Brian Aldiss - Wiosna Helikonii
Здесь есть возможность читать онлайн «Brian Aldiss - Wiosna Helikonii» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1989, ISBN: 1989, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wiosna Helikonii
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1989
- Город:Warszawa
- ISBN:83-207-1204-1
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wiosna Helikonii: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wiosna Helikonii»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wiosna Helikonii — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wiosna Helikonii», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Codziennie po skończonej służbie odprawiano nabożeństwo w Wysokim Rogu. Obecność była obowiązkowa dla kapłanów, dobrowolna dla milicji. Wysoki Róg miał wspaniałą akustykę: chór i muzykanci wypełniali mrok wzbierającymi falami muzyki. Juli ćwiczył ostatnio na instrumencie muzycznym. Grał coraz bieglej na hornie brązowym instrumencie nie większym od dłoni, którym początkowo pogardzał, widząc innych muzykantów wygrywających na ogromnych pitach, krutach, barambanach i dwukołach. Ale maleńki horn potrafił przemienić jego tchnienie w ton, który wzlatywał wysoko jak marzysko, szybował hen pod mgliste sklepienie Wysokiego Rogu. ponad całą harmonię melodii. A z nim na skrzydłach tradycyjnych kantat: …Ujarzmiony”, „W jego Cieniu” i ulubionej, bogato kontrapunktowanej „Oldorando” szybował także duch Juliego.
Pewnego wieczoru, po nabożeństwie, Juli opuścił Wysoki Róg w towarzystwie znajomego kapłana spowiednika imieniem Berwin i wspólnie poszli na przechadzkę katakumbami dróg Ziemi Świętej, aby zapoznać palce z nowymi ornamentami, nad którymi wciąż jeszcze pracowało trzech braci Kilandarów. Przypadkowo spotkali ojca Sifansa, również na przechadzce, z nerwowo szeptaną litanią na wargach. Przywitali się serdecznie. Berwin uprzejmie przeprosił i odszedł, nie chcąc przeszkadzać Juliemu i ojcu Sifansowi we wspólnym spacerze i rozmowie.
— Moja codzienna robota nie raduje mojej duszy, ojcze. Uradowało ją nabożeństwo.
Jak to było w jego zwyczaju, Sifans nie odpowiedzią,! wprost.
— Przychodzą wspaniałe raporty o twojej robocie, braciszku Juli. Będziesz musiał rozejrzeć się za dalszym awansem. A wtedy pomogę ci.
— Łaskawy jesteś, ojcze. Pamiętam, co mi mówiłeś — ściszył głos — o arcystróżach. Organizacja, do której można wstąpić na ochotnika, tak powiedziałeś?
— Nie, powiedziałem, że można zostać wybranym do arcystróżów.
— Jak mógłbym zgłosić swoją kandydaturę?
— Akha wesprze cię, gdy będzie trzeba. — Sifans parsknął śmiechem. — Skoro należysz już do nas, zastanawiam się… czy dotarły do ciebie pogłoski o zakonie wyższym jeszcze od arcystróżów?
— Nie, ojcze. Wiesz, że nie daję ucha pogłoskom.
— Ha, powinieneś. Pogłoski są wzrokiem ślepca. Ale skoroś taki honorowy, to nic nie powiem o poborcach.
— Poborcach? Co to za jedni?
— Nie, nie dręcz się, nie powiem ani słówka. Po co masz sobie zawracać głowę tajnymi stowarzyszeniami czy bajkami o ukrytych jeziorach wolnych od lodu? Takie rzeczy mogą być w końcu wyssane z palca. Bajdy, jak o wiju Wutry.
Juli zaśmiał się.
— No dobrze, ojcze, już umieram z ciekawości. Możesz mi teraz wszystko opowiedzieć…
Sifans cmoknął wąskimi wargami. Zwolnił kroku i skręcił w boczną niszę.
— Skoro mnie zmuszasz. Oj, nieładnie to, nieładnie… Pewnie pamiętasz, jak mieszka pospólstwo w Vakku, izby na kupie, jedna na drugiej, bez ładu. Przypuśćmy, że to pasmo gór, w którym żyje Pannowal, przypomina Vakk albo, jeszcze lepiej, przypomina ciało, a w nim rozmaite, połączone ze sobą części, jak śledziona, płuca, różne narządy, serce. Przypuśćmy, że istnieją jaskinie równie wielkie jak nasze, nad i pod nami. To niemożliwe, prawda?
— Nie.
— Powiadam, że to jest możliwe. Przyjmijmy taką hipotezę. Powiedzmy, że gdzieś za Oborą istnieje wodospad, spływający z groty ponad nami. I ten wodospad spada poniżej naszego poziomu, gdzieś pod spód. Woda bieży, jak chce. Powiedzmy, że spada do jeziora, którego toń jest czysta i zbyt ciepła, żeby powstał na niej lód… Wyobraźmy sobie, że w owym kuszącym i bezpiecznym zakątku żyją najbardziej uprzywilejowani, najpotężniejsi poborcy. Pobierają oni wszystko, co najlepsze z wiedzy i władzy, i strzegą tego skarbu dla nas po dzień zwycięstwa Akhy.
— I strzegą przed nami…
— Co takiego? Pfuj, umknęło mi, co powiedziałeś, braciszku. Cóż, opowiadam ci tylko… ot, taką sobie historyjkę.
— A do poborców też trzeba zostać wybranym? Ojciec Sifans cichutko cmoknął językiem.
— Któż mógłby dostąpić takiego przywileju, zakładając, że — to wszystko istnieje? Nie, mój chłopcze, w tym trzeba się urodzić — potężne rody, piękne, ogniste kobiety i pewne sekretne przejścia w obie strony, nawet poza domenę Akhy… Nie, trzeba by… toć trzeba by rewolucji, żeby zbliżyć się do takiego hipotetycznego miejsca.
Zadarł nos i zachichotał.
— Ojcze, droczysz się z biednym, głupim kapłanem niższego niż ty stopnia.
Stary kapłan przekrzywił głowę, jakby ferował wyrok.
— Biedny, owszem, jesteś, mój młody przyjacielu, i biednym najprawdopodobniej pozostaniesz. Głupi nie jesteś — i właśnie dlatego będziesz zawsze kapłanem ze skazą, jak długo kapłanem pozostaniesz. Dlatego też cię kocham.
Pożegnali się.
Słowa Sifansa nie dawały Juliemu spokoju. Tak, jest kapłanem ze skazą, jak orzekł starzec. Miłośnikiem muzyki, niczym więcej. Obmył twarz, ale lodowata woda nie ostudziła palących myśli. Wszystkie te hierarchie kapłańskie — o ile istniały — wiodły jedynie do władzy. Nie do Akhy. Wiara nigdy dokładnie nie wyjaśniała, w jaki sposób modły mogą wzruszyć kamienny posąg, brakło jej werbalnej precyzji muzyki; słowa wiary prowadziły jedynie w mglisty mrok zwany pobożnością. Świadomość tego była równie szorstka jak ręcznik, którym wytarł sobie policzki.
Leżąc bezsennie w dormitorium zrozumiał, że stary Sifans został odarty ze swego życia, wyjałowiony z prawdziwej miłości i że pozostało mu tylko droczenie się z widmami własnych uczuć. W gruncie rzeczy starca nie obchodziło — pewnie już dawno przestało obchodzić — czy wychowankowie wierzą, czy nie. Aluzjami i zagadkami wyrażał tkwiące w nim głęboko niezadowolenie z własnego życia. Z nagłym lękiem Juli powiedział sobie w duchu, że lepiej umrzeć człowiekiem na pustkowiach, niż zamknąć się w sobie i ciemnych schronach Pannowalu. Nawet jeśli oznaczałoby to rozstanie z hornem i tonami „Oldorando”. Ze strachu aż usiadł, odrzuciwszy koc. Mroczne przeciągi, ci niestrudzeni lokatorzy dormitorium, owiały mu głowę. Zadrżał. W jakimś porywie równym uniesieniu, którego doznał wkraczając niegdyś do Stodoły, wyszeptał:
— Ja nie wierzę, w nic nie wierzę.
We władzę nad innymi, w to wierzył. Codziennie widział ją w działaniu. Ale była rzeczą czysto ludzką. Być może w inną niż ludzka przemoc tak naprawdę przestał wierzyć podczas ceremonii w Stanowej, kiedy ludzie pozwolili nienawistnemu fagorowi wygryźć słowa młodego Naaba razem z gardłem. Być może słowa Naaba jeszcze zatriumfują i kapłani zmienią się tak, że ich życie nabierze sensu. Słowa, kapłani — oto co jest rzeczywiste. To Akha jest nicością. W niesionej powiewem ciemności wyszeptał:
— Akho, jesteś niczym!
Nie padł martwy, a powiew nadal igrał mu we włosach. Wyskoczył z łóżka i pobiegł przed siebie. Pod jego palcami odwijała się na ścianach wstęga ornamentu, on zaś pędził nie przystając, aż opadł z sił, aż zapiekły go obtarte palce. Zawrócił zziajany. Rozkazywać pragnął, nie słuchać. Burza w jego głowie ucichła. Naciągnął na siebie koc. Jutro przystąpi do działania. Przysypiając drgnął jeszcze. Znów stał na mroźnym stoku. Opuszczony przez ojca, którego porwały fagory, z pogardą cisnął ojcowski oszczep w krzaki. Wszystko ożyło w jego pamięci: tamten ruch ramienia, świst oszczepu przeszywającego splątane badyle, jak nóż ostre powietrze w płucach. Dlaczego nagle ożył w jego pamięci ów nieistotny szczegół? Ale ponieważ nie posiadał zdolności samoanalizy, pytanie pozostało bez odpowiedzi i Juli zapadł w sen.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wiosna Helikonii»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wiosna Helikonii» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wiosna Helikonii» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.