Gene Wolfe - Piąta głowa Cerbera

Здесь есть возможность читать онлайн «Gene Wolfe - Piąta głowa Cerbera» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1999, ISBN: 1999, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Piąta głowa Cerbera: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Piąta głowa Cerbera»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Powieść można porównać do tkaniny o skomplikowanym, fascynującym wzorze, misternie utkanej z wątków trzech, pozornie odrębnych, mikropowieści. Każda z nich stanowi pasjonującą lekturę, razem tworzą natomiast zupełnie nową jakość; dopiero przewróciwszy ostatnią kartkę czytelnik zaczyna sobie uświadamiać jak wielkie znaczenie miały pozornie mało istotne wzmianki rozrzucone w tekście i natychmiast zaczyna czytać książkę od nowa, by móc w pełni docenić mistrzostwo Gene Wolfe'a, jednego z najbardziej oryginalnych i fascynujących twórców współczesnej science fiction.

Piąta głowa Cerbera — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Piąta głowa Cerbera», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Muły radziły sobie dzielnie i, przynajmniej na razie, sprawiają wrażenie silnych, wytrzymałych, a do tego nieszczególnie złośliwych. Są większe od koni i znacznie od nich silniejsze, z pyskami długości męskiego ramienia oraz wielkimi żółtymi zębiskami, które błyskają spod grubych warg, kiedy zwierzaki skubią rosnące przy drodze ciernie. Dwa są siwe, jeden kary. Chłopiec spętał je, jak tylko zatrzymaliśmy się na postój; słyszę teraz, jak wędrują dokoła obozowiska, a od czasu do czasu widzę też parę buchającą im z pysków, która wisi w zimnym powietrzu niczym wyblakły duch.

* * *

7 kwietnia . Wczoraj wydawało mi się, że już na dobre rozpoczęliśmy wędrówkę, dziś jednak widzę, iż był to zaledwie spacer po zasiedlonych (przynajmniej częściowo) terenach rolniczych w bezpośrednim sąsiedztwie Lądowiska Francuzów; gdybym wspiął się na jedno z niewysokich okolicznych wzgórz, na pewno ujrzałbym światła domostw. Rankiem minęliśmy nawet niewielką osadę nazwaną przez chłopca Żabie Doły; wątpię, czy ta nazwa spodobałaby się mieszkańcom. Zapytałem go, czy mu nie wstyd, bo przecież w jego żyłach także płynie francuska krew, on zaś odpowiedział całkiem poważnie, że nie, bo jest potomkiem Wolnych Ludzi (tak mówi o tubylcach) i tylko wobec nich jest lojalny. Mówiąc krótko, wierzy bez zastrzeżeń ojcu, co czyni go jedyną taką osobą na świecie. Mimo to nie sposób odmówić mu inteligencji; cóż, tak wielka bywa niekiedy siła oddziaływania rodziców.

Zaraz za Żabimi Dołami droga po prostu znikła. Dotarliśmy do granicy „nigdzie”, co bezbłędnie wyczuły nasze zwierzęta, stając się mniej uparte, za to bardziej płochliwe, czyli straciły nieco cech ludzkich, zyskały zaś zwierzęcych. Powinienem chyba wyjaśnić, że wędrujemy na północny zachód, bynajmniej nie najkrótszą drogą prowadzącą do rzeki, ponieważ chcemy ominąć większą część łąkomorza (na widok rąk starego żebraka zyskałem przeświadczenie, że nie mam czego tam szukać!), przekraczając jednocześnie jak najwięcej wpadających do rzeki strumieni, z których możemy czerpać pitną wodę. Jest to o tyle ważne, że Tempus dopiero w znacznej odległości od ujścia staje się na tyle czysta, żeby można było zaspokoić w niej pragnienie.

Powinienem był wczoraj wspomnieć (ale zapomniałem), iż podczas rozbijania namiotu okazało się, że nie zabraliśmy siekiery ani żadnego innego narzędzia, którym można by wbić śledzie w ziemię. Zbeształem chłopca, on jednak tylko się roześmiał i szybko rozwiązał sprawę za pomocą kamienia. Przynosi mnóstwo suchego drewna na opał i z zadziwiającą łatwością łamie patyki i gałęzie na kolanie. Najpierw buduje z nich coś w rodzaju małego domku, który następnie wypełnia suchą trawą i liśćmi, przy czym zajmuje mu to mniej czasu, niż potrzebowałem na napisanie tych słów. Zawsze (to znaczy wczoraj i dzisiaj) prosi mnie, żebym rozpalił ogień; widocznie uważa, iż tę ważną czynność może wykonywać tylko dowódca ekspedycji. Przypuszczam, że w obozowym ognisku jest coś świętego, jeżeli boskie dzieło sięga tak daleko od Soi; jednak chyba po to, żebyśmy nie pogrążyli się bez reszty w świętej tajemnicy dymu, chłopiec utrzymuje ogień w stanie szczątkowym, tak że nie mogę wyjść z podziwu, jak udaje mu się na nim cokolwiek ugotować. Za każdym razem, kiedy oparzy sobie palce (a zdarza mu się bardzo często), po dziecinnemu wkłada je sobie do ust i skacze dokoła ogniska, mamrocząc coś niezrozumiale.

* * *

8 kwietnia . Nie znam nikogo, kto by strzelał mniej celnie niż on. Jak na razie to jedyna rzecz, której nie robi dobrze. Przez trzy dni nosił strzelbę, ale po kilku próbach użycia broni postanowiłem mu ją odebrać, ponieważ kierował ją mniej więcej we właściwą stronę, zaciskał powieki i pociągał spust. Jestem przekonany, iż w głębi serca (jeśli w ogóle ma coś takiego) uważa, że zwierzynę zabija hałas. Wszystkie nasze dotychczasowe zdobycze upolowałem sam, albo wyrwawszy mu strzelbę z rąk i oddawszy drugi strzał, już do ruchomego celu, albo posługując się sztucerem, co jednak wiąże się z marnotrawstwem ciężkiej amunicji oraz utratą znacznej części mięsa rozszarpanego wielkokalibrowym pociskiem.

Z drugiej strony chłopiec (nie mam pojęcia, dlaczego tak go nazywam, chyba dlatego że tak mówił o nim ojciec; bo przecież jest już niemal mężczyzną, w dodatku zaledwie osiem albo dziewięć lat młodszym ode mnie — przynajmniej fizjologicznie) doskonale radzi sobie z tropieniem ranionej zwierzyny. Jest w tym znacznie lepszy od najlepiej wyszkolonego psa — to chyba o czymś świadczy — i wielokrotnie zapuszczał się na te tereny, choć nigdy nie dotarł tam, gdzie znajduje się (mam nadzieję, że nie mityczna) święta jaskinia, której szukamy. Wygląda na to, że wspólnie z matką spędza sporo czasu na łonie natury; odniosłem wrażenie, iż nie spodobało jej się życie, jakie zaproponował im w Lądowisku Francuzów ojciec chłopaka, i wcale jej się nie dziwię. Tak czy inaczej, dzięki moim umiejętnościom strzeleckim i tropicielskim zdolnościom chłopca z pewnością nie zabraknie nam pożywienia.

Co jeszcze wydarzyło się dzisiaj? Ach tak: kot. Szedł za nami co najmniej od czasu, kiedy minęliśmy Żabie Doły. Zauważyłem go dziś około południa i w pierwszej chwili (nieregularne plamy słonecznego blasku rozsiane rzadko wśród ciemnozielonych cieni, to wszystko zaś na tle niemal czarnego nieba; taka sceneria jest w stanie wywołać niejedno złudzenie) wziąłem za tygrysa oponiastego. Poderwałem sztucer do ramienia i strzeliłem, kula poszła za wysoko, a chwilę potem wszystko wróciło do właściwych proporcji: wybujałe drzewa okazały się zaledwie krzakami, odległość zaś, którą początkowo oszacowałem na co najmniej dwieście pięćdziesiąt jardów, zmalała do zaledwie stu, w związku z czym mój „tygrys oponiasty” przeistoczył się w zwykłego domowego kota, bez wątpienia ziemskiego pochodzenia, zapewne mieszkańca którejś z okolicznych farm. Wciąż podąża naszym śladem, trzymając się w odległości około ćwierć mili. Dziś po południu strzeliłem do niego dwa razy z odległości dwustu, trzystu jardów, co tak bardzo wystraszyło chłopca, że czym prędzej pożałowałem swych kotobójczych zapędów i powiedziałem mu, że jeśli zdoła obłaskawić zwierzę, będzie mógł je sobie zatrzymać. Kota przypuszczalnie zwabiły resztki po naszych posiłkach. Jutro będzie ich jeszcze więcej, ponieważ zastrzeliłem jelenia rosiarza.

* * *

10 kwietnia. Dwa dni nieprzerwanej wędrówki, podczas których widzieliśmy sporo dzikiej zwierzyny, lecz ani śladu tubylców. Przeprawiliśmy się przez trzy niewielkie strumienie; według chłopca nazywają się Żółty Wąż, Biegnąca Dziewczyna i Koniec Dni, według mojej mapy natomiast: Struga Pięćdziesięciu Mil, Rzeka Johnsona oraz Rougette. Żaden nie sprawił nam poważniejszych problemów. Pierwsze dwa pokonaliśmy w bród, nie zbaczając ze szlaku, Rougette przekroczyliśmy kilkaset jardów w górze rzeki — zabarwiła moje buty oraz nogi chłopca i mułów. Jutro spodziewam się ujrzeć Tempus (chłopiec mówi na nią po prostu „Rzeka”), on zaś mnie zapewnia, iż święta grota tubylców jest bardzo daleko stąd, ponieważ na tym odcinku brzegi są niskie, podmokłe i z pewnością nie ma w nich żadnych jaskiń.

Z dużym opóźnieniem uświadomiłem sobie, że jeśli chłopiec — tak jak twierdzi — znaczną część życia spędził w dziczy, to pomimo szkodliwego wpływu ojca oraz zasianego przez tamtego przekonania, że jest półkrwi aborygenem, może stanowić doskonałe źródło informacji. Co prawda zarejestrowałem naszą rozmowę na taśmie, postanowiłem jednak ją stranskrybować, tak jak zamierzam od tej pory czynić ze wszystkimi bardziej interesującymi materiałami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Piąta głowa Cerbera»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Piąta głowa Cerbera» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Piąta głowa Cerbera»

Обсуждение, отзывы о книге «Piąta głowa Cerbera» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x