Rosewaterowi bardzo przypadło do gustu twierdzenie Kilgore’a Trouta, że wampiry, wilkołaki, chochliki, anioły i tak dalej istnieją naprawdę, ale w czwartym wymiarze. Podobnie, twierdził Trout, jak ulubiony poeta Rosewatera William Blake. Podobnie jak niebo i piekło.
* * *
— Jest zaręczony z bardzo bogatą panną — powiedziała matka Billy’ego.
— To dobrze — odpowiedział Rosewater. — Pieniądze mogą być czasem wielką pociechą.
— Tak, to prawda.
— Tak, tak…
— To wcale nie takie zabawne, kiedy trzeba się liczyć z każdym groszem.
— Tak, człowiek powinien mieć trochę swobody.
— Jej ojciec jest właścicielem szkoły optycznej, w której Billy studiował. Posiada również sześć sklepów na terenie naszego stanu. Ma też własny samolot i willę nad jeziorem George.
— To bardzo piękne jezioro.
* * *
Billy zasnął z głową pod kołdrą. Kiedy się obudził, leżał przywiązany do łóżka w obozowej izbie chorych. Otworzył jedno oko i zobaczył biednego starego Edgara Derby’ego czytającego przy blasku świecy Szkarłatne godło odwagi .
Billy zamknął oko i przypomniał sobie scenę z przyszłości: biednego starego Edgara Derby’ego przed plutonem egzekucyjnym w ruinach Drezna. Pluton składał się zaledwie z czterech ludzi. Billy słyszał, że jeden z żołnierzy w plutonie egzekucyjnym dostaje zwyczajowo karabin załadowany ślepym nabojem, i pomyślał sobie, że w tak małym plutonie egzekucyjnym i po tylu latach wojny na pewno nikomu nie dano ślepego naboju.
* * *
Najstarszy stopniem Anglik przyszedł sprawdzić, co słychać z Billym. Był to pułkownik piechoty wzięty do niewoli pod Dunkierką. To on dał Billy’emu morfinę. W obozie nie było żadnego lekarza, leczenie spadło więc na jego barki.
— Jak tam nasz pacjent? — spytał Derby’ego.
— Nieobecny duchem.
— Ale nie umarł jeszcze?
— Nie.
— Jakie to przyjemne: nic nie czuć, a mimo to cieszyć się wszelkimi przywilejami żywego człowieka. Derby dopiero teraz stanął ponuro na baczność.
— Nie, nie, proszę siedzieć. W sytuacji, kiedy na jednego oficera przypada tylko dwóch szeregowych i wszyscy oni są chorzy, myślę, że możemy obyć się bez tych zwyczajowych ceremonii.
Derby stał nadal.
— Wyglądacie na starszego niż reszta — zauważył pułkownik.
Derby wyjaśnił, że ma czterdzieści pięć lat, był więc o dwa lata starszy od pułkownika. Pułkownik powiedział, że wszyscy pozostali Amerykanie już się ogolili, że tylko Billy i Derby mają jeszcze brody.
— Wiecie — powiedział jeszcze pułkownik — my tutaj musieliśmy wyobrażać sobie wojnę i wydawało nam się zawsze, że udział w niej biorą dojrzali mężczyźni, tacy jak my. Zapomnieliśmy, że wojny toczą dzieci. Kiedy ujrzałem te świeżo ogolone twarze, przeżyłem szok. „Mój Boże! — pomyślałem sobie — przecież to istna krucjata dzieci.”
Pułkownik spytał Derby’ego, jak trafił do niewoli, i Derby opowiedział o tym, jak znalazł się wraz z setką przestraszonych żołnierzy w małym zagajniku. Bitwa toczyła się od pięciu dni. Żołnierze zostali zapędzeni do lasku przez czołgi.
Derby opisał nieprawdopodobną sztuczną pogodę, jaką Ziemianie potrafią czasem zgotować dla innych Ziemian, kiedy nie chcą, żeby ci inni Ziemianie mieszkali dłużej na Ziemi. Pociski wybuchały w koronach drzew z przeraźliwym hukiem, zasypując ich deszczem noży, igieł i żyletek. Poniżej przeszywały lasek małe grudki ołowiu w stalowych koszulkach, pędząc z szybkością znacznie przewyższającą prędkość dźwięku.
Było wielu rannych i zabitych. Zdarza się.
Potem ostrzał ustał i ukryty Niemiec z megafonem powiedział Amerykanom, żeby złożyli broń i wyszli z lasku z rękami na karku, gdyż w przeciwnym razie wznowią ostrzał i nie przerwą go, dopóki w lasku pozostanie choć jedna żywa dusza.
Amerykanie złożyli więc broń i wyszli z lasku z rękami na karku, gdyż chcieli jeszcze pożyć, jeśli to tylko możliwe.
* * *
Billy przeniósł się w czasie z powrotem do szpitala dla weteranów wojennych. Miał głowę pod kołdrą. Na zewnątrz panowała cisza.
— Czy moja matka poszła? — spytał Billy.
— Tak.
Billy zerknął spod kołdry. Na krześle dla odwiedzających siedziała teraz jego narzeczona. Nazywała się Walencja Merble. Była córką właściciela Szkoły Optyki w Ilium. Była bogata. I była zwalista jak stodoła, gdyż nie mogła przestać jeść. Teraz też jadła batonik pod nazwą „Trzej Muszkieterowie”. Miała trójogniskowe okulary w wymyślnej oprawce wysadzanej sztucznymi diamentami. Ich błyskom odpowiadał echem błysk prawdziwego brylantu w zaręczynowym pierścionku. Brylant ten został ubezpieczony na sumę tysiąca ośmiuset dolarów. Billy znalazł go w Niemczech. Był to jego łup wojenny.
Billy wcale nie chciał żenić się z brzydką Walencją. Była jednym z objawów jego choroby. Wiedział, że traci zmysły, kiedy usłyszał, jak się jej oświadcza i błaga, aby przyjęła pierścionek z brylantem i została jego towarzyszką do końca życia.
* * *
— Jak się masz? — pozdrowił ją Billy, a zapytany, czy chce cukierka, odpowiedział: — Nie, dziękuję.
Potem spytała go, jak się czuje, na co powiedział:
— Dziękuję, znacznie lepiej.
Zapewniała, że w Szkole Optyki wszyscy martwią się o niego i mają nadzieję, że wkrótce wyzdrowieje, na co Billy odrzekł:
— Jak ich zobaczysz, pozdrów ich ode mnie.
Obiecała, że pozdrowi.
* * *
Potem spytała, czy chciałby, żeby mu coś przynieść do szpitala.
— Nie — powiedział. — Mam wszystko, czego mi potrzeba.
— Może jakieś książki? — spytała Walencja.
— Leżę obok jednej z największych prywatnych bibliotek świata — odpowiedział Billy, mając na myśli zbiory fantastyki naukowej Eliota Rosewatera.
Rosewater leżał w sąsiednim łóżku z książką i Billy wciągnął go do rozmowy, pytając, co teraz czyta.
Rosewater odpowiedział, że jest to Ewangelia z Kosmosu Kilgore’a Trouta. Była to historia przybysza z Kosmosu, nawiasem mówiąc bardzo podobnego z wyglądu do Tralfamadorczyków. Przybysz prowadził poważne badania chcąc w miarę możności wyjaśnić, dlaczego chrześcijanie wykazują taką skłonność do okrucieństwa. Doszedł do wniosku, że przynajmniej częściowo wynika to z niedbałej konstrukcji fabularnej Nowego Testamentu. Przybysz zakładał, że zamiarem Ewangelii było między innymi nauczenie ludzi miłosierdzia, nawet dla najnędzniejszych z nędznych.
Tymczasem wymowa Ewangelii była taka:
Zanim kogoś zabijecie, upewnijcie się, czy nie ma on zbyt mocnych pleców. Zdarza, się.
* * *
Brakiem wszystkich opowieści o Chrystusie, twierdził ów przybysz z Kosmosu, jest to, że Chrystus, który nie prezentował się zbyt okazale, był w rzeczywistości Synem Najpotężniejszej Istoty Wszechświata. Czytelnicy wiedzieli o tym od początku, toteż kiedy dochodzili do sceny ukrzyżowania, myśleli sobie to, co Rosewater odczytał na głos:
O rany, też wybrali sobie faceta do linczowania!
Za tą myślą jak cień szła inna: są inni faceci, których można linczować. Jacy? Tacy, którzy nie mają pleców. Zdarza się.
* * *
Przybysz z Kosmosu podarował Ziemianom nową Ewangelię. Jezus był w niej naprawdę nikim i stał ością w gardle wielu facetom, którzy mieli znacznie lepsze plecy niż on. Mimo to nadal głosił wszystkie te cudowne i zagadkowe rzeczy, które znamy z innych Ewangelii.
Читать дальше