— Upadek!
Potem zaczął z siebie wyrzucać różne sylaby bez sensu, a uścisk jego palców na ręce Gundersena rozluźnił się. Pierwsza odezwała się Seena.
— Zdaje się, że chciał nam coś powiedzieć — stwierdziła. — Nigdy nie słyszałam, żeby wypowiedział na raz tyle zrozumiałych słów.
— Ale co chciał powiedzieć?
— Tego nie wiem. Miało to jednak jakieś znaczenie.
Gundersen potaknął. Nieszczęsny, umęczony Kurtz przekazał im swój testament i swoje błogosławieństwo: „Spać zamiar upaść powstać upaść powstać powstać powstać. Upadek". Może nawet miało to jakiś sens.
— I zareagował na twoją obecność — mówiła dalej Seena — Zobaczył ciebie i ujął za rękę! Powiedz coś do niego. Może znów zwróci na ciebie uwagę.
— Jeff? — szepnął Gundersen klękając. — Jeff, pamiętasz mnie? Edmund Gundersen. Wróciłem, Jeff. Słyszysz, co mówię? Jeśli mnie rozumiesz, podnieś znów prawą rękę.
Kurtz jednak nie podniósł ręki. Wydał przyduszony jęk, niski i przerażający. Potem zamknął oczy i znieruchomiał. Milczał. Gundersen wstał i odsunął się.
— Jak długo jest tutaj? — zapytał.
— Prawie pół roku. Kiedy już pogodziłam się z jego śmiercią, dwa sulidory przyniosły go na czymś w rodzaju noszy.
— Czy był już tak zmieniony?
— Tak. No i teraz leży tutaj. A jest bardziej zmieniony niż sobie wyobrażasz — powiedziała Seena. — Wewnątrz ma wszystko nowe i inne. Nie posiada prawie wcale przewodu pokarmowego. Nie może jeść żadnych stałych pokarmów, podaję mu tylko soki owocowe. Jego serce ma dodatkowe komory, a płuca są dwa razy większe od normalnych. Diagnostat jest bezużyteczny, bo jego ciało nie odpowiada parametrom ciała ludzkiego.
— I stało się to przy ponownych narodzinach?
— Tak, przy ponownych narodzinach. Zażywają wtedy narkotyki i to ich zmienia. Narkotyki te działają też na ludzi. Stosujemy je zresztą i na Ziemi do regeneracji pewnych narządów. Ale tutaj zażywają silniejsze dawki tego jadu i wtedy zmiany w organizmie umykają wszelkiej kontroli. Jeśli tam pójdziesz, to samo stanie się z tobą.
— Skąd wiesz, że to skutek ponownych narodzin?
— Wiem — stwierdziła stanowczo.
— Ale skąd?
— Mówił, że po to tam idzie. I sulidory, które go przyniosły mówiły, że został odrodzony.
— Może kłamały. Może ponowne narodziny to jedna sprawa, i może jest jeszcze coś innego, szkodliwego, co przypadło w udziale Kurtzowi, ponieważ był bardzo zły.
— Sam siebie oszukujesz — upierała się Seena. — Odbywa się tam tylko jeden akt i oto jego rezultat.
— Możliwe, że różni ludzie różnie reagują na to, co się tam dzieje.
— Mówisz głupstwa!
— Mówię poważnie. Może coś wewnętrznego w Kurtzu spowodowało, że się tak zmienił, a ja mogę zmienić się w inny sposób. Może w lepszy?
— Czy chcesz się zmienić, Edmundzie?
— Zaryzykowałbym.
— Możesz przestać być człowiekiem!
— Przez jakiś czas starałem się być człowiekiem. Może nadeszła pora, aby spróbować czegoś innego?
— Nie pozwolę ci tam iść! — Seena była zdesperowana.
— Nie pozwolisz? A jakie masz do mnie prawo?
— Straciłam już Jeffa i jeśli ty tam pójdziesz…
— To?
— No dobrze — zawahała się. — Nie mam sposobu, by cię powstrzymać, ale proszę, nie idź!
— Muszę.
— Jesteś taki sam, jak on! Nadęty ważnością własnych wymyślonych grzechów. Wyobrażasz sobie, że koniecznie musisz za nie odpokutować. To szaleństwo! Czy tego nie rozumiesz? Sam po prostu chcesz siebie zranić i to najbardziej, jak tylko można — szybko łapała oddech, oczy jej błyszczały. — Posłuchaj mnie — mówiła podniecona. — Jeśli musisz cierpieć, ja ci pomogę. Chcesz bym cię wysmagała biczem? Mam cię kopać? Jeśli musisz być masochistą, to ja będę sadystką. Ale nie chodź do Krainy Mgieł. Nie posuwaj tej zabawy za daleko, Edmundzie.
— Nic nie rozumiesz, Seeno.
— A ty?
— Może zrozumiem, gdy stamtąd wrócę.
— Wrócisz w takim stanie jak on! — krzyknęła i podbiegła do łóżka Kurtza. — Spójrz na niego! Patrz na te nogi! Zobacz jego oczy, usta, jego nos, palce, wszystko! To już nie człowiek. Chcesz leżeć tak jak on — bełkotać niezrozumiale, żyć w stanie dziwacznego pomieszania zmysłów?
Gundersen zastanowił się. Kurtz był rzeczywiście odrażający. Czy odważy się na ryzyko podobnej deformacji?
— Muszę iść — oznajmił z mniejszym jednak przekonaniem niż poprzednio.
— On żyje w piekle — powiedziała Seena. — Ty też tam się znajdziesz.
Podeszła do Gundersena i przytuliła się do niego. Poczuł gorące czubeczki jej piersi muskające mu skórę, dotykały go jej uda. Objęła go kurczowo. Opanował go wielki smutek i żal. Myślał o tym, czym Seena kiedyś była dla niego; o tym, jaka była i jaka się teraz stała i czym musiało być jej życie z tym potworem, o którego musiała się troszczyć. Był przygnieciony wspomnieniem nieodwołalnie straconej przeszłości, ciemną i niepewną chwilą obecną oraz posępną, przerażającą przyszłością. Znów się zawahał. Po chwili jednak łagodnie odsunął ją od siebie.
— Przykro mi — powiedział. — Pojadę tam.
— Dlaczego? Dlaczego? — Łzy spływały jej po policzkach. — Jeśli potrzebna ci jest jakaś religia — mówiła — to wybierz ziemską. Nie ma powodu, żebyś…
— Jest powód — przerwał Gundersen.
Przyciągnął ją do siebie i delikatnie całował powieki, a potem usta. Pocałował miejsce pomiędzy jej piersiami i puścił ją. Podszedł do Kurtza i stał chwilę patrząc na niego. Starał się pogodzić jakoś z dziwaczną metamorfozą tego człowieka. Zauważył teraz coś, czego nie dostrzegł wcześniej: zgrubienia skóry na plecach Kurtza utworzyły jakby czarne małe plakietki wyrastające po obu stronach kręgosłupa. Z pewnością było jeszcze wiele innych, trudno dostrzegalnych zmian. Kurtz otworzył oczy i czarne, lśniące gałki poruszyły się, jakby szukały wzroku Gundersena. Zaczął mówić, ale Gundersen spośród niewyraźnych dźwięków wyłowił jedynie parę słów, które mógł zrozumieć: „Tańczyć… żyć… szukać… umrzeć… u-mrzeć."
Należało już odejść.
Gundersen minął stojącą bez ruchu Seenę i wyszedł z pokoju. Gdy znalazł się na werandzie, zobaczył, że pięć jego nildorów zgromadziło się w ogrodzie.
— Jestem gotów — zawołał. — Możemy ruszać, gdy tylko wezmę rzeczy.
Składał ubranie. Przyszła Seena. Twarz miała bladą.
— Czy masz jakieś zlecenie dla Ceda Cullena, gdybym go znalazł? — spytał Gundersen.
— Nie mam dla niego żadnych poleceń.
— Dobrze. Dziękuję ci za gościnność. To była prawdziwa radość zobaczyć cię znowu, Seeno.
— Następnym razem — powiedziała — nie poznasz mnie. Albo nie będziesz wiedział kim sam jesteś.
— Być może.
Zostawił ją i poszedł do nildorów. Srin'gahar przykląkł i Gundersen wsiadł. Seena stała na werandzie patrząc, jak odchodzili.
Kawalkada posuwała się brzegiem rzeki. Minęli miejsce, gdzie wiele lat temu Kurtz tańczył całą noc z nildorami.
Kurtz… Gundersen znów zobaczył szkliste, niewidzące spojrzenie, wyniosłe czoło, spłaszczoną twarz, wyniszczone ciało, poskręcane nogi, zdeformowane ręce. I przypomniał sobie dawnego Kurtza, tego pełnego wdzięku, przystojnego mężczyznę, wysokiego i smukłego, zamkniętego w sobie. Jakie demony zdołały zmusić Kurtza, by poddał swe ciało i duszę kapłanom sprawującym misterium ponownych narodzin? Jak długo trwało przekształcanie i czy w czasie tego procesu odczuwał ból? Czy ma świadomość tego, w jakim jest teraz stanie? I co właściwie Kurtz powiedział nildorom? Jestem ten Kurtz, który igrał z waszymi duszami, a teraz oddaję wam swoją własną? Gundersen nigdy nie słyszał, by Kurtz mówił inaczej, jak tylko tonem sardonicznej obojętności. Jestem Kurtz, grzesznik, zróbcie ze mną co wam się podoba. Jestem Kurtz, ten który upadł. Jestem Kurtz, potępiony. Gundersen wyobrażał sobie, że Kurtz leży w jakiejś mglistej dolinie na północy, kości ma rozmiękczone wskutek działania eliksiru sulidorów, mięśnie mu zanikają, staje się różową, galaretowatą masą, która ma przybrać nową formę, ma zostać oczyszczona z szatańskich skłonności.
Читать дальше