Brian Aldiss - Wiosna Helikonii

Здесь есть возможность читать онлайн «Brian Aldiss - Wiosna Helikonii» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1989, ISBN: 1989, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wiosna Helikonii: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wiosna Helikonii»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dwa tysiące pięćset ziemskich lat liczy helikoński rok. Zima to żywioł fagorów, lato to czas ludzi. Wiosna to wojna. Wiosna to gorączka kości.

Wiosna Helikonii — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wiosna Helikonii», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W chmarze wynędzniałych stworów nadciągali jeźdźcy na kaidawach, nie tylu co na początku, ale dość wielu, aby rzucali się w oczy. W środku idącej w większym ordynku falangi, nisko zwiesiwszy rudy łeb, stąpał Rukk-Ggrl, niosący młodego kzahhna we własnej osobie. Za kzahhnem jechali jego wodzowie, dalej jego osobiste fildy, z których dwie tylko przeżyły, już jako dumne gildy. Wzięci do niewoli ludzie brnęli w ciżbie, objuczeni ładunkami.

Hrr-Brahl Yprt trzymał głowę wysoko, a metalowa osłona jego twarzy lśniła w mdłym świetle. Zzhrrk trzepotał nad nim jak proporzec. Kzahhn nie raczył obdarzyć spojrzeniem siedliska ludzi, którzy płacili mu haracz. Jednakże gardłowa pieśń płynąca mu na powitanie ponad ziemią trąciła jakąś strunę w jego łoni, bowiem zrównawszy się mniej więcej z Kościołem Krwawego Pokoju wzniósł w swej prawicy miecz ponad głowę, ale czy salutując, czy grożąc, pozostało to na zawsze tajemnicą. Nie zwalniając podążył swoją drogą.

Wobec tego, że Aoz Roon nie odstępował go na krok, Laintal Ay poszedł z nim pod wartownię. Tam czekali, dopóki nie zjawił się Skitosherill z żoną i obładowaną bagażami służącą.

— A to kto? — zapytał Skitosherill, wskazując palcem na Aoza Roona. — Czyżbyś już łamał swoją część naszej umowy, barbarzyńco?

— Niech ci wystarczy, że to mój przyjaciel. Dokąd idą wasi przyjaciele fagory?

Sibornalczyk wzruszył jednym ramieniem, jakby przeczenie niewarte było ruszenia obydwoma.

— Skąd mam wiedzieć? Zatrzymaj ich i zapytaj, skoroś taki ciekawy.

— Idą na Oldorando. Wy tego nie wiecie?… Wy zbóje, tak zaprzyjaźnieni z bestiami, wyśpiewujący pieśni na cześć ich przywódcy, nie wiecie tego?

— Gdybym wiedział, gdzie w głuszy leży każda barbarzyńska wioska, nie musiałbym brać ciebie na przewodnika.

Gotowych skoczyć sobie do oczu rozdzieliła żona Skitosherilla.

— Po co się kłócisz, Barboe? Róbmy, jak zamierzaliśmy. Skoro ten człowiek mówi, że potrafi wskazać nam drogę do Oldorando, nie odwodź go od tego.

— Oczywiście, kochanie — Skitosherill posłał jej uśmiech samych warg. Popatrzył spode łba na Laintala Aya i oddalił się, by niebawem wrócić ze zwiadowcą, który wiódł kilka jajaków. Małżonka mierzyła Laintala Aya i Aoza Roona wyniosłym spojrzeniem i milczała równie wyniośle. Rosła kobieta, prawie tak wysoka jak mąż, kryła niewieście kształty pod szarym strojem. Niezwykłe jasne proste włosy i jasnoniebieskie oczy czyniły ją powabną mimo nieprzystępnej miny. Laintal Ay przemówił do niej serdecznie:

— Doprowadzę was do Oldorando całych i zdrowych. Nasze miasto jest piękne i porywające, i słynie z gejzerów i wież z kamienia. Zadziwi cię Świstek Czasu. Wszystko, co tam ujrzysz, musi cię zachwycić.

— Mnie nic nie musi zachwycić — ucięła ostro. Jakby żałując tej odpowiedzi, cieplejszym tonem spytała go o imię.

— W drogę — rzekł dziarsko Skitosherill — zachód słońca za pasem. Wy dwaj barbarzyńcy pojedziecie na jajakach, nie ma wolnych mustangów. A ten zwiadowca będzie nam towarzyszył. Ma nas ustrzec od kłopotów.

— Tak jest, od wszelkich kłopotów — rzucił zwiadowca spod kaptura. Freyr dotykał horyzontu, gdy wyjechali w sześć osób i siedem jajaków, jeden juczny. Bez przygód minęli warty u zachodniej bramy osady. Wartownicy sterczeli jak cienie w zanikającym świetle, markotni, zapatrzeni w gęstniejący mrok. Kawalkada podążyła bezdrożami, śladem kudłatej armii kzahhna. Grunt był stratowany i splugawiony po przejściu licznych stóp. Laintal Ay jechał na czele. Nie zwracał uwagi na niewygodne siodło jajaka. Dławiący ciężar kładł mu się na sercu i łoni, gdy myślał o bezlitosnej armii gdzieś przed nimi i nabierał coraz większej pewności, że po drodze fagory zaleją Oldorando, bez względu na ostateczny cel wyprawy. Musiał popędzać jak najszybciej, obejść krucjatę od skrzydła i ostrzec miasto. Uderzył jajaka piętami po żebrach, przynaglając go siłą woli. Oyre z roześmianymi oczyma uosabiała wszystko, co ukochał w rodzinnym mieście. Nie żałował swojej długiej nieobecności, gdyż dzięki niej zyskał nowe zrozumienie samego siebie i nowy szacunek dla intuicji dziewczyny; widząc jego niedojrzałość, jego zależność od innych życzyła mu czegoś lepszego, nie potrafiąc, być może, ubrać tego w słowa. Wróciwszy, przyniesie jej przynajmniej cząstkę tych niezbędnych zalet. Pod warunkiem, że przybędzie na czas.

Zanurzyli się w mroczny las, osnuty złotą pajęczyną blasku zachodzącej Bataliksy. Młode jeszcze drzewa rosły jak trawy, koronami niewiele przewyższając głowy jeźdźców. Nie opodal przemykały zjawy. Cieniutki potok pragnostyków płynął na wschód, korytem własnej, tajemniczej oktawy, jakoś unikając kzahhna i znajdując sobie wolną drogę przez jego szeregi. Wymizerowane twarze sunęły jak blade widma w cieniu młodych drzew. Obejrzał się, chyląc szczupłe ciało w siodle. Zamykali pochód, zwiadowca z Aozem Roonem, trudni do rozróżnienia w półmroku. Aoz Roon spuścił głowę załamany, bez życia. Przed nim jechała służąca z jucznym jajakiem. Tuż za sobą miał Skitosherilla z żoną, w szarych kapturach ocieniających im twarze. Utkwił spojrzenie w bielejącej twarzy kobiety. Zalśniły jej niebieskie oczy, ale w rysach zastygło coś, co wzbudziło w nim strach. Czyżby śmierć już podkradała się do nich? Ponownie trącił piętami nieruchawego jajaka, popędzając zwierzę na spotkanie niebezpieczeństwa.

XV. SWĄD SPALENIZNY

Cisza panowała w Oldorando. Mało ludzi chodziła ulicami. Większość owych przechodniów trzymała przy twarzy jakieś panacea, czasami ukryte pod maską na nos i usta, chroniącą od moru, much i swądu wielkich ognisk. Wysoko nad dachami para strażników, o włos ledwie od siebie, płonęła jak gorejące ślepia. Mieszkańcy wyczekiwali pod dachami. Jako społeczność zrobili wszystko, co w ich mocy. Teraz pozostało tylko czekać.

Wirus przerzucał się w mieście z dzielnicy do dzielnicy. W jednym tygodniu większość zgonów ograniczała się do dzielnicy południowej zwanej Pauk, podczas gdy reszta miasta oddychała swobodniej. Po czym cięgi zbierał rejon na drugim brzegu Voralu, ku uldze pozostałych. Lecz po kilku dniach zaraza mogła nawiedzić błyskawicznie swoje poprzednie rewiry i znów ten sam lament wzbijał się z tych samych ulic, nawet z domostw tych samych, co przedtem.

Tanth Ein i Faralin Ferd, namiestnicy Embruddocku, Raynil Layan, mistrz menniczy, oraz Dathka, lord Zachodniego Stepu, utworzyli Komitet Gorączki, w którym też i zasiadali z garstką przydatnych mieszkańców, jak Mama Bikinka z domu zdrowia. Wspierały ich pomocnicze siły pielgrzymujących pannowalskich poborców, którzy zatrzymali się w Oldorando z kazaniami przeciwko nieśmiertelności miasta, komitet uchwalił reguły zwalczania skutków gorączki. Nad przestrzeganiem tych reguł czuwał specjalny kontyngent milicji. Na każdej ulicy, w każdym zaułku rozlepiono obwieszczenia zapowiadające jedną i tę samą karę za ukrywanie zwłok i za grabież: gryz fagora, prymitywny sposób egzekucji, który przyprawiał bogatych kupców o perwersyjny dreszczyk. Obwieszczenia na rogatkach ostrzegały wszystkich przybywających, że w mieście panuje zaraza. Niewielu uciekinierów ze wschodu śpieszyło się tak bardzo, by zlekceważyć ostrzeżenie — kreśląc znak koła na czole obchodzili miasto. Złudna byłaby nadzieja, że obwieszczenia zatrzymają tych, którzy wobec miasta mają złe zamiary.

Pierwsze w Oldorando wozy, toporne dwukółki zaprzężone w mustangi, bez przerwy turkotały na ulicach. Zwożono nimi dzienne pokłosie; zarazy, tych złożonych w całunie na chodniku, i tych bezceremonialnie wyrzuconych nago za drzwi lub z górnych okien. Mąż, matka czy dziecko, obojętnie jak bardzo kochani za życia, konając budzili tylko wstręt i mdłości, po zgonie tym większe.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wiosna Helikonii»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wiosna Helikonii» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Brian Aldiss - Helliconia
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Non-Stop
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Helliconia Summer
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Helliconia Winter
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Helliconia Spring
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Frankenstein Unbound
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Forgotten Life
Brian Aldiss
Brian Aldiss - Dracula Unbound
Brian Aldiss
Отзывы о книге «Wiosna Helikonii»

Обсуждение, отзывы о книге «Wiosna Helikonii» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x