Opuszczał Terminus w złym humorze. Nikt nie pojawił się na kosmodromie, aby go pożegnać. Byłoby dziwne, gdyby ktoś przyszedł, gdyż w przeszłości nigdy się to nie zdarzało. Wiedział bardzo dobrze, jak ważne było, by ta wyprawa niczym nie różniła się od poprzednich, ale mimo to czuł nieokreślony żal i złość. Oto on, Homir Munn ryzykuje własną szyją, wyruszając na tak niebezpieczną ekspedycję i jest zupełnie sam.
Tak przynajmniej mu się wydawało.
I właśnie dlatego, że mu się tylko tak wydawało, następnego dnia na „Unimarze” i w podmiejskim domku doktora Darella powstało wielkie zamieszanie.
Najpierw ogarnęło ono dom doktora Darella, za sprawą pokojówki Poli, która już dawno zdążyła wrócić od siostry i która gwałtownie zbiegłszy ze schodów, wpadła na doktora i jąkając się z wrażenia, starała się bezskutecznie coś wytłumaczyć, aż w końcu wcisnęła mu do rąk kartkę papieru i prostokątne pudełko.
Doktor, aczkolwiek niechętnie, wziął obie rzeczy i spytał:
— Co się stało, Poli?
— Zniknęła.
— Kto zniknął?
— Arkadia!
— Co to znaczy „zniknęła”? Gdzie zniknęła? O czym ty mówisz?
Poli przestąpiła z nogi na nogę.
— Nie wiem. Zniknęła, a razem z nią zniknęła walizka i trochę ubrania, i został ten list. Niech pan go przeczyta, zamiast tak stać. Och, wy mężczyźni!
Doktor Darell wzruszył ramionami i otworzył kopertę. List nie był długi, i cały, z wyjątkiem kanciastego podpisu „Arkady”, napisany był wykwintnym i ozdobnym pismem „ręcznym” zapisywarki Arkadii.
„Drogi Tato:
Pożegnanie z Tobą byłoby dla mnie po prostu zbyt bolesne. Mogłabym się rozpłakać jak mała dziewczynka i byłoby Ci za mnie wstyd. Dlatego, zamiast pożegnać się z Tobą osobiście, piszę ten list, żebyś wiedział, jak mi Ciebie brakuje, chociaż spędzam teraz cudowne wakacje z wujkiem Homirem. Będę na siebie uważała i niedługo wrócę. Na razie zostawiam Ci pewną rzecz, która jest moją własnością. Możesz z niej teraz korzystać.
Twoja kochająca córka
— Arkady. ”
Przeczytał list kilka razy. Za każdym razem miał coraz bardziej zakłopotaną minę. Spytał sztucznie obojętnym głosem.
— Czytałaś to, Poli?
Poli z miejsca przyjęła postawę obronną.
— Nie może pan mieć o to do mnie pretensji, doktorze. Na kopercie pisało „Poli”, więc skąd mogłam wiedzieć, że w środku jest list do pana? Nie mieszam się do nie swoich spraw i przez te wszystkie lata, kiedy byłam u pana…
Darell podniósł rękę, aby powstrzymać ten potok słów.
— Dobrze już, Poli. To nieważne. Chciałem się tylko upewnić, czy rozumiesz, o co chodzi.
Myślał gorączkowo, jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie było sensu mówić jej, żeby zapomniała o całej sprawie. Dla wroga „zapomnieć” było słowem bez żadnego znaczenia, a gdyby dotarło do niego, że prosił o to Poli, to skutek byłby zupełnie odwrotny od pożądanego, gdyż świadczyłoby to, że sprawa jest poważna. Powiedział więc:
— Widzisz, jaka to dziwaczka? Romantyczka! Zupełnie zbzikowała, kiedy się dowiedziała, że poleci w czasie wakacji na wycieczkę w przestrzeń.
— A dlaczego ja się dopiero teraz dowiaduję o tej wycieczce?
— Załatwiliśmy to, kiedy cię nie było, i zapomnieliśmy o tym powiedzieć. I to wszystko.
Niedawne zdenerwowanie Poli przerodziło się w jedno wielkie oburzenie.
— Wszystko, tak? Biedne dziecko poleciało zjedna walizką, bez odpowiedniego ubrania, i do tego jeszcze samotnie! Ile czasu tam będzie?
— Nie musisz się o nią martwić, Poli. Na statku będzie dla niej dość ubrania. Wszystko jest załatwione. Powiedz panu Anthorowi, żeby do mnie przyszedł, dobrze? Aha, i jeszcze jedno… to jest ten przedmiot, który Arkadia zostawiła dla mnie? — obrócił pudełko w dłoni.
Poli wzruszyła ramionami.
— Zupełnie nie wiem. Na tym leżał list i to wszystko, co mogę powiedzieć. Zapomnieli mi powiedzieć, coś takiego! Gdyby żyła jej matka…
Darell odprawił ją ruchem ręki.
— Proszę, zawołaj tu pana Anthora.
Punkt widzenia Anthora na tę sprawę różnił się zasadniczo od punktu widzenia ojca Arkadii. Najpierw zaciskał pięści i rwał sobie włosy z głowy, a potem zrobił się zgryźliwy.
— Na Wielką Przestrzeń, na co pan czeka? Na co my obaj czekamy? Niech pan szybko łapie wideofon, wykręci kosmodrom i poprosi, żeby połączyli się z „Unimarą”.
— Spokojnie, Pelleas, to moja córka.
— Ale nie pańska Galaktyka.
— Zaraz, chwileczkę… To niegłupia dziewczyna i starannie wszystko obmyśliła. Zamiast się gorączkować, spróbujmy odtworzyć jej tok rozumowania. Wie pan, co to za przedmiot?
— Nie. Co to ma do rzeczy?
— Dużo. To detektor dźwięków. To?
— Tak. Domowej roboty, ale sprawny. Sam sprawdzałem. Rozumie pan teraz? W ten sposób daje nam do zrozumienia, że uczestniczyła w naszym zebraniu. Wie dokąd i po co leci Homir Munn. Doszła do wniosku, że taka wyprawa może być bardzo interesująca.
— Och, na Wielką Przestrzeń — jęknął Anthor. — Jeszcze jeden mózg dla Drugiej Fundacji do wzięcia.
— Tylko że nie ma żadnego powodu, żeby Druga Fundacja podejrzewała a priori, że czternastoletnia dziewczynka może być dla niej niebezpieczna… chyba, że zrobimy coś, co zwróci na nią uwagę, na przykład zawrócimy statek z przestrzeni tylko po to, żeby ją stamtąd zabrać. Chyba pan nie zapomniał, z kim mamy do czynienia? I że niewiele trzeba, żeby nas odkryli? I że wtedy będziemy zupełnie bezradni?
— Ale nie możemy pozwolić, żeby wszystko zależało od nienormalnego dziecka.
— Ona nie jest nienormalna, a poza tym nie mamy wyboru. Nie musiała pisać tego listu, ale napisała — żebyśmy nie zgłosili na policję, że zaginęła. Sugeruje nam w swoim liście, żebyśmy potraktowali jej wyjazd jako wycieczkę ze starym przyjacielem ojca. Dlaczego nie? Munnjest moim przyjacielem od dwudziestu lat. Znają od czasu, kiedy wróciliśmy z Trantora. Miała wtedy trzy lata. Mówi do niego „wujku”. To zupełnie naturalne, że zaproponował jej taką wycieczkę. Prawdę mówiąc, powinno to nawet oddalić podejrzenia, że jego wyprawa ma jakiś ukryty cel. Szpieg nie zabiera ze sobą czternastoletniej bratanicy.
— No dobrze. A co powie Munn, kiedy ją znajdzie?
Doktor Darell uniósł brwi do góry.
— Nie wiem… ale przypuszczam, że ona da sobie z nim radę.
Jednak wieczorem doktor Darell stwierdził, że w domu jest jakoś dziwnie pusto i doszedł do wniosku, że los Galaktyki jest mu zupełnie obojętny w chwili, kiedy życie jego szalonej córki znalazło się w niebezpieczeństwie.
Zdenerwowanie na „Unimarze” było znacznie większe, mimo iż stało się udziałem mniejszej liczby osób.
Siedząc w przedziale bagażowym, Arkadia najpierw stwierdziła, że pomaga jej doświadczenie, a potem, że przeszkadza jej jego brak.
I tak, zniosła ze stoickim spokojem nagłe przyśpieszenie podczas startu statku, i nieokreślone, ale niezbyt przyjemne uczucie, które towarzyszyło pierwszemu skokowi przed nadprzestrzeń. Były to zjawiska znane od dawna i była na nie przygotowana. Wiedziała też, że pomieszczenia bagażowo-towarowe na każdym statku są objęte systemem wentylacyjnym i że mają nawet normalne oświetlenie. Odrzuciła jednak zdecydowanie myśli o włączeniu światła, gdyż byłoby to już nazbyt nieromantyczne. Siedziała więc w ciemności, jak przystało na konspiratora, starała się oddychać jak najciszej i wsłuchiwała się w różnorodne dźwięki dochodzące z kabiny Homira Munna.
Читать дальше