Zgrzyt, który usłyszeli, sugerował brak wyczucia odległości u pilota. Do rampy zaczęły zbliżać się trzy postacie, które pozostawały nierozpoznawalne, dopóki nie znalazły się przy włazie.
— O, Bogowie Przestworzy! — do uszu oczekujących dotarł głos Ripa, który zatrzymał się i poklepał burtę statku. — Dobrze znów widzieć naszą starą damę! O, Wszechświecie, jak dobrze!
— Jak wam się udało przedostać przez to paskudztwo? — zainteresował się Dan.
— Musieliśmy — udzielił mu prostej odpowiedzi asystent astronawigatora. — Tam, w górach, nie było nigdzie miejsca, żeby wylądować. Klify wznoszą się zupełnie pionowo nad ziemią. Tak nam się przynajmniej wydaje. Weszliśmy na falę prowadzącą, ale przez moment… Słuchajcie, co powoduje te zakłócenia? Dwa razy uciekł nam przez to promień, nie mogliśmy tego szumu wyciszyć…
Steen Wilcox i Tau szli powoli za Ripem. Medyk, wyczerpany i obciążony awaryjnym zestawem, powłóczył nogami. Wilcox mruknął coś niewyraźnie na powitanie i przecisnął się przez witającą ich grupkę do sterowni. Rip zatrzymał się na moment i zapytał:
— Co z Alim?
Dan opowiedział wszystko, czego dowiedzieli się przeszukując dolinę.
— Ale jak to możliwe? — padło następne, pełne zdziwienia, pytanie.
— Nie mamy pojęcia. Chyba że unieśli się od razu w górę. Ale nie było tam dość miejsca dla szperacza. I pomyśl tylko o tych śladach pełzacza, które wiodą prosto w ścianę klifu. Rip, jest coś niesamowitego w tej Otchłani…
— Jaka jest odległość między ruinami a doliną? — głos asystenta astronawigatora nie był już tak serdeczny, ale spokojny i nieco szorstki.
— Byliśmy bliżej ruin niż Królowej. Ale w drodze powrotnej zaskoczyła nas mgła i nie dostrzegliśmy ich, o ile w ogóle nad nimi przelatywaliśmy.
— I nie słyszeliście już Aliego po tym jednym przerwanym sygnale?
— Tang próbował. A w terenie byliśmy cały czas na nasłuchu.
— Mogli to z niego od razu zerwać — stwierdził Rip. — To byłby rozsądny ruch z ich strony. Inaczej wiedzielibyśmy, jak do nich dotrzeć.
— A czy moglibyśmy uzyskać współrzędne interkomu, nawet jeśli nikt go teraz nie używa? — Dan widział w tym rozwiązaniu jakąś niewielką szansę. — Oczywiście, o ile nadal ma zasilanie…
— Nie wiem. Ale zasięg jest ograniczony. Możemy zapytać Tanga. — Rip był już na trapie, gdy to mówił i wspinał się do kajuty, w której dyżurował oficer łączności.
Dan spojrzał na zegarek i sprawnie obliczał czas na Otchłani, mnożąc i podnosząc do kwadratu czas obowiązujący w ich bazie. Była noc. Przypuśćmy, że Tang zdoła określić współrzędne interkomu Aliego — i tak nie zdołają dotrzeć do niego w tych warunkach.
Oficer łączności nie był sam. Zebrali się przy nim wszyscy ze starszyzny. Tang znów trzymał słuchawki z dala od uszu, żeby inni mogli usłyszeć ten nieprzyjemny dla ucha dźwięk, który dochodził do nich z okrytego mgłą świata.
— To jest właśnie to! — mówił Wilcox, gdy weszli Rip i Dan — Zupełnie odcięło falę wiodącą. Nawet udało mi się ustalić współrzędne. Ale w tych warunkach atmosferycznych, w tej zawiesinie zasłaniającej wszystko, nie są one na pewno zbyt dokładne. Ten dźwięk pochodzi z gór…
— Czy to nie są zakłócenia atmosferyczne? — zwrócił się Kapitan do Tanga.
— Zdecydowanie nie! Nie sądzę, żeby to był sygnał… chociaż może to promień wiodący… Ale brzmi to raczej jak jakieś wielkie urządzenie.
— Jakie urządzenie mogłoby emitować tak niesamowite dźwięki? — zastanawiał się głośno Rip.
Tang odłożył słuchawki na pulpit zatrzaskowy tuż przy łokciu.
— Coś niewątpliwie dużych rozmiarów — może nawet wielkości komputera HG na Ziemi.
Wszyscy zamilkli, wstrząśnięci. Instalacja o mocy porównywalnej z HG na spustoszonej planecie była rzeczą więcej niż niezwykłą. Potrzebowali czasu, żeby z tą możliwością się oswoić. Dan zauważył jednak, że nikt nie kwestionował teorii Tanga.
— Ale co to tutaj robi? — w głosie Van Rycka słychać było autentyczne zdumienie. — Do czego to może tutaj służyć?
— Dobrze byłoby wiedzieć — odparł Tang — kto to obsługuje. Pamiętajmy, że Kamil został porwany. Oni pewnie dużo wiedzą o nas, a my ciągle poruszamy się po omacku.
— Kłusownicy — zasugerował Jellico niepewnie, jakby sam w to nie bardzo wierzył.
— I są w posiadaniu czegoś tak ogromnego jak komputer HG? Możliwe… — Van Ryck najwyraźniej nie był przekonany. — Tak czy inaczej, nie możemy iść na zwiad, póki mgła nie opadnie.
Pomost został wciągnięty i na statku ponownie zapanował porządek. Dan zastanawiał się, jak wielu jego kolegów mogło spokojnie zasnąć. On sam nie sądził, że mu się to uda, ale przeżycia ostatnich dwudziestu czterech godzin wyczerpały go niezmiernie. Śnił o Alim, o tym, że szukał go w krętych dolinach i wśród wysokich wież komputera HG.
Jego zegarek wskazywał dziewiątą, gdy rankiem następnego dnia podszedł do włazu. Równie dobrze mogła to być głęboka noc, jedynie szarość oparów była o trzy lub cztery stopnie jaśniejsza. Dla Dana mgła była jednak tak samo gęsta jak wtedy, gdy wrócili do bazy.
Rip stał na środku rampy i wycierał dłoń wilgotną od skondensowanej, tłustej zawiesiny, która osiadła na linie. Właśnie wrócił z przechadzki na dole i widać było, że jest zmartwiony. Dan ostrożnie zbliżał się do niego — pomost był również pokryty dziwną mazią.
— Chyba ani trochę się nie przejaśnia — odezwał się niepewnie.
— Tang sądzi, że ma namiar odbiornika Aliego! — wyrzucił z siebie gwałtownie Shannon. Chwycił w dłonie linę prowadzącą z pomostu na dół i spojrzał na zachód gniewnie, jak gdyby chciał rozproszyć wzrokiem kłęby mgły zasłaniające mu horyzont.
— Skąd, z północy?
— Nie, z zachodu.
A wiec stamtąd, gdzie były ruiny, gdzie Rich rozbił swój obóz! Mieli zatem rację — istnieje związek między nim a tajemnicą Otchłani.
— Nad ranem zakłócenia nagle ustały — kontynuował Rip. — Warunki odbioru polepszyły się na jakieś dziesięć minut. Tang nie dałby za to głowy, ale sądzi, że złapał dźwięk pracującego interkomu.
— Te ruiny są dość daleko — rzucił Dan. Był jednak zupełnie pewien, że jeżeli oficer łączności w ogóle o tym wspomniał, to musiał być w dziewięćdziesięciu procentach przekonany o swojej racji. Tang nie miał zwyczaju zgadywać.
— Co możemy zrobić? — odezwał się znów asystent Szefa Ładowni.
Rip okręcił linę wokół rąk.
— Co możemy zrobić? — powtórzył bezradnie. — Nie możemy tak po prostu stąd wyjść i liczyć na to, że natkniemy się na ruiny. Gdyby mieli włączony nadajnik, to co innego…
— No właśnie, a co z nadajnikiem? Czy nie powinni utrzymywać z nami cały czas kontaktu? Czy nasz szperacz nie mógłby do nich trafić według ich promienia? — zapytał Dan.
— Mógłby — gdyby był jakiś promień — odparł Rip. — Zniknęli z eteru, kiedy nadeszła mgła. Tang wzywał ich przez całą noc co dziesięć minut. Włączył nawet częstotliwość awaryjną, żeby mogli w każdej chwili odpowiedzieć. Tylko, że oni milczą!
Bez promienia wiodącego żaden pojazd latający nie przebije się przez ten mrok, nie mówiąc już o bezpiecznym lądowaniu w ruinach. Ale stamtąd właśnie, i to wcale nie tak dawno, odezwał się interkom, być może z hauby Aliego.
— Byłem tam na dole — Rip wskazał ziemię, na której wylądowali, a której nie mogli teraz dostrzec nawet z pomostu. — Gdybym nie przymocował liny, zgubiłbym się po paru krokach.
Читать дальше