Gene Wolfe - Piąta głowa Cerbera

Здесь есть возможность читать онлайн «Gene Wolfe - Piąta głowa Cerbera» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1999, ISBN: 1999, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Piąta głowa Cerbera: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Piąta głowa Cerbera»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Powieść można porównać do tkaniny o skomplikowanym, fascynującym wzorze, misternie utkanej z wątków trzech, pozornie odrębnych, mikropowieści. Każda z nich stanowi pasjonującą lekturę, razem tworzą natomiast zupełnie nową jakość; dopiero przewróciwszy ostatnią kartkę czytelnik zaczyna sobie uświadamiać jak wielkie znaczenie miały pozornie mało istotne wzmianki rozrzucone w tekście i natychmiast zaczyna czytać książkę od nowa, by móc w pełni docenić mistrzostwo Gene Wolfe'a, jednego z najbardziej oryginalnych i fascynujących twórców współczesnej science fiction.

Piąta głowa Cerbera — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Piąta głowa Cerbera», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przeszedł z donośnym chlupotem kilka kroków, po czym znowu znieruchomiał, zawstydzony czynionym przez siebie hałasem. Dokoła wszystko zdawało się nasłuchiwać. Spróbował ponownie i po kilkuset krokach opanował metodę chodzenia, pozwalającą poruszać się w miarę cicho. Brnąc po kolana w wodzie, przesuwał stopy równolegle do podłoża, a następnie opuszczał je skierowane palcami w dół. Zupełnie jak ptak brodzący, przemknęło mu przez głowę. Dawno temu widywał na brzegu rzeki długonogich, przystrojonych pióropuszami pożeraczy żab. Teraz naprawdę jestem Stąpającym po Piasku, pomyślał.

Pod stopami miał jednak nie piasek, lecz błoto. Parokrotnie obawiał się, że ugrzęźnie w nim na dobre; niewielkie zwierzęta chyba dość blisko spokrewnione ze skalnymi kotami pierzchały przed nim we wszystkie strony albo ratowały się, nurkując w wodnych oczkach. Coś, czego nie był w stanie wypatrzyć w ciemności, pogwizdywało na niego z kęp trzcin i czarnych jam.

Żal, żal, żal , śpiewały Dzieci Mroku coraz bliżej. Grunt, choć wciąż podmokły, nie był już przykryty warstwą wody. Stąpający przesuwał się od cienia do cienia, zamierając w bezruchu za każdym razem, kiedy przez chmury przedarło się nieco blasku bliźniaczej planety. Z oddali dobiegł jakiś głos (równie wysoki jak głosy Dzieci Mroku, ale rozbrzmiewający naprawdę):

— Zaczaili się na niego.

— Nic mu nie zrobią — odparł drugi, znacznie mniej wyraźnie. — Jest naszym przyjacielem. On… my… zabijemy wszystkich.

Stąpający ukrył się w kępie trzcin. Minęło pięć, potem dziesięć minut, a on wciąż ani drgnął. Chmury odpłynęły na wschód, lecz natychmiast zastąpiły je nowe. Wiatr kołysał trzcinami i szeptał coś tajemniczo. Dużo później inny głos, nie należący do Dziecka Mroku, powiedział:

— Odeszli. Jeśli w ogóle tu byli. Tamci ich słyszeli.

Inny głos bąknął coś w odpowiedzi. Jakieś sto kroków z przodu Stąpający raczej usłyszał niż zobaczył niewielkie poruszenie. Zaczekał jeszcze pięć minut, po czym ostrożnie ruszył w lewo, by obejść to miejsce szerokim łukiem.

Godzinę później wiedział już, że zasadzkę utworzyło czterech mężczyzn, którzy zajęli pozycje w rogach nieforemnego czworokąta; podejrzewał, że Dzieci Mroku znalazły się wewnątrz pułapki. Nie po raz pierwszy był zwierzyną — w dzieciństwie dwukrotnie musiał uciekać przed wygłodniałymi bandami — więc bez trudu zdołałby się wycofać i poszukać nowego miejsca na odpoczynek albo wrócić do starego. On jednak, wystraszony i podekscytowany, wciąż skradał się naprzód.

— Wkrótce będzie świtać — przemówił jeden z mężczyzn.

— Cicho! Mogą przyjść następni.

Stąpający po Piasku był już prawie pośrodku czworokąta. Powoli, ostrożnie sunął do przodu. Nagle jego wyciągnięta ręka natrafiła na pustkę; teren opadał gwałtownie, co prawda nie pionowo, ale bardzo stromo. Ziemia była miękka. Wytężył wzrok, usiłując dostrzec cokolwiek w ciemności.

— Widzimy cię — usłyszał szept Dziecka Mroku. — Wychyl się jeszcze trochę do przodu, jeśli możesz, i wyciągnij ręce.

Jak tylko to uczynił, poczuł uścisk drobniutkich, cienkich palców. Skręcił tam, gdzie go pociągnęły, i ujrzał obok siebie cień, a zaraz potem drugi. W sumie były trzy, lecz pierwszy już zdążył rozpłynąć się między trzcinami. Cztery, ale obok niego był już tylko ten czwarty. Pięć… i chwilę później był sam na sam z piątym. Przypadł do wilgotnej ziemi, zawrócił i poczołgał się tam, skąd przybył. To z prawej, to z lewej odzywały się przyciszone głosy, a w pewnej chwili któryś z myśliwych powiedział tuż przy jego uchu:

— Idź sprawdzić.

Zaraz potem rozległ się donośny łomot i trzask łamanych trzcin. Po prawej stronie jakiś człowiek poderwał się z ziemi i rzucił do ucieczki. Kiedy przebiegał obok zaczajonego Dziecka Mroku, maleńka postać podcięła go i powaliła na ziemię. Stąpający dopadł go w chwili, gdy ciało myśliwego zetknęło się z gruntem; wbił mu w kark twarde jak kamień kciuki i przycisnął do ziemi. Niebo rozcięła błyskawica. W jej blasku ujrzał dwie maleńkie dłonie sunące bezlitośnie ku oczom obezwładnionego mężczyzny.

Chwilę później podniósł się na nogi. Dokoła panowała nieprzenikniona ciemność, ludzie z łąkomorza przeraźliwie krzyczeli, wtórował im tryumfalny, wysoki glos. Tuż przed Stąpającym po Piasku zamajaczyła jakaś postać; niewiele myśląc kopnął ją w krocze, po czym z całej siły rąbnął kolanem w pochyloną głowę. Zanim zdążył się cofnąć, na karku tamtego nie wiadomo skąd wylądowało kolejne Dziecko Mroku i ścisnęło mu szyję nogami.

— Uciekajmy!

— Dlaczego? — Głos Dziecka Mroku emanował spokojem i zadowoleniem. — Przecież jesteśmy górą!

Człowiek, na którym siedziało, do tej pory zgięty wpół, wyprostował się raptownie. Nogi natychmiast zacisnęły się jeszcze mocniej i po chwili myśliwy osunął się na kolana. Zapadła cisza jeszcze głębsza niż przed walką, ponieważ zamikły nawet ptaki i owady, a wiatr nie kołysał już trzcinami.

— Już po wszystkim — oznajmiło Dziecko Mroku wysokim głosikiem. — I co, podobają ci się?

Stąpający wcale nie był pewien, czy walka naprawdę dobiegła końca.

— Rzeczywiście, jesteście bardzo odważni, ale nie zapominajcie, że to ja rozprawiłem się z dwoma z nich.

Myśliwy dźwignął się z klęczek i chwiejnym krokiem odszedł tam, dokąd skierowało go siedzące mu okrakiem na karku Dziecko Mroku.

— Nie miałem na myśli nas, tylko naszych przeciwników — rozległ się głos. — Jest ich tylu, że wystarczy na kilka posiłków. Teraz zbieramy się obok kryjówki, w której nas trzymali. Idź tam, a sam się przekonasz.

— A ty nie idziesz?

Stąpający rozejrzał się w poszukiwaniu rozmówcy, lecz nigdzie nie mógł go dostrzec. Nie otrzymał też odpowiedzi. Odwrócił się i, wiedziony doskonale rozwiniętym zmysłem orientacji, wrócił do zagłębienia terenu. Byli tam już wszyscy czterej myśliwi: trzej z jeźdźcami na karkach, czwarty jęczący rozpaczliwie, z zakrwawionymi rękami uniesionymi do pustych oczodołów. W stratowanej bagiennej trawie przycupnęło jeszcze dwoje Dzieci Mroku.

— Dzisiaj zjemy ślepca, resztę zaprowadzimy w góry i podzielimy się z przyjaciółmi — oświadczył ktoś zza pleców Stąpającego.

Człowiek pozbawiony oczu jęknął jeszcze głośniej.

— Chciałbym cię zobaczyć — powiedział Stąpający po Piasku.

— Czy jesteś Starym Mędrcem, z którym rozmawiałem trzy noce temu?

— Nie.

Nie wiadomo skąd pojawiło się szóste Dziecko Mroku. W słabej poświacie (nawet Stąpający, ze swym doskonałym wzrokiem, widział zaledwie niewyraźne zarysy postaci) sprawiał wrażenie całkowicie materialnego, ale znacznie starszego od pozostałych. Chmury rozstąpiły się na chwilę i wtedy blask gwiazd zalśnił na jego głowie, jakby była pokryta szronem.

— Zorientowaliśmy się, że jesteś przyjacielem, tylko dzięki twemu śpiewowi. Jesteś jeszcze bardzo młody. Czyżbyś stał się jednym z nas zaledwie trzy noce temu?

— Istotnie, jestem waszym przyjacielem — odparł ostrożnie Stąpający — ale nie wydaje mi się, żebym był jednym z was.

— Tylko w myślach. Liczy się wyłącznie to, co w głowie.

— Gwiazdy — przemówił ślepiec głosem sączącym się jak krew z otwartej rany. — Gdyby był tutaj Ostatni Głos, nasz gwiezdny wędrowiec, wszystko by wam wytłumaczył. Opowiedziałby, jak to jest, kiedy opuszcza się ciało, by żeglować wśród gwiazd i dosiąść Walecznego Jaszczura, jak to jest, kiedy widzi się to samo, co widzi Bóg, i wie się to, co on wie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Piąta głowa Cerbera»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Piąta głowa Cerbera» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Piąta głowa Cerbera»

Обсуждение, отзывы о книге «Piąta głowa Cerbera» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x