Jednakże… w jaki sposób można zapanować nad czyimś umysłem tak, by nic na to nie wskazywało? W taki sposób, że nie trzeba usuwać poprzedniego nastawienia emocjonalnego. Innymi słowy, wtedy, kiedy ten ktoś jest noworodkiem, z absolutnie nie zapisanym mózgiem. Takim właśnie noworodkiem była tu, na Trantorze, piętnaście lat temu Arkadia Darell. Wtedy właśnie stworzono pierwszą linijkę planu. Nigdy się nie dowie, że była manipulowana, a zresztą wyszło jej to osobiście na dobre, gdyż jednym ze skutków tej manipulacji była stymulacja rozwoju jej intelektu i całej osobowości.
Pierwszy Mówca zaśmiał się.
— W pewnym sensie najbardziej zaskakująca jest ironia naszych dziejów. Od czterystu lat wprowadzają ludzi w błąd słowa Seldona — „drugi koniec Galaktyki”. Traktują je zgodnie ze swoimi ukształtowanymi przez nauki fizyczne pojęciami, próbując odnaleźć ten drugi koniec za pomocą kątomierzy, suwaków i tym podobnych przyrządów i w końcu albo znajdują jakiś punkt na peryferiach, o sto osiemdziesiąt stopni od skraju Galaktyki, albo wracają do punktu wyjścia.
Największe niebezpieczeństwo dla nas stwarzał jednak fakt, że można było rozwiązać ten problem analizując go zgodnie z ukształtowanymi przez nauki fizyczne schematami myślowymi. Jak wiesz, Galaktyka nie jest po prostu spłaszczonym ciałem o jajowatym kształcie, a jej skraj nie jest zamkniętą linią krzywą. W rzeczywistości, jest ona podwójną spiralą, a przynajmniej osiemdziesiąt procent światów leżących na jej głównym ramieniu jest zamieszkałych. Terminus leży na skrajnym zewnętrznym końcu tego ramienia, a my żyjemy na przeciwnym końcu, bo co jest przeciwnym końcem spirali? Oczywiście jej środek! Ale to jest bez znaczenia. To zwykły przypadek. Rozwiązanie nasunęłoby się od razu, gdyby szukający go pamiętali, że Hari Seldon nie zajmował się fizyką, lecz naukami społecznymi i gdyby w związku z tym odpowiednio zmodyfikowali swój sposób, myślenia. Co „przeciwne końce” mogły znaczyć dla naukowca, zajmującego się procesami społecznymi? Przeciwne końce jakiegoś obszaru na mapie? Oczywiście, że nie. To czysto mechaniczna interpretacja.
Pierwsza Fundacja leżała na peryferiach, gdzie Imperium było najsłabsze, gdzie najmniej widoczny był jego wpływ cywilizacyjny, gdzie niemal nie istniała kultura. A gdzie znajdował się przeciwny biegun społeczny, drugi koniec Galaktyki? Oczywiście tam, gdzie Imperium było najsilniejsze, gdzie jego wpływ cywilizacyjny był najbardziej widoczny, gdzie było jego centrum kulturalne.
A więc tu! Na Trantorze, stolicy Imperium za czasów Seldona.
Rozwiązanie narzucało się nieuchronnie. Hari Seldon zostawił po sobie Drugą Fundację, aby prowadziła dalej jego dzieło. Wiedziano o tym lub domyślano się tego już od pół wieku. A jakie miejsce najlepiej się do tego nadawało? Trantor, gdzie pracował zespół Seldona i gdzie znajdowały się zbiory danych, gromadzonych przez dziesiątki lat. Zadaniem Drugiej Fundacji było chronić Plan przed wrogami. O tym również wiedziano! A gdzie znajdowało się źródło największego niebezpieczeństwa dla Terminusa i dla Planu?
Tutaj! Na Trantorze, gdzie wciąż istniało Imperium, które — mimo iż się kruszyło i rozsypywało — jeszcze przez trzysta lat było w stanie zniszczyć Fundację, gdyby tego chciało.
A potem, kiedy Trantor został pokonany, doszczętnie splądrowany i zniszczony, my byliśmy naturalnie w stanie osłonić naszą bazę, a jedynym miejscem na całej planecie, które pozostało nietknięte, był uniwersytet. To był również fakt znany całej Galaktyce, ale i ten oczywisty znak pozostał niezauważony.
To przecież tu, na Trantorze, odkrył nas Ebling Mis i tu też postaraliśmy się zaraz o to, żeby nie przeżył swego odkrycia. W tym celu trzeba było zaaranżować sytuację, w której normalna dziewczyna z Fundacji pobiłaby obdarzonego niezwykłymi zdolnościami Muła. Oczywiście to wydarzenie mogłoby skierować podejrzenia na planetę, na której miało miejsce… To tu właśnie urodziła się Arkadia Darell i został zapoczątkowany ciąg wydarzeń, który doprowadził do powrotu do Planu Seldona.
I te wszystkie wyrwy w otaczającym nas murze tajemnicy, te ziejące dziury, pozostały niezauważone tylko dlatego, że Seldon, mówiąc o „drugim końcu”, rozumiał to wyrażenie w sposób, który nie przyszedł im do głowy.
Uczeń już dawno poszedł. Pierwszy Mówca stał w oknie, patrząc na niewiarygodnie gęsty rój gwiazd lśniących na firmamencie, na wielką, odtąd już na zawsze bezpieczną Galaktykę i mówił sam do siebie:
— Hari Seldon nazwał Trantor „Kresem Gwiazdy” — szepnął. — A dlaczegóż nie miałoby w tym być trochę poezji? Niegdyś z tej skały kierowano całym wszechświatem, skupiały się tu nici prowadzące do wszystkich gwiazd. „Wszystkie drogi prowadzą na Trantor — powiada stare przysłowie — i to jest kres wszystkich gwiazd”.
Przed dziesięcioma miesiącami Pierwszy Mówca spoglądał na ten sam, gęsty — nigdzie indziej nie tak gęsty, jak tu, w samym środku potężnego skupiska materii, które człowiek nazwał Galaktyką — rój gwiazd, owładnięty złymi przeczuciami, ale teraz na okrągłej, rumianej twarzy Preema Palvera — Pierwszego Mówcy — malowało się ponure zadowolenie.