• Пожаловаться

Robert Silverberg: W dół, do Ziemi

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Silverberg: W dół, do Ziemi» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. Город: Poznań, год выпуска: 1990, ISBN: 83-85202-01-3, издательство: Rebis, категория: Фантастика и фэнтези / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

Robert Silverberg W dół, do Ziemi

W dół, do Ziemi: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W dół, do Ziemi»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Świat Holmana to planeta eksploatowana przez wielkie korporacje. Do czasu, gdy okazuje się, że wykorzystywane do niewolniczej pracy tubylcze gatunki: nildory i sulidory są inteligentne. Na planetę zostaje nałożona kwarantanna, władza wraca do rąk tubylców. Gundersen, były pracownik korporacji, wraca na Świat Holmana gnany ciekawością i obsesją na punkcie miejscowej cywilizacji i religijnego obrządku ponownych narodzin. Spotyka wielu swoich dawnych przyjaciół i odkrywa wielką tajemnicę nildorów.

Robert Silverberg: другие книги автора


Кто написал W dół, do Ziemi? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

W dół, do Ziemi — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W dół, do Ziemi», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Jestem Edmund Gundersen, z pierwszych narodzin — powiedział — i życzę ci, przyjacielu mej podróży, wielu szczęśliwych ponownych narodzin.

— Ja jestem Srin'gahar, z pierwszych narodzin — odparł nildor uprzejmie — i dziękuję ci za życzenia, przyjacielu mej podróży. Będę ci służył z wolnej i nieprzymuszonej woli i oczekuję twych rozkazów.

— Muszę pomówić z wielokrotnie urodzonym i otrzymać zezwolenie na podróż na północ. Ten człowiek tutaj powiada, że możesz mnie do niego zawieźć.

— Może się tak stać. Czy teraz?

— Teraz.

Miał tylko jedną walizkę. Położył ją na szerokim zadzie nildora, a Srin'gahar natychmiast podniósł ogon, by przytrzymać bagaż na miejscu. Następnie klęknął, a Gundersen z zachowaniem całego rytuału usadowił się na nim. Tony mięsa podniosły się i posłusznie ruszyły w stronę lasu. Było nieomal tak, jak dawniej.

Pierwsze kilometry dróżek wśród coraz gęstszych drzew o gorzkich owocach przemierzali w milczeniu. Gundersen uświadomił sobie, że nildor nie zacznie mówić, jeśli nie zostanie zagadnięty. Aby więc rozpocząć rozmowę, powiedział, że dziesięć lat temu mieszkał na Belzagorze. Srin'gahar odparł, że wie o tym, że pamięta go z okresu rządów Kompanii. Było to bezbarwne nosowe porykiwanie i chrząkanie, które absolutnie nie ujawniło, czy nildor przypomniał sobie Gundersena z przyjemnością, z urazą czy obojętnie. Gundersen powinien był coś wywnioskować z poruszeń grzebienia na łbie Srin'gahara, ale było to teraz niemożliwe. Skomplikowany system dodatkowego porozumiewania się nildorów niestety nie został rozwinięty dla wygody pasażerów. Poza tym Gundersen znał tylko kilka z nieograniczonej niemal liczby dodatkowych gestów, a zresztą większość z nich zapomniał. Nildor wydawał mu się dość uprzejmy.

Gundersen zamierzał wykorzystać podróż, by przypomnieć sobie język nildorski. Jak dotychczas, szło mu nieźle, ale zdawał sobie sprawę, że w rozmowie z wielokrotnie narodzonym będzie potrzebował całej znajomości tego języka.

— Czy wypowiadam to we właściwy sposób? — pytał co chwila. — Proszę, popraw mnie, jeśli robię błąd.

— Mówisz bardzo dobrze — stwierdził Srin'gahar. Język w istocie nie był trudny. Miał mały zasób słów i prostą gramatykę. Czasowniki nie odmieniały się. Słowo tworzone było w drodze aglutynacji, prostego sumowania znaczących sylab i złożone pojęcie, na przykład „poprzednie pastwisko mego małżonka”, brzmiało jak długi ciąg chrapliwych dźwięków, nie przerywanych nawet krótką pauzą. Mowa nildorów była powolna i zwarta, zawierała niskie wibrujące tony, które Ziemianin musiał wydobywać z głębi nosa.

Srin'gahar szedł ścieżkami nildorów, a nie starymi utartymi szlakami Kompanii. Gundersen zmuszony był pochylać się pod nisko zwisającymi gałęziami, a raz drżąca nikalanga owinęła mu się wokół szyi. Rozerwał ją szybko, bo ten zimny uścisk był przerażający. Gdy obejrzał się, zobaczył, że liana nabrzmiała z podniecenia, stała się czerwona i rozdęta — tak nią wstrząsnął dotyk skóry Ziemianina. Wkrótce wilgotność powietrza w dżungli osiągnąć musiała górną granicę skali, skraplanie wytworzyło rodzaj deszczu. Było tak parno, iż Gundersen z trudem oddychał, a po ciele spływały mu strugi potu. Wkrótce przecięli dawną drogę Kompanii, teraz już tak zarosła, że jeszcze rok i nie będzie po niej śladu.

Ogromne cielsko nildora często domagało się pokarmu. Co pół godziny zatrzymywali się, Gundersen zsiadał, a Srin'gahar żuł gałązki krzewów. Widok ten ożywiał uśpione uprzedzenia Gundersena i niepokoił go do tego stopnia, że starał się nie patrzeć. Nildor, zupełnie jak słoń, rozwijał trąbę i ogołacał z liści gałązki, potem jego wielka gęba rozchylała się i niknęła w niej cała wiązka. Potrójnymi kłami obdzierał kawałki kory na deser. Ogromne szczęki poruszały się niezmordowanie do przodu i tyłu, rozdrabniały, mełły. My nie wyglądamy wcale ładniej, przekonywał się Gundersen. Jednakże, demon który w nim siedział, przeciwstawiał się jego tolerancji i upierał się, że towarzyszący mu nildor to po prostu zwierzę.

Srin'gahar nie był wylewny. Kiedy Gundersen nic nie mówił — to i nildor milczał. Gdy Gundersen o coś zapytał, nildor odpowiadał uprzejmie, ale bardzo zwięźle. Trud podtrzymywania takiej kulejącej konwersacji wyczerpywał Gundersena. Poddawał się rytmowi kroków tego ogromnego stworzenia znajdując przyjemność w tym, że bez wysiłku ze swej strony przemierza pełną oparów dżunglę. Nie miał pojęcia, gdzie jest i nie potrafiłby powiedzieć, czy posuwają się w odpowiednim kierunku, bowiem drzewa nad głową tworzyły zwarty baldachim skrywający słońce. Nildor, chcąc się po raz kolejny tego ranka pożywić, zboczył ze ścieżki i tratując roślinność doszedł do czegoś, co niegdyś było świetnym budynkiem Kompanii, a teraz — brudną ruderą obrośniętą lianami.

— Czy wiesz, co to za dom, Edmundzie pierwszego urodzenia? — spytał Srin'gahar.

— Nie bardzo sobie przypominam…

— Stacja wężów. Tutaj zbieraliście ich jad. Tak… Teraz pamiętał… Porwane obrazy tłoczyły się przed oczami. Stare skandale, dawno zapomniane lub przytłumione, nabrały żywych barw. Te ruiny to stacja wężów? Miejsce jego grzechów, scena tylu upadków, utraty łaski? Gundersen czuł, że policzki zaczynają mu pałać. Zsunął się z grzbietu nildora i powlókł w stronę budynku. Stanął na chwilę przed drzwiami, zaglądając do środka. Tak, tutaj znajdowały się wiszące rurki i koryta, przez które przepływał wydobyty jad. Całe to wyposażenie techniczne było wciąż na miejscu, zaniedbane jednak i zniszczone wskutek wilgoci. A tutaj było wejście dla węży, które znęcone dziwną muzyką nie mogąc się jej oprzeć, wypełzały z zakamarków w dżungli i tutaj wydobywano z nich jad. A tu…, a tam…

Rzucił okiem na Srin'gahara. Kolce na grzebieniu nildora były rozdęte: oznaka napięcia, a być może i dzielonego wstydu. Nildory miały również wspomnienia łączące się z tym budynkiem. Gundersen wszedł do wnętrza, popychając uchylone drzwi. Zaskrzypiały zawiasy. Zgrzyt, a potem melodyjny jęk rozległ się po całym budynku, zamierając przytłumionym echem. Bzzmm… i Gundersen usłyszał gitarę Jeffa Kurtza. Opadły z niego lata. Miał znowu trzydziestkę i dopiero co przybył na Świat Holmana. Rozpoczynał praktykę w stacji wężów, a potem został na stałe zaangażowany. Ileż to plotek krążyło wokół tego miejsca! Tak. Z mroków pamięci wyłoniła się postać Kurtza. Stał w drzwiach budynku, nieprawdopodobnie wysoki, najwyższy mężczyzna jakiego Gundersen widział, z wielką, okrągłą, łysą głową i ogromnymi czarnymi oczami, osadzonymi pod łukami wystających kości. Miał szeroki uśmiech, w którym odsłaniał białe zęby. Gitara zabrzęczała, a Kurtz powiedział:

— Zobaczysz, jakie to wszystko interesujące, Gundy. Można mieć tutaj doświadczenia z niczym nieporównywalne. W zeszłym tygodniu pochowaliśmy twego poprzednika — Bzmm. — Musisz się oczywiście nauczyć utrzymywać dystans pomiędzy sobą, a tym, co się tu dzieje. To tajemnica zachowania własnej tożsamości w tym obcym świecie. Trzeba zakreślić linię graniczną wokół siebie, Gundy, i powiedzieć tej planecie: dotąd możesz się posunąć niszcząc mnie, ale ani kroku dalej. W przeciwnym razie planeta cię pochłonie i uczyni swą integralną częścią. Czy mówię jasno?

— Nic nie rozumiem — stwierdzi Gundersen.

— Po jakimś czasie zrozumiesz. — Bzmm. — Chodź obejrzeć nasze węże.

Kurtz był o pięć lat starszy od Gundersena i trzy lata wcześniej przybył na Świat Holmana. Gundersen znał go ze słyszenia, na długo zanim go spotkał. Wydawało się, że każdy tu czuł nabożną niemal cześć wobec Kurtza, chociaż był on tylko pomocnikiem agenta na stacji i nigdy wyżej nie awansował. Po pięciu minutach Gundersen sądził, że zdołał go rozgryźć: jest on jak spadający, nie do końca upadły anioł, jak Lucyfer w drodze ku otchłani, jeszcze w zaraniu swego grzechu. Takiego człowieka nie można obarczyć, póki nie przebył swej drogi i nie osiągnął ostatecznego stanu, poważną odpowiedzialnością.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W dół, do Ziemi»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W dół, do Ziemi» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Bohdan Petecki: Operacja Wieczność
Operacja Wieczność
Bohdan Petecki
Bohdan Petecki: Tylko cisza
Tylko cisza
Bohdan Petecki
Robert Silverberg: Prądy czasu
Prądy czasu
Robert Silverberg
Robert Silverberg: Tom O'Bedlam
Tom O'Bedlam
Robert Silverberg
Robert Silverberg: Maski czasu
Maski czasu
Robert Silverberg
Anne-Lise Boge: Dziecko miłości
Dziecko miłości
Anne-Lise Boge
Отзывы о книге «W dół, do Ziemi»

Обсуждение, отзывы о книге «W dół, do Ziemi» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.