Frank Herbert - Diuna

Здесь есть возможность читать онлайн «Frank Herbert - Diuna» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1985, ISBN: 1985, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Diuna: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Diuna»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Arrakis, zwana Diuną, to jedyne we wszechświecie źródło melanżu — substancji przedłużającej życie, umożliwiającej odbywanie podróży kosmicznych i przewidywanie przyszłości. Z rozkazu Padyszacha Imperatora Szaddama IV rządzący Diuną Harkonnenowie opuszczają planetę, swe największe źródło dochodów. Diunę otrzymują w lenno Atrydzi, ich zaciekli wrogowie. Zwycięstwo księcia Leto Atrydy jest jednak pozorne — przejęcie planety ukartowano. W odpowiedzi na atak połączonych sił Imperium i Harkonnenów dziedzic rodu Atrydów, Paul —końcowe ogniwo planu eugenicznego Bene Gesserit — staje na czele rdzennych mieszkańców Diuny i wyciąga rękę po imperialny tron.
Nagroda Nebula 1965.
Nagroda Hugo 1966.

Diuna — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Diuna», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Chani rzuciła okiem na Gurneya, na Paula, skinęła głową i pomknęła na dół skacząc po kamieniach ze zręcznością gazeli.

— To twoja kobieta — powiedział Gurney.

— Matka mojego pierworodnego — rzekł Paul. — Atrydzi mają następnego Leto.

Gurney skwitował to jedynie rozszerzeniem oczu. Paul obserwował krzątaninę wokół nich krytycznym okiem. Barwa curry zdominowała już południowy nieboskłon i nadchodziły kapryśne porywy i podmuchy wiatru, siekąc ich pyłem po głowach.

— Zapnij filtrfrak — powiedział Paul. I zamocował swoją maskę oraz kaptur wokół twarzy. Gurney wykonał polecenie, błogosławiąc filtry. Paul zapytał stłumionym przez filtr głosem:

— Którym ze swej załogi nie dowierzasz, Gurney?

— Jest trochę nowych rekrutów. Pozaświatowców… — Umilkł dziwiąc się sobie nagle. Pozaświatowców. Z jaką łatwością przyszło mu to słowo.

— Tak? — powiedział Paul.

— Nie przypominają zwykłej zbieraniny niebieskich ptaków, jaka nam się dostaje — rzekł Gurney. — Są twardsi.

— Harkonneńscy szpiedzy? — spytał Paul.

— Myślę, mój panie, że oni nie meldują się nikomu z Harkonnenów. Podejrzewam, że są to ludzie w służbie imperialnej. Jest na nich nieuchwytne piętno Salusa Secundus.

Paul przeszył go ostrym spojrzeniem.

— Sardaukarzy?

Gurney wzruszył ramionami.

— Być może, ale to jest doskonale zakamuflowane.

Paul pokiwał głową myśląc, jak łatwo Gurney z powrotem wpadł w koleiny członka świty atrydzkiej… chociaż z subtelnymi zahamowaniami… różnicami. Jego też zmieniła Arrakis.

Dwaj zakapturzeni Fremeni wyłonili się ze skalnej szczeliny pod nimi i zaczęli wspinać się na górę. Jeden z nich dźwigał duży tobół na ramieniu.

— Gdzie są teraz moi ludzie? — zapytał Gurney.

— Pod skałami, w bezpiecznym miejscu — powiedział Paul. — Mamy tu jaskinię, Grotę Ptaków. Po burzy zadecydujemy, co z nimi zrobić.

Z góry zawołał jakiś głos:

— MuadDib!

Paul odwrócił się na wołanie, zobaczył fremeńskiego wartownika wzywającego ich gestem na dół do jaskini. Dał znak, że słyszy. Gurney przyglądał mu się z nowym wyrazem twarzy.

— Ty jesteś Muad’Dibem? — zapytał. — Ty jesteś tym błędnym ognikiem pustyni?

— To moje fremeńskie imię — powiedział Paul.

Gurney odwrócił się od niego, przybity ogarniającym go złym przeczuciem. Połowa jego własnej załogi leżała martwa na piasku, reszta była w niewoli. Nie obchodzili go nowi rekruci, ci podejrzani, lecz wśród pozostałych byli dobrzy ludzie, przyjaciele, ludzie, za których czuł się odpowiedzialny. „Po burzy zadecydujemy, co z nimi zrobić”. Tak powiedział Paul, tak Muad’Dib powiedział. I Gurney wspomniał historie opowiadane o Muad’Dibie, o Lisanie al-Gaibie: że zdarł skórę z harkonneńskiego oficera na obicie bębna, że był otoczony komandosami śmierci, fedajkinami, którzy rzucili się w bój ze swym psalmem śmierci na ustach. I to był Paul.

Dwaj Fremeni, którzy wdrapywali się na skały, wskoczyli lekko na skalną półkę przed Paulem. Pierwszy, o ciemnej twarzy, powiedział:

— Wszystko zabezpieczone, Muad’Dibie. Lepiej chodźmy już na dół.

— Tak jest.

Gurney odnotował ton głosu tego mężczyzny — ni to komendy, ni to prośby. To był człowiek zwany Stilgarem, inna postać z nowych fremeńskich legend. Paul spojrzał na tobół taszczony przez drugiego mężczyznę.

— Korba, co jest w tobole?

Odpowiedział Stilgar:

— To z gąsienika. Były na tym inicjały tego tutaj twojego przyjaciela, a w środku baliseta. Wiele razy słyszałem, jak mówiłeś o nadzwyczajnej biegłości Gurneya Hallecka w grze na balisecie.

Gurney bacznie przypatrywał się mówiącemu — zauważył brzeg czarnej brody nad maską filtrfraka, jastrzębie spojrzenie, ostro rzeźbiony nos.

— Masz kompana, który myśli, mój panie — powiedział Gurney. — Dziękuję ci, Stilgarze.

Stilgar skinął na swego towarzysza, by przekazał tobołek Gurneyowi.

— Podziękuj swojemu panu księciu. Jego rękojmia daje ci wstęp tutaj.

Gurney wziął tobół, zaintrygowany twardymi nutami w tej rozmowie. W postawie tego człowieka było coś wyzywającego i Gurney zachodził w głowę, czy to przypadkiem nie uczucie zazdrości. Oto pojawił się ktoś zwany Gurneyem Halleckiem, kto zna Paula jeszcze sprzed czasów Arrakis, człowiek, którego udziałem jest zażyłość zamknięta na zawsze przed Stilgarem.

— Chciałbym, żebyście wy dwaj zostali przyjaciółmi — powiedział Paul.

— Stilgar Fremen to głośne imię — rzekł Gurney. — Zresztą każdego zabójcę Harkonnenów czułbym się zaszczycony zaliczyć do swoich przyjaciół.

— Czy uściśniesz dłoń mojego przyjaciela Gurneya Hallecka, Stilgarze? — zapytał Paul.

Stilgar z wolna wyciągnął ręce, zamknął w uścisku stwardniałą od miecza prawicę Gurneya.

— Mało jest takich, co nie słyszeli imienia Gurneya Hallecka — powiedział i zwolnił uścisk. Obrócił się do Paula:

— Wali na nas samum.

— Rozkaz — rzekł Paul.

Stilgar zawrócił prowadząc ich w dół przez skały krętą, pełną pętli ścieżką do cienistej szczeliny, która kończyła się niskim wylotem jaskini. Ludzie pośpiesznie zamocowali za nimi gródź. Kule świętojańskie ukazały rozległą nakrytą kopułą przestrzeń, wycięty w bocznej ścianie występ, a za nim otwór korytarza. Paul wskoczył na występ i powiódł depczącego mu po piętach Gurneya w głąb korytarza. Pozostali skierowali się do drugiego tunelu naprzeciwko wejścia. Paul minął przedsionek i wkroczył do komnaty z draperiami koloru ciemnoczerwonego wina na ścianach.

— Mamy tutaj chwilę dla siebie — powiedział. — Inni uszanują moje…

W przedsionku zabrzęczał alarmowy czynel; po nim rozległy się krzyki i szczęk broni. Paul zakręcił się na pięcie i wypadł przez przedsionek z powrotem na próg atrium górujący nad zewnętrzną salą. Gurney znalazł się tuż za nim z dobytą bronią. W dole na podłodze groty wirował kłąb walczących postaci. Paul stał przez moment taksując scenę i oddzielając fremeńskie burnusy i burki od strojów przeciwników. Zmysły, wyszkolone przez matkę w wykrywaniu najniklejszych wskazówek, uchwyciły znamienny fakt: Fremeni walczyli z ludźmi noszącymi szaty przemytników, lecz ci przemytnicy przywarowali po trzech, zbijając się pod naporem w trójkąty. Ten zwyczaj walki wręcz był legitymacją sardaukarów imperialnych. Jakiś fedajkin z tłumu dostrzegł Paula i jego bojowy okrzyk przetoczył się echem po sali:

— Muad’Dib! Muad’Dib! Muad’Dib!

Inne oko również wyłowiło Paula. Śmignął ku niemu czarny nóż. Paul uchylił się, usłyszał za sobą brzęk stali o kamień, zobaczył, jak Gurney podnosi nóż. Trójkątne grupki wypierano teraz w głąb. Gurney podsunął nóż Paulowi pod oczy, wskazując włos spirali żółtej imperialnej barwy, złotą lwią grzywę, wielopłaszczyznowe oczy na gałce rękojeści. Sardaukarzy bez żadnych wątpliwości.

Paul wysunął się na skraj półki. Pozostało jedynie trzech sardaukarów. Zakrwawione szmaciane wzgórki sardaukarów i Fremenów zalegały salę zawiłym deseniem.

— Stać! — krzyknął Paul. — Książę Paul Atryda nakazuje wam przerwać walkę!

Walczący zachwiali się, zawahali.

— Sardaukarzy! — zawołał Paul do ocalałej trójki. — Z czyjego rozkazu podnosicie rękę na panującego księcia? — I dodał prędko, gdy jego ludzie zaczęli zaciskać pierścień wokół sardaukarów: — Stać, mówię!

Jeden z osaczonej trójki wyprostował się.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Diuna»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Diuna» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Frank Herbert - The Godmakers
Frank Herbert
Frank Herbert - Les enfants de Dune
Frank Herbert
Frank Herbert - Dune
Frank Herbert
Frank Herbert - Dune (Tome 1)
Frank Herbert
Frank Herbert - Children of Dune
Frank Herbert
Frank Herbert - Dune Messiah
Frank Herbert
Frank Herbert - Oczy Heisenberga
Frank Herbert
libcat.ru: книга без обложки
Frank Herbert
libcat.ru: книга без обложки
Frank Herbert
libcat.ru: книга без обложки
Frank Herbert
libcat.ru: книга без обложки
Frank Herbert
libcat.ru: книга без обложки
Frank Herbert
Отзывы о книге «Diuna»

Обсуждение, отзывы о книге «Diuna» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x