szarych strojów rolników trantorskich.
Gdyby chciał, Pierwszy Mówca mógłby uchodzić wśród tutejszej ludności za jednego z nich, ale istniała jeszcze jego skrywana moc. Wystarczyłoby, żeby skoncentrował wzrok i myśli na którymś z nich, by ten zrobił wszystko, co mu Shandess nakaże i zapominał zaraz o tym na zawsze.
Mógł to zrobić w każdej chwili, ale korzystał z tego rzadko. Prawie nigdy. Złota zasada Drugiej Fundacji głosiła: „Nie rób nic, dopóki nie musisz, a kiedy musisz działać — zastanów się”.
Pierwszy Mówca westchnął cicho. Żyjąc na terenie dawnego uniwersytetu i widząc majestatyczne ruiny pałacu imperatora znajdujące się nieopodal, miał nieraz okazję podziwiać słuszność owej złotej zasady.
W dniach Wielkiej Grabieży złota zasada omal nie została złamana. Nie można było ocalić Trantora nie poświęcając przy tym Planu Seldona i nie przekreślając nadziei na stworzenie Drugiego Imperium. Uratowanie czterdziestu pięciu miliardów istnień ludzkich byłoby niewątpliwie bardzo szlachetnym uczynkiem, ale nie można ich było uratować nie zachowując jednocześnie jądra Pierwszego Imperium, a to by tylko opóźniło to, co i tak nieuchronnie musiało nastąpić. Ba, doprowadziłoby to po kilku stuleciach do jeszcze większej katastrofy i być może Drugie Imperium nigdy by…
Nim doszło do zagłady, ówcześni Pierwsi Mówcy przez dziesiątki lat łamali sobie głowy nad tym, jak do niej nie dopuścić, ale nie znaleźli żadnego rozwiązania — żadnego sposobu, by ocalić Trantor i równocześnie zapewnić warunki dla utworzenia w przyszłości Drugiego Imperium. Trzeba było wybrać mniejsze zło, więc Trantor zginął.
Członkowie Drugiej Fundacji zdołali tylko — starając się w jak najmniejszym stopniu zdradzić ze swymi umiejętnościami — ocalić od zagłady zespół uniwersytecko — biblioteczny, a i to miano im odtąd za złe. Mimo iż nikt nigdy nie wykazał, że ocalenie tego zespołu doprowadziło w końcu do zawrotnej, choć krótkotrwałej kariery Muła, to zawsze istniało podejrzenie, że między tymi wydarzeniami był jakiś związek. Jak niewiele brakowało, by ten postępek zniszczył wszystko!
Ale po Wielkiej Grabieży i po Mule nastąpił złoty wiek Drugiej Fundacji. Wcześniej, przez dwieście pięćdziesiąt lat po śmierci Seldona, ludzie Drugiej Fundacji kryli się, niczym krety, w podziemiach biblioteki, starając się tylko o to, by schodzić z oczu ludziom Imperium. Żyjąc w rozkładającym się społeczeństwie, które coraz mniej obchodziła Biblioteka Galaktyczna, traktowana jako anachroniczny przeżytek, co najbardziej odpowiadało interesom Drugiej Fundacji, Fundacjoniści byli bibliotekarzami.
Było to podłe życie. Ich całe działanie ograniczało się do ochrony Planu, podczas gdy na końcu Galaktyki Pierwsza Fundacja — bez żadnej pomocy ze strony Drugiej, a praktycznie też i bez wiedzy o niej — walczyła z coraz to potężniejszymi wrogami o przetrwanie.
To właśnie Wielka Grabież przyniosła wolność Drugiej Fundacji. Był to jeszcze jeden (młody Gendibal, który miał odwagę, by to powiedzieć, twierdził, że główny) powód, dla którego nie zrobiono nic, żeby jej zapobiec.
Po Wielkiej Grabieży Imperium przestało istnieć i od tej pory ci z Trantorczyków, którym udało się przeżyć, nigdy nie ośmielili się wejść nieproszeni na terytorium Drugiej Fundacji. Fundacjoniści zadbali o to, by zespół uniwersytecko — biblioteczny, który przetrwał nienaruszony czasy Wielkiej Grabieży, przetrwał w takim samym stanie czasy Wielkiej Odnowy. Uchroniono też od tego ruiny pałacu imperatora. Z całej prawie reszty planety zdarto metal. Ogromne, niekończące się korytarze zasypano, zniszczono, zakryto i w końcu zapomniano o nich. Wszystko przykryła — ziemia, z wyjątkiem tych miejsc, gdzie metal wciąż odgradzał dawne otwarte przestrzenie.
Można je było uważać za pomniki dawnej wielkości, za grobowiec Imperium, ale dla Trantorczyków — teraz Tutejszych — były to miejsca nawiedzone, opanowane przez duchy, których lepiej było nie niepokoić. Tylko członkowie Drugiej Fundacji stąpali niekiedy po posadzkach starożytnych korytarzy i dotykali ścian z lśniącego tytanu.
A mimo to niewiele brakowało, by wszystko zniweczył Muł.
On sam zjawił się na Trantorze. Co by było, gdyby odkrył prawdziwe oblicze świata, na którym się znalazł? Jego broń fizyczna była potężniejsza niż ta, którą rozporządzała Druga Fundacja, a broń psychiczna prawie tak potężna, jak ich własna. Drugą Fundację powstrzymałby przed działaniem zakaz robienia czegokolwiek oprócz tego, co musiała robić, jak również świadomość, że zwycięstwo nad bezpośrednio zagrażającym w danej chwili wrogiem może grozić nieuchronną klęską w dalszej przyszłości.
Gdyby nie Bayta Darell i jej szybkie działanie… I to też odbyło się bez pomocy Drugiej Fundacji.
A potem nastał złoty wiek, kiedy to ówcześni Pierwsi Mówcy znaleźli jakoś sposób na to, żeby zacząć działać, powstrzymać Muła przed dalszymi podbojami i w końcu zdobyć władzę nad jego umysłem, a dalej na to, żeby powstrzymać samą Pierwszą Fundację, która zaczęła się zanadto interesować istotą i działaniem Drugiej Fundacji. To Preem Palver, dziewiętnasty i największy z Pierwszych Mówców, zdołał zażegnać wszystkie te niebezpieczeństwa i — nie bez bolesnych ofiar — uratować Plan Seldona.
Читать дальше