— Stary Mędrcze! Czy potrafisz czytać w gwiazdach?
Drobna postać wydawała się jeszcze bardziej przezroczysta niż do tej pory, lecz zarazem jakby nieco urosła.
— Tak — odparł. — Chociaż nie zawsze widzę w nich to samo co wy.
— A umiesz wśród nich chodzić?
— Mogę robić, co zechcę.
— W takim razie co mówią? Czy jeszcze ktoś umrze?
— Jutro? Odpowiedź brzmi: tak i nie.
— Co to znaczy? Kto ma umrzeć?
— Codziennie ktoś umiera — odparł Stary Mędrzec. — Nie zapominaj, że jestem jednym z tych, których nazywacie Dziećmi Mroku. Jeśli gwiazdy do mnie mówią, to tylko o naszych sprawach… ale wszelkie podziały to głupota. Prawdą jest to, w co się wierzy.
— Czy to będzie Siedem Oczekujących Dziewcząt?
Stary Mędrzec pokręcił głową.
— Nie ona. Nie jutro.
Stąpający położył się z westchnieniem ulgi.
— O innych nie będę pytał. Nie chcę wiedzieć.
— Bardzo rozsądnie.
— W takim razie po co wędrować wśród gwiazd?
— Właśnie: po co? Przed chwilą odśpiewaliśmy naszym zmarłym Pieśń Łez. Myślałeś o innych, którzy też zginęli, dlatego nie gniewamy się na ciebie za to, że się do nas nie przyłączyłeś, choć Pieśń Łez jest lepsza od takich myśli.
— Jednak nie sprowadzi ich z powrotem.
— Czy na pewno byśmy tego chcieli?
— Czego? — Stąpający po Piasku stwierdził ze zdziwieniem, że jest wściekły, i świadomość ta jeszcze bardziej go rozgniewała. — O czym ty właściwie mówisz? — warknął, nie doczekawszy się odpowiedzi.
Gwiazdy mrugały z lodowatą pogardą, ignorując ich obu.
— Chciałem tylko zapytać — przemówił wreszcie Stary Mędrzec, starannie dobierając słowa — czy śpiewalibyśmy z radości, gdyby Wnykarz i Myśliwy wrócili, czy może zabilibyśmy ich zaraz po zmartwychwstaniu?
Stąpający doszedł do wniosku, że jego rozmówca wyraźnie odmłodniał. Cóż, duchy bywają dziwne… i łatwo się obrażają. Przypomniał sobie o tym w samą porę.
— Wybacz, jeśli cię uraziłem — powiedział jak najuprzejmiej. — A więc twoi przyjaciele nazywali się Wnykarz i Myśliwy? Skoro jestem przyjacielem Dzieci Mroku, to byli też moimi przyjaciółmi, podobnie jak Krwawiący Palec i Jadalne Liście. Dla nich też powinniśmy coś zrobić — na przykład usiąść w koło i do późnej nocy snuć opowieści o ich czynach — ale raczej nie tutaj. Nie czuję się tu zbyt dobrze.
— Rozumiem cię. Ty sam do pewnego stopnia przypominasz tego, kogo nazwałeś Krwawiącym Palcem.
— Matka jego matki i matka mojej matki przypuszczalnie były siostrami.
— Dlaczego tak pilnie przypatrujesz się moim towarzyszom?
— Ponieważ do tej pory nie przypuszczałem, że Dzieci Mroku mają imiona. Zawsze myślałem o nich po prostu jako o Dzieciach Mroku.
— Wiem o tym. — Stary Mędrzec ponownie skierował wzrok w niebo, co natychmiast przypomniało Stąpającemu o twierdzeniu Starego, jakoby potrafił wędrować wśród gwiazd. Po bardzo długim czasie (Stąpający zdążył przewrócić się na brzuch i położyć głowę na splecionych ramionach, dzięki czemu czuł słaby, słonawy zapach swojej skóry) Stary Mędrzec powiedział: — Nazywają się Lis, Łabędź i Świstak.
— Jak ludzie.
— Zanim ludzie zeszli z nieba, nie znaliśmy żadnych imion — ciągnął Stary Mędrzec rozmarzonym tonem. — Mieliśmy długie, obłe ciała i mieszkaliśmy w norach pod korzeniami drzew.
— Wydawało mi się, że to my tacy byliśmy — zauważył Stąpający po Piasku.
— Coraz częściej mi się myli — przyznał starzec. — Jesteście tak liczni, a nas zostało tak niewielu…
— Słyszycie nasze pieśni?
— Ja jestem waszymi pieśniami. Kiedyś ludzie wykorzystywali ręce wyłącznie do zdobywania żywności. Potem pojawili się wśród nich tacy, którzy wędrowali z gwiazdy na gwiazdę. Jeszcze później okazało się, że ci, co zostali, słyszeli pieśni tych, co wyruszyli, więc wysłali ich ponownie, jeszcze dalej. Ci czuli własne pieśni w swoich kościach, ale nie dzięki sobie, lecz dzięki tym, co zostali. Kiedyś byłem pewien, że wiem, kto jest kim; teraz nie mam już tej pewności.
— A ja nie jestem pewien, czy wiem, o czym mówisz.
— Niczym iskra z bezdennych czeluści pustki, lśniący kształt wsunął się do morza… — ciągnął Stary Mędrzec, lecz Stąpający po Piasku już go nie słuchał. Ułożył się między Słodkoustą a Siedmioma Oczekującymi Dziewczętami i wyciągnął ku nim ręce.
* * *
Nazajutrz przed świtem koniec liany znowu zsunął się po stromej ścianie. Tym razem ludzie z łąkomorza nie musieli schodzić, by zmusić więźniów do wspinaczki. Wystarczyło, że ktoś krzyknął z góry, a sami, co prawda powoli i niechętnie, wyszli na powierzchnię. Czekał tam już na nich Wschodni Wiatr.
— Jakie były gwiazdy tej nocy? — zapytał go Stąpający po Piasku.
— Niedobre. Bardzo niedobre. Ostatni Głos jest mocno zaniepokojony.
— Mnie też się zdawało, że nie wyglądają najlepiej — powiedział Stąpający. — Szybkobiegacz wplątany we włosy Kobiety o Płonących Włosach… Wątpię, żeby Krwawiący Palec i Jadalne Liście dostarczyli waszą wiadomość. Jadalne Liście zawsze robił to, o co go proszono, ale stary Krwawiący Palec prawie na pewno rozpowiada komu się da, że zasługujecie na gorszy los niż ten, który was spotkał. Ja w każdym razie na pewno to powiem, jeśli mnie wyślecie.
— Głupiec! — wykrzyknął Wschodni Wiatr i spróbował go powalić, lecz mu się nie udało, więc musieli to za niego uczynić dwaj jego ludzie.
Z powodu mgły było ciemniej niż poprzedniego ranka. Zaraz po obudzeniu Stąpający pomyślał, że ciemność i zimna mgła, która powinna być najgęściejsza nad wodą, stworzą mu doskonałe warunki do ucieczki, lecz wyglądało na to, że nie tylko on doszedł do takiego wniosku, ponieważ dwaj strażnicy wzięli go między siebie i mocno chwycili za ramiona. Droga dłużyła mu się niemiłosiernie. Kiedy się potknął, strażnicy podtrzymali go i zmusili do przyspieszenia kroku. Nieduże, zgarbione plecy Dzieci Mroku oraz znacznie szersze i jaśniejsze ludzi z łąkomorza pojawiały się i nikły we mgle.
— Wczoraj wieczorem mieliśmy wspaniałą ucztę — powiedział jeden ze strażników. — Nie byliście zaproszeni, ale dzisiaj na pewno będziecie.
— A wasze gwiazdy nadal są zagniewane — odparł Stąpający. Strach i wściekłość wypełniły oczy strażnika. Z całej siły wykręcił rękę więźniowi. Z przodu, zza całunu mgły, dobiegły nieludzkie wrzaski, po czym zapadła cisza.
— Może gwiazdy gniewają się na nas — powiedział drugi strażnik — ale za to znów najemy się do syta.
Minęli ich dwaj mężczyźni, każdy z martwym ciałem Dziecka Mroku w ramionach. Stąpający po Piasku poczuł zapach rzeki i w niesamowitej, utkanej z mgły ciszy usłyszał szmer głaszczących brzeg zmarszczek na jej powierzchni.
Ostatni Głos stał tam gdzie poprzednio, opleciony siwymi mackami mgły. Ludzie z łąkomorza założyli naszyjniki, bransolety i opaski z jaskrawozielonej trawy, utworzyli ogromnego węża i tańczyli powolny, monotonny taniec, coś przy tym pomrukując. Wschodni Wiatr odprawił jednego ze strażników, po czym wy| szeptał Stąpającemu do ucha:
— Możliwe, że to już ostatnie takie zgromadzenia na bagnach. Gwiazdy są rozwścieczone.
— Aż tak bardzo się ich boicie? — zapytał pogardliwie Stąpający po Piasku.
Zaraz potem Wschodni Wiatr znikł. Strażnicy spędzili więźniów — Stąpającego, jego matkę, ostatnie Dziecko Mroku i dwie dziewczęta — w drżącą gromadkę. Różowe Motyle płakała, Siedem Oczekujących Dziewcząt starała się uspokoić niemowlę, kołysząc je i plotąc jakieś bzdury, i wzywała Boga. Stąpający objął ją, a ona wtuliła twarz w jego ramię.
Читать дальше