Brian Aldiss - Wiosna Helikonii
Здесь есть возможность читать онлайн «Brian Aldiss - Wiosna Helikonii» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1989, ISBN: 1989, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wiosna Helikonii
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1989
- Город:Warszawa
- ISBN:83-207-1204-1
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wiosna Helikonii: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wiosna Helikonii»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wiosna Helikonii — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wiosna Helikonii», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wprawdzie nie znano przyczyn gorączki, ale istniało wiele teorii. Nikt nie wątpił, że choroba jest zaraźliwa. Niektórzy posuwali się jeszcze dalej, uważając, że wystarczy widok trupa, by samemu pójść w jego ślady. Słuchacze ewangelii Akhy Naaba, która nagle trafiła na podatny grunt, wierzyli, że gorączkę łapie się od spółkowania. Obojętne, w co tam kto wierzył, wszyscy zgadzali się, że ogień jest jedynym środkiem na trupy. Wywożono je dwukółkami za miasto i tam ciskano w płomienie. Stos był podsycany na okrągło. Dym ze stosu, swąd, czarna tłusta sadza snuły się po ulicach przypominając mieszkańcom, że nie znają dnia ani godziny. W rezultacie ci, co jeszcze żyli, popadali w którąś z dwóch skrajności — czasami z jednej w drugą — umartwiając się lub nurzając w rozpuście. Nikt jak dotąd nie uwierzył, że gorączka osiągnęła już swoje szczyty, ani że nie będzie już gorzej. Strach szedł o lepsze z nadzieją. Bowiem rosły szeregi ludzi, przeważnie młodych, którzy przeszli piekło helikoidalnego wirusa i śmiało obnosili swoje smukłości po mieście. Do nich należała Oyre.
Oyre ścięło z nóg na ulicy. Dol Sakil wzięła chorą pod swoje opiekuńcze skrzydła, już zesztywniałą w bolesnym skurczu. Pielęgnowała przyjaciółkę bez cienia lęku o siebie, z ową apatyczną obojętnością, jaka zdążyła wejść jej w krew. Na przekór przepowiedniom sama nie zaniemogła i cała i zdrowa powitała Oyre, szczupłą, a nawet kościstą, po drugiej stronie igielnego ucha. Jedynym środkiem ostrożności zastosowanym przez Dol było odesłanie dziecka, Rastila Roona, do męża i synka Amin Lim.
Chłopiec już wrócił. Obie przyjaciółki spędzały czas przy nim, nie wychodząc z domu. Nastrój wyczekiwania na koniec świata nie był pozbawiony przyjemności. Pałac nudy ma wiele komnat balowych. Bawiły się z dzieckiem w prościutkie zabawy, przypominając sobie własne dzieciństwo. Kilka razy odwiedzała je Vry, lecz w tych dniach nieobecna duchem. Mówiła tylko o swej pracy i o wszystkich swoich ambitnych zamierzeniach. Kiedyś poniosło ją i w jakimś porywie wyznała swoją zażyłość z Raynilem Layanem, dla którego poprzednio nie miała dobrego słowa. Stosunki z nim wyprowadzały ją z równowagi, często budziły wstręt; nienawidziła mężczyznę po jego odejściu, jednak rzucała się na niego, gdy przychodził.
— Wszystkieśmy to robiły, Vry — zauważyła Dol. — Tyle, że ty jesteś nieco spóźniona, więc bardziej wszystko przeżywasz.
— Nie wszystkieśmy się narobiły do syta — cicho powiedziała Oyre. — Nie ma już we mnie pożądania. Uszło ze mnie… Może by wróciło, gdyby wrócił Laintal Ay.
Zapatrzyła się w błękitne niebo za oknem.
— Jestem cała roztrzęsiona — Vry pozostała myślami przy własnych kłopotach. — Mój dawny spokój diabli wzięli. Sama siebie nie poznaję.
W swoim wybuchu Vry ani słowem nie wspomniała Dathki, podobnie jak obie jej przyjaciółki. Miłość sprawiałaby jej więcej radości, gdyby Vry nie gryzła się Dathką; ciążył jej na sumieniu, a poza tym zaczął łazić za nią krok w krok. Obawiając się jakiegoś głupstwa z jego strony, bez trudu namówiła podszytego tchórzem Raynila Layana, żeby przenieść schadzki z mieszkań do zakonspirowanego pokoiku. W owym zakonspirowanym pokoiku Vry i jej widłobrody kochanek codziennie oddawali się miłości, podczas gdy miasto oddawało się zarazie, a przez otwarte okno dolatywało człapanie zwierząt pociągowych. Raynil Layan chciał zamknąć to okno, ale mu nie dała.
— Zwierzęta mogą roznosić chorobę — oponował… — Wyjedźmy, moja łanio, wyjedźmy z miasta, jak najdalej od moru i wszystkich naszych zmartwień.
— I jak byśmy żyli? Tu jest nasze miejsce. Tu w tym mieście i jedno w ramionach drugiego. Uśmiechnął się markotnie.
— A przypuśćmy, że jedno drugie zarazi morem? Rzuciła się w posłanie na wznak, aż jej piersi zatańczyły mu przed oczami.
— To umrzemy jedno na drugim, w trakcie kochania, zespoleni! Rozpal w sobie krew, Raynilu Layanie, rozpal od mojej. Spal się we mnie jeszcze i jeszcze!
Dłonią przejechała mu po owłosionym podbrzuszu, obłapiając nogami plecy kochanka.
— Ty nienasycona locho — powiedział z uwielbieniem i zwaliwszy się przy niej zagarnął dziewczynę pod siebie.
Dathką siedział na brzegu łóżka, wsparłszy głowę w dłoniach. Milczał, więc i dziewczyna na łóżku w milczeniu odwróciła twarz do ściany i podciągnęła kolana do piersi. Dopiero gdy wstał i zaczął się ubierać z pośpiechem typowym dla kogoś, kto nagle podjął decyzja, dopiero wtedy powiedziała:
— Nie mam moru, wiesz przecież.
Łypnął na nią posępnym okiem, ale pośpiesznie, bez słowa kończył się ubierać. Obróciła głowę, zgarniając z twarzy długie włosy.
— Więc co ci jest. Dathka?
— Nic.
— Słaby z ciebie chłop.
Wciągnął buty. na pozór bardziej zajęty nimi niż dziewczyną.
— Pies z tobą tańcował, babo. Innej pożądam… nie ciebie. Wbij to sobie do głowy i zmiataj stąd.
Ze ściennej szafki wyjął pięknej roboty puginał o zakrzywionej głowni. Blask jego aż raził przy stoczonych przez robaki drzwiczkach szafki. Wsunął puginał za pas. Dziewczyna zawoJ ła, pytając, dokąd się wybiera. Nie zwróciwszy na nią uwagi trzasnął drzwiami i głośno zbiegł po schodach.
Nie zmarnował tych paru ostatnich tygodni po odejściu Laintala Aya i po wykryciu tego. co uważał za zdradę Vry. Wiele czasu poświęcił na umacnianie swojej pozycji, pozyskując stronników wśród oldorandzkiej młodzieży, dogadując się z cudzoziemcami, których gniewało ograniczenie im przywilejów miejskich, bratając się z tymi — a było takich wielu — których bicie rodzimego pieniądza zmusiło do zmiany dotychczasowego trybu życia na pracę w pocie czoła. Mistrz menniczy Raynil Layan stanowił częsty obiekt jego krytyki.
Spokojnie było wokół, gdy wszedł w boczny zaułek, wyludniony, jeśli pominąć człowieka, którego opłacił do pilnowania bramy. Na rynku ludzie kręcili się z konieczności, dokonując codziennych zakupów. Maleńki kram apteczny, zastawiony imponującymi rzędami ampułek, nie narzekał na brak ruchu w interesie. Nadal było widać kupców w przebogatych kramach i w przebogatych szatach na grzbiecie. Widać było też ludzi z tobołami na grzbiecie, opuszczających zapowietrzone miasto w obawie przed pogorszeniem sytuacji.
Dathka nic z tego nie widział. Szedł jak pociągana sznurkami marionetka, z oczami utkwionymi przed siebie. Napięcie w mieście zlało się z napięciem w jego duszy. Osiągnęło punkt, w którym nie mógł już tego wytrzymać. Zabije Raynila Layana, a jeśli trzeba, to i Vry, i skończy z tym wszystkim. Wargi mu się uniosły i wyszczerzył zęby, przepowiadając sobie w myślach ten śmiertelny cios, raz, i jeszcze, i od nowa. Ludzie uskakiwali przed nim w strachu, przekonani, że ta zastygła twarz zwiastuje atak gorączki.
Wiedział, gdzie Vry ma swój sekretny pokoik, szpiedzy informowali go na bieżąco. Gdybym tu rządził — pomyślał sobie — zamknąłbym akademię raz na zawsze. Nikt nigdy nie miał odwagi tego zrobić. Ja miałbym. Teraz jest dobra pora, pod pretekstem, że zajęcia w akademii szerzą zarazę. To będzie dla niej dotkliwy cios.
— Opamiętaj się, bracie, opamiętaj! Módl się z poborcami o zbawienie, wysłuchaj świętej prawdy wielkiego Akhy Naaba…
Otarł się o ulicznego kaznodzieję. Tych durniów też by przepędził z ulicy, gdyby to od niego zależało. Pod stajnią musłangów w Alei Juliego przystąpił do niego znany mu mężczyzna, handlarz zwierząt i najemnik.
— I Jak?
— Jest tam na górze, kapitanie.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wiosna Helikonii»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wiosna Helikonii» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wiosna Helikonii» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.