— Ten — powiedział z góry Stąpający i wskazał na prawdziwego Stąpającego, który stanowczo pokręcił głową. — Nie bój się, nie złożymy cię w ofierze. Jeszcze nie teraz. Wychodź.
— Czy mnie uwolnisz?
Tamten parsknął śmiechem.
— W takim razie, bracie, jeśli chcesz ze mną rozmawiać, musisz tu przyjść.
Wschodni Wiatr popatrzył na mężczyzn trzymających lianę, na pół żartobliwie wzruszył ramionami, po czym zsunął się na dno Drugiego Oka.
— Chciałbym zobaczyć cię w lepszym świetle — powiedział do Stąpającego po Piasku. — Masz moją twarz.
— Jesteś moim bratem — odparł Stąpający. — Śniłem o tobie, a matka potwierdziła, że istniejesz. Zaraz po tym, jak przyszliśmy na świat, ona i jej matka zaniosły nas do kąpieli. Zjawili się ludzie z bagien, zmusili jej matkę, żeby wyjawiła twoje imię, dzięki czemu mogli posiąść nad tobą władzę, a następnie ją zabili.
— Wiem o wszystkim — powiedział Wschodni Wiatr. — Mówił mi o tym Ostatni Głos, mój nauczyciel.
Stąpający po Piasku miał nadzieję, że coś osiągnie, wciągając do rozmowy matkę, zapytał więc:
— Jak ona miała na imię? Twoja matka, którą utopili. Wiedziałem, ale zapomniałem.
Jednak Rozkołysane Gałęzie Cedru tylko szlochała.
— Musisz zginąć, żeby zanieść nasze posłanie rzece, która przekaże je gwiazdom, które powtórzą je Bogu — powiedział Wschodni Wiatr. — Ostatni Głos ostrzegł mnie, że twoja śmierć może oznaczać dla mnie pewne niebezpieczeństwo, ponieważ jesteśmy jedną osobą.
Stąpający potrząsnął głową i splunął.
— To dla ciebie zaszczyt — dodał Wschodni Wiatr. — Teraz jesteś po prostu chłopcem z gór, ale tam, wśród gwiazd, staniesz się większy nawet ode mnie, choć ja potrafię odczytać wiadomości, które rzeka śle Bogu.
— Wcale mnie tak bardzo nie przypominasz, a poza tym nie masz brody — odparł Stąpający po Piasku i dotknął górnej wargi, na której nieśmiało zaczął kiełkować zarost. Słodkousta, która do tej pory wraz z Jadalnymi Liśćmi i Krwawiącym Palcem przysłuchiwała się w milczeniu, niespodziewanie zaczęła chichotać. Stąpający zgromił ją spojrzeniem, ona zaś, niezdolna opanować wesołości, wskazała na Wschodni Wiatr.
— W niemowlęctwie obwiązują nam mocno te części ciała długimi kobiecymi włosami — wyjaśnił Wschodni Wiatr. — Krew przestaje dopływać i usychają. To nie boli, umierają zaś tylko nieliczni z tych, którzy mieli zostać gwiezdnymi wędrowcami. Powiedziałem, że Ostatni Głos ostrzegł mnie przed konsekwencjami twojej śmierci. Umrzesz przede mną i udasz się do rzeki i gwiazd. Nie obawiam się tego. W snach będę razem z tobą odwiedzał miejsca, z których czerpie się siłę. Przyszedłem, żeby ci powiedzieć, że w swoich snach jeszcze długo będziesz żywym człowiekiem.
— Niebiański Nauczycielu, jest ich więcej — przemówił głos z góry. — Czy chcesz wyjść?
Stąpający podniósł wzrok i na tle nieba ujrzał miniaturowe sylwetki Dzieci Mroku osaczone zewsząd przez mieszkańców łąkomórz.
— Nie — odparł Wschodni Wiatr. — Skoro nie boję się tych, którzy przynajmniej są ludźmi, dlaczego miałbym się bać tamtych?
— Może powinieneś — mruknął Stąpający po Piasku.
Dzieci Mroku zsunęły się po osypującej się stromiźnie. W blasku dnia wydawały się jeszcze mniejsze niż nocą, bezkrwiste, zdeformowane. Stąpającemu przemknęła przez głowę myśl, że gdyby naprawdę byli dziećmi i tak wyglądali, już dawno by umarli.
— Wkrótce umrzemy — powiedziało jedno z Dzieci Mroku (Stąpający nie był pewien które). — A oni nas zjedzą. Ciebie też.
— Rytualne spożywanie darów przeznaczonych dla rzeki nie ma nic wspólnego ze zwykłym zaspokajaniem głodu — wycedził z pogardą Wschodni Wiatr. — Was po prostu zjemy na kolację.
— W sumie pięć sztuk, Niebiański Nauczycielu — oznajmił z góry człowiek, który wcześniej rozmawiał ze Wschodnim Wiatrem, i zatarł ręce. Wyglądało na to, że wśród swoich cieszy się sporym poważaniem. — Nie znam większego przysmaku niż mięso Dziecka Mroku.
— Sześć — poprawił go Wschodni Wiatr.
— Tego dołu nie wykopano rękami — stwierdziło któreś z Dzieci Mroku. Wszystkie zawzięcie grzebały w ziemi, przesiewając piasek między palcami.
— To twoi wierni słudzy — zwrócił się Wschodni Wiatr do Stąpającego po Piasku. — Może byś im opowiedział o ich nowym domu?
— Chętnie, ale nikt nie wie, dlaczego świat jest taki, jaki jest, oprócz tego, że wszystko dzieje się na nim zgodnie z wolą Boga.
— W takim razie słuchaj uważnie, a dowiesz się, gdzie trafiliście. Zaledwie kilkaset kroków na wschód stąd rzeka rozrasta się w nieskończoność. Jesteśmy jakby w miejscu, w którym łodyga przechodzi w kwiat, tyle że kwiatem jest bezkresny Ocean.
— Nie wierzę.
— Jeszcze nie rozumiesz? Wciąż nie wiesz, dlaczego rzeka jest świętsza od Boga i gwiazd? Dlaczego każde dziecko zaraz po przyjściu na świat musi zostać w niej wykąpane i dlaczego za każdym razem, kiedy spadnie gwiazda, należy zmącić jej wodę krwią gwiezdnego wędrowca? Ta rzeka to Czas. Kończy swój bieg w świętym miejscu, czyli Oceanie, który jest przeszłością i nie ma granic. Na jej wschodnim, niskim brzegu, gdzie woda jest czasem słodka, a czasem słona, znajduje się Oko — wielki okrąg, z którego wyruszają gwiezdni wędrowcy. Na zachodnim Ocean uznał za stosowne stworzyć Drugie Oko, aby przechowywać tam dary, które niebawem do niego dotrą. Ostatni Głos, który wiele myślał o tych sprawach, twierdzi, że ręce Oceanu, bez przerwy uderzające o plaże, przynoszą piasek, na którym teraz stoimy, lecz odsuwając się, zabierają go ze sobą. Właśnie dlatego Drugie Oko nigdy nie jest puste, ale i nigdy nie zostanie napełnione.
— Myjemy dzieci w rzece, ponieważ rzeka symbolizuje czystość Boga — powiedział Stąpający po Piasku — i ponieważ są zbrukane ziemią spod korzeni drzew, ich ojców. Jeśli chodzi o resztę bzdur, które wygłosiłeś, są dla mnie warte tyle samo co twoje twierdzenie, że jesteśmy jednym człowiekiem.
— Ostatni Głos otwierał ciała kobiet… — zaczął Wschodni Wiatr, lecz dostrzegłszy grymas odrazy na twarzy Stąpającego, odwrócił się, chwycił za lianę i dał znak swoim ludziom, żeby go wyciągnęli. Na górze odwrócił się, pomachał i zawołał: — Żegnaj, matko! Żegnaj, bracie!
Potem odszedł.
— Mogłeś coś od niego wytargować, ale teraz już na pewno nie wróci — wymamrotał zrzędliwie Krwawiący Palec.
Stąpający wzruszył ramionami.
— Dają wam tu coś do picia? — zapytał. — Jestem spragniony, a nie widzę żadnych kałuż.
Cienia również nie było, lecz Dzieci Mroku kładły się już tam, gdzie powinien zjawić się najpierw, zwinięte w nieduże ciemne kulki.
— O zachodzie słońca rzucają nam łodygi jakichś roślin — odparł Krwawiący Palec. — Nie są może najsmaczniejsze, ale za to bardzo soczyste. To wszystko, co dostajemy do picia i do jedzenia. — Wskazał kciukiem na Dzieci Mroku. — Gdybyśmy wytłukli to robactwo, mielibyśmy pod dostatkiem pożywienia i napitku. Nas trzech na nich pięciu: to całkiem nieźle, a poza tym, dopóki słońce jest na niebie, prawie nie będą stawiać oporu.
— Was dwóch, nas sześciu. Poza tym Jadalne Liście nie będzie walczył ze mną.
Przez chwilę Krwawiący Palec sprawiał wrażenie bardzo zagniewanego i Stąpający po Piasku, który wciąż dobrze pamiętał jego wielkie, silne pięści, przygotował się do starcia, ale zaraz potem Palec uśmiechnął się, odsłaniając liczne braki w uzębieniu.
Читать дальше