• Пожаловаться

John Ringo: Tam będą smoki

Здесь есть возможность читать онлайн «John Ringo: Tam będą smoki» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию). В некоторых случаях присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, год выпуска: 2005, ISBN: 83-7418-053-6, издательство: ISA, категория: Фантастика и фэнтези / Боевая фантастика / Фэнтези / на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале. Библиотека «Либ Кат» — LibCat.ru создана для любителей полистать хорошую книжку и предлагает широкий выбор жанров:

любовные романы фантастика и фэнтези приключения детективы и триллеры эротика документальные научные юмористические анекдоты о бизнесе проза детские сказки о религиии новинки православные старинные про компьютеры программирование на английском домоводство поэзия

Выбрав категорию по душе Вы сможете найти действительно стоящие книги и насладиться погружением в мир воображения, прочувствовать переживания героев или узнать для себя что-то новое, совершить внутреннее открытие. Подробная информация для ознакомления по текущему запросу представлена ниже:

John Ringo Tam będą smoki

Tam będą smoki: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tam będą smoki»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Akcja powieści osadzona jest kilka tysiącleci w przyszłość, kiedy to ludzie żyją w stworzonej przez siebie utopii. Pojęcia takie jak praca czy ubóstwo dawno zostały zapomniane, a dzięki niezwykle zaawansowanej technologii medycznej, ludzie żyją po kilkaset lat i dowolnie formują swoje ciała przyjmując postać zwierząt czy wyimaginowanych stworzeń. Ich jedynym zmartwieniem jest wyszukiwanie coraz to nowszych rozrywek, m.in. poprzez toczenie potyczek z orkami w wirtualnej rzeczywistości czy też uprawianie rekreacjonizmu, czyli odtwarzanie sposobu życia w wybranym okresie historycznym.

John Ringo: другие книги автора


Кто написал Tam będą smoki? Узнайте фамилию, как зовут автора книги и список всех его произведений по сериям.

Tam będą smoki — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tam będą smoki», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Wyszczekałem. Fukyama potrafił poznać dobry interes — odpowiedział McCanoc, unosząc na chwilę przyłbicę. Znajdował się w na tyle dużej odległości, że jego czarna chmura ledwie sięgała Talbota, ale Dionys i tak wyraźnie dziwił się, że nie miała na jego przeciwnika żadnego wpływu. Nanity zdawały się trzymać w niewielkiej odległości od zbroi kowala, jakby bojąc się jej dotknąć. Przez chwilę przyglądał się pytająco, po czym opuścił zasłonę, przyjmując pozycję bojową. — Ty też mnie nie pokonasz, baronie Edmundzie — dodał, robiąc ostrożny krok w przód i wyprowadzając w niego pchnięcie mieczem.

Superostra klinga uderzyła w tarczę Edmunda, ale Talbot sparował cios, pozwalając szczytowi miecza ześliznąć się po zbroi.

— Żadna broń nie przebije mojej zbroi — kontynuował McCanoc, krążąc wokół mniejszego przeciwnika. — Moje ostrze przebije się przez twoje blachy, a chmura zabije cię, nawet jeśli nie zrobi tego miecz. Fajne, nie? To protokół medyczny, który dostałem w prezencie od Chansy. Myślę, że spodoba się twojej żonie. Może ją też nim potraktuję, kiedy już urodzi nasze dziecko. Ty zginiesz tutaj, Edmundzie Talbot.

— Myślę, że nie — odparł baron, wzdychając. — Obelgi, obelgi, obelgi. Prawie się spodziewam, że za chwilę powiesz: „ti, ti, ti”. Jak dotąd twoja chmura nie wygląda, jakby miała działać. — Z łatwością osłonił się przed kolejnym ciosem i odsunął się w bok, unosząc młot w gotowości. — A wiesz, Dionys, naprawdę nie jesteś dobry w obelgach.

— Myślisz, że potrafisz lepiej? — parsknął McCanoc, wyskakując w przód i wyprowadzając cios w tarczę Talbota. Tym razem Edmund wprost zablokował opadający miecz, który zadźwięczał głośno, uderzając o metal tarczy.

— Och, tak — odpowiedział Edmund. — Co? Nie myślisz chyba, że mam standardową zbroję, prawda? Jestem mistrzem kowalskim. Oczywiście, że to zbroja wspomagana, durniu! A co do obelg… Zobaczmy. — Zastanowił się przez chwilę, a potem odchrząknął. — Dionys, tyś tchórz. Wysyłasz, zaprawdę, innych przed sobą, sam bojąc się walki. Bijesz kobiety, jednakowoż boisz się uderzyć męża, by twej parszywej skóry nie przecięło ostrze lepsze od twego. Prawdziwie powiadam, jesteś tchórzem, McCanoc.

— Co? — wrzasnął Dionys, kolejny raz waląc w tarczę. Edmund sparował cios, jakby ten nie miał żadnego znaczenia i spokojnie ciągnął dalej.

— Dionys, tyś fanfaron. Fanfaronem pustosłownym, albowiem przegrałeś w każdym pojedynku. Walczysz ze słabeuszami i samochwałami jak ty, a kiedy staje przed tobą prawdziwy rycerz, uciekasz z podkulonym ogonem. A jednak ze swej ucieczki wielką czynisz przechwałkę. McCanoc, tyś fanfaronem.

Herzer w zdumieniu przyglądał się, jak kowal zaczyna tańczyć wokół znacznie większego przeciwnika, niewzruszenie blokując cios za ciosem i praktycznie wyśpiewując swoje obelgi, gdy Dionys atakował go z furią.

— Dionys, tyś śmierdziel. Dech twój cuchnie zgniłym ejakulatem koni, bo to właśnie z lubością pijesz co rano. Twe ciało śmierdzi strachem, a gnój żrących szparagi kóz lepiej pachnie niż twe wąsy. McCanoc, tyś śmierdzielem.

Usłyszawszy to, Dionys praktycznie zaskowytał i zaczął gonić za Edmundem po całym obozie. Inni schodzili im z drogi, śmiejąc się z obelg Edmunda. Pomimo swych potężnych rozmiarów McCanoc nie był w stanie dopaść kowala.

— Dionys, tyś paskudny. Twe orki nie biegną przed siebie do walki, lecz uciekają przed twym obliczem. Zaprawdę, w historii brzydoty zapisano ci znaczące miejsce. Twoja matka, dziwka, zemdlała z przerażenia, gdy z piskiem odrazy otwarł się przed tobą replikator. Pechowi opiekunowie, którym przyszło się tobą opiekować, musieli zawieszać ci na szyi mięso, by chciał się z tobą bawić pies. Ten zaś pomylił twarz z zadkiem i to jego wolał lizać. McCanoc, tyś brzydki.

McCanoc dyszał ciężko.

— Dionys, tyś głupi. Trzykrotnie, żeś nas zaatakował i trzykrotnie cię odrzuciliśmy, choć zaprawdę, liczebnie ledwie ułamek twych wojsk posiadamy. Tyś niepiśmienny i niegdyś nie poznał pojęcia „porażka w szczegółach”, albowiem do przeczytania tych paru liter cały dzień musiałbyś zużyć. Nawet największy prostak zrozumie, że taktyka twa jako osiłka ze szkółki, którego nauczyciele wypuścili wreszcie, choć nawet palcami malować nie umie. Sam fakt, że potrafisz oddychać, musi zasługę stanowić homunkulusa jakowegoś, któren to siedzi na twym ramieniu i szepcze nieustannie „wdech, wydech”, albowiem przez bezmyślność z pewnością zapomniałbyś o tym. Spytano mnie, czy potrafisz równocześnie iść i żuć gumę, na co przecząco odparłem, albowiem znalazłem cię twarzą w dół na ziemi, a guma za dowód przed tobą leżała. McCanoc, tyś głupcem. — I tak — zakończył, odbijając tarczą kolejny cios i zatrzymując taniec — fachowo się kogoś wyzywa! A teraz uciekaj albo zacznę po arabsku, ty nędzna kupo galarety!

Herzer żałował, że nie widzi twarzy Dionysa, był pewien, że tamten jest o włos od zawału. Głos miał ochrypły i brzmiał prawie tak, jakby płakał.

— Zapłacisz mi za to, Edmundzie Talbocie! — wrzasnął, waląc swoją tarczą o tarczę Edmunda i uderzając mieczem. Edmund z niemal pogardliwą łatwością sparował oba ataki i odbił w bok klingę miecza swoim toporem. Herzer zauważył, że o ile McCanoc był wyraźnie zmęczony, Edmund wyglądał równie świeżo, jak na początku pojedynku.

— I cóż to za powrót — westchnął Talbot, szykując swój młot. — Wiesz, czemu nie przejmuję się, kiedy ludzie obrażają mnie pod imieniem Edmunda?

— Nie — odpowiedział Dionys, podchodząc do przodu tak, by czarna chmura otoczyła kowala. — I nie obchodzi mnie to. Zamierzam cię zabić.

— Ponieważ to nie jest moje imię — łagodnie odpowiedział Talbot. — To imię mojego brata, który zginął w Anarchii. Udał się tam jak wielu młodych ludzi próbujących znaleźć w tym świecie prawdziwą rywalizację. I podobnie jak większość padł ofiarą anarchii, od której pochodzi nazwa i zginął w jakiejś bezsensownej potyczce. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, więc udałem się tam za nim. Całe lata zajęło mi odkrycie jego losu. Lata, w trakcie których, szukając brata, znalazłem coś, co uznałem za swoje przeznaczenie.

Jego głos był teraz lodowaty i twardy i nawet McCanoc znieruchomiał, ujęty jakąś niezrozumiałą dla siebie głębią ukrytą pod prostymi słowami kowala.

— Mam na imię Karol — wypowiedział w końcu Talbot, i równocześnie otoczył go błękitny blask, który w błyskach srebra rozproszył czarną chmurę. — A ty, Dionys, przekonasz się teraz, czemu nazywają mnie MŁOTEM!

Młot wyskoczył do przodu szybciej, niż można było nadążyć wzrokiem, szybciej nawet niż błyskawiczne cięcia Bast, i Dionys został odrzucony w tył w fontannie iskier. Jego tarcza została strzaskana, więc odrzucił ją z krzykiem, chwytając się za bolącą rękę.

— Chciałeś zostać królem Anarchii, tak? — powiedział Talbot, przechwytując dzikie uderzenie Dionysa na swoją tarczę i odbijając klingę siłową, jakby był to powiew wiatru. — Chciałeś zniszczyć całą moją pracę, tak? — kontynuował, uderzając młotem w ramię Dionysa i odrzucając go w tył w kolejnej eksplozji iskier. — Chciałeś zdobyć moje miasto, tak? — zapytał, uderzając w ramię McCanoca trzymające miecz w chwili, gdy tamten zamachnął się do kolejnego uderzenia. lecz odleciał w dal, a Talbot niepowstrzymanie postąpił do przodu, przycinając znacznie większego wojownika do ściany. — Zgwałciłeś moją żonę, tak? — powiedział Edmund z furią w głosie, na co Dionys pochylił głowę i rzucił się i niego. — Chciałeś zabić ją jak psa, jak zabiłeś mojego bratał Edmund bez wysiłku odsunął się na bok i przy akompaniamencie kolejnej fontanny błękitnych iskier umieścił młot z tyłu hełmu McCanoca, co wywołało dźwięk jak uderzenie w dzwon. Postać w czarnej zbroi padła rozciągnięta na ziemię, a Edmund uniósł swój młot do śmiertelnego ciosu.

Читать дальше
Тёмная тема

Шрифт:

Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tam będą smoki»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tam będą smoki» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё не прочитанные произведения.


Robert Silverberg: Zamek Lorda Valentine'a
Zamek Lorda Valentine'a
Robert Silverberg
libcat.ru: книга без обложки
libcat.ru: книга без обложки
Iain Banks
John Varley: Tytan
Tytan
John Varley
Robert Silverberg: Król Snów
Król Snów
Robert Silverberg
Отзывы о книге «Tam będą smoki»

Обсуждение, отзывы о книге «Tam będą smoki» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.